Niedawno dotarła do mnie informacja, że NEO wprowadza właśnie do sprzedaży nowe zestawy kluczy nasadowych. A, że z ekipą NEO bardzo się lubimy to wkrótce po tym zgadaliśmy się z Magdą i postanowiliśmy wspólnie przygotować dla Was z tej okazji mały konkurs.

Widzicie, chyba każdy z Was ma jakieś swoje ulubione narzędzie.

Wiecie o co chodzi – młotek, który odziedziczyliście po tacie, idealnie skalibrowaną dziesiątkę (po którą sięgacie zawsze w pierwszej kolejności pomimo, że w szufladzie macie ich jeszcze pięćdziesiąt), wkrętak, któremu nie oprze się żadna śruba i tak dalej…  Jeśli o mnie chodzi to takich sprzętów mam kilka – zalicza się do nich płasko-oczkowa trzynastka, dwa wkrętaki, mały młotek blacharski, sfatygowane kombinerki i w końcu mój absoluty numer jeden.

Pancerna grzechotka kompozytowa z NEO, którą mam już od ponad 10 lat (to właśnie za jej sprawą polubiłem narzędzia od NEO).

I teraz tak – ponieważ lubię konkursy, w których trzeba wykazać się pewną inwencją, tym razem pogadamy trochę o Waszych ulubionych narzędziach.

Zadanie konkursowe wygląda więc tak – w komentarzu w kilku krótkich zdaniach napiszcie jakie jest Wasze ulubione narzędzie i dlaczego właściwie pałacie do niego tak wielką sympatią.

Może ma za sobą jakąś historię?

Może z czymś się Wam kojarzy, jest z Wami od dawna albo po prostu dobrze się Wam nim pracuje?

Na Wasze odpowiedzi czekamy do piątku 8 lipca, dokładnie do godziny 22:33.

Spośród nich wspólnie z Magdą wybierzemy jedną – naszym zdaniem najfajniejszą, która otrzyma zestaw kluczy nasadowych NEO Tools:

 

neo-tools-konkurs-prentki-blog

Spośród pozostałych odpowiedzi wybierzemy jeszcze cztery, których autorzy w ramach wyróżnienia dostaną takie oto narzędzie multifunkcyjne NEO Tools:

konkurs-neo-tools-prentki-blogosfera

Jest praktycznie niezniszczalne, a do tego sprawdza się idealnie zarówno podczas prac przy samochodzie jak i na weekendowym biwaku (potrafi nawet otwierać piwo – sprawdzone info).

Jest o co walczyć dlatego z niecierpliwością czekamy na Wasze narzędziowe historie – do dzieła ;)

Pozdrawiam,

Tommy

 

78 Komentarzy

  1. Szymon 30 czerwca 2016 o 08:06

    Moim ulubionym narzędziem był Multitool Leathermana, którego dostałem od ojca na święta, był na tyle uniwersalny, że zawsze był przy mnie od smarowania kanapki masłem, po pomoc przy rozkręcaniu samochodu, nie jednokrotnie ratował sytuacje podczas wycieczki rowerowej gdy było trzeba coś dokręcić, lub zdemontować, albo po prostu przy zwykłych czynnościach wykonywanych w domu :) Niestety „był” ponieważ podczas oddawania do mechanika samochodu na szybką wymianę części przed trasą, „przykleił” się komuś do rąk, i oczywiście nikt się nie przyznał mimo powtórnego pytania o to czy nigdzie się nie zagubił…

  2. Paweł 30 czerwca 2016 o 08:20

    Moje ulubione narzędzie? Bardzo nietypowe:) Bo czy kowadło można nazwać takim typowym narzędziem? w sumie służyło mojemu pradziadkowi, a potem mojemu dziadkowi w pracowni kowalskiej, a teraz stoi sobie u mnie w garażu i służy wsparciem gdy trzeba coś wybić, wbić czy postawić na nim piwo. Ma ponad sto lat i pewnie posłuży jeszcze mojemu synowi. Nie służy do mechaniki precyzyjnej ale jak to ktoś kiedyś powiedział „nic na siłę, lekko młotkiem”

  3. Paweł 30 czerwca 2016 o 08:28

    Hmm, no to moim ulubionym narzędziem jest… Chyba grzechota YATO. Dlaczego ? Otóż to właśnie dzięki niej, no i jeszcze nasadce 17 przeżyłem i pisze tu teraz. Oddałem mojego kebaba na wymianę opon lato->zima do „renomowanego” serwisu po czym następnego dnia miałem trasę na koniec Niemiec po obecną narzeczoną (wtedy jeszcze nie myśleliśmy o niczym.
    Już na pierwszych kilometrach autostrady wyczułem bicie, które na pierwszej stacji objawiło się niedokręconymi kołami. A ja nawet w bagażniku apteczki nie miałem… tylko walizka YATO. Grzechotka, nasadka, złość na cały świat i koła dokręcone, że później pneumatem miałem problem odkręcić.
    Także moje ulubione narzędzie zawsze ratuje mi 4 litery.

  4. piter 30 czerwca 2016 o 08:30

    Hmm trudno by było opisać wszystkie moje ulubione narzędzia, bo jest ich wiele. Ale tak krótko jednym z nich jest właśnie mała płasko oczkowa dziesiątka, która tak naprawdę jest już prawie jak jedenastka, bo ma z ponad 40 lat do tego następnym narzędziem jest dycha na patyku, która nie jest oryginalnym kluczem, bo została przerobiona przez ojca i też jest dość wiekowa, no i kilka nasadek, które pamiętają czasy starego bielmo tu Ale i tak w nie jednych przypadkach te właśnie narzędzia ratowały sytuacje.

    1. GPS 30 czerwca 2016 o 09:46

      Moje ulubione narzędzie, jest dosyć nietypowe – wykonany razem z tatą klucz do kół narzędzie to powstało jak wszystko – z potrzeby. W Toyocie Yaris (:D) należącej do mojej mamy jest cudowne japońskie rozwiązanie mocowania kół- mianowicie szpilka z piasty i nakrętka. Rozwiązanie to jest prawie że idealne gdyby nie fakt że się zapieka – tak , że pneumat nie daje rady. No więc podczas wymiany kół urwaliśmy zwykły klucz ( taki z zestawu samochodowego )pękł przy samej główce więc niewiele myśląc wspawaliśmy główkę w rurkę i dospawaliśmy do niej dwa plaskowniki około 0.7 metra długie . W ten sposób powstał klucz – ale nie zwykły – komandos wśród kluczy – sprzęt który zaczyna pracować wtedy kiedy inni wymiękają.Klucz któremu żadna śruba się nie oparła (nielicząc jednej która próbowała i została ukręcona [ uszkadzając piastę]). Narzędzie które jest ciężkie nieporęczne zdecydowanie absurdalne, ale jednym słowem niezastąpione . Właśnie takie jest moje ulubione narzędzie – klucz bez którego nie wyobrażam sobie zdejmowania kół w samochodzie ;)

  5. Wojtek 30 czerwca 2016 o 08:36

    moim najulubienszym narzedziem sa zielone komunistyczne kombinerki i nie wiem czemu nadal pachna pierwszym Wunderbaume ;) od kiedy pamietam tak pachnialy co z tego ze sa juz mocno zmeczone zyciem, tu jakis spaw tu potrakotwane młotkiem ale odziedziczylem je i przypominaja mi Tate. Nawet nie wiem skad sie wziely w naszym domu poprostu ot zawsze byly czy na wakacjach czy przy pierwszym naprawianiu Motorynki/ Malucha/ Mercedesa/ BMW/ znowu malucha były i wspieraly ;)Drugim jest grzechotka rozsuwana z Neo wlasnie i dluzszy czas jezdzi w bagazniku a za co ja lubie za plus 10 punktow mocy przy kowersacji ze śrubami ewentualnie z dziwnym panem w dresie ktory chce nas zapisac na operacje wady zgryzu ktorej nie mamy..

  6. Mowad 30 czerwca 2016 o 08:56

    Ja mam ulubione elektronarzędzie, a konkretnie młotowiertarkę.
    Kupiłem jedną z niższej półki gdy kupiliśmy dom, bo wiedziałem, że kucia i wiercenia będzie sporo, wiec jak typowy cebulak stwierdziłem, że i tak się popsuje i sobie wymienię na gwarancji na nowe, najlepiej pod koniec remontu ;)
    Ale dom już po remoncie, tynki skute, ściana powalona, wszystkie szafki wiszą, mieszałem tym kleje, pożyczyłem znajomemu, który powalił nim cały komin, minęło 6 lat i powoli przydało by się robić kolejny remont, a skubaniec działa do dzisiaj i nawet szczotek nie trzeba było zmienić. Co prawda mocowanie wiertła ma już luzy około 1cm i wywiercenie precyzyjnego otworu graniczy z cudem, ale jak na ten budżet to moc ma piekielną i do demolki nadal się nadaje. W dodatku wygląda tak źle, że jak złodzieje mi się włamali do garażu to zabrali wszystkie elektronarzedzia, nawet lutownicę za dwie dychy, a ten młot zostawili chociaż leżał tuż obok :)

  7. KASIA 30 czerwca 2016 o 09:07

    Krotko i na temat: grzechotka Yato. Zestaw otrzymalam na urodziny od taty, bo lubie czasem sobie „pogrzebac”(i juz widze Twoj usmiech na twarzy! Tak lubie sobie pogrzebac hihi) przy jakiejs glowicy, rozrzadzie itp… Sam dzwiek przekrecania jest miodem dla uszu :) moze nie jest to najlepszy komentarz ale mam pasje i potrafie uzywac narzedzi :D bez zbednego pitu pitu, ze kobiecie nie wypada itp. G..NO PRAWDA! ;d

  8. Bartek 30 czerwca 2016 o 09:22

    Hej!

    Czytając wpis od razu przypomniałem sobie o narzędziu, które przez długi czas owiane było tajemnicą… Otóż jeszcze jako brzdąc, szperałem w garażu w poszukiwaniu klucza do świec, do demona prędkości i dźwięku czyli Rometa Ogara 200. Chociaż nie – wtedy jeszcze tylko prędkości, bo do tjuningu polegającego na wydarciu flaków z tłumika dorosłem nieco później. Potknąłem się wtedy o jakiś dziwny wytwór, będący połączeniem połowy klucza
    żabki i przyspawanego do niego łańcucha, (ze stojącej zresztą obok WSK-i), który wyglądał równie śmiesznie jak mityczny Gryf. Widząc go rozłożyłem ręce, nie mając pojęcia co autor tego dzieła sztuki miał na myśli.

    Dopiero po jakimś czasie zobaczyłem jak brat, leżąc pod samochodem, próbuje usilnie tym home-made narzędziem odkręcić filtr oleju – chyba nawet mu się udało.

    Dowiedziałem się wtedy, że istniej coś takiego jak łańcuchowy klucz do filtra oleju, deklasuje on też w mojej ocenie swoich rywali, (a już na pewno ten stworzony przez mojego brata), w konkursie na najśmieszniejsze narzędzie roku.

    Pozdrowienia!

  9. Adrian 30 czerwca 2016 o 09:31

    Hejka, długo nie musiałem się zastanawiać i z pewnością ulubionym narzędziem w moim warsztacie jest Grzegorz, z gatunku szczypce boczne, nieznanej mi firmy, nie jestem z zawodu elektrykiem, jestem zaplonym „Januszem biznesu” i zawsze gdy wpadnę na jakiś pomysł odrazu go wykonuje. Instalacje w garażu przerabiałem juz chyba z 7razy, za każdym razem bezmyslnie robiąc zwarcie moimi wyząbkowanymi szczypcami (no bo po co wyłączać bezpieczniki, zbyt proste i mało widowiskowe ). Przez to Grzegorz wygląda bardziej jak piłka do gałęzi niż profesjonalne szczypce którymi można ciąć przewody

  10. Paweł 30 czerwca 2016 o 09:33

    Moje ulubione narzędzie, a raczej narzędzia bo to para, są ze mną już ponad ćwierć wieku. Używam ich przy każdej robocie, sprawują się znakomicie i mimo wielu uderzeń młotkiem, rys, zadrapań oraz blizn dalej działają znakomicie. Lubię je bo sprawdzają się zarówno przy precyzyjnych naprawach jak i tych mniej precyzyjnych w stylu „siła x gwałt”. Dzięki nim mogę też korzystać z innych doskonałych narzędzi takich jak młotek (aka negocjator), klucze płasko-oczkowe, grzechotki, szlifierki itp. Mam nadzieję, że posłużą mi jeszcze z kilkadziesiąt lat :) Nie wiem co zrobiłbym bez moich rąk :D

  11. Marek 30 czerwca 2016 o 09:42

    Moim ukochanym narzędziem jest komunistyczny śrubokręt z wymiennym(w sumie już nie wymiennym, bo się nie chce wyjąć) bitem. Mój ojciec mechanik dostał go od mojego dziadka też mechanika w spadku. Ojczulek jako starej daty człowiek używał go do wszystkiego, od zwykłego kręcenia śrubek po używanie go jako przecinak czy pobijak. Jako, że ten śrubokręt jest zrobiony chyba z ruskich czołgów jest niezniszczalny, przeżył wszystko, i pewnie przeżyłby wybuch bomby atomowej. Osobiście jako mechanik amator potrzebujący narzędzi bezczelnie podwędziłem ten komunistyczny wyrób, za co odpracowywałem ojcu pół wakacji na warsztacie, ale było warto :-) Porządne narzędzia są warte takiej ceny ;-)
    Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek roboty bez tego śrubokrętu, bo nadaje się on do wszystkiego, nawet do otwierania piwa czy drapania się za uchem.

  12. Ramox 30 czerwca 2016 o 09:45

    Będzie wierszyk !

    Miernik lakieru w szufladzie leży,
    Prawdę on mówi nawet gdy nikt nie wierzy,
    Śni się on Mirkom co na giełdzie szaleją,
    Szczególnie, gdy wszelkie skale głupieją,
    Wszystko wychodzi, nic się nie ukryje
    i choć to nie narzędzie, dobrze z nim żyje,
    szpachla dzwony, wspawane ćwiary,
    Niepotrzebne są już mi okulary,
    Odcieni drzwi nie trzeba analizować,
    bo z miernikiem wystarczy się kolegować,
    Powtórzę raz jeszcze może to nie narzędzie,
    Ale dla mnie on stoi w pierwszym rzędzie.
    Na co reperaturki, młotki i podkład gruby,
    skoro miernik Cię przed tym uchroni.

  13. Krzysiek 30 czerwca 2016 o 10:23

    Ulubione narzędzie? Miałem dawno temu klucz 13 płasko-przegubowy. Był to klucz jakiś no-name kupiony chyba na bazarze. Oczywiście jak to przystało na 13stkę taki rozmiar jest wszędzie. Nie wiem z czego była stworzona ale klucz zaczął się robić brązowy. Był jakiś taki cienki ale za to poręczny. Odkręcałem nim wszystko i bardzo go lubiłem. Ani się nie wygiął, ani nie złamał. Niestety ze względu na zużycie klucz na przegubie zaczął przepuszczać :( od czasu gdy stał się bezużyteczny ślad o nim zaginął :( Przypomniał mi się gdy u kolegi dokonywaliśmy jakiejś naprawy. Patrzę do skrzynki, a tam identyczny klucz. U niego na warsztacie ten klucz nazywa się „13stka do zadań specjalnych ” :) Jak najbardziej rozumiem tą nazwę :)

  14. Patryk 30 czerwca 2016 o 10:26

    Moim ulubionym „narzędziem” jest a raczej są małe śrubokręciki, które można kiedyś było kupić w formie breloka, kiedyś dostępne na każdym straganie. 3 śrubokręciki w kolorze czerwonym, żółtym i zielonym, każdy z inną końcówką. Nie raz pomagały mi rozkręcić różne elektryczne sprzęty domowe czy nawet zabawki gdy byłem małym psują. Równie często pomagały mi w naprawach a uczucie bezsilności kiedy nie mam ich pod ręką a do odkręcenia jest jakaś mała śrubka (np. w zegarku) jest nie do opisania.

  15. maddlen 30 czerwca 2016 o 10:32

    Moim ulubionym narzędziem jest młotek, gdyż przypomina mi mojego byłego.

    Nie pozdrawiam!

  16. maxx304 30 czerwca 2016 o 10:33

    Ja uwielbiam w sumie dwa narzędzia: duży płaski śrubokręt, dzięki któremu mogę otworzyć maskę w Mondeo, po tym jak padł zamek (a celowanie w dziurkę to już w ogóle ekscytująca zabawa) i klucz płasko-oczkowy 10, dzięki któremu mogę odkręcić śruby mocujące antenę satelitarną do uchwytu, koła od roweru i kilka rzeczy pod maską w samochodzie. Bez klucza dziesiątki to nie ma życia.

  17. MAR 30 czerwca 2016 o 10:56

    Opaski zaciskowe vel TRYTYTKI zdecydowanie moje ulubione narzędzie do napraw tymczasowych.

  18. Spalacz 30 czerwca 2016 o 10:58

    Plastikowy ciśnieniomierz za 5 zł z TESCO bo dzięki niemu jestem w stanie tak stuningować swój samochód jakby miał ze 50 KM więcej i sportowe zawieszenie.

  19. Springfield 30 czerwca 2016 o 11:18

    Ulubione narzędzie zależy od wykonywanej pracy. I tak na przykład choć w skrzynce kluczy jak u pensjonarki do pokojów, to najlepszy jest ten siermiężny, twardy, nie poddający w wątpliwość argument swej siły kinetycznej MŁOT 5kg, którego nazwałem Józef. Jak nic nie daje rady, desperacja trzyma niczym kleszcze, to włączam zasadę „nic na siłę, wszystko młotkiem”. I wzywam Józefa. Jak Józef nie da pomocy, to wyższą instancją jest już tylko palnik, ewentualnie diaksa. A do takich codziennych, pospolitych kręcidełek, zostaje klucz regulowany z Ikei, chyba francuz, kombinerki, co nimi jeszcze pewno zęby przed wojną rwano i chiński, składany nożyk: otwiera konserwy, kłódki i damske serca.

  20. Karol 30 czerwca 2016 o 11:24

    Szklana pięćdziesiątka

  21. 11 30 czerwca 2016 o 11:34

    stoi w garażu żółta spawarka inwentorowa. niewielka, ale ciężka jak cholera. produkcji radzieckiej, nazywamy ją z kumplami „spawarką do czołgów”. amperaż stały, można nią ciąć każdej grubości materiał, niczym plazmą (klucz płasko-oczkowy 19 na pół w dwie sekundy dla przykładu). podłączywszy ją do prądu, męczyliśmy niejednokrotnie różne rzeczy, a gdy używał jej ktoś inny, zauważyłem, że podczas łapania łuku, światło przygasa w domach na całej ulicy. dużo śmiechu z tej spawarki było, do czasu, kiedy przyszedł spawać nam balustradę człowiek trochę starszy od niej (od spawarki rzecz jasna). szło mu to sprawniej, niż jakby trzymał w ręku dyszę migomatu. byłem w szoku. w międzyczasie dowiedziałem się, że jednak coś w środku można przestawić zmieniając tym samym amperaż – dobre wieści. od tamtej pory używam jej z powodzeniem, choć sfatygowana jest niemiłosiernie.

    nie wiem skąd i dlaczego, ale mam wewnętrzne zamiłowanie do szlifierek kątowych. uwielbiam nimi pracować, zajechałem już kilka w domu i w pracy, a niedawno udało mi się zdobyć pierwszą w życiu własną. POMARAŃCZOWĄ!

    jak każdemu zdrowemu psychicznie facetowi, ciężko jest mi wyobrazić sobie życie bez przynajmniej dwóch grzechotek na stanie, jednak większym respektem darzę przedwojenne klucze oczkowe, płaskooczkowe i płaskie polskiej produkcji, które zostały po pradziadku. przy odbudowie e30 odkręciłem nimi 90% śrub (nie miałem wtedy jeszcze grzechotki) i zauważyłem że mają mniejsze tendencje do objeżdżania i spadania z łbów niż nasadki, na których już załatwiłem kilka razy paluchy.

    tak jak Tommy, mam też kilka idealnie wyprofilowanych/skalibrowanych kluczy płaskich, przy których wszystkie inne w tym samym rozmiarze są niewiele warte. w moim przypadku to jest dziesiątka i trzynastko-dwunastka z niestandardowo długimi widełkami, spasowanymi do śrub tak, jak tłok do cylindra.

  22. Wojtek Durski 30 czerwca 2016 o 11:59

    Może i mało przydatne w aktualnym stanie zaawansowania aut, i raczej rzadko używam, ale mam taki swój numer jeden.

    Kilka lat temu, sprzątając garaż, w którym mama zgromadziła niezliczone ilości sprzętu ogrodniczego powodujące jego szczelne wypełnienie, zamarzyłem żeby kiedyś jeszcze wjechać tam swoim autem.
    Dla wyjaśnienia. Garaż wolnostojący blaszany, swego czasu Tata parkował tam Pontiaca TransSport, teraz nie było opcji wcisnąć nawet kawałka maski E30 żeby naprawić lampy bez efektu mokrej twarzy od deszczu. Wysprzątałem i po wywiezieniu śmieci i posegregowaniu gratów, dokopałem się do regałów. Na nich oczywiście milion śmieci. Pod nimi jakieś upchane doniczki, skrzynki itp. Znalazłem też jakieś stare metalowe skrzynki narzędziowe. Pełen zapału otwierałem i buszowałem licząc na jakieś niesamowite znalezisko. Jednak nic z tego. W jednej z ostatnich, plastikowej, znalazłem mix narzędzi mojego nieżyjącego już Taty, głównie stolarskie, oraz kilka jakiś dziwnych z „epoki” Najprawdopodobniej to były narzędzia dziadka, takiej złotej rączki.
    Wtedy zorientowałem się, że wszystkie te stare metalowe skrzynki, jakieś uszkodzone narzędzia Tata przebrał, wybrał najlepsze i włożył do nowej skrzynki.
    Zostawiłem tak jak stoi i prawie z niej nie korzystam. Poza jedną rzeczą. Na górze skrzynki, leżało ładne, aczkolwiek zniszczone skórzane etui, a w nim stara, ale przepięknie wykonana suwmiarka. Wyciągnąłem ją i tak trzymam na innym regale. Trochę z szacunku, trochę dlatego że lubię nieraz popatrzeć na nią i się zamyślić, trochę dlatego żeby mieć ją pod ręką w razie użycia.
    Co prawda używałem jej kilka razy przy aucie, ale nie jest to narzędzie pierwszej potrzeby.

    Pozdr :)

  23. Łukasz 30 czerwca 2016 o 12:25

    Nie mam w zasadzie ulubionego narzędzia, co to znaczy ulubione narzędzie, że lubię go potrzymać przed snem, Panowie, serio, wolę złapać za co innego ;) Że lubię nim robić większość rzeczy? Tu musiałbym wskazać młotek, bo nim można najszybciej zakończyć każdą robotę. Że uratował mnie z jakichś opresji? Serio, ulubione narzędzie? Nieee, nie mam takich, wyobraźnia i doświadczenie, jeśli nie swoje – bliskich, kumpli, przyjaciół, to na nich można zawsze liczyć w chwilach słabości. Jeśli czegoś nie mam, nie umiem, wiem, że mam tych, którzy przyjdą z pomocą, albo po prostu wpadną na piwo, żeby się ponapierdalać ze mnie :) Zestaw McGyvera najbardziej utożsamia się z dobrym kumplem, jeśli trzeba dokręci śrubkę, albo utnie kwiaty z ogródka sąsiada w imieniny teściowej, jeśli trzeba otworzy piwo jako rzecze Tomek, ale co najważniejsze, no właśnie, czy jest coś ważniejszego od bliskich? To właśnie ktoś z moich bliskich podpierdolił mi identyczny scyzoryko-kleszczyko-śrubokręt… brakuje mi go.

    [chwila refleksji i świerszcze]

  24. Daniel 30 czerwca 2016 o 12:53

    Może i nie będzie to długa wypowiedź w porównaniu do innych, jednakże moim ulubionym narzędziem jest klucz 18/19 łamany oczkowy. Nie ma w nic nadzwyczajnego, bo w sumie to tylko zwykły, stary, poradziecki, lekko wykrzywiony klucz, jednak jest to klucz od którego zaczęła się moja przygoda z samochodami, ponieważ przesiadując w garażu z dziadkiem naprawiał on auto jak to często miało miejsce i w pewnej chwili zawołał mnie do kanału (trochę w szoku byłem, bo nigdy nie pozwalał mi tam wchodzić (bo coś na głowę spadnie, bo brudno i mama będzie krzyczeć-w końcu miałem z tego co pamiętam około 8 lat). Po otrząśnięciu się z lekkiego szoku dał mi do ręki wyżej wspomniany klucz i kazał odkręcić jedną ze śrub z zawieszenia bodajże. Do dzisiaj pamiętam tą radości kiedy sam pierwszy raz coś zrobiłem przy samochodzie. Po wyjściu z kanału dziadek dał mi ten klucz na pamiątkę i tak oto mam go do dziś i cały czas dzielnie mi służy.

  25. Rafał 30 czerwca 2016 o 13:18

    Klucz francuski.
    Stary klucz francuski który ma dobre 30 wiosen za sobą. Ojciec przywiózł go ze sobą jak przeprowadzał się do aktualnego domu od swojego taty (jak i kupę innych starych gratów). Więc jestem 3 pokoleniem który używa tego kawałka żelastwa bez którego nie odkręcił bym starej sondy lambda, nie podłączył bym masy starej spawarki olejowej. Narzędzie mega uniwersalne, coś przytrzyma i w roli młotka też się świetnie sprawdza. Jakiś mega głębokich historii z kluczem francuskim nie mam bo to po prostu narzędzie ale narzędzie z własną historią, proste, niezawodne i moje.

  26. Rafał 30 czerwca 2016 o 13:24

    najbardziej lubię moja długą stalową rurę, która robi za przedłużkę, bo sprawia, że staję się superbohaterem, każda nawet najbardziej zapieczona i przykręcona momentem pierdyliardów Nm śruba nie ma szans

  27. Maciej 30 czerwca 2016 o 15:47

    Moim najbardziej praktycznym narzędziem jest niewątpliwie teleskopowa grzechotka 1/2 cala. Złożona pozwala odpowiednio delikatnie dokręcać, wydłużona odkręca (lub urywa) każdą śrubę.
    ALE moim ulubionym narzędziem jest niepozorny kawałek metalu, zawierający w sobie pewien party trick. Otóż niektóre felgi aluminiowe mają tak głębokie otwory na śruby, że nie sposób zobaczyć przez nie otworów w piaście. Z pomocą przychodzi narzędzie – pilot do felg. Nie jeden już raz widząc trudzącego się przy moich kołach mechanika lub wulkanizatora, wykorzystywałem ten prosty wynalazek – wystarczy wkręcić w miejsce jednej ze śrub i przełożyć felgę – wszystko pasuje, a ilość przekleństw na warsztacie spada.

  28. Marejk 30 czerwca 2016 o 16:08

    Tytuł dramatu: „To narzędzia, nie chęć szczera zrobią z Ciebie bohatera”
    Osoby dramatu: Ja i Mój Teściu (mechanik)
    Miejsce akcji: podwórko, gdzieś w Kieleckim

    Byłem wtedy młodym, nieopierzonym amatorem grzebania przy samochodzie. Wiecie – klocki wymienić, zawieszenie przejrzeć, filtry i świece ogarnąć. Jako, że na codzień mieszkałem w dużym mieście, wszystkie remontowe inicjatywy zostawiałem sobie na weekend, kiedy to zajeżdżałem do teściów i korzystając z uroków podwórka i kanału, uszkadzałem kolejne podzespoły samochodu.
    Pewnego dnia, postanowiłem zregenerować tylne zaciski. Regeneracja poszła sprawnie, do momentu w którym przyszło odpowietrzyć układ. Wychodząc z założenia, że zestaw kluczy płaskich z Castoramy za trzy dychy, wystarcza spokojnie do zmontowania bombowca, z radością obłupałem łeb lewego odpowietrznika, uniemożliwiając zupełnie jego wykręcenie.
    Pech chciał, że w tej chwili teściu wpadł, żeby podpatrzeć owoce mojej pracy. Gdyby wzrok ludzki mogł zabić, nie pisałbym dziś tego tekstu. Takim wlaśnie wzrokiem obdarzył mnie teść, po czym wyszedł i wrócił z kilkoma kluczami płaskimi w najpopularniejszych rozmiarach. „Zacznij używać normalnych kluczy, a nie tych p$#%$#@#nych trapezów” rzekł z powagą. Nie muszę chyba wspominać że drugi odpowietrznik wyskoczył sam na widok idealnie wyprofilowanej dziewiątki.
    Co to za klucze? Nie wiem… nie znam ich producenta ani roku produkcji, bo nie mają żadnych oznaczeń, prócz rozmiaru. Znając teścia, są stare. Nawet bardzo stare. Ale błyszczą się jak diamenty. I wiem tylko tyle – oszczędziły mi masę niepotrzebnej roboty. Są to najcenniejsze narzędzia w całym moim małym warsztacie.

  29. adin 30 czerwca 2016 o 16:35

    Jedno ulubione? Mam ich dziesiatki, podobnie jak i Ty, ale numerem jeden jest ( chodź nie aż tak czesto uzywana ) pomaranczowa elektrodowa spawarka Bester. I to bynajmniej nie ze wzgledu na kolor ;) tylko dlatego ze to ona ratuje mi tylek kiedy zepsuje lub złamie inne narzedzie. To nia pospawam ulubiona dziesiatke, ulubiony szpadel lub nagrzeje niemozliwa do odkrecenia śrubę ;)
    Pozdrawiam

  30. Marcin 30 czerwca 2016 o 16:43

    Młotek mojego dziadka, którym jak miałem 4 lata wbiłem mu jego wszyskie gwoździe w ziemię ;)

  31. Krzysiek 30 czerwca 2016 o 16:51

    A moje moje naj mojsze ulubione narzędzie to pokrętło na które tak wytrwale zbierałem aż nazbierałem! Co nie było łatwym zadaniem ponieważ to były moje początki w zaopatrywaniu garażu, miałem 16 lat chodziłem na praktyki które były moim ulubionym miejscem (poza własnym garażem) na świecie, przez 3 miesiące zbieralem aż nazbierałem!

  32. Rafał 30 czerwca 2016 o 18:00

    Zasadniczo przez tą wypowiedź zaraz zostanę posądzony o lizotylstwo, ale jakiekolwiek własne narzędzia zacząłem kompletować 7-8 lat temu, od małego zestawu z grzechotką, oczkami 6-14, oraz inne nasadki od Neo, a dodatkowo sygnowane logiem TVN Turbo. To był pierwszy prezent gwiazdkowy od brata dla mnie i ojca gdy zaczął swoją pierwszą pracę, stąd sentyment. Oraz z faktu, że do dziś jest sprawny i nie zniszczony, choć rzadko używam go zgodnie z instrukcją (próba wykorzystania jako migomat przeszedł równie pomyślnie co test przydatności w samoobronie po warszawskim meczu). Taka sytuacja zmusza mnie do oddania pierwszego miejsca innym 30 letnim dzieciom, a ja będę zachwycony tym multitoolem (pewnie da się z nim zbudować stół, grilla albo jakąś Skode)

  33. Michał 30 czerwca 2016 o 19:07

    Moim ulubionym narzedziem, jest zestaw skladajacy sie z radzieckiej grzechotki i kluczy nasadowych. Sentyment do tego zestawu, a nie super manipulatora kinetycznego z obi, czy innego sprzetu jest prosta. Po prostu nie da sie jej zniszczyc. Jednak to nie jest najwazniejsze… Dostalem ten zestaw od dziadka ktory zaszczepil we mnie bakcyla, przez co w moich zylach plynie bezyna. To on uczul mnie rozbierac i skladac samochod tak, zeby nie zostala zadna dodatkowa srubka, czy nakretka. To tym zestawem naprawialem, rozbieralem i skladalem moj pierwszy samochod (ktory z reszta tez byl prezentem od dziadka), bylo to audi 80 b2. Znalem i dalej znam ten samochod na wylot i mimo ze posiadalem juz wiele samochodow, to nigdy sie noe pozbylem poczciwej ‚babci’. Mam cholerny sentyment do tego samochodu, jak i do tego zestawu. W zyciu nie ruszyl bym, jak zwala moja mama ‚zlotej smierci’ kluczem ktory nie nalezal do mojego dziadka. To jemu wszystko zawdzieczam, a komplet jak i b2-ke mam nadzieje ze dostana kiedya takze moje wnuki

  34. Shift 30 czerwca 2016 o 21:03

    Kiedyś ulubiona była grzechotka, mogłem nią całkiem sprawnie ( jak mi się wydawało) odkręcić takie na przykład półośki w e36 czy inny dyfer w raptem pół godzinki( w porównaniu do naparzania „prętem z nasadką to ze 3 razy szybciej :D ), ale odkąd kumpel ma kompresor i klucz pneumatyczny to ten zestaw jest numero uno, pal sześć że dyfer wykręca z półosiami w pięć minut, ale to dzięki ten pęd powietrza we włosach :D https://www.youtube.com/watch?v=huv-JkuC5ac

  35. august 30 czerwca 2016 o 21:58

    Chciałem zagrać w tym konkursie ale kiedy zobaczyłem te wszystkie historie to odeszła mi siła, siła na pisanie o malutkim plaskim kluczu 10/13 który mam ze sobą zawsze. To klucz który mam od kiedy pamiętam, zwykły owinięty taśmą izolacyjną. Taki tam sobie płaski kluczyk.
    Mam go od bardzo dawna, pamięta on nawet 126p mojej Mamy, potem woził się w moim pierwszym e30. M10b18, sporo można z nim zdziałać.
    Minęło kilkanaście lat a ja mam go wciąż.
    Przyszły następne e30 ki , jakieś inne furmanki a on był.
    Przyszedł też czas kiedy znalazł swoje miejsce w skrzynce do skręcania mebli, z racji tego iż nałogowo skrecałem meble dla klientów jednego z salonów w bb to miał sporo roboty.
    Miał też swój epizod w bielskim 18 BDSZ. HUMMERY przyjęły go godnie.
    Ciągle owinięty tą taśmą izolacyjną co jakiś czas w innym kolorze.
    Kiedy rozbieralem e30 ki na części to w każdej miał swój udział.
    Gdy zdecydowałem ze zostane spawaczem, nie mogło obyć się bez niego, wiele konstrukcji które złożyłem dokręcania nim.
    Ciekawe ze tyle śrub a on nie zmienił rozmiaru z 10/13 na jakiś większy. ..
    Gdy wyczytałem o konkursie, wciaglem go z compacta, (teraz w nim jeździ.) zauważyłem ze trzeba niedługo zmienić taśmę.
    Jak w magnetofonie ☺
    Może to nie żaden markowy klucz, może i nawet nie klucz a kluczyk, jednak to co zrobił i zapewne jeszcze zrobi, to na pewno o wiele więcej niż nie jeden klucz jaki miałem. Może nawet kiedyś zobaczę co jest na nim napisane gdy skończy się taśma, chyba że jak zawsze , na końcówkę nawinę nową.
    To chyba tyle, taka mała krótka historia o kluczu, kluczyku który znam na pamięć, poznaję go po dotyku, wiem ze zawsze pasuje i nie zdarza się mu skrzywić itd.
    No to chyba tyle. Chociaż histori z jego udziałem jest sporo.
    Idę odnieść Go na swoje miejsce.
    ..g..

  36. Adrian 30 czerwca 2016 o 22:21

    A moim ulubionym narzediem jest teleskopowy klucz do kół z jula. Prymitywny klucz bez grzechotki, jedynie lity pręt wysuwwny z rurki z uchwytem al’a ten ze starych rowerów. Kupiłem bo oryginalny z e36 to nieporozumienie, a ten poprostu wymiata. Odkręci każde koło, ale co najważniejsze jak zapiekła mi sie świeca zapłonowa i kilku mechaników powiedziało ze jej nie wykręci bo boja sie uszkodzić