Jak powszechnie wiadomo, kiedy samochód jeździ, to niektóre jego elementy od tego jeżdżenia się zużywają (o ile oczywiście nie jest on Mercedesem W123 bo wtedy to nie). Wycierają się, wybijają, pękają, rozpadają, stają w płomieniach, zaczynają dziwnie pachnieć i tak dalej.

Wiadomo.

Normalne więc, że od czasu do czasu trzeba te zużyte część wymienić na nowe.

I teraz tak – o ile nie jeździcie jakąś starą Lancią zrobioną z tektury, albo też współczesnym, miejskim pudełkiem, w którym silnik upchnięto tak, że dostęp do niego wymaga wycięcia sobie dwóch żeber i posiadania dwudziestu lat doświadczenia w zawodzie proktologa, zadanie powinno być raczej proste i niespecjalnie kosztowne.

O ile oczywiście serwisujecie swój samochód regularnie i nie dopuszczacie do sytuacji, w której wymiany wymaga już absolutnie wszystko plus jeszcze kilka drobiazgów i uszczelek dostępnych tylko w ASO za pięć milionów pieniędzy.

Albo o ile nie jesteście kompletnym idiotą jak ja (ale o tym będzie za chwilę).

No bo do czego właściwie zmierzam – widzicie, kiedy w którymś z moich samochodów jakaś część zaczyna wydawać z siebie niepokojące dźwięki, to choćby była to jakaś totalna błahostka to i tak zwykle robi się z tego naprawdę gruby temat.

I nie chodzi wcale o to, że mam jakiś problem z jej wymianą.

Nie.

Mam w końcu bardzo duży młotek, szlifierkę kątową i niezwykle szeroki asortyment warsztatowej łaciny – czyli innymi słowy wszelkie niezbędne kwalifikacje do bycia profesjonalnym mechanikiem (no, może poza wąsami i wyćwiczonym do perfekcji zwrotem „łoooooo panie…” wygłaszanym po otwarciu maski w aucie klienta – nad tym jeszcze pracuję).

Widzicie, w moim wypadku problem jest zupełnie odwrotny.

Najczęściej wygląda to tak, że kiedy w moim BMW kończy się jakaś poduszka albo końcówka drążka, nakreślam sobie w głowie dość precyzyjny plan działania związany z jej wymianą. Znam swoje samochody na wylot więc nawet bez pomocy książki o wdzięcznym tytule „Sam naprawiam” wiem doskonale co i w jakiej kolejności muszę rozkręcić, jakich narzędzi mi potrzeba, ile czasu mi to zajmie i tak dalej.

Robiłem to już w przecież tyle razy, że ho ho ho, Merry Christmas i Kevin sam w domu.

Momentami robi się to wręcz trochę dziwne – no bo wyobraźcie sobie sytuację kiedy jakiś znajomy pyta jak wymienić uszczelkę miski olejowej w M43B18 z 1995 roku, a ja bez chwili namysłu recytuję mu kolejność demontażu poszczególnych części wraz z ilością koniecznych do odkręcenia śrub i pełnym wykazem niezbędnych do tego narzędzi.

Co więcej, aktualnie pracuję nad uzupełnieniem tej bazy danych o momenty dokręcania poszczególnych śrub – a wtedy to dopiero będzie wiało psychozą i problemami natury niekoniecznie alkoholowej.

Nie powinno więc dziwić Was, że kiedy Iza słyszy taką rozmowę to zawsze patrzy na mnie z takim kobiecym politowaniem połączonym z malującą się na twarzy troską.

Coś jak wtedy gdy po paru godzinach udało mi się w końcu zamontować tę nową lampę w sypialni.

Robiąc przy tym 16 niepotrzebnych dziur, niszcząc wiszący na ścianie obraz, zostając czterokrotnie porażonym prądem i omal nie zabijając psa, który przy trzecim porażeniu znalazł się akurat pechowo tuż obok miejsca w którym walnęły moje dymiące wciąż zwłoki.

To naprawdę robi się już trochę chore – procedury serwisowe mam wyryte na pamięć tak  jakbym miał na podjeździe trzy Alfy, a nie trzy beemki.*

W czym jednak tkwi główny problem – generalnie chodzi o to, że ja po prostu nie potrafię ot tak naprawić tego co się zepsuło. Nie potrafię. Kiedy odkrywam, że wymiany wymaga taka dajmy na to poduszka przedniego amortyzatora, od razu zaczynam analizować.

