Zacznę od tego, że pewien skończony idiota, który tak się składa, jest również moim przyjacielem, obchodził niedawno swoje 33 urodziny.

Korzystając z okazji postanowiłem więc wprosić się do niego na darmowy alkohol i przekąski – dla zachowania pozorów był mi jednak potrzebny jakiś prezent (co by nie wyszło na to, że przyszedłem tylko na darmową wyżerkę choć wcale nie przeczę, że tak właśnie było). I teraz tak – w Biedronce nie mieli niestety żadnych pieluchomajtek, trójpaków z płytami Urszuli Dudziak ani innych rzeczy, które mogłyby spodobać się starym, zniedołężniałym ludziom. Zmuszony byłem więc wymyślić coś innego (rozważałem jeszcze zestaw upominkowy zawierający maść na żylaki, Doppel Hertz  i dwie paczki Prostamolu, ale w aptece koło biedronki była straszna kolejka więc sobie odpuściłem bo aż tak bardzo to go jednak nie lubię, żeby stać tam przez dobre 40 minut).

I teraz tak – ogólnie w kwestii prezentów mam taką strategię, że przy każdej możliwej okazji wręczam bliskim okropne przedmioty, których Ci z całą pewnością nie chcą, ani tym bardziej nie potrzebują.

Na przykład specjalnie z myślą o parapetówkach wyczaiłem taki niewielki sklep pod Krakowem, który ma w ofercie wielkie jak Kanada obrazy z polowań. Wyobraźcie to sobie –  3 metry kwadratowe okrutnie zielonego tła, grube, pozłacane ramy, a na środku wielki gość z wąsem, który dyma w trąbkę siedząc na pokracznym, brązowym koniu wyglądającym trochę jak pies, który zdecydowanie za dużo jeździł koleją. Te obrazy są tak okropne, że od samego patrzenia na nie można dostać rozległego wylewu odbytu –  a, że na dokładkę większość moich znajomych urządza swoje wnętrza w prostym, nowoczesnym stylu, to już w ogóle taki obraz to szóstka w totka, pełna koherencja i bamboleo.

Wiem oczywiście, że nikt przy zdrowych zmysłach nie powiesiłby na ścianie takiego paskudztwa, dlatego później przy każdej możliwej okazji zadaję im pytania w stylu „i jak – powiesiliście już gdzieś to cudo?” albo stwierdzam, że „moim zdaniem świetnie wyglądałby na tej ścianie nad kominkiem”.

To świetna zabawa patrzeć jak próbują wybrnąć jakoś z tej cholernie niezręcznej dla nich sytuacji.

Tak więc owszem – mógłbym po prostu kupić świeżo upieczonemu emerytowi jakiś obraz z koniem i po sprawie, ale, że skubany jakiś czas temu przejrzał mój system i odwdzięczył mi się tym samym (w przedpokoju mam teraz wielki, żeliwny wieszak na ubrania w majtkowo-różowym kolorze) to chcąc nie chcąc ze względów bezpieczeństwa musiałem zmodyfikować nieco moją strategię.

I teraz tak – ów stary człowiek, podobnie jak ja lubi wszelkiego rodzaju „okołomotoryzacyjne” gadżety.

Wiecie  – sztućce zrobione z kluczy płasko-oczkowych, błotniki z rozbitych o drzewo rajdówek, wieszaki na ubrania zbudowane z wahaczy i tak dalej. Problem polega jednak na tym, że większość dostępnych na rynku przedmiotów tego typu to okrutne badziewie – powlekany chromem plastik autentyczny na równi z bohaterami programów typu reality show.

Taki wnętrzarski odpowiednik rajdowych zapinek na maskę marki „Turbo Tuning” sprzedawanych w zestawie z kawałkami dwustronnej taśmy do ich montażu.

Poza tym ten stary cymbał nie lubi, kiedy kupuje się mu jakieś gotowce dlatego chcąc nie chcąc zmuszony byłem zbudować dla niego coś samodzielnie. Szczerze mówiąc nawet mi to odpowiadało bo dzięki temu wciąż będę mógł wjeżdżać mu na poczucie winy gdyby postanowił po tajniaku to paskudztwo wyrzucić, albo ukryć w jakimś zapomnianym przez boga schowku pod schodami.

Owszem – wciąż grozi mi, że w rewanżu da mi coś równie paskudnego, ale ponieważ ten idiota ma dwie lewe ręce, to kiedy weźmie się za przygotowanie czegoś samodzielnie (a tylko taki rewanż wchodzi teraz w grę), najpewniej niechcący oberżnie sobie obie nogi wyrzynarką.

Co będzie jeszcze śmieszniejsze niż jego wymijające odpowiedzi na pytania o to gdzie postawił ten badziew, który ode mnie dostał.

No dobra, ale dość gadania – pokażę Wam po prostu co właściwie dla niego zbudowałem. Po pierwsze, jakiś czas temu udało mi się kupić stary kanister paliwowy, który służył ponoć podczas imprez motoryzacyjnych o charakterze sportowym. Był w niezłym stanie, ale sam w sobie był przedmiotem równie atrakcyjnym jak ja w kąpielówkach, więc musiałem wymyślić mu jakaś nową, bardziej inspirującą oprawę. Zastanawiałem się nad barkiem, ale stwierdziłem, że barek, w którym ledwie zmieści się jedna butelka szkockiej i szklanka to nie barek, dlatego postanowiłem pójść w lekki banał i zbudować z niego lampę.

Lampę, ale taką typowo prentką.

A więc po kolei – tak wyglądało to na początku:

Ponieważ kanister miał pełnić funkcję lampy, musiałem zacząć od przerobienia w nim paru rzeczy. Rozlutowałem więc korek i w miejsce uchwytu na łańcuch wlutowałem dotoczoną na wymiar podkładkę, zdemontowałem znajdujące się we wlewie sitko, wywierciłem otwór na przewód zasilający i dolutowałem do niego kołnierz:

W kolejnym kroku postanowiłem wykorzystać odlutowany od korka chwyt łańcuszka jako dotykowy wyłącznik.

Wypolerowałem go więc i wykonałem w nim otwór pod śrubę, którą później miałem przymocować przewód do sterowania włącznikiem:

No dobra – „bazę lampki” miałem już gotową więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko zabrać się za obmyślanie stylistyki. Znam tego starego pryka na tyle, że wiem, że interesuje się designem i gustuje w stonowanym kolorystycznie, prostym i lekkim w formie stylu.  Wiecie – taka ciut ascetyczna, minimalistyczna nowoczesność.

Nie zdziwi więc Was pewnie, że postanowiłem pomalować lampę w jakieś totalnie odje*** kolory i nadać całości klimat tandetnego retro.

Początkowo planowałem co prawda polakierowanie lampy w kolory gejowskiej tęczy i podłączenie do niej podłużnej, przypominającej penisa żarówki, ale później stwierdziłem, że ze względu na zamiłowanie do motorsportu i designu, w koncept lepiej wpisze się Alexander Calder i jego „art-carowe” BMW e9 CSL z 1975 roku.

Zabrałem się więc za przygotowanie lampy w podkładzie:
Następnie zaplanowałem ułożenie poszczególnych kolorów – oczywiście wszystko moją ulubioną metodą „na czuja”.

W dużym skrócie wyglądało to tak: najpierw podpierniczonym z salonu Agata ołówkiem nakreśliłem na kanistrze ogólne granice kolorów, a następnie nakleiłem na to taśmę papierową i przerysowałem na niej przebijające w tle linie – już z naniesieniem odpowiednich poprawek. Następnie za pomocą nożyka tapicerskiego odcinałem po liniach nadmiar taśmy i wyklejałem nią pozostałą część kanistra.

Tak, żeby lakier danego koloru trafił tylko na pożądany obszar:

Następnie kładłem lakier, czekałem aż ten wyschnie, rozklejałem taśmę i brałem się za przygotowywanie w ten sposób kolejnego koloru. W sumie polakierowanie w ten sposób całej lampy zajęło mi kilka dni, ale stwierdzam, że było warto bo efekt był dokładnie tak niechlujny i przypadkowy jak zakładałem.

Wyszło całkiem nieźle, ale nie dość dobrze, dlatego postanowiłem polakierować niektóre elementy jeszcze raz (nie podobały mi się proporcje). Najpierw zmieniłem więc ułożenie kilku kolorów, a potem na żółtej sekcji użyłem mocniejszego, bardziej pstrokatego odcienia lakieru.

Tym razem wyszło git – byłem zadowolony :v

Pewnie zauważyliście ubytki w białym lakierze tuż pod zaworem odpowietrzającym – nie jest to wcale jakiś błąd lakierniczy. Po prostu wiem, że staruszek nie lubi stylu vintage, dlatego w ramach testu próbowałem nadać wyglądającemu na nowy lakierowi jak najwięcej wintydżowej patyny.

Użyłem do tego szczotki drucianej, grubego płótna ściernego, młotka (tłuczenie młotkiem po świeżo lakierowanym elemencie nieźle odpręża) i srebrnej taśmy podgrzewanej nieco opalarką (po ostudzeniu trzyma jak wściekła i schodzi z kawałkami lakieru):
Wyszło staro, czyli wszystko zgodnie z planem.

Bazę miałem gotową, więc zabrałem się za podłączanie instalacji. Wykorzystałem uchwyt łańcucha do uruchomiania lampy dotykiem więc w środku musiałem schować elementy wyłącznika. Zamontowałem je na deseczce osadzonej w wyciętym w dnie otworze. Wykończenia lampy dopasowałem do wykonanego z mosiądzu korka, do tego dorzuciłem też sznurowy przewód zasilający z epoki i oldschoolową wtyczkę.

Na koniec postanowiłem dodać jeszcze na froncie liczbę „33” tak, żeby patrząc na lampę, ten stary tetryk myślał o przemijaniu i nieuchronnie zbliżającej się śmierci.

Czcionkę wymyśliłem sam. Z założenia miała przypominać wyścigową – początkowo miałem w planie wykonać numer sprayem, ale ostatecznie zdecydowałem się na malowanie pędzlem, co by uzyskać bardziej niechlujny i nieprofesjonalny efekt:

Na koniec zostało mi już tylko zamontować żarówkę Edisona, wkleić wyłącznik na swoje miejsce i zobaczyć czy całość działa jak należy.

Tak się fajnie złożyło, że akurat był u mnie Helmut więc poprosiłem, żeby dotknął palcem włącznika – nie skonał w konwulsjach, a włosy w jego nosie nie zajęły się ogniem (aż się trochę zdziwiłem, że podłączyłem wszystko dobrze za pierwszym razem) więc mogłem oficjalnie stwierdzić, że lampa jest gotowa.

Wyszło tak:

Na koniec postanowiłem rozjaśnić jeszcze trochę przyciężki numer białą farbą – niechcący wywaliłem sobie z karty pamięci zdjęcie poprawionej w ten sposób lampy w całej okazałości, ale sam numer wyszedł mniej więcej tak:

Okropnie, czyli dokładnie tak jak chciałem <3

Na koniec jeszcze taka informacja – jeśli podoba się Wam to paskudztwo, to za niedługo będę przygotowywał jeszcze kilka innych gadżetów, utrzymanych w podobnym, prentkim klimacie.

Wraz z grupką przyjaciół prowadzimy zbiórkę środków na leczenie pewnej bardzo fajnej osoby, a że nie lubię namawiać ludzi do oddawania swoich pieniędzy (wiem, że to dziwne bo sporo czasu spędzam na siłowni i jeżdżę czarnym BMW) to postanowiłem przygotować kilka fajnych przedmiotów na aukcję.

Tak, żeby można było kupić sobie coś brzydkiego do salonu i przy okazji pomóc komuś, kto tej pomocy bardzo potrzebuje.

To tyle – o tym powiem Wam za niedługo.

14 Komentarzy

  1. TaTo 8 marca 2019 o 07:53

    Dzień dobry. Jak miło widzieć Pana Blogera w dobrej formie. Wreszcie. Alexander Calder chyba jednak.

    1. Prentki 8 marca 2019 o 08:34

      Przy okazji znalazłem jeszcze kilka innych literówek – już poprawione ;) Mam jeszcze mnóstwo pracy z budową, ale jakoś tam powoli zaczyna mi się to układać – wracam do siebie ;)

      1. TaTo 8 marca 2019 o 14:17

        Absolutnie rozumiem. Tłumaczyć się nie musisz. Lampa super. A poropos domu, o ile pamiętam szkieletowy? Z ciekawości zapytam o koszty. Jestem po jednym i przed drugim
        I zmroziła mnie różnica w kosztach. W ciągu 18 miesięcy. Wykonawca ten sam.

  2. Paulina 10 marca 2019 o 09:27

    Już czekam z niecierpliwością, co będzie prezentem na 44 urodziny. Może mój chłop wpadnie na to, jak będę miała 66 urodziny. O ile nie będę oczekiwała zrzuty ogolnonarodowej na zęby

      1. Paulina 11 marca 2019 o 07:48

        Nie, nie, tu nie ma co ściemniać, bo jak mówię, że mam 18 lat i z dumą podkreślam, że moje auto jest tylko o rok młodsze, to ludzie patrzą się z politowaniem, że jeżdżę złomem z tego milenium… :D co nie zmienia faktu, że 33 lata to dla mnie już i jeszcze dinozaur o_o

        1. Prentki 11 marca 2019 o 08:36

          E tam – ja tam jestem po 30, a na co dzień jeżdżę 25 letnim BMW ze stolikiem turystycznym na tylnej klapie. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że jak dostajesz do ręki dowód osobisty, to później zmienia się już tylko opakowanie – mentalnie człowiek ciągle kręci się to gdzieś koło tych 12 lat :v

  3. Artur 12 marca 2019 o 21:41

    Jesteś genialnym gościem :) Się nie mogłem powstrzymać przed komentarzem :)

    1. Prentki 13 marca 2019 o 12:36

      Moja nauczycielka matematyki z technikum miała na ten temat mocno odmienne zdanie :v

  4. Marcel 19 marca 2019 o 09:43

    Tommy, mam nietypową prośbę – wrzuć parę zdjęć wnętrza swojego garażu. trochę widać na wrzucanych zdjęciach na drugim planie, ale chciałbym żeby garaż był w końcu pierwszym planem. nie pytaj po co, po prostu mam taką dewiację żeby oglądać cudze garaże…

  5. Matt 1 kwietnia 2019 o 14:58

    Dzieło sztuki, gratulacje pomysłu!

  6. Mechanik 5 kwietnia 2019 o 11:25

    O kurna:) przewijając artykuł w dół nawet nie spodziewałem się takiego efektu końcowego, gratulacje!

  7. Pastyi 1 sierpnia 2019 o 11:38

    Świetny pomysł i świetne wykonanie! Dostać taki prezent i wiedząc, ile wykonanie takiego gadżetu kosztowało czasu i pracy to naprawdę coś. Lampa jest bardzo oryginalna i ma super retro stylistykę.

  8. Marcin 11 kwietnia 2020 o 15:57

    Bardzo ciekawy pomysł. Ciekawy garaż . Jaki koszt całkowity tego projektu ?

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *