Jeśli nie jesteście przybyszem z przyszłości, ani nie przyjmujecie jakiś specjalnie mocnych środków uspokajających to pewnie zgodzicie się z tezą, że największy wpływ na społeczeństwo mają dziś politycy, przedstawiciele kościoła, charyzmatyczni celebryci, kurs franka oraz blond kobiety w czerwonych żakietach pracujące w branży public relations.
Prawda?
Otóż nic bardziej mylnego.
Przypadkiem odkryłem bowiem, że istnieje inna „profesja”, która daje Wam taką moc, że w ciągu niecałej godziny jesteście w stanie obudzić u wypoczętych i nad wyraz spokojnych ludzi pradawne instynkty nakazujące im gwałcić, mordować, gwałcić, rabować, gwałcić i oglądać W11.
I nie chodzi tu o psychiatrów czy mistrzów prania mózgu, którzy są w stanie przekonać bandę habibich na rowerach, że wysadzenie się w powietrze przed pobliskim spożywczym zapewni im zbawienie i wieczne życie w towarzystwie gwiazd filmów porno wyglądających jak abażury od lampy. Nie… W tej pracy nie musicie nawet posiadać garnituru ani czerwonego żakietu i blond włosów.
Wiecie o kogo mi chodzi?
Wiecie kto ma taką władzę?
Tak potężne wpływy?
Powiem Wam – chodzi o gościa, który po wylądowaniu na lotnisku wyciąga z samolotu walizki, a potem ma za zadanie przewieźć je na podajnik znajdujący się w hali przylotów.
Na którym nawiasem mówiąc zawsze miałem ochotę się przejechać.
Niedawno wróciłem z zagranicznej wycieczki do Sosnowca. Oczywiście przywiozłem ze sobą swój bagaż, w którym oprócz kilku litrów lokalnych napojów chłodzących znalazły się także brudne skarpetki, nieco na wpół zużytych kosmetyków i aparat fotograficzny zawierający mnóstwo artystycznych zdjęć kamieni mojego autorstwa.
A teraz zastanówcie się – gdybyście byli pracownikami lotniska i dostalibyście nawet tę kuloodporną pomarańczową kamizelkę ochronną to ile mogłoby Wam zająć wyciągnięcie walizek z samolotu i przewiezienie ich o jakieś 40 metrów dalej (bo mniej więcej tyle od hali z taśmą bagażową zatrzymał się nasz samolot)?
Oczywiście weźcie pod uwagę, że macie doświadczenie bo od dłuższego czasu zajmujecie się tylko tym, wózek transportowy posiada automatyczną taśmę, nie trzeba go pchać bo jeździ sam, a do tego jego panel sterujący jest nie bardziej skomplikowany niż ten w dwu funkcyjnym blenderze. No i spójrzcie na te wszystkie walizki – musicie się z nimi obchodzić równie ostrożnie co Steven Segal z gośćmi o rosyjskim akcencie.
Innymi słowy moglibyście próbować wystrzelić je na podajnik za pomocą trebusza, albo przejechać po nich lotniskową cysterną i nikt by nawet nie zauważył.
No więc ile czasu?
Dziesięć minut?
Piętnaście?
No, może dwadzieścia, zakładając że po tym jak pożyczyliście od szwagra piłę łańcuchową oraz zgrzewkę piwa i zabraliście się za podcinanie z drabiny kilku gałęzi, połowę wypłaty funduje wam dziś PFRON, a dupę podcieracie stopami.
Tymczasem matoł, którego zatrudnił jakiś chwilowo niepoczytalny pracownik działu kadr o imieniu Sebastian robił to przez prawie godzinę, pomimo, że pomagało mu dwóch innych Sebastianów w równie pomarańczowych kamizelkach.
Godzina, to naprawdę bardzo dużo czasu.
W godzinę można splądrować jakąś osadę, wypić kilkanaście piw, albo wymienić silnik w maluchu. W ciągu godziny można pięciokrotnie pokonać pełną pętlę Nurburgringu i jeszcze w międzyczasie wysikać się za kolorową barierką na długiej prostej. Tymczasem ten matoł w pomarańczowej kamizelce przez cały ten czas przewiózł kilka walizek i idę o zakład, że kilka jeszcze po drodze zgubił.
Zastanawialiście się kiedyś co robią Ci wszyscy ludzie, którzy skończyli zaocznie pedagogikę i resocjalizację? Macie rację sądząc, że w Polsce nie ma tylu zakładów karnych żeby zapewnić im wszystkim jakiegoś wytatuowanego gościa do poklepywania po plecach. Owszem – część z nich wybrała ten kierunek bo po prostu chciała pracować w jakiejś świetlicy, albo zakładzie zamkniętym gdzie do zupy mlecznej podają gumowe łyżki. I teraz pewnie tam siedzią i starają się przekonać wielkiego gościa z włosami w uszach, że wbicie noża w brzuch kolegi z celi jest be i a fuj.
Ale co robi pozostałe 90 procent ludzi, którzy co roku opuszczają mury uczelni szczuplejsi o kilka tysięcy złotych i bogatsi i trzy literki przed swoim imieniem zaczynającym się na „S”?
Powiem Wam gdzie oni wszyscy są – wożą Wasze walizki.
To zakonspirowania mafia kradnąca najcenniejszą rzecz jaką posiadacie – Wasz czas.
Oni są wszędzie. Z werwą budyniu czekoladowego wydają Wam drobne kiedy spieszycie się na autobus. Dzwonią co dwa dni z serwisu Forda, żeby poinformować Was, że trzeba jeszcze wymienić „ten czujnik” i zajmie to kolejny milion lat bo trzeba go ściągnąć na zamówienie z magazynu znajdującego się w innej galaktyce – gdzieś w konstelacji Oriona. Parkują pod marketem z precyzją tankowca blokując przejazd alejką na dwa miesiące, bo tyle czasu zajmuje im wciśnięcie swojego zielonego Tico w wolne miejsce parkingowe o powierzchni boiska piłkarskiego.
Oni są wszędzie.
Więc jeśli planujecie studia to błagam Was – wybierzcie logistykę.