Ponieważ ostatnimi czasy nie miałem przy samochodzie kompletnie nic do roboty, stałem się rozdrażniony jak polityk wypytywany dociekliwie o swoje ubiegłoroczne zeznanie majątkowe. Wredny, sarkastyczny i uszczypliwy po kroćset. To dość dziwne, bo z tego co wiem najczęściej ludzie stają się tacy wtedy, kiedy ich samochody wspomnianej roboty wymagają, a nie odwrotnie.
Ale w zasadzie to już nieistotne – oto bowiem w końcu znalazłem sobie sensowne zajęcie.
Zacznę jednak od początku – jak część z Was zapewne się orientuje obecnie moje BMW jest już w na tyle dobrym stanie technicznym, że nie wymaga żadnych poważniejszych ingerencji. W końcu więc mogę zająć się tą przyjemniejszą częścią garażowych rewolucji czyli stylistyką. Wiele czasu upłynęło odkąd ostatni raz mogłem zająć się czymś tak mało stresującym jak wybór felg, czy modelu dokładki zderzaka.
Do tej pory za każdym razem kiedy wracałem z garażu byłem odwodniony, ubabrany smarem po sam czubek głowy, a z pleców sterczał mi ociekający krwią śrubokręt, na który nadziewałem się za każdym razem, kiedy próbowałem na siłę wyjąć z samochodu jakąś część, która ewidentnie nie miała zamiaru się nigdzie wybierać.
Tak było za każdym razem gdy brałem się za takie tematy jak zawieszenie, układ hamulcowy czy skrzynia biegów. Kiedy doszedłem do układu wydechowego zaczęło brakować mi śrubokrętów i narządów, które mógłbym jeszcze nimi przebić. Ale teraz w końcu mogę wejść do garażu, żeby po prostu chwycić w dłoń papier ścierny i szlifować sobie delikatnie rotory felg nawet specjalnie się przy tym nie brudząc.
I jest fajnie.
Takie „poważne” tematy jak wymiana koła zamachowego czy wyjęcie spod maski silnika – owszem, są bardzo wciągające ale w moim odczuciu potrzeba też trochę odskoczni w postaci poluzowanych plastików, przetartych kabelków i nieświecących lampek. Odbudowa głównych elementów samochodu jest co prawda bardzo satysfakcjonująca – szczególnie kiedy wybierzecie się na jazdę próbną i zdajecie sobie sprawę jak okropnie działało to wcześniej. Ale zapas baterii i motywacji dość szybko się kończy jeśli od miesiąca nie widzieliście się z żoną i dziećmi bo cały czas siedzicie w kanale szukając pod nogami śrubek, które „dokładnie gdzieś tu spadły”.
Jakoś to przeżyłem, choć nie było łatwo i teraz jestem już w trakcie tej fajniejszej części całej zabawy.
Ale po kolei – z pomocą pewnego cichego doradcy, który ze względu na wystawiony za nim list gończy i ścigającą go grupę żądnych alimentów kobiet woli pozostać anonimowy nabyłem komplet siedemnastocalowych, trzyczęściowych i perwersyjnie skręcanych kół OZ futura. Muszę przyznać, że to najdroższe i zarazem najładniejsze koła jakie kiedykolwiek sobie sprawiłem.
Choć póki co są w stanie zrobić wrażenie co najwyżej na barowych kolekcjonerach metali kolorowych.
W chwili obecnej wyglądają mniej więcej tak:
A w zasadzie to wyglądały, bo są już rozkręcone i przygotowane do lakierowania i polerowania rantów. Owszem, na zdjęciu wyglądają strasznie, ale to się za niedługo zmieni (mam już papier ścierny, zapas lakieru i pastę polerską). Jak to ma docelowo wyglądać? Cóż, tutaj nie mogę póki co zdradzić zbyt wiele.
Powiem tylko, że moim asystentem został ten oto gość:
Tak, Ty.
Mój złoty „przyjaciel” będzie odpowiedzialny między innymi za kolor kół – będzie także czuwał nad przebiegiem prac i dbał będzie o stały zapas zimnego piwa oraz chrupek bekonowych dla naszej jednoosobowej załogi. Pewien łysy gość noszący szare kimono (ten większy) wystawił mu bardzo dobrą rekomendację.
Ale idąc dalej – w kolejce czekają opony Dunlop sport 9000 205/45, które trafią na felgi kiedy już uporamy się z ich restauracją. Później jeszcze zakupiony niedawno zderzak przedni z wersji M3, tylny dyfuzor i nowe listwy w czarnym kolorze.
Zwieńczeniem prac będzie pełny remont blacharski i nowy lakier.
Teraz „złe” wieści. Ponieważ mam swoje konto na facebooku to czuję się zobowiązany aby wykonać sześć milionów zdjęć kamieni i hotelowej łazienki. W związku z tym w niedzielę wyjeżdżam na tygodniową, egzotyczną wycieczkę zagraniczną do Sosnowca.
A zatem ładowanie akumulatorów i już za tydzień wraca do Was stary, dobry, wyjątkowo mało zrzędliwy i jeszcze mniej czarujący Tommy. Pytania dotyczące projektu kierujcie bezpośrednio do mojego asystenta. Wiem, że obecnie jest dość mocno zaabsorbowany obmyślaniem wyglądu felg, ale powinien znaleźć czas na odpowiedzi.
Chociaż może jednak lepiej o nic go nie pytajcie…