Żeby nie było, że używam tytułu naukowego bezpodstawnie. Nie wiem jak Wy to widzicie ale moim zdaniem określenie kogoś idiotą to komplement większy niż poproszenie 28 latki o dowód osobisty przy kasie w monopolowym.a

Idiotyzm to nie zniewaga – to styl życia!

Ale żeby zrozumieć mój punkt widzenia trzeba dobrze zaznajomić się ze znaczeniem samego terminu. Spójrzcie na przykład co na temat idiotyzmu mówi moje ulubione źródło sprawdzonej naukowej wiedzy czyli wikipedia:

Rozwój psychiczny osoby dorosłej na poziomie 6. roku życia. Około 4-5 roku życia zauważalne spóźnienie rozwoju psychofizycznego. Osoby te mogą opanować samoobsługę, przy stałej opiece mogą wyuczyć się czynności domowych, ale nie są zdolne do wyuczenia zawodu. Mogą podejmować prace nie wymagające kwalifikacji.

Cholera – przecież to o mnie!

Jeśli kiedyś zostanę celebrytą z telewizji to gwarantuję Wam, że od tego cytatu będzie się zaczynała moja autobiografia. Z resztą pomyślcie sami. Całe życie jak ognia wystrzegamy się idiotycznych rzeczy i zachowań. Chodzimy dumni, wyprostowani, pewni siebie… Z głową do góry – jak polecają nam wszelkiej maści książki o zarządzaniu własną karierą napisane przez ludzi o imieniu William albo James. Założenie marynarki do zdjęcia na fejsbuka daje +10 do prestiżu, a eleganckie, przepełnione gracją i wdziękiem wyciągnięcie z portfela karty, a następnie podanie jej z błyskiem w oku oczarowanej tym spektaklem ekspedientce jest czynnością niejednokrotnie wyżej cenioną niż zdolność bekania na zawołanie albo umiejętność podpalania własnych bąków.

Tymczasem bycie idiotą to właśnie pozostanie jedną nogą w tym fajniejszym okresie naszego życia – w dzieciństwie.

Cholernie cieszą mnie proste rzeczy. Nawet nie macie pojęcia jaki jestem z siebie dumny kiedy uda mi się polakierować jakiś element silnika, albo ugotować coś, co swoją konsystencją i smakiem nie przypomina ciepłego kleju do tapet doprawionego przerażającą ilością bazylii. Biegam wtedy po domu jak dziecko z ADHD i w zasadzie brakuje tu już tylko opiekunki w białym fartuchu, która w nagrodę pogłaskałaby mnie po głowie i dała mi lizaka z podwójną dawką Valium, a potem zamknęła w szafie albo przypięła pasami do łóżka.

Niewiele wiem.

Kompletnie nie rozumiem o co chodzi z tym Smoleńskiem i co wpływa na wskaźnik PKB. Nie specjalnie interesuje mnie jaki telewizor sprawił sobie sąsiad i dlaczego jajka stają się powoli dobrem luksusowym. Nie jestem niedzielnym ekspertem od tenisa i formuły 1 i wcale nie lubię Justyny Kowalczyk.

Bardzo interesuje mnie za to czy da się przerobić jamajski, kolorowy chodnik z plecionki na świetne dywaniki samochodowe i jak brzmiałby kawałek „What a Wonderful World” gdyby zaśpiewał go mistrz Yoda.

O! A ostatnio kupiłem sobie białe buty. Ni to trampki, ni to adidasy… Jakieś takie bezpańskie są. Ale, że od małego nie miałem białych butów to sobie takie niepoważne w końcu sprawiłem. Teraz moim ulubionym zajęciem jest jeżdżenie samochodem i obserwowanie kątem oka pracy nóg. Takie to głupie, że aż fajne. Bo fajnie tak sobie popatrzeć kiedy noga znika znad pedału sprzęgła i jak układają się stopy podczas hamowania lewą nogą.

Taki foot-fetysz z benzyną w tle.

A najlepsze jest to, że owe buty w przeciwieństwie do czarnego, skórzanego tworu, który do tej pory zwykle zakładałem do pracy mają elastyczne sznurówki. Dzięki temu wkładam je na nogi w jakieś pięć sekund i jak nietrudno się domyślić z tego właśnie powodu dziś noszę je absolutnie do wszystkiego. Do brązowych sztruksów, jeansów, krótkich spodenek (tak, sprawdziłem – w kwietniu się da) czy wspomnianej marynarki, której nie lubię nawet bardziej od Justyny.

Warto jednak dodać, że marynarka też jest sportowa co podobnie jak w przypadku nadwozi coupe daje jej +5 do fajności. Takie mam kryteria oceny odzieży.

W garażu mam jeżdżącą szafkę na narzędzia zrobioną ze starego meble kuchennego służącego do przechowywania sztućców. Nazwałem ją Gregory. Czasem sobie z nim rozmawiam, kiedy akurat leżę pod samochodem, a jakaś wyjątkowo uparta śruba odmawia współpracy.

Greg to naprawdę w porzo szafka. Nie to co te dębowe sztywniaki z salonu Agaty.

Nawet piwa można się z nim napić i pogadać sobie o życiu.

Ale nawet pomimo znajomości z porządną szafką wcale nie jestem specjalnie rozgarniętym człowiekiem. Mam awersję do edukacji. Jedyny pasek na świadectwie miałem w piątej klasie podstawówki i to tylko dlatego, że namalowałem go sobie sam.

Flamastrem.

Nie jestem specjalnie bystry. Nie mam analitycznego umysłu, a dodawanie w myślach zajmuje mi tyle czasu, że nie będąc ostrożnym mogę się łatwo odwodnić i umrzeć podczas próby wyliczenia ceny 3 paczek żelek – gdzieś przed regałem ze słodyczami w pobliskim markecie. Nie potrafię grać na żadnym instrumencie, a gdy dziś wspominam mojego nauczyciela muzyki ze szkoły podstawowej (nosił pseudonim „Sum”) to dochodzę do wniosku, że przynoszenie na zajęcia wazeliny służącej do uszczelniania fletu wcale nie było z naszej strony bezpiecznym posunięciem.

A gdybyście widzieli jak gram w monopoly… Boże… Jeśli chcecie dowiedzieć się dlaczego Wasza rata za mieszkanie wynosi obecnie milion franków, a Angela Merkel nie śpi po nocach to zobaczcie jak zarządzam majątkiem.

To już nawet nie jest świadoma defraudacja…
To niekontrolowany armagedon finansowy.

A najgorsze jest to, że wcale nie robię tego specjalnie.

Kiedyś grałem sobie w Sim City i za każdym razem gdy tylko zegar odliczał jakieś piętnaście minut gry moje miasto wyglądało już jak Czernobyl. Na snowboardzie jeżdżę tak doskonale, że kiedy tylko zbliżam się do wyciągu, brodaci ludzie w czerwonych kurtkach zaczynają rozgrzewać swoje wyposażone w przyczepki skutery śnieżne. Pływam równie dobrze co płyta chodnikowa, a jedyną datą jaką jestem w stanie powiązać z wydarzeniem historycznym jest 6 grudnia 1988 roku.

Bo był wtedy mikołaj.

Innymi słowy – w mojej ocenie w pełni zasłużyłem sobie na miano idioty. Dlatego wybaczcie, ale będę używał tego tytułu tak często jak będę miał na to ochotę.

W końcu ciężko na niego pracowałem.
Każdego dnia…

2 Komentarze

  1. Jawsim 3 grudnia 2014 o 10:07

    Było kiedyś takie coś:
    "Kiedy jesteś martwy nie wiesz o tym, tylko innym ludziom jest ciężko..
    tak samo jest gdy jesteś idiotą" 
    Tak więc przykro mi,ale sama świadomość bycia idiotą wyklucza tą przypadłość :P

     

    1. Tommy 3 grudnia 2014 o 10:11

      Tylko widzisz – wiem też, że nie mam twarz jak tyłek pawiana, nie umiem tańczyć, a moje zdolności plastyczne ograniczają się do umiejętności pomalowania błotnika bez zacieków.

      Niemniej jednak świadomość tych ulomności nie sprawiła wcale, że wyprzystojniałem albo zacząłem poginać po parkiecie tak, że aż Wodeckiemu z wrażenia wyrwało tabliczkę;)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *