Pomimo, że na tle Europy Polska wciąż jeszcze pozostaje krajem gdzie dwóch facetów idących po chodniku z wózkiem to najprawdopodobniej złomiarze, nawet u nas coraz rzadziej daje się spotkać na ulicy jakiś stary, ciekawy z perspektywy pokolenia dojrzewającego w latach 90-tych samochód.
Dziś już nawet pospolity maluch zakrawa na egzotykę pokroju Lamborghini.
Zapytajcie jakiegoś młodego chłopaka co to jest bodykit Riegera, a ten najprawdopodobniej zacznie uciekać i zwyzywa Was od zboczeńców. Dziś nie ma już żaluzji na tylną szybę. Analogowe wszkaźniki na desce zostały już praktycznie zupełnie wyparte przez coraz to tańsze, w najlepszym wypadku imitujące je wyświetlacze. Po otwarciu maski da się zauważyć tylko bezkresne połacie czarnego plastiku i ostrzegające o konsekwencjach wsadzenia głowy w wentylator chłodnicy naklejki.
W starszych wiekiem samochodach jest sporo rzeczy, za którymi będę tęsknić równie mocno co za młodą Pamelą Anderson, „McGyverem” i grą „Rick Dangerous” na Commodore 64. Dlatego dzisiaj wybrałem kilka rzeczy, które już zaczynają odchodzić w zapomnienie.
Po pierwsze dlatego, żeby przypomnieć sobie jakie są fajne. Po drugie – bo może nakłoni Was to do sprawienia sobie starego samochodu, póki jest to jeszcze w ogóle możliwe…
Proste, sportowe kierownice
Kiedyś sportowe kierownice miały trzy ramiona i gruby, obszywany skórą wieniec. Teraz mają poduszkę powietrzną, węglowe wstawki, spłaszczony dół, manetki, wytłoczki na kciuki, piętnaście guzików i wyświetlacz LCD. Wyglądają jakby ktoś wrzucił wysmarowane klejem frisby do sklepu z tanią biżuterią o okleinami meblowymi.
Ze zwykłymi kierownicami jest z resztą niewiele lepiej – rzadko który samochód ma koło, które nie przypomina torebki z drugim śniadaniem. Kiedyś jeden z kluczowych elementów samochodu, dziś już tylko narzędzie do ściszania radia i okazjonalnego parkowania.
Dobra widoczność
Gdy wsiadam od czasu do czasu za kierownicę Ibizy, zbliżając się do jakiegokolwiek lewego zakrętu muszę praktycznie wystawiać głowę przez okno, żeby zobaczyć dokąd w ogóle jadę.
Przedni słupek jest tak gruby, że gdyby był kobietą, wrzucałby do internetu obrazki z podpisami „facet nie pies, nie leci na kości”.
Nie lubię.
Słupki w E30 podczas dachowania pewnie zgięłyby się równie łatwo się jak słomki do napojów, ale przynajmniej widział bym przez nie dokąd jadę (przez co miałbym znacznie mniejsze szanse w ogóle to dachowanie zaliczyć).
Podnoszone reflektory
Każdy kto oglądając telewizję bawi się klapką na baterie w pilocie, a pod choinkę chciałby dostać zestaw Lego Technics (mam prawie 30 lat i bardzo chcę) na pewno dostawał erekcji na widok otwierających się albo zamykających przednich reflektorów.
Każdy.
To był jeden z głównych powodów, przez które chciałem kiedyś kupić Hondę Prelude. W sumie to nadal jest.
Kiedyś synonim sportowego sznytu i stylu, dziś ofiara unijnych przepisów dotyczących bezpieczeństwa pieszych. Szkoda.
Prostota i przejrzystość wnętrza
Jeszcze w latach 80-tych deska rozdzielcza przypominała często niewielki parapecik, na którym można było położyć portfel i paczkę marlboro (bo na telefon komórkowy było za wcześnie). Rzadko kiedy łączyła się z tunelem środkowym, co dawało rewelacyjne poczucie przestrzeni – wnętrze samochodu o wymiarach współczesnego skutera było przestronne jak penthouse w Dubaju, a ilość przycisków i przełączników na desce rozdzielczej nie odbiegała specjalnie od tej na typowym walkmanie.
A mimo to samochód działał doskonale i wszyscy byli zadowoleni.
Dziś samochód klasy średniej ma wymiary niewielkiej ciężarówki, a mimo to kiedy wsiądziemy do środka człowiek ma do swojej dyspozycji niewiele więcej miejsca niż mieszkaniec meksykańskiego więzienia. Współczesna deska rozdzielcza ma rozmiary Kolumbii, a drzwi są tak grube jakby zrobili je z tyłka Kim Kamasutracośtam.
Kiedy jakiś czas temu jeździliśmy po Warszawie wspólnie z Sandrą, wciśnięci na tylną kanapę jakiejś spuchniętej Toyoty, z chwilą kiedy stamtąd wyłaziłem czułem się jakbym po raz drugi w życiu przeżywał swój własny poród.
Nie rozumiem tego.
Niewielkie wymiary, niska masa
Jak wieść niesie, kluczem do dobrego, dającego radość z jazdy prowadzenia jest niska masa – dlatego nawet tak astmatyczne z pozoru samochodziki jak maluch, czy stary Peugeot 106 potrafią sprawić tyle radości. I dlatego Lamborghini każe płacić sobie kilkadziesiąt tysięcy złotych za to, że ze zwykłego Galardo wyjmie radio i dywaniki.
Nie wiem jak Wy ale ja znam przynajmniej parę osób, które zrobią to za darmo pozbywając się jeszcze od razu cholernie ciężkiej przecież bocznej szyby.
Do czego jednak zmierzam – ponieważ w pewnym momencie noszące grube rajstopy kobiety (dostające padaczki na samą myśl o parkowaniu prostopadłym) zaczęły wymuszać na producentach samochodów coraz to dziwniejsze rzeczy, Ci nie mając specjalnie innego wyboru zaczęli montować do swoich modeli rozmaite ograniczenia i systemy – poduszki, kurtyny, czujniki, napinacze, filtry i odpowiedzialne za wydawanie irytujących piknięć moduły i całą masę innego, ważącego tony badziewia.
Na myśl o którym Caroll Shelby przewraca się pewnie w grobie.
Dlatego dzisiaj przeciętny miejski samochód przypomina bardziej połączenie czołgu M1 Abrams z ciężarówką Coca-Coli niż malutką, zwinną Fiestę, którą pamiętamy przecież z początku lat 90-tych.
Manualne skrzynie biegów
Automaty coraz skuteczniej wypierają skrzynie manualne i często można już spotkać samochody, które nie mają w ogóle drążka zmiany biegów (to jakby uciąć człowiekowi penisa jeśli chcecie znać moje zdanie). Nikogo jednak specjalnie to nie dziwi bo automaty są już dziś szybsze, oszczędniejsze i wygodniejsze niż skrzynie manualne.
Mimo to jednak każdy, kto choć raz wchodził w zakręty zbijając biegi i hamując silnikiem wie, jak cholernie fajne są te ostatnie.
Nacieszcie się możliwością strzelania ze sprzęgła – za parę lat możecie już nie mieć okazji.
P.S. Coś przeoczyłem?
Mi brakuje tego bardziej bezpośredniego połączenia kierownicy z kołami. Obecnie są wrzucane (już nawet w BMW) elektryczne ze zmienną czułością.
Jadąc starszym wozem, jeśli układ kierowniczy był sprawny, to pracował on… jak mięsień. Czuło się jego napięcie i informował on też co się dzieje.
Niestety w nowszym wozie ilość informacji jest dość mocno wykastrowana. W zimie miałem okazję jeździć nowym Yarisem i z ciekawości próbowałem nim trochę porzucać.
Uślizg pod, czy nadsterowny dopiero kierowca widział. A powinien już od strony kierownicy wyczuć. Wg. mnie nie jest to bezpieczne, szczególnie dla początkującego kierowcy, który praktycznie nie będzie wiedział co się dzieje z jego wozem.
No i tym komentarzem wykończyłeś listę do zera! Nie cierpie elektrycznego wspomagania…
Sam mam jeszcze wrażenie że w nowych wozach do póki nie zaplacisz jakieś absurdalnej kwoty, nie dostaniesz dobrego wykończenia wnętrza. Jeździłem nowymi modelami i spasowanie po prostu przerażało! Same plastiki też.
Elektryczne wspomaganie da się jeszcze jakoś przeżyć, jeśli jest dobrze zestrojone (daje jakieś poczucie sprzężenia zwrotnego i świadomość, że kierownica jest jednak połączona z kołami). Wiadomo – z czymś takim na pokładzie nie będzie to wóz sportowy pokroju Ariarela Atoma, ale będzie dawał on jednak jakieś tam poczucie panowania nad przednią osią (i informacje co się z nią w danej chwili dzieje).
Okrojone ale zawsze.
Gdyby Iza jeździła na co dzień moim 328i z dość twardą hydrauliką i szerokimi oponami, po roku wyglądałaby jak Marit Bjorgen – dla niej taka dobrze zestrojona elektryka będzie ok.
Sęk w tym, że dzisiaj praktycznie nikt nie robi już dobrze zestrojonego wspomagania.
Hamulec ręczny? Też zanika i zamienia się coraz częściej w przycisk…
Fakt – w ciągu ostatnich 10 lat podcinałem samochód ręcznym może ze 3 razy (wszystkie podczas ścigania na torze w Mikołajkach) ale i tak gdybym nie miał wajchy w swoim samochodzie to czułbym się jakbym wyszedł z domu bez majtek.
Sama świadomość, że jest pod ręką i da się nią zrobić wioskę na parkingu pod marketem sprawia, że od razu jakoś tak lepiej się czuję.
Jak na moje to jeszcze chociażby zwykłe żarówkowe lampy, i oświetlenie wnętrza. Mimo tego że żarówki grzeją się i nie dają tak silnego światła jak LED’y to nie trawię ledowego podświetlenia, już nie wspominając o oświetleniu zewnętrznym. Stojąc w nocy za jakimś nowym autem szlag mnie trafia na to jak LED’y oślepiają, zwykłe żarówki powinny zostać, owszem przepalają się i nie są energooszczędne, ale są lepsze.
Nie wspominając już o światłach typu DRL, a dokładniej tych paskach montowanych w zderzakach. Choć jest to kwestia unowocześniania starych aut a nie produkowania nowych to wygląda to paskudnie, szczególnie jak Janusz jeden z drugim montują tam gdzie im się podoba.
A co do Twojego wpisu, zgodzę się ze wszystkim, chociaż mam 21 lat i w zasadzie w dupie byłem i g**o widziałem to myślę że prostota starych samochodów jest urzekająca. Chociażby wspomaganie, albo i jego brak, lub takie działające z lekkim przyjemnym oporem (np jak w e36, kiedy miałem okazję jeździć nowym VW Caddy, to czułem jak by ktoś za mnie kręcił kierownicą).
Mimo tego że często oglądam się za nowymi, mocnymi autami, to gdzieś tam w głowie siedzi mi jakiś Maluch albo Polonez.
Stara motoryzacja jest po prostu fajna i ciekawa.
Pozdrawiam ;)
W czym zwykłe żarówki są lepsze od ledów w kwestii oświetlenia wnętrza samochodu?
Można dobrać barwę lekko żółtą, a poza kolorem (bo biały jest bebe) led jest lepszy od zwykłej żarówki w każdym obiektywym aspekcie (zywotność, niezawodność, sprawność).
I do tego alternator ma lżej, przez to lepiej odpala, zdrowiej chodzi i masz więcej mocy, tak jakoś o 0,5KM więcej :P
Ostatnim argumentem mnie przekonałeś :D
Nie w każdym. Obiektywnie LED ma gorszy Ra niż żarówki. To już lampy MH przy tej samej sprawności dają lepsze światło, a i tak nie wszystkim to odpowiada. Kłopot w tym, że Ra daje sporo w uczuciu odbioru światła. Im wzrok jest bardziej zmęczony, stary, zniszczony, tym bardziej negatywnie odczujesz niższe Ra.
Zgadza się :)
Dopisałbym jeszcze – opóźnienie w reakcji na gaz…pewnie przez elektroniczne sterowanie pedałem…nie ma to jak linka…
na wyciągniętej lince też będziesz miał opóźnienie ;)
Czy wiesz może coś na temat samochodu ze zdjęcia „Prostota i przejrzystość wnętrza”? Co to jest? Może więcej zdjęć? No piękny ten środek jest :O.
5 zegarów od razu rzucał cień podejrzenia na Porsche. Trop okazał się słuszny, gdyż jest to 911 Singer.
Podziękował. Kurcze, obawiałem się, że mnie nie stać :)
To wnętrze jest perfekcyjne!!! Dzięki za fotkę i za informację :-)
Że to Prosiak widać na pierwszy rzut oka, tak jak z resztą na pierwszym zdjęciu. Choć przyznaję, że wersja Singer nie była oczywista, ale od czego jest google. :P
Może kiedyś będziemy takimi jeździli jak już nikt z dzieci apple nie będzie umiał obsługiwać takich cacek, trzymam za to kciuki.
http://www.adrenalinemotorsport.pl/aktualnosci/n,600-km-to-limit-dla-przyszlych-modeli-bmw-m-manual-powoli-odchodzi-do-lamusa
taka sytuacja
Chyba kupię ze 2 skrzynie i kilka sprzęgieł na zapas jakby mieli jakąś prohibicję za niedługo wprowadzić…
Headlights go up, headlights go down. Headlights go up, headlights go down.
Up and down. Down and up.
https://youtu.be/kp1kuo6xkbE?t=49s
49 sekunda jakby komuś nie zaskoczyło.
I wersja dla leniwych ;)
No normalnie z garażu bym nie wyszedł gdybym miał takie ustrojstwo w e36
A najfajniejszy jest ten black we wlotach w zderzaku jak się reflektory otwierają :-)
Ale tak naprawdę otwierane reflektory wcale nie są fajne – na palcach jednej ręki można policzyć samochody, które naprawdę fajnie wyglądają z otwartymi – i Miata NA z filmiku zdecydowanie do nich nie należy…
No tu to się w 100% zgadzam z autorem, i wiem co miał na mysli
Nie raz już to mówiłem, że w nowych autach nie ma już nic z samochodu. To w zasadzie przedsmak „wozów autonomicznych” sterowanych przez rząd/rydzyka/wredną żonę/szefa (niepotrzebne skreślić) w których się siedzi i jedzie tam gdzie każe ci ‚system’. Nie ma tu już mowy o Prowadzeniu auta. Teraz auto jedzie, pilnuje pasa, zwalnia, gasi silnik, zapala światła, włącza wycieraczki, samo parkuje, samo zmienia biegi, otwiera klapę na zapach twojej stopy, i w ogóle wszystko prawie robi samo. Do tego ma jeszcze wtyczkie do Ajfona!!
Czasy radosnej motoryzacji, gdzie wszystko było analogowe, mechaniczne i konsekwentne, minęły. Teraz to, co kiedyś było normą, czyli silnik na gaźnikach, zwykła czysto mechaniczna skrzynia, hamulce bez ABS ESP E.. Sre itd, napęd ze szperą, sztywne 4×4, kierownica bez wspomagania, ręczny na lince itd jest w autach za grube miliony dla „wysublimowanej klienteli” która che mieć auto dzikie i nieokiełznane.
Tęsknię za prawie wszystkim co wymieniłeś. (w zasadzie przestrzeń pod deską mam gdzieś, a otwierane lampy mnie nie interesują) Najlepsze są wielkie garby pomiędzy przednimi fotelami pod którymi siedzi ciężka manualna wzdłużna skrzynia i okrągłe lampy w płaskiej jak ściana mordzie Taunusa, cortiny, escorta, czy mustanga.
Wielbię bryłę Kadett’a C coupe, czy Granady mk1 2D sedan, pałam miłością do Escorta mk1 mexico, pożądam Cortiny mk3 i Capri i drżę na myśl o escorcie RS cosworth. Żadne nowe auto nie wzbudza we mnie nawet promila tych emocji – nie ma w nich czego kochać. Czemu? Kiedyś tworzeniem aut zajmowali się ludzie z pasją i ta pasja pozostawała w ich dziełach. (no dobra, ci od multipli „przeziołowali” z pasją). Teraz auta robią „styliści i designerzy” Tak, żeby „wprowadzać nowe trendy” i „zaspokoić potrzeby”. A pasja gdzie? Chyba nie poszła z nimi na tą „paradę równości”.
a ta wajha z ostatniego zdjęcia to wie ktoś może co to za auto ?
Shelby GT-500 Eleanor o ile dobrze pamiętam:
Custom made Mustang z ’65 :) link: http://www.mustangandfords.com/featured-vehicles/mdmp-1003-1965-mustang-fastback/photo-gallery/
Mnie brakuje w sumie tylko jednego – w samochodach jeszcze z lat 80 można było zrobić wszystko samemu. W aktualnych życzę powodzenia.
Cała ta lista to w zasadzie nie to czego brakuje tylko to co bez sensu w nowoczesnych samochodach się znalazło. Wszystko w autach spuchło i się skomplikowało, od kierownic po silniki. Jak coś jest skromne i małe to zaraz podepną 5 dodatkowych gadżetów żeby kierowcy żyło się lepiej. A potem zdziwienie że kompakt waży półtorej tony.
Mi w samochodach brakuje różnic. Nie ma różnicy do czego wsiadasz, zmieniliby znaczek i nikt by się nie pokapował. Ni we wszystkich, ale 80% aut to wariacje na ten sam temat, bez polotu i charakteru. Fujka
Mi za to brakuje czystej analogii, szczerej mechaniki. Brakuje mi gardłowego dźwięku silnika e23 732 podczas ostrego startu, brakuje mi soczystego dźwięku pięciocylindriowego Audi 100 C2 które ostatnimi siłami wyprzedzało kolumnę samochodów… Brakuje mi tego zapachu tapicerek i niektóych smaczków stylistycznych które jakoś mocno utrwaliły się w mojej głowie. Najczęściej są to migawki, dźwięki i zapachy z dzieciństwa. Krótkie epizody które jakimś trafem wryły się gdzieś głęboko, siedzą tam z tyłu i za cholerę nie chcą zniknąć.
No i jak bym mógł jeszcze zapomnieć o (zazwyczaj nocnych) podróżach po polsce w BMW 750 e32 gdzie co chwilę otwierałem okno i wciskałem gaz do dechy tylko po to żeby posłuchać silnika… Jak mógłbym zapomnieć o czystym, bezbłędnym prowadzeniu mocno przyklejonego do drogi Porsche 944 S2. Przyklejonego naturalnie twardnym zawieszeniem, szeorkimi oponami, a nie przez ESP czy inne CBŚ. To są wspomnienia które tylko potęgują moje pożądanie do starych aut za którymi zawsze odwracam głowę, których ciągle pragnę i z każdym dniem coraz bardziej.
Mazda MX-5 jest odpowiedzią na wszystkie pytania ;)
Niestety prostota i przejrzystość wnętrza zazwyczaj pozostawia wiele do życzenia… troche czasu minie aż się człowiek przyzwyczai i przywoi układ wnętrza :)