Rozkminiam sobie ścieżkę działania i wiem już, że muszę wyjąć całkowicie McPhersona. Ok. I zrzucić sprężynę. Ok. Może więc od razu wymieniłbym te sprężyny na inne bo teraz przód stoi odrobinę za wysoko? A skoro tak to może od razu kupić jakiś kit z nowymi amortyzatorami bo te przecież mają już ze cztery lata?

Przecież i tak już to rozbieram więc warto wykorzystać okazję, co nie?

O – a jak już będę miał podniesiony przód i zdjęte koła to od razu wyjmę nadkola i poprawię sobie konserwacją na błotnikach. W sumie to ciekawe też w jakim stanie są klocki. I czy zaciski hamulcowe nie wyglądałyby lepiej w złotym kolorze…

I tak za każdym razem.

No kurwa za każdym.

Rutynowa wymiana filtra paliwa kończy się remontem połowy silnika, a koszt wymiany pękniętego uchwytu tłumika zamyka się w czterech tysiącach złotych.

Bo rozpoczęty przez niego ciąg przyczynowo-skutkowy doprowadził mnie do punktu, w którym poważnie rozważałem lakierowanie całościowe nadwozia.

Dlatego też nigdy nie otworzę własnego serwisu – bo ktoś przyjechałby tylko, żeby wymienić klocki w swojej Toyocie po godzinie dostałby na maila kosztorys prac opiewający na 40 tysięcy złotych. Zobaczcie zresztą co zrobiłem z prentkim maluchem – a miałem tylko podszykować go na szybko tak, żeby bez większych problemów poradził sobie na przeglądzie.

Aż trochę się boję zabierać się za wąską…

*wszelkie żarty z marki Alfa Romeo są zupełnie przypadkowe i wcale nie mają na celu denerwowania radosuafa.

18 Komentarzy

  1. Wojtek 25 października 2016 o 15:20

    Skąd ja to znam.
    Od taka typowa rozmowa przez telefon:

    Ja: Potrzebuje garażu z kanałem na piątek popołudniu max 3 godziny
    Kumpel: A przyjedziesz Piątkiem, Trójka czy czymś innym?
    Ja: Piątkiem
    Kumpel: A do poniedziałku się wyrobisz ?

    1. Tommy 26 października 2016 o 08:21

      Wiesz – ja od 2 lat trzymam w garażu rozgrzebanego malucha :D

    2. Anonim 26 października 2016 o 19:57

      Hehe Wojtek widzisz a skoda wjeżdża i wyjeżdża.

  2. Ferest 25 października 2016 o 15:30

    Jakbym słyszał o moich poczynaniach z autami. Nastoletnia Japonka to Nastoletnia, ile patentów wywaliłem i przy tym ile niezwiązanych rzeczy przestało działać to sam wiem.
    jednakoż ostatnio nabyłem drogą kupna Saabinę o rok starszą ode mnie. Mimo wątpliwego wyglądu przednich błotników dalej wygląda lepiej ode mnie. ;) Ogólnie brak ładowania – wymienić alternator i jazda. Hola , hola! Nie ma takiego szybkiego robienia. Wymiana alternatora skończy się jak widać rozebraniem silnika w mak, bo tutaj „kropla” tam „kropla”.
    Więc nie jesteś w tym sam. ;)

    1. Tommy 26 października 2016 o 08:22

      Powodzenia (zakładam, że bardzo Ci się przyda :D )

      1. Ferest 28 października 2016 o 20:25

        Dzięki!
        Nie wiesz jak bardzo przyda się by przy okazji nie zburzyć przypadkiem garażu.

  3. Szczypior 25 października 2016 o 17:14

    Wiesz, jakiś czas temu miałem dolać płynu do spryskiwaczy, a skończyło się na zrzuconej skrzyni i wymianie sprzęgła… :v

  4. Łukasz 25 października 2016 o 17:37

    Pewnego piątku wjechałem do garażu brata (bo swojego nie posiadam jeszcze) na wymianę podkładek pod wtryskami ( w sumie tylko po to), po czym wymieniłem uszczelkę pokrywy zaworów, sprężyny zawieszenia, amorki z przodu i wachacze, a na dodatek pomalowałem zaciski. Tydzień temu postanowiłem wymienić odboje z tyłu, no ale kurde koro rozbieram pół tapicerki to wymieniłem także amorki chociaż tamte były w sumie dobre ;D
    Sciągając felgę by sobie tylko popatrzeć – taki fetysz, pomalowałem znowu zaciski na inny kolor..
    Miło wiedzieć, że nie jestem sam w tym wszystkim, że ktoś jak Ja ma „chore” podejście. :D
    Często dziewczyna do mnie z pytaniem „co dziś będziesz robił? ” gdzie po chwili poprawia się i pyta „co będziesz dziś przy aucie robił?”
    PS. Czekam na konkursiwo czy coś z prentkimi gadżetami, oczywiściee jak będziesz miał czas;))

    1. Tommy 26 października 2016 o 08:40

      Stary – ja potrafię trzy razy dziennie sprawdzać poziom oleju tylko po to, żeby popatrzeć sobie trochę na silnik ;)

      Co do konkursu – mam już zrobione projekty nowych gratów z prentkiego, muszę tylko zmotywować się, żeby zrobić jakąś próbną serię :)

      1. Łukasz 26 października 2016 o 12:48

        Takie trochę zboczenie z tymi autami ;D

        1. Tommy 26 października 2016 o 13:03

          Ale tylko trochę… :v

  5. Paweł 25 października 2016 o 22:34

    Mam gorzej. I niestety nie tylko z samochodami.
    Jak sobie zrobię przeanalizuję co będę robił i co bym mógł przy okazji zrobić, to dochodzę do wniosku, że mi się po prostu nie chce tego wszystkiego robić. Zaś zrobić tylko mały fragment robót, to się nawet nie opłaca zabierać. A nawet jakby mi się już chciało, to potrzebowałbym przeprowadzić przygotowania zbliżone do wyprawy na Mt. Everest, bo przecież trzeba jechać po coś, zamówić coś jeszcze, ogarnąć w miarę pogodę i czas, żeby nie kolidować z innymi zajęciami.

    Eh, a później tyle rzeczy niedokończonych i odłożonych na później.

    1. Tommy 26 października 2016 o 12:23

      Polecam raz pójść na spontan i po prostu coś bez specjalnego pomysłu rozebrać (najlepiej tak, żeby potem nie wiedzieć jak to złożyć). Robiłem to już wiele razy – po czymś takim jakoś tak od razu wszystko wydaje się człowiekowi znacznie łatwiejsze do zrobienia ;)

  6. Grześ 26 października 2016 o 14:44

    Pięknie to wygląda :D Jestem pod wrażeniem :D

  7. Andreoz 27 października 2016 o 22:45

    Ok, Żone jeszcze udawalo mi sie kiedys oszukiwac jak deklarowalem ze znikam na dwie godzinki zrobic to i to a schodzilo do wieczora bo jeszcze to trza zrobic i tamto. Z Dzieciakami tak juz nie dasz rady zrobic jak w grafiku jest rower czy LEGO to nic sie nie da przedluzyc, przesunac, przeciagnac w czasie……:)

  8. Tommy 28 października 2016 o 07:43

    Wiesz -ja jestem lis bo jak dostaję pod opiekę dwie bratanice (4 i 7 lat) to od razu biorę je do garażu i daję im walizkę z narzędziami i kilka części do rozkręcenia (przeważnie co tydzień te same tylko w różnej kolejności ale póki co jeszcze się nie połapały, że trąci to trochę Syzyfem ;) ).

    Mam je więc na oku, one się cieszą bo grzechotki z NEO pięknie tyrkotają i wszyscy są zadowoleni ;)

  9. cha 5 listopada 2016 o 06:11

    Ostatnio zmieniłem koła na zimowe, no ale przecież jak już mam dostęp to zrobię antykorozję, wytnę kawałek obcierającego błotnika, podładuję aku i przeczyszczę spryskiwacze. Moje wysiłki przypominają bajkę „Sąsiedzi” żeby cofnąć zegar o godzinę zrobiłem 10 nowych dziur na ścianie… Ale udało się je zakryć.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *