Przez ostatnie kilka miesięcy miałem tyle spraw na głowie, że Arancię zaczął przykrywać kurz. Ciągłe wyjazdy, remonty i inne zadania o wyższych priorytetach skutecznie odciągały mnie od garażu – mojego naturalnego środowiska jak się zdaje.

W efekcie zamiast łazić ciągle ze smarem pod paznokciami i zanudzać znajomych opowiastkami o „niezwykle fascynujących wyprofilowaniach na tej reperaturce końcówki progu”, zacząłem używać trudnych słów i z własnej, nieprzymuszonej woli oglądać wieczorem wiadomości.

A to źle.

Bardzo źle.

Tak więc gdy tylko nadarzyła się okazja, natychmiast wskoczyłem w stare bojówki (+7 do ciosów z karata, -4 do mediacji) i sfatygowany czarny t-shit (+5 do pasowania reperaturek, +3 do westbama)  i popędziłem w podskokach do garażu, żeby znów niczym za starych dobrych czasów poprzypalać sobie paluchy szlifierką.

Tak więc stwierdzam oficjalnie – projekt Arancia 33 znów wraca na tapetę (i mam nadzieję, że prędko z niej nie spadnie).

Od początku jednak – mniej więcej od marca, kiedy to skończyłem pasować i wstawiać prawy tylny błotnik, przy pomarańczy ogarniałem tylko jakieś kosmetyczne pierdoły nie mając specjalnie czasu, żeby brać się za jakieś grubsze operacje (strasznie nie lubię robić danego elementu na raty, bo kiedy kończę coś w połowie i wracam do tematu po paru dniach, za cholerę nie pamiętam jaki miałem w głowie plan postępowania – wszystko, każdy kolejny krok i posunięcie muszę nakreślać sobie od nowa). Tak więc dłubałem, szlifowałem i czekałem z niecierpliwością na okres, kiedy będę miał na tyle wolnego czasu, żeby dokończyć pozostałe elementy blacharki bez konieczności robienia tego na miniratki czy tam inne prowidenty.

Teraz jednak powoli wychodzę na prostą i w najbliższych tygodniach mam zamiar dość mocno nadgonić zaległości.

Dziś pierwszy etap.

A więc tak – z prawej strony do skończenia zostało mi zamknięcie dziury po wyciętym, skorodowanym fragmencie nadkola wewnętrznego i zewnętrznego i wstawienie zakończenia progu zachodzącego na błotnik.

Zadanie z pozoru dość proste, ale ponieważ skrajnie nieekonomiczne byłoby kupowanie całego nadkola zewnętrznego (jest drogie, a ja potrzebuję tylko jego malutki fragment w okolicy progu, którego brakuje na poniższym zdjęciu) czekało mnie mocne rzeźbienie – element jest bowiem konkretnie zawinięty, obły i jeszcze na dokładkę ma podwinięty rant do mocowania rantu błotnika.

Na początku wyglądało to tak:

reperaturka-nadkola-wewnetrznego-fiat-126

Stwierdziłem, że nie będę dorabiał całego elementu w jednym kawałku, bo jego ręczne ukształtowanie byłoby po prostu niemożliwe przy sprzęcie i poziomie umiejętności, którymi dysponuję. Zamiast tego postanowiłem najpierw zamknąć otwór we wnęce nadkola, a dopiero potem dołożyć do niego zawinięty fragment błotnika. Tradycyjnie więc zacząłem więc od przygotowania szablonu z kartonu:

dorabianie-latek-malucha-blacharki

docinanie-reperaturek-dopasowywanie-blach

Następnie przeniosłem szablon na arkusz blachy:

wycinanie-reperaturek-z-blachy-fiat-126

remont-blacharski-fiat-126

I wyciąłem nowy element:

wymiana-nadkola-wewnetrznego-w-maluchu

Kolejny krok to dokładne oczyszczenie blachy z nalotu korozji:

reperaturki-maluch

I nawiercenie otworów, w których będę mógł wykonać spawy:

naprawa-blotnika-i-nadkola-fiat-126-el

Tak więc kiedy miałem już wstawiony ten element, w ten sam sposób wykonałem brakujący fragment nadkola i również go wstawiłem (było z nim znacznie więcej zabawy bo jak wspominałem miał wybitnie pojebany kształt ale jakoś dałem radę). Tak wyglądało wnętrze nadkola:

 

 

wyprowadzenie-linii-nadkola-wewnetrznego-fiat-126

A tak druga strona:

reperaturki-przodu-malucha

Wiem, że ten fragment nie jest idealny jak wytłoczka z prasy, ale ponieważ przykryje go szczelnie zakończenie progu i konserwacja, stwierdziłem, że nie ma tu sensu skrajny pedantyzm i wystarczy,  że będzie to dobrze dopasowane do pozostałych blach. Tak więc po zabezpieczeniu całości podkładem mogłem zamknąć już poszycie. Przymiarka i pasowanie do drzwi:

fiat-126-naprawa-blacharki-zdjecia

Punktowanie (dolną linię przy połączeniu z progiem ustawiałem drewnianymi klinami i szczypcami ale nie załapało się to na zdjęciach):

renowacja-nadwozia-fiat-126

fotorelacja-spawanie-malucha

A tu prawy bok już „na gotowo”, po wstępnym oszlifowaniu spawów:

maluch-przygotowanie-nadwozia

Nawet nie wiecie jak cholernie cieszy mnie, że nareszcie Arancia znów zaczyna przypominać normalny samochód. Powoli miałem już dość patrzenia na wycięte blachy i walające się wszędzie reperaturki.

maluch-naprawa-samochodu

wymiana-progow-i-podlogi-w-maluchu

W sumie został mi jeszcze taki sam zabieg z drugiej strony i będę mógł już spokojnie zdemontować tymczasową ramę i zabrać się za przygotowanie nadwozia pod podkład. Następnie położę wóz na boku i zdemontuję pozostałe elementy podwozia (trafią do piaskowania i lakierowania w piecu) i położę konserwację podwozia i profili. Później montaż odnowionych elementów, powrót na koła i przygotowanie nadwozia do lakierowania.

Chciałbym uporać się z tym w ciągu najbliższych 3-4 tygodni i przejść od szpachlowania i przygotowania budy pod lakier – trzymajcie kciuki ;)

Dalsze postępy już wkrótce.

Pozdrawiam,

Tommy

12 Komentarzy

  1. YatzeK 3 lipca 2015 o 13:39

    Z jednej strony mnie, jako 100-procentowego blacharskiego ciemniaka, nieprzeciętnie dziwi fakt ile czasu zajmuje taka „prosta” naprawa blacharska jak się chce ją zrobić naprawdę porządnie, ale z drugiej strony coraz bardziej się zastanawiam nad zleceniem realizacji pomysłu, który mi od dawna chodzi po głowie (już ty wiesz jaki to pomysł, prawda?) właśnie tobie. Jak sobie przypomnę wszystkich blacharzy, z którymi miałem do czynienia to w głowie mi się nie mieści, żeby którykolwiek chociaż się zbliżył do twojej dokładności.

    1. Tommy 3 lipca 2015 o 13:46

      Widzisz – to wszystko wydaje się takie proste i klarowne kiedy patrzy się na te zdjęcia. Co więcej – na ich podstawie wydawać by się mogło, że odbudowa całej budy powinna zająć jakieś 4 godziny.

      Kiedy jednak usiądziesz przed takim elementem jak ten z fotek powyżej i prześledzisz tok postępowania to okazuje się, że te 4 godziny nie starczą Ci nawet na głupie wyprofilowanie jednej reperaturki.

      Na zdjęciu widzisz jak 1 raz przykładam blachę w miejsce dziury i wszystko gra, ale zanim udało mi się osiągnąć idealne pokrycie otworu – z wszystkimi tymi obłościami, zagięciami, rantami i równymi szczelinami na spawy, musiałem powtarzać ten proces z czterdzieści razy.

      A to tylko jedna mała łatka – pomyśl co przechodziłem próbując ustawić dobrze całą podłogę tak, żeby pokrywała się idealnie z wszystkimi elementami z każdej strony (szczególnie, że zamiennik i tak miał ciut inne rozmiary i trzeba było go analogowo za pomocą młotka dopasowywać).

      Ja robię to typowo hobbystycznie więc nie ma problemu – mnie to nawet cieszy i bawi, ale gdyby jakiś blacharz miał to zrobić za pieniądze to cena takiej naprawy całego nadwozia pewnie kilka razy przekroczyłaby wartość budy. Nie dziwię się więc, że większość blacharzy idzie na skróty. Tego wymagają od nich klienci – cena ma być rozsądna, a nikt nie da Ci rozsądnej ceny jeśli będzie cały dzień siedział nad jedną łatą jak ja ;)

    2. Karol 3 lipca 2015 o 21:46

      Kolega kolegi kupił Maluszka (miał jechać z kolegą by wybrać dobrą sztukę, ale byli kilka razy i sprzedawcy wyrwani od rzeczywistości, maluszek za 2000zł, a stał pod chmurką lub nie odpalał. Kolega kolegi chyba się zniecierpliwił, zabrał ojca, ojciec się podjarał i kupili szrot za 1200zł) I teraz sama historia. Maluch ten to był konkretny szrot. W każdym miejscu inny lakier, 4 odcienie czerwonego, a z fabryki wyjechał jako biały, palił jakieś 10-12l/100km, powinien w lato 6 z góreczką maksymalnie. No i zabraliśmy się za niego. Pozdejmowałem obudowy, wymyłem silnik, zmieniłem uszczelkę pod gaźnikiem (sam gaźnik wyczyszczony), olej, filtry, odmalowałem obudowy (wcześniej drapałem z nich syf, olej+ziemia). Poskładane, poskręcane, można wrzucać z powrotem, a kolega zrobił w tym czasie błotnik prawy, półkę w komorze silnika i kończył lewy. Przez 15h tyle tylko pracy. To daje obraz ile zabiera to czasu. (Pomijam wyciąganie silnika, bo teraz to zajmuje nam to 30 minut maksymalnie po kilku takich pracach z maluszkami)

  2. Kuba 3 lipca 2015 o 21:44

    Trzymam kciuki. Pięknie to wygląda, a na relacje z odbudowy czekam na Twoim blogu chyba najbardziej.

  3. Marcin 4 lipca 2015 o 21:23

    Piękna robota Tommy. Mój ojciec też takie rzeczy potrafi dobrze zrobić (nigdy nie był blacharzem, amatorsko) ale ostatnio powiedział mi,że ma dość. Za dużo czasu i cierpliwości potrzeba. No i spokojnych nerwów. Pozdrawiam

  4. Jacek 6 lipca 2015 o 13:02

    Dobra robota ! Efekt rewelacyjny :)

  5. YateK 8 lipca 2015 o 16:20

    @Tommy: ależ ja sobie doskonale zdaję z tego sprawę. Problem z tym, że WSZYSCY blacharze, z którymi o tym moim pomyśle rozmawiałem twierdzili, ze to „się nie opłaci” i że nie ma sensu. I kompletnie nie docierało do nich, że ja nie chcę, żeby mi się opłacało, tylko żeby mi to ktoś porządnie zrobił i za tę porządność gotów jestem (w rozsądnych granicach) zapłacić. Najwyraźniej właśnie oczekiwanie porządności ich przerażało…

    I dlatego wolałbym, żebyś to Ty zrobił, nawet gdyby zajęło rok, niż gdybym miał przez ten rok codziennie patrzeć na dzieło takiego właśnie „fachowca”

  6. Malina 13 października 2015 o 18:14

    Trafiłam na tą stronę z przypadku, ale muszę przyznać że kawał dobrej roboty. Wszystko idealnie, nawet jak pojedziesz do blacharza to tak nie zrobi jak ty. :) Gratuluje

  7. nomolk 1 listopada 2015 o 11:10

    No i Tommy co z Arancią? :(

    1. Tommy 2 listopada 2015 o 08:21

      Ostatnio ogarniałem sporo dziwnych rzeczy „poza garażowych” ale blacha w Arancii jest już skończona – dziś jeszcze muszę odgruzować garaż z części wnętrza 328i (opisać, spakować i zrzucić na regały w piwnicy) i biorę się za przygotowanie spodu do konserwacji.

      Trochę gratów z zawieszenia pojechało już do piaskowania, kiedy tylko wrócą otrzymają nowy lakier. Mam też już nowe amortyzatory, przewody hamulcowe i całą masę innego osprzętu. Po konserwacji chcę położyć na podwozie lakier i postawić ją już „na gotowo” na kołach.

      Wtedy wezmę się za przygotowanie nadwozia pod lakier.

      Sporo pracy przede mną ale przynajmniej będę miał co robić w te długie, zimowe wieczory :)

  8. pekino 1 marca 2016 o 22:04

    mam pytanko… Spawasz magiem z drutem samoosłonowym, czy też w osłonie gazu?

    1. Tommy 2 marca 2016 o 07:26

      Drut miedziowany i osłona z CO2 i argonu

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *