Jeśli mieliście okazję pojeździć trochę nowszymi samochodami wyposażonymi w te wszystkie napędzane magią udogodnienia i imitujące włókno węglowe oznaki prestiżu, najpewniej trudno jest Wam wyobrazić sobie możliwość przesiadki na stałe do czegoś, w czym okna otwiera się wciąż przy użyciu korbki.
Ewentualnie z pomocą drugiej ręki bo chyba coś się znowu zapiekło.
Albo inaczej – być może wydaje się Wam, że taka przesiadka byłaby na swój sposób ciekawa i intrygująca, ale tylko pod warunkiem, że później będziecie mogli wrócić znów do swojego klimatyzowanego wnętrza, ksenonów i radia z MP3.
A nie użerać się z rozładowującym się co chwila akumulatorem i reflektorami świecącymi równie dobrze co latarka ze sklepu „wszystko za 4 złote”.
Do czego zmierzam – na pewno widzieliście różne nastrojowe filmy przedstawiające ludzi w starych porsche czy BMW jeżdżących po sobie mieście przy klimatycznej muzyce i przepięknych zachodach słońca. To generuje pewien wyidealizowany archetyp starego samochodu, który jeśli mam być szczery jest równie prawdziwy co świat wykreowany w reklamach serków do kanapek.
W normalnym świecie kobieta, która pakuje ten ser do pudełka ma na imię Grażyna i wcale nie robi tego w górskiej chatce za pomocą drewnianej łyżki…
Widzicie, prawda jest taka, że każdy kto przez dłuższy czas jeździł samochodem, w którym do znalezienia trójki potrzebny jest sekstans i mapa, po przesiadce do czegoś nowszego w pierwszej chwili odczuje wyraźną ulgę. Bo nagle poczuje, że kierownica obraca się lekko, gaźnik nie dławi się przy gwałtownym dodaniu gazu w zakręcie, a przy prędkości 110 kilometrów na godzinę nie odnosi się wrażenia, że z samochodu lada moment odpadną koła.
Biegi wchodzą gładko po lekkim muśnięciu lewarka, elementy deski rozdzielczej nie podskakują na dziurach, a latem temperatura we wnętrzu nie dochodzi do poziomu przy którym wasze majtki mogą niechcący dostać samozapłonu.
Trzeba po prostu zdać sobie sprawę, że wedle obecnych standardów jazda nawet najlepiej odrestaurowanym klasykiem będzie przypominała próbę napisania pracy magisterskiej przy użyciu inkaustu i gęsiego pióra.
W pierwszej chwili może to nawet wydać się klimatyczne i zabawne ale po godzinie będziecie już tylko o krok od samobójstwa.
Nie twierdzę oczywiście, że po krótkiej przejażdżce nowiutką Hondą, każdy posiadacz 40 letniego Opla zapragnie podpisać umowę kredytową i zabrać ją ze sobą do domu. To tak nie działa bo Opel, stary wyga wciąż ma te kilka asów w rękawie – i o nich też chciałbym Wam dzisiaj trochę powiedzieć.
Nie bójcie się jednak – nie będę poruszał mielonych na okrągło banałów o duszy i prostocie bo o tym wszyscy słyszeli już chyba wystarczająco wiele.
Chciałbym jednak zwrócić Waszą uwagę na temat o którym zwykle się nie myśli, a który sprawia, że jazda samochodem z chromowanymi zderzakami i niedbale zamaskowanymi ogniskami powierzchniowej korozji może sprawić naprawdę wiele radości.
Do rzeczy więc – ludzie. Wiem, że to może wydawać się Wam naciągane niczym opowieści o klaszczących kierowcach autobusów, ale jeżdżąc po mieście pospolitym e30 co chwila zdarza mi się trafiać na ludzi, którzy z jakiegoś powodu są nim zainteresowani. Nie twierdzę oczywiście, że na jego widok kobiety gubią bieliznę, a podekscytowani gimnazjaliści wyciągają swoje telefony i robią zdjęcia, które wieczorem będą z dumą zamieszczali w internecie.
Tak naprawdę dla większości osób to BMW jest niewidzialne niczym siedzący w przejściu podziemnym staruszek z metalowym kubkiem u stóp.
Zawsze jednak znajdzie się ktoś w starym Audi 5000 czy innym Volvo, kto widząc jak przemykacie przez skrzyżowanie w centrum uniesie dłoń w geście przyjacielskiego pozdrowienia – i choćbyście nawet widzieli go pierwszy raz w życiu, od razu zorientujecie się, że jest między Wami taka cholernie fajna więź.
Bo stare samochody na ulicach to taki trochę benzynowy Fight Club – podziemny krąg dla ludzi, którzy lubią dyskomfort, noce spędzone w podziemnym garażu i pokaleczone dłonie.
Klub, którego fundamentów i systemu wartości zdecydowana większość ludzi nigdy nie zrozumie.
Poza tym na każdym kroku będziecie spotykali ludzi pytających „który to rocznik”, „jaki ma silnik” czy też chcących po prostu powiedzieć Wam, że też kiedyś mieli taki wóz. „Mój tata miał taki – kawał fajnej bryki to był…”. To jest serio, serio świetne bo nagle okazuje się, że nawet ten stary, poobijany sedan potrafi wzbudzić u ludzi więcej emocji niż wszystkie współczesne suvy i crossovery razem wzięte.
Wbrew temu co ich producenci starają się wcisnąć Wam w tych swoich do bólu lifestylowych reklamach pełnych motolotni i uśmiechniętych ludzi biegających po lesie tak jakby nawciągali się mefedronu.
Stare samochody to ludzie, z którymi w większości wypadków naprawdę warto porozmawiać.
Ludzie, za którymi stoi wiele barwnych historii, wiedzy i ciekawych wspomnień. Ludzie ze specyficznym systemem wartości zbudowanym na konsekwencji, ciężkiej pracy i przeświadczeniu, że nie ma problemów, których nie dałoby się jakoś rozwiązać.
Mój kuzyn Wojtek powiedział kiedyś, że nie ufa ludziom, którzy nie mają jakiejś nadającej ich życiu rytm pasji – i dziś mogę stwierdzić, że ma w tym naprawdę sporo racji…
Zgadzam sie ze wszystkim, ale ile to ja bym dał, żeby moje E36 miało lepsze światła… :)
Do pana Lecha e 36 niejest strare poza tym można zamontować dobre żarówki bo od nich też dużo zależy.
A wracając do startych aut.
Miałem kontayk z masą naprawdę starych aut bo średni rok produkcji to był jakiś 75 ale auta w wielości i tak zaprojektowane przed 65.
I tyczy się to też moich aut użytkowanych codziennie przez co zastanawiam się o jakim rozładowanym akumulatorze ty piszesz?
Jakie dzisiejsze auto nawet z nowiutkim akumulatorem załadowanym do pełna po okresie dwóch tygodni bez używania ci odpali? Już po tygodniu może być problem a większość aut faktycznie starych jak fiat 125 czy żuk robią to bez problemu z niedoladownym (bo przed odstawieniem nie miały porządnej trasy) oraz nie nowym(gdyby był oponą jego pęknięcia byłyb jak wielki kanion a twardy jak marmur).
To samo tyczy się dużych mrozów, nie raz zimą wstawałem bladym świtem by kablami pomóc rodzinie czy sąsiadowi bo jego nowe reno ne pali…
Szukanie biegów cóż z aut produkowanych za prl ten problem miałem chyba tylko w syrenie.
Światła fakt co ksenon to ksenon ale jak zaświeciłem w kancie to było widać sporo porównując z takim focusem ale też w kancie były porządne żarówki a focusie nie wiem.
Ale tak z sytuacjami że ludzie ci machają,podnoszą kciuki na twój widok albo zagaduja i opowiadają jakieś często niesamowite historie które im się przytrafiło jak mieli takie auto to muszę się zgodzic i pod tym podpisuję się ręką nogą i lewarkiem ;)
Tego akumulatora nie traktuj tak dosłownie ;) Wąska póki co (odpukać) odpala dzielnie i w największe mrozy. Chodzi mi tu bardziej o taki ogólny obraz typowych, wiekowych przypadłości – a to właśnie stary akumulator czy niedostateczne ładowanie, a to wypalone odbłyśniki lamp, rozciągnięta linka ręcznego czy ciężko pracujący zamek w drzwiach.
Rzeczy, które teoretycznie da się przecież naprawić ale wiadomo jak to zwykle bywa w prawdziwym życiu – to jeszcze jakoś działa, tamto się wymieni jak będę skrzynię zdejmował bo sprzęgło i tak dalej.
Kiedy pojeździsz dłużej taką babcią z niedziałającym kluczykiem, chwilowa przesiadka do czegoś nowego wystawi Cię na ciężką próbę – i tutaj okaże się kto faktycznie kocha te starocie, a komu tylko się tak wydawało ;)
Nie wiem jak serwisujecie swoje auta, ale powiem wam, że Toyoty się nie psują. Mnie tylko trochę denerwują odpryski na szybach i masce, ewentualnie przy dłuższej jeździe drobne wibracje z układu jezdnego na kierownicy przy większych prędkościach, ale to są takie niuanse, że nawet esteta i mechaniczny hipochondryk nie powinni specjalnie marudzić, a jak się znajdzie trochę czasu i zawziętości to da się zrobić.
Ja tak trochę posiadaczy starych BMW i innych podobnych aut które w czasach swojej nowości należały do czołówki tego co można było dostać na rynku w danej klasie… no więc, ja tak trochę posiadaczy takich aut nie uważam za takich klasyków-masochistów jak czasami się kreują czyli zaciskam zęby ale są dni kiedy otrzymuję to na co czekałem i mi to rekompensuje wszystkie niedogodności.
Prawda jest taka, że te samochody (np. pierwsze z brzegu BMW) było za nowości świetnym autem i jak jest stare to nadal jest świetnym autem (o ile nie zostało zapuszczone, drutowane, itd.. i już nijak nie przypomina tego co wyjechało z salonu pod każdym względem).
Czyli jeżdżą autami o których śniło wiele osób te 20 czy ileś lat temu ale dzisiaj marudzą jak to im źle bo nie mają dobrej klimy czy wspomagania.
Jak są oni takimi „cwaniakami” to niech z np. Daewoo Espero z rocznika 93 (25 lat) wyciągną ten fun z jazdy i niech poświęcają czas i kasę na grzebanie przy aucie. Chociaż Espero w tamtym czasie było niezłym autem… niech to zatem będzie jakiś zagrzybiały Polonez Caro.
Ale nie, oni chcą jeździć BMW albo Mercedesem albo czymś innym podobnym co było kompletnie poza zasięgiem w tamtym czasie dla przeciętnego zjadacza chleba.
Zestawiając do z dzisiejszymi czasami. Jeżeli ktoś wie czego chce, jest mniej lub bardziej świadomy to i dzisiaj kupi sobie znakomite auto które przez 90 proc. czasu będzie woziło mu komfortowo tyłek a przez 10 proc. czasu będzie w stanie „wyciągnąć” z niego to czego chciał, to o co mu chodziło, to dlaczego ten samochód kupił.
Nie wiem dlaczego te starsze BMW czy inne typowe auta dla „świadomych i kochających motoryzację” są zestawiane z jakimi crossoverami czy innymi mini-SUV zamiast np. M3 V8, czy choćby 1er 3.0 (z turbo albo bez jak ktoś woli). Zupełnie nowych auto jest całkiem sporo, tych kilku do 10 letnich to już ogrom do wyboru. Oczywiście też czasami trafi się ktoś, że zamiast kupić M3 V8 kupił M3 E36 bo lżejsze i lepiej mu się jeździ no ale rzadko to się zdarza.
Po co porównywać te auta do Kaszkaja czy innego Tiguana jak kupujący te samochody zupełnie normalnie i bez żadnych emocji nie są zainteresowani emocjami za kierownicą bo albo im tego nie trzeba albo np. wolą zasuwać rowerem, zbierać znaczki czy chodzić po górach i tutaj się „realizują”.
Trochę nie na temat ale tak mi teraz to się przypomniało.
Ruszyłeś w sumie dobry temat ;)
Moim zdaniem w sferach, gdzie takie stare BMW gniecie nową Fiestę czy inne i20, jego współczesny odpowiednik zrobiłby miazgę z niego – i to pod każdym możliwym względem (od osiągów, poprzez prowadzenie, szeroko rozumiany fun z szybkiego pokonywania zakrętów po bezawaryjność).
To trochę tak, jakbyś wstawił do ringu wyrośniętego nastolatka i 6 letnie dziecko i cieszył się, że dziecko przegrało. A potem poprosił nastolatka, żeby tym razem zmierzył się z doświadczonym zawodnikiem MMA – bo tak mniej więcej wypadnie jego porównanie z nowym M3.
Moim zdaniem największa rewolucja w motoryzacji dokonała się w ostatnim ćwierćwieczu w sferze jakości wykończenia (choć niekoniecznie już w jakości projektu i materiałów) – to właśnie po sposobie działania klamek, przełączników, pedałów czy skrzyni czuć moim zdaniem najbardziej jak to wszystko poszło do przodu – i pod tym względem samochody z lat 70 czy 80 serio bardzo tu odstają (nawet jeśli jak zwróciłeś uwagę są dobrze utrzymane).
Co do krosołwerów – tutaj akurat porównałem to ze względu na ich absurdalne kampanie reklamowe (nie sam fakt, że dany wóz jest taki czy owaki). Bo moim zdaniem stary Opel na serio potrafi wzbudzić u ludzi więcej emocji niż jakiś nowy kaszkaj z kajakiem na dachu ;)
W sumie 100% racji, Panie Spalacz :). Pomijając może tych, którzy się wożą „perłami PRL-u”, a trochę jednak tego jest…
znam takie fajne stwierdzenie, dobrze podsumowujące ten wpis.
„jeśli chcesz być kimś, kupujesz nowy samochód. jeśli wiesz, kim jesteś, jeździsz starym samochodem.”
A jeśli niczego już od życia nie oczekujesz, kupujesz Corollę ;D
Proszę sobie nie wycierać Corollą gęby (ani żadnej innej części ciała), może i nijaki, ale to świetny wózek. Z resztą za Hachi roku krzyczą takie kwoty, że można kupić parę BMW.
SPALACZ w punkt. Podpisuję się obiema rękami.
Bardzo fajnie napisane :)
Dokładnie, popieram w 100 % :D
Przykład który podaleś, z filmem, zachodem i lansem, tak na dobrą sprawę nie jest jakoś wyidealizowany ale prawdziwy ;) zadbany wóz klasy wyższej który ma 25-30 lat bez problemu w europie będzie mieć klime i wspome, w stanach na bank. I jak najbardziej da się tym jeździć codziennie ;)
Co do pozdrawiania, fajnie że w Bielsku jest taki klimat. Bo coraz częściej stary wóz jest przejawem hipsterstwa i jeżdżą nim banany e ramach nonkonformistycznej natury.
Ale ogólnie, przekaz jak najbardziej rozumiem i zgadzam się ;)
Ta sielanka z zachodem słońca to moim zdaniem jeden wielki wał bo taki dzień zdarza się raz na x ;) Z resztą – prosty przykład sprzed 2 dni. Zabieram wąską na miasto bo potrzebne mi kilka nowych narzędzi.
Po chwili wpierdalam się w korek, po 3 minutach podjeżdżania po 5cm moja lewa noga błaga o litość bo sprzęgło w M10 pracuje zupełnie inaczej niż to w e46. Następnie wpierdzielam się za jakiegoś autosana, który wali mi rurą wydechową w nawiewy, a, że wąska nie ma nawet filtra kabinowego czuję się po chwili jak w komorze gazowej.
W centrum jakiś dzwon – drogi ucieczki odcięte, trzeba jakoś się przepchać.
W międzyczasie zapada zmierzch i zaczyna padać deszcz – szyba zaczyna parować, światła świecą tak, że ledwie widzę stojący tuż przed maską autobus. Wycieraczka skrzypi, uchylenie okna po stronie pasażera sobie daruję bo daleko do korbki.
W radiu same reklamy żelu do mycia rowa, alternatyw brak bo radio kaseta – wyłączam. Coś przyfalowały obroty – wąska prawie zgasła. Dusza na ramieniu, szybki przegląd możliwości (paliwo? cewka?)
Naprawdę trzeba to lubić ;)
O, jak bym czytał o mojej jeździe 75 :D. Spokojnie da się nowym klasykiem śmigać (moja mama określała 75-kę gruchotem do momentu pierwszej przejażdżki, kiedy stwierdziła, że to wygodne i fajne auto), ale musi być naprawdę wypieszczony. De facto rozłożony do ostatniej śrubki, wszystko, co trzeba, wymienione i skręcony z powrotem. Tyle, że takimi klasykami dysponują Jay Leno albo inni celebryci. Przeciętny użytkownik co uchwila użera się z jakimiś upierdliwymi awariami, które naprawdę potrafią wkurwić.
Chociaż wolę jeździć tym starym rzęchem, niż jakimkolwiek dieslem – jeśli mówimy o trasach do 100 km :).
Ale sytuacja, kiedy jedzie przed Tobą nowe Q7, włącza awaryjne, a po zjechaniu na bok wychodzi z niego koleś, który mówi „Ale fajne ma Pan auto, gratuluję”, podczas gdy lakier na berlinie ma różny odcień ma masce, błotnikach i dachu, a sama berlina kosztowała mniej niż komplet opon do jego nowego, drogiego SUV-a, nie powiem, przyjemnie łechce ego :).
Właśnie tego się obawiam w przypadku gdy już kupię kolejne auto (czyt. nowsze do jazdy na co dzień). Może tak się stać że e46 będzie w sumie sprawne, ale mocno zaniedbane, że te pierdoły będą nie zrobione, bo przecież nie jeżdżę nim na co dzień. Że priorytetem będzie to kolejne auto, a na te starsze zawsze zabraknie czasu lub środków.
Ciekawy wpis.
„Kiedy pojeździsz dłużej taką babcią z niedziałającym kluczykiem, chwilowa przesiadka do czegoś nowego wystawi Cię na ciężką próbę – i tutaj okaże się kto faktycznie kocha te starocie, a komu tylko się tak wydawało ;)”
I ten komentarz dotyka tez ciekawego tematu, takie z tych tematów tabu – że wielu użytkowników klasyków jeździ nimi bo to jedyne ciekawe samochody na które ich stać. 90% tych którzy krzyczeli ze nowe jest be i wiele lat temu jeździło e30, później przesiadło sie na e36 a teraz na e46. Obecnie krzyczą ze nowe plastikowe z małymi silnikami turbo sa słabe, a za kilka lat kiedy ich będzie stać, przesiądą sie do f30. Duże uproszczenie ale taki mniej wiecej jest obraz, ze jakos „trzeba” usprawiedliwić sie przed brakiem możliwości.
Zresztą nie tylko o klasyki chodzi, bo ani z e46 ani z e36 żaden klasyk.
Kolejny bliski temat to wlasnie naciąganie, dorabianie do starszego auta ideologii klasyka, żeby wyglądało ze jeździ sie klasykiem, czymś fensi szmensi a nie starym kapciem po 2 Niemcach i 3 Turkach…
@Marcin: http://prentki-blog.pl/jak-to-w-koncu-jest-z-tymi-starymi-samochodami/ ;)
Dzięki za przypomnienie, pamiętałem właśnie że już to poruszałeś.
Kolejnym może nie tematem ale taką kwestią wartą zauważania są spostrzeżenia – dla mnie absurdalne – o wygodzie starych aut, ich niewiarygodnej użyteczności i przewadze 20kilku letniego BMW nad nowym autem w jeździe na codzień.
Chyba ktoś sobie pojeździł złotą co? No nie wiem. Ja jak ostatnio miałem romansik z nowym focusem to odczułem ulgę wsiadając z powrotem do starego Scorpio. Generalnie pieprzysz Waść trochę. Mam 6 starych klamotów nieprestiżowej marki i w żadnym nie ma problemów z obsługą szyb czy znajdowaniem biegów. Większość ma te szyby sterowane elektrycznie. Nie mam problemów z gaźnikami czy brakiem wspomagania bo w większości mam wspomaganie :P W starym scorpio mam więcej udogodnień i miejsca niż w niektórych nowych pudłach jest. Moim zdaniem e30,które robi za szyld tego wpisu- nie umniejszając jej pewnych zalet- jest po prostu spartańską taczką w brokacie. Jakbyś zamiast niej miał jakieś nieco starsze nawet E24 to miałbyś inne wrażenia.
Do złotej prawie w ogóle nie wsiadam – ciągle kulam się wąską ;)
Dość rzadko, ale jednak zdarza mi się jeździć samochodem, który choć ma jakieś 16 lat według DR, to jednak konstrukcyjnie sięga lat 80 i to tych wcześniejszych, niż późniejszych.
– nie ma wspomagania,
– ma korbki do otwierania szyb (nawet nie wiem czy z tyłu ma, czy to jakaś opcja była),
– ma mały silnik benzynowy,
– ma o dziwo nawiew i nagrzewnicę,
– ma zajebiste radio, które włącza się przez „rozkręcenie” tego wichajstra od głośności,
– ma opony które jak założę do roweru to wydają mi się za wąskie,
– ma oczywiście płaskie, małe lusterka (ale ma 2, nie jak kiedyś maluchy – jedno),
– jak się włączy spryskiwacz, to nie włączają się automatycznie wycieraczki,
– Jak się przesuwa fotel przód-tył to zmienia się jego wysokość,
– raz się rozpędziłem tym do 140, choć zajęło mi to czasu z Gliwic pod Wrocław, ale na więcej brakło mi odwagi.
Nie dość, że jeździ nim się naprawdę słabo, to jeszcze wszyscy traktują cię na drodze jakbyś nie istniał – wymuszają pierwszeństwo, zmieniają pas przed maską, wyprzedzają na siłę, nawet kosztem zajechania drogi. Chyba liczą, że ten pojazd ma hamulce – złudne nadzieje, te zwalniacze tak gwałtownie nie działają.
Dobra, powiem Wam co to za samochód. Pewnie mógłby być klasykiem, ale nikt go tak nie postrzega, co najwyżej jako zakałę drogową – Fiat UNO :D
Ale Uno to Ty szanuj! ;)
Niby z wszystkim się zgodzę, ale…. Sam często jezdze nowymi samochodami, z racji wykonywanego zawodu, gdyż m.in. opiekuje się flotą. Posiadam w201 i dwie e30 (sedan i coupé) i nie przychodzi mi do głowy odmłodzenie floty, ewentualnie zakup na daily jakiegos e38, e39, bądź ewentualnie clk (2 generacji, nie pamiętam oznaczenia), czyli nadal mówimy o autach kilkunastoletnich. :)
Co do całej otoczki związanych ze starszymi samochodami. Mam kolegę z pracy, którego pierwszymi słowami gdy się poznaliśmy były „nie wiedziałem, że masz youngtomera”. ;-)
Sprzedałem kilka tygodni temu E30, kupiłem coś nowszego, wygodnego i rodzinnego.
Wszystko fajnie, komfort, bajery bla bla bla.
Wczoraj jadąc z moją lepszą połówkę usłyszałem pytanie:
Wolisz jeździć tym autem, czy poprzednim? Masz frajdę z jazdy?
Odpowiedź była dla mnie prosta, ona nadal tego nie rozumie.
Nowe jest wygodne i aż tak nie podskakuje na wybojach, i nie zaskakuje nieplanowanymi awariami i sytuacjami. Jest szybsze i ma większy silnik. Ale frajdę z jazdy miałem biorąc sobie nocą E30 na przejażdżkę po mieście, czy spędzajac wieczory w garażu próbując dojść do tego, co się znowu stało i skad ten dziwny dzwięk.
Efekt taki, że znowu szukam E21 na róznych portalach…
Też jestem fanem starych aut.
Stare auta są najpiękniejsze
Do tego artykułu nasuwa mi się tylko jedno pytanie. Jak będą wyglądały i jeździły obecne samochody, które powoli zaczną osiągać wiek youngtimerów? Mi wydaje się, że nie będą jeździć, bo elektronika i wykręcone na turbinie silniki nie wytrzymają takiej próby czasu.
Stare auta mają klimat, ale są tylko dla prawdziwych pasjonatów. Ja lubię popatrzeć sobie na takie na ulicy i jasne, chętnie bym się przejechał jakimś zabytkiem, ale gdybym miał wybierać, wybrałbym jazdę próbną jakimś luksusowym autem. Swoją drogą na Puławskiej w Warszawie można pośmigać Lexusem. U mnie taka przejażdżka skończyła się zakupem właśnie wspomnianego przez Ciebie SUVa ;)
A co do komentarza Tony’ego- ciekawe spojrzenie, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W sumie dzisiaj samochody tak czy siak wymienia się stosunkowo często na nowsze, bez większego sentymentu. Dawniej jeżdżono co najmniej pół życia jednym autem, dlatego dziś zabytki mają taką wartość.