Ciąg dalszy niekończącej się opowieści o pewnym pomarańczowym maluszku, który mógł (czy jakoś tak).
Jakiś czas temu udało mi się skończyć wszystkie prace blacharskie i tym samym przejść do etapu przygotowania maluszka do lakierowania. Zacząłem od pokrycia nadwozia podkładem epoksydowym, na który położyłem szpachel (miejsca naprawiane) i po obróbce wypełniający podkład akrylowy. Po oszlifowaniu tego drugiego na sucho wyglądało to tak:
Kolejnym etapem prac było pokrycie przecierek kolejną warstwą podkładu epoksydowego i znów zamknięcie całego nadwozia w jednolitym podkładzie akrylowym (ze względu na wybrany kolor lakieru, tym razem szarym). W efekcie maluch zaczął w końcu przypominać samochód:
W warunkach garażowych nie jestem w stanie uzyskać idealnej powierzchni podkładu dlatego przed położeniem lakieru musiałem chcąc nie chcąc dotrzeć całość na mokro, żeby pozbyć się wszelkiej maści wad, pyłków i innego dziadostwa ;)
Co ciekawe – w czasie przygotowywania nadwozia znalazłem całą masę wad lakierniczych, z którymi pomarańcza najwyraźniej wyjechała już z fabryki.
Zacieki, niedomalowane miejsca, zgryzy – było tego na serio sporo, szczególnie we wnętrzu (maluch ma dużo odsłoniętych blach więc nie zakryje tego tapicerka). Wracając jednak do tematu – ponieważ nie mam zbytnio doświadczenia w lakierowaniu, tę radosną przygodę postanowiłem rozpocząć od drzwi i klap.
Wziąłem się więc do roboty – najpierw drzwi i pokrywę silnika oszlifowałem maszynowo. Musiałem zamówić również przedną klapę, ponieważ moja posiadała załamanie, którego za cholerę nie dałbym rady usunąć (wymagało by to masy szpachli bo znajdowało się nad wzmocnieniem i nawet po wyciągnięciu go zgrzewarką miałbym do wyrównania 40 cm falę na łuku).
Idąc dalej – ponieważ jest to tani Fiat, w wielu punktach znalazłem ogniska powierzchniowej korozji – musiałem oszlifować je więc na ile tylko się dało, a następnie zabezpieczyć te punkty środkiem reagującym z rdzą:
Po ponownym oszlifowaniu na sucho na te punkty trafił podkład epoksydowy, a na całość – wypełniający akrylowy:
Z maską miałem trochę więcej pracy, bo pochodziła ona z typowego szrotu – miała więc masę drobnych uszkodzeń „magazynowych”. Tutaj również zacząłem więc od szlifierki oscylacyjnej:
A następnie wyczyściłem zmywaczem resztki pofabrycznej konserwacji na spodzie:
Tutaj również miałem sporo drobnych ognisk rdzy – w efekcie po zastosowaniu odrdzewiacza zdecydowałem się położyć na nią 2 warstwy podkładu reaktywnego:
i standardowo akrylowego, na który mogłem już bez stresu położyć szpachel (nie powinno się łączyć reaktywnego z epoksydowym, ani tym bardziej kłaść na niego szpachli):
Jak widać, akryl uwidocznił całą masę drobnych uszkodzeń i nierówności. Podkład (epoksyd i następnie akryl) otrzymała też między innymi tylna belka:
Co dalej – Ponieważ na podkładzie wytrąciło mi się trochę odkurzu i pyłków, musiałem zeszlifować całość na mokro.
Podkład docierałem na mokro na twardym klocku dlatego udało mi się przy okazji wykryć jeszcze trochę nierówności do szpachlowania:
Tutaj widać różnicę po wstępnym przejechaniu podkładu papierem 800 (po porządnym szlifie powierzchnia ma być totalnie gładka – bez mory):
I tutaj mały prentki tip dla początkujących „szlifierów”:
Podczas szlifowania na mokro wytraca się cała masa pyłu, który w kontakcie z wodą zamienia się w coś w rodzaju kleju. Można oczywiście co chwila przemywać papier i klocek albo polewać szlifowaną powierzchnię wodą. Warto jednak zaopatrzyć się w taką oto ściągaczkę do mycia okien (tutaj model na wypasie za 3,99 zł ):
Idealnie nadaje się ona do usuwania wody i pyłu ze szlifowanej powierzchni (nie wspomnę już o tym jak bardzo satysfakcjonujące to uczucie :v). Po ściągnięciu wody i brudu od razu widać też, czy powierzchnia wymaga jeszcze dalszej masturbacji:
Tu jeszcze jeden mały tip – do wiaderka z wodą do szlifowania na mokro dodaję zawsze odrobinę płynu do mycia naczyń. Dzięki temu już podczas szlifowania odtłuszczam powierzchnię. Po szlifowaniu całość wystarczy spłukać wodą, wysuszyć i przetrzeć zmywaczem silikonu (najlepiej przy użyciu niepylącego czyściwa lakierniczego).
Na potrzeby lakierowania przygotowałem też sobie takie oto mocowania:
Jest to o tle sprytne, że dzięki temu nie muszę stosować stojaków lakierniczych (nie mam miejsca na ich przechowywanie więc to dla mnie wygodne), a w przeciwieństwie do podwieszania wszystkiego na sznurkach, nie mam miejsc, gdzie sznurek utrudniałby mi lakierowanie.
Poza tym w deseczkach wykonałem małe nacięcia sprawiające, że zaklinowany w nich element nie kręci się pod wpływem podmuchów powietrza:
W wypadku klapy niedomalowany zostanie tylko 2 milimetrowy pasek ukryty pod zamkiem więc nie jest źle.
Co ważne – przed podwieszeniem deseczki potraktowałem bezbarwnym lakierem do drewna. Dzięki temu podczas malowania nie wytrącą się z nich jakieś pyłki i inny brud ;)
No i tak – do malowania musiałem porządnie przygotować garaż. To już jednak temat na osobny wpis więc powiem tylko w skrócie, że odkurzałem nawet sufit i ściany, wyniosłem wszelkie drobne elementy mogące zbierać brud (w tym nawet zegar z Tadeuszem), a podłogę wyłożyłem folią antystatyczną. Kiedy wszystko było gotowe, założyłem kombinezon i rękawiczki lateksowe i jeszcze raz przemyłem wszystko przy użyciu zmywacza i czyściwa bezpyłowego.
Na koniec wszystkie powierzchnie przeleciałem specjalną szmatką z klejem, która pozbierała to, co ominął zmywacz.
O samym lakierowaniu powiem Wam więcej za niedługo bo to dość ciekawy temat i paru pożytecznych rzeczy udało mi się już nauczyć ;)
Dzisiaj pokażę Wam tylko jeden element, żebyście wiedzieli na jaki padło kolor. Pomarańcz odpuściłem ze względu na stopień trudności – wymagała białego podkładu, a sam lakier miał bardzo słabe krycie (zamówiłem 100 ml i robiłem próbki – masakra).
Wiecie o co chodzi – nie jestem lakiernikiem i nie dysponuję warunkami, żeby położyć taki lakier jak należy, a szkoda mi było zakończyć te kilkanaście miesięcy prac jakąś masakrą z zaciekami w tle.
Ostatecznie więc o pomoc w wyborze poprosiłem Izę. I teraz tak – ponieważ zaglądają tu przedstawiciele obu płci, a jak wiadomo kolor to dość specyficzny temat, informację o nim postanowiłem przygotować w dwóch wersjach. Pierwszą (przeznaczoną dla kobiet) przygotowała Iza. Drugą (dla mężczyzn) ja. Wygląda to tak.
Informacja o kolorze – wersja dla kobiet:
Jest to jasna, radosna i nieco kobieca zieleń wybrana z palety Fiata (nosi numer 454). Jest bardzo delikatna i podchodzi trochę pod turkus, jest też bardziej zgaszona niż typowa zieleń znana z elegantów. W połączeniu z szarym podkładem powinno to dać ciekawy, odrobinę pastelowy efekt (cytuję tu Izę, żeby nie było, że sam wymyśliłem takie dyrdymały).
Informacja o kolorze – wersja dla mężczyzn:
Opierdoliliśmy go na zielono.
Wyszło tak:
Wymaga jeszcze szlifu na mokro i polerki ale lakier kładłem w trzech dość grubych warstwach – jest zatem z czego zbierać ;)
I na koniec jeszcze ostatni temat – ponieważ z powodu schnących elementów nie mogłem za bardzo krzątać się po garażu, zabrałem się za przygotowanie stojącego przed domem nadwozia – okleiłem więc całość dookoła i położyłem baranek na pasie przednim, tylnym i progach:
Baranek będzie normalnie przykryty lakierem (raczej nie będę odcinał go potem na czarno) więc powinno to dać ładny, fabryczny efekt.
Teraz przygotowuję się do lakierowania nadwozia – jak tylko je ogarnę, przygotuję trochę grubszy wpis o tym jak nie lakierować samochodu w warunkach garażowych ;)
Na dzisiaj to tyle ;)
Pozdrawiam,
Tommy
Oczywiście nie będę się kłócił :P Ale według mnie to nie jest zielony heh :D Czy coś ze mną jest nie tak
Szkoda ze nie bedzie kolor Camel zolty.
Ale trzymam kciuki za projekt Arancia:)
Pozdrawiam
Też trochę żałuję (bo wiesz – ja miałem plan) ale z drugiej strony, nie ja będę nim jeździł więc dlaczego by nie zielony ;)
hmmm gratuluje podejścia do tematu.
-Raz: Dokładność powyżej przeciętnej dla lakierników i to profi. Generalnie po docieraniu podkładu na mokro, opierdzielają wszystko zmywaczem sylikonu i jadą z lakierem.
-Dwa: Co do sprzątania i foli antystatycznej, to można było być nieco mniej dokładnym i zlać wszystko do okoła wodą. Miałem tak malowny samochód w zasyfiałym warsztacie i lakier na nim wyszedł bdb, zero syfów.
-Trzy: konieczność malowania białym podkładem pod lakier pomarańczowy. A to ciekawe, ja w tamtym roku malowałem pomarańczowy samochód i w mieszalni kazali dać czarny podkład. I tak szczerze mówiąc podkład był w wielu miejscach poprzecierany do warststwy poprzedniego lakieru, czyli tez pomarańczowego i żadnych plam, ani przebarwień po malowaniu nie widać.
-cztery: zielony, zamiast pomarańczowego… eeee słaby wybór :P
Może zależy to od producenta lakieru etc. Próbkę robiłem na setce lakieru DuPont – na biały zeszlifowany podkład. Po trzeciej warstwie dalej miałem dość słabe krycie. W wypadku tej zieleni, już po pierwszym „opyleniu” miałem praktycznie pełne krycie podkładu (to akurat topowa linia Mobihela).
Co do folii – do podkładu zlewam posadzkę konewką ale przy lakierowaniu w kolor wolę jednak folię :)
Co do koloru – z kobietą o kolorach nie pogadasz (nie rozumiałem połowy słów :v )
Opiedolilismy go na zielono :D hahahhaha
Tommy – teraz dla kontrastu wrzuć jak niektórzy ludzie „restaurują” wozy w Polsce i nad jakim poziomem koniują ;)
Lepiej nie, jeszcze się ktoś zainspiruje ;D
Ten podkład reaktywny na miejsca po ogniskach rdzy to konkretnie jaki specyfik?
Novol Protect 340 – robiłem nim też podłużnice w Fordzie i kilka mocniej zniszczonych elementów w pomarańczy (póki co mam z nim dobre doświadczenia)
Świetnie rozwija się Twój projekt :) Bardzo praktyczne rozwiązania stosujesz jak na domowe warunki.
Podejście do kolorów dla kobiet i mężczyzn – doskonałe :D
Bardzo profesjonalnie podszedłeś do tematu, uto wygląda rewelacyjnie, czekam na wersję ostateczną!
Świetny projekcik, już nie mogę doczekać się efektu końcowego. Nic tylko pozazdrościć :)
Super się obserwuje całą drogę do tego momentu :) Super projekt, powodzenia w dalszych pracach :)
Klasyk, czekam na końcowe zdjęcia :)
Nieźle Ci idzie jak na domowy warsztat. Czekamy na efekt końcowy :)