Zawyżone standardy mogą urwać Ci jaja.

Jak wiecie w ramach tworzenia prentkiego zdarza mi się od czasu do czasu brać udział w różnego rodzaju akcjach – eventach, planach filmowych, targach, wycieczkach albo nudnych spotkaniach w salach konferencyjnych z pomalowanymi na biały kolor ścianami, na których podają te przystrojone serem i kawałkiem łososia herbatniki.

Ich tematyka jest różna, miejsca są różne, cele i zadania są różne ale z reguły wszystkie te sytuacje łączy jedno.

Za każdym razem kiedy pojawiam się w takim miejscu osoby, które mnie tam zaprosiły zachowują się tak jakby na śniadanie wypiły bezglutenowego szejka z bananem, mefedronem i solidną porcją metaamfetaminy.

I właśnie z powodu przedawkowania banana biorą mnie najwyraźniej za Kasię Tusk czy tam inną Mandarynę.

O co jednak chodzi – po pierwsze, nie wiedzieć czemu wszyscy z góry zakładają, że bloger to taki samolubny buc o usposobieniu Napoleona, któremu nieustannie trzeba usługiwać bo inaczej strzeli on focha i wysmaruje coś obraźliwego na swoim tłiterze. Jak dotąd chyba tylko raz spotkałem się z sytuacją, kiedy ktoś od początku traktował mnie jak zdrowego na umyśle człowieka (nie, żeby miał rację ale liczą się intencje). Cała reszta zachowywała się tak jakby spodziewała się, że lada moment zażyczę sobie wielkiego telewizora z kolekcją mongolskiego baletu i wazy M&M’sów, z której ktoś specjalnie dla mnie wyjmie wszystkie czerwone drażetki.

To może się Wam wydawać śmieszne ale pomyślcie z kim Ci ludzie musieli wcześniej współpracować skoro już na wstępie brali mnie za takiego palanta.

Ostatnio kiedy razem z paroma innymi blogerami wybraliśmy się na małą wycieczkę, ktoś cztery razy przepraszał mnie za to, że hotel, w którym się zatrzymaliśmy nie jest Hiltonem w centrum. Tymczasem mój pokój miał powierzchnię boiska piłkarskiego, okno nie wychodzące na tył baru dla rowerzystów i dwie umywalki. Wyobrażacie to sobie? Mogłem myć każdą rękę w osobnej umywalce, w salonie stał płaski telewizor, a na łóżku leżały darmowe cukierki – a mimo to ktoś zakładał, że mogę być z tego faktu niezadowolony.

Wybaczcie ale szczerze mówiąc mógłbym nocować nawet w namiocie na parkingu przy autostradzie, a i tak byłbym zadowolony z faktu, że ktoś w ogóle zaprosił mnie na taką wycieczkę.

Naprawdę nie wyobrażacie sobie jak trudne musi być bycie jakimś znanym celebrytą – jeśli na każdym kroku wszyscy wokół naskakiwaliby mi z podobną częstotliwością to chyba bym się zastrzelił. To jest bardziej niezręczne i żenujące niż próba wytłumaczenia gościowi, który poprosił Was o autograf, że wcale nie jesteście „tym znanym piosenkarzem Disco-Polo co śpiewał na na na nana na na”.

Ani tym bardziej Mandaryną.

Widzicie, nie wiem czy to tylko moje odczucie ale wydaje mi się, że to wszystko idzie w cholernie dziwnym kierunku. Ostatnio na przykład pewna znajoma opowiadała mi o tym, jak to  jej przedszkolu rodzicie przez pół godziny kłócili się o to jakiej pasty do zębów powinny używać dzieciaki. Wyobrażacie to sobie? Półgodzinna debata dorosłych ludzi o tym jaką pastą mają myć zęby przedszkolaki?

 

 

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *