Jak zapewne już wiecie, w ubiegły weekend wspólnie z Izą postanowiliśmy wybrać się do Poznania. Wszystko za sprawą Gran Turismo Polonia, które po raz kolejny odbywało się na Torze Poznań. Fajna sprawa bo nie jest to typowa wystawa motoryzacyjna, gdzie samochody stoją odgrodzone grubym sznurem, a koleś w śmiesznych butach co dwie minuty kręci się wokoło odganiając dzieciaki i przecierając kurz.
Największą zaletą GTP jest chyba właśnie to, że wszystkie te samochody można zobaczyć w ich naturalnym środowisku – na torze wyścigowym.
Żeby jednak za bardzo nie przynudzać – w piątkowe popołudnie spakowaliśmy się z Izą do bordowej i wyruszyliśmy w kierunku Poznania. Kiedy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że Gran Turismo już na tym etapie zafundowało nam miłą niespodziankę, bo na hotelowym parkingu stało wyścigowe BMW M235i, które miało pojawić się na torze kolejnego dnia:
Początkowo miałem ochotę zapiąć przyczepkę do bordowej i uciekać, ale przypomniałem sobie, że niestety ta nie posiada haka z nałożoną nań piłką do tenisa. Szlag – taki niefart :/ Ze smakiem goryczy na ustach poczłapałem więc zjeść jakąś kolację i spać, żeby zebrać siły na sobotę.
Na tor dotarliśmy wcześnie rano – mimo to na placu pojawiło się już kilka ciekawych samochodów. Ponieważ jednak mam pewne zaburzenia psychiczne, zamiast pójść je pooglądać jak proponowała Iza, udałem się do strefy serwisowej żeby zobaczyć jak chłopaki walą w coś młotkiem.
Tak się fajnie złożyło, że w jednym z namiotów, chłopaki z Ryschka Motorsport przygotowywali się od odpalenia ich bolidu:
Co ciekawe, ponieważ bolid nie posiada własnego rozrusznika (bo kilogramy) odpalany był za pomocą takiego oto wkładanego do tyłka robota kuchennego:
Nie wiem jak to się profesjonalnie nazywa, ale jestem pewien, że da się to znaleźć wpisując słowo „dildo” na niemieckim ebayu.
Tutaj jeszcze jedna mała uwaga – jeśli jest wcześnie rano, a Wy wciąż jesteście jeszcze trochę nieprzytomni, nie jest najlepszym pomysłem stawanie za bolidem podczas odpalania silnika.
Serio.
To cholerstwo jest tak głośne, że aż wyrywa z butów, a kiedy wydaje Ci się, że od tego hałasu cały świat zaraz eksploduje okazuje się, że gość w kokpicie może jeszcze dodać gazu – co czyni z nieskrywanym sadyzmem w oczach.
Idąc jednak dalej – na stanowisku obok stacjonowała sobie zajebiście wyluzowana ekipa obsługująca starego dobrego Shelby’ego. Wóz był po prostu genialny – w każdym jego zakamarku dało się dostrzec tę starą, wyczynową prostotę:
Zobaczcie tylko na ten resor i trzymające most opaski – po prostu coś pięknego. Komputer, interfejsy i specjalistyczne narzędzia? Gdzie tam – cztery klucze, pilnik, młotek i śrubokręt. Kocham.
W środku było z resztą jeszcze lepiej, choć nie ukrywam, że długo zastanawiałem się jak niemłody już poniekąd kierowca wyłazi stamtąd przez ten zastrzał od klatki – na bank jakąś jogę uprawia czy coś w ten deseń bo to jest po prostu niemożliwe:
W końcu jednak chłopaki wyjechali na tor więc nie mając możliwości dalszego macania starego V8 postanowiłem udać się dalej.
W kolejnym namiocie trafiłem na rozebraną Pragę R1. Sam patent na przednie zawieszenie był intrugujący ale to co działo się w tylnej części – to już była czysta pornografia.
Zobaczcie sami – gdyby w galeriach sztuki, zamiast kolekcji garnków pomalowanych przez jakąś jednoręką kobietę z Afryki pokazywali takie coś, normalnie kupiłbym sobie od razu karnet i stałe miejsce parkingowe pod samym wejściem. Ba – namiot w holu bym rozbił i co godzinę wycieczkę sobie robił, żeby kolejny raz sobie chwilę popatrzeć.
I teraz co najlepsze – Praga R1 w wersji drogowej kosztuje coś koło 100 000 euro (taka stała na hali Expo – z tego co zauważyłem, od wyścigowej różni się tym, że w imitującej fotel kierowcy wanience dołożyli kawałek zamszowej wyściółki w miejscu na jaja). Wersja torowa pewnie będzie jeszcze droższa bo za wywalenie tej wyściółki policzyli sobie na pewno ze 40 tysięcy (lamborghini i porsche tak robią).
Można by się więc spodziewać, że tak drogi i zaawansowany technologicznie wóz będzie serwisowany przez grupę odzianych w białe kitle inżynierów – w jakimś warsztacie przypominającym laboratoria z reklam szamponów przeciwłupieżowych przy użyciu narzędzi rodem z CSI Miami.
Ta… Mniej więcej tak właśnie było…
A w czasie kiedy ja tak beztrosko szwendałem się po serwisie, park samochodowy powoli zaczynał się zapełniać:
Tłoczno robiło się też w pit stopie:
Żeby więc złapać trochę powietrza, wspólnie z Izą porwaliśmy dziewczynom z biura prasowego pomarańczowe kamizelki i poszliśmy na tor, żeby zobaczyć co też się tam wyrabiało. I powiem Wam, że naprawdę fajnie jest móc zobaczyć jak te wszystkie warte kupę kasy cukiereczki piłują po torze spóźniając hamowania, nie trafiając z biegami i wpadając w poślizgi.
To Ferrari było po prostu obłędne – nie wiem czy to fabryczny bodykit czy jakiś custom ale wyglądał po prostu rewelacyjnie:
Na dziś to tyle.
Kolejną porcję zdjęć wrzucę kiedy tylko dojdę do siebie po podróży z Poznania do Bielska przy niedziałającej klimie i temperaturze sięgającej momentami 38,5 stopnia (na wylocie na A4 z Wrocławia).
Ciąg dalszy fotorelacji jest tutaj!
Widzisz… kupiłbyś ode mnie kompota z hakiem, to być miał 235i :D
Przy 1.6 z taką przyczepką musiałbym chyba do pomocy żagiel z majtek przez szyberdach wystawiać ;D
BMW na przyczepce to nic, trzeba by zapiąć ten jacht z dupeczkami, to jest dopiero stylówa :D
ŁOJEZU NAWET GUMPERTA MIELI!!!
Co do zawieszenia, sił przenoszone na bloczek działają na amortyzator.
+ masa na środku, potencjalnie może być niżej (bolid AGH 2014 miał prawie równolegle do ziemi, a sam bolid jest 3-4cm nad nią, więc robi to różnice przy sprzęcie, w ich przypadku o masie 270kg sucha jak się nie myle), taki amorek to 3-4kg, także na zestawie (potencjalnie 15-20kg) zamiast masy przy piastach, masz masę przy osi symetrii, często niżej położoną.
– więcej części, połączeń. Z reguły masz wahacz-buda. Tutaj masz wahacz łączony z „pushrod” popychaczem, bloczek do budy, bloczek z amorem i amor do budy. Z racji, że to rejsing to masz połączenie metal-metal, a nie przez tuleję gumową/poli, a samych takich połączeń 5, a nie 2.
W sumie to obczaj jakąś politechnikę niedaleko która ma bolid i na 100% pogadasz sobie z nimi i obejrzysz cacko. Zawsze jak spotykam ich na targach to zabieram im jakieś 40-60 minut, aż mnie nie wygonią. Sam prawdopodobnie dołączę do takiej załogi od politechniki śląskiej, ale to zobaczymy.
Na torze miałem chwilę, żeby pogadać z szefem serwisu – ciekawe rzeczy mówił o tym jak konstrukcja zawieszenia, układ napędowy czy wyważenie wpływają na zużycie opon czy hamulców i jak to ładnie się tu u nich potwierdza kiedy na torze popiernicza sporo samochodów z każdej „grupy kontrolnej”.
Taki eksperyment na żywo.
Generalnie fajnie jest móc posiedzieć tak sobie koło gościa, który ustawia właśnie zawieszenie i popatrzeć w ciszy na to co robi krok po kroku. Takie animal planet dla petrolheadów.
Jakoś hostess nie widać :)
Przywiozłem swoją ;)
Oczy mnie wypadli.
Jak ja się cieszę, Tommy, że jesteś na swój sposób walnięty i nie wrzuciłeś miliona zdjęć Ferrari, każde z innej perspektywy… Szwendając się po serwisie można obejrzeć takie kąski, że potem człowiek spać nie może. No i ten Mustang… Może dzięki tej prostocie, jak już się dorobię klasycznego muscle, to nawet będę w stanie coś w nim ogarnąć, poza przełączeniem dźwigni biegów w pozycję D i wdepnięciem gazu :)
Mnie tam zawsze bardziej ciekawiły te wszystkie poukrywane pod nadwoziem pierdolniki. Kiedy na plac wjechał Aventador, wszyscy rzucili się robić sobie przy nim słit focie i w zasadzie dopchać się do niego nie dało.
W sumie to nawet nie próbowałem bo niespecjalnie mnie to interesowało.
Ale kiedy tylko ludzie z iphonami poaktualizowali już swoje profilowe na fejsbukach i polecieli oblegać jakieś Ferrari z zamiarem kolejnej aktualizacji, poczekałem aż załadują dziada na podnośnik, po czym wlazłem pod spód i porobiłem sobie w spokoju zdjęcia podwozia.
Zaczekałem też aż zdejmą felgi, żebym mógł na spokojnie sobie zawieszenie i hamulce pooglądać.
W domu zorientowałem się, że mam więcej fotek podwozia i hamulców niż całego samochodu. Chyba faktycznie coś ze mną nie tak…
Petrolparadise jednym słowem.
Patrząc na Pragę aż serce ściska, że Pepiki potrafią zrobić takiego potwora a u nas jakieś dziwne historie z Arrinerą…
Znając życie z Arrinerą okaże się, że to wszystko to jakaś piramida finansowa, kogoś tam zamkną, prototyp postawią na policyjnym parkingu, a resztę weźmie komornik za niezapłacone ZUS-y ;)
Łobuzie byłeś w Poznaniu i nic nie mówiłeś wcześniej ;)
Równolegle trwała Blog Conference Poznań.
Pytałem wcześniej czy ktoś się do Poznania na GTP wybiera na weekend bo będziemy z Izą ;)
O Blog Conference słyszałem ale to zupełnie nie mój krąg zainteresowań – zbyt prostolinijny i mało nowoczesny jestem na takie inicjatywy.
Gdybym wiedział że to ty to bym nie wyganiał z serwisu a może nawet byśmy coś jeszcze odkręcili aby więcej było widać. Ja zawsze jak jest okazja to namawiam nawet ludzi z aparatami i kamerami do robienia zdjęć od spodu, bo tak naprawdę niewielu ludzi ma okazję oglądać te auta od dołu a tam też jest bardzo ciekawie a według mnie nawet bardziej.
Spokojnie – pozakradałem się i tak tu i ówdzie jak to mam w zwyczaju więc bez stresu ;) Poza tym za rok z pewnością też do Was zajrzę ;)
P.S. Gdyby to ode mnie zależało to zakazałbym prawnie montowania tych wszystkich osłon i paneli (że o tych okropnych plastikowych pokrywach silników już nie wspomnę).
Ja to jednak wole panel w aucie GT3, niż słabsza aerodynamika, czyli słabsza przyczepność, czyli słabsze show :P
W latach 80-tych aż tak strasznie się tym nie przejmowali i było chyba jeszcze ciekawiej ;)
Z tym przyszłym rokiem to nie byłbym taki pewny. Zmienił się charakter imprezy, mniej jeżdżenia więcej lansu a więc serwis nie jest już tak potrzebny. Po jedenastu latach jest to już nudne. No i samochody robią za dużo hałasu, dyrekcja toru może się nie zgodzić na kolejną imprezę.
Jeśli tylko nie przegonisz mnie z serwisu to większe parcie na lans niespecjalnie mnie obejdzie ;) Niech się lansują – ja będę sobie oglądał wahacze.
Mam tylko nadzieję, że faktycznie impreza się odbędzie, a Was nie zabraknie – jak dla mnie serwis jest jedną z najciekawszych części imprezy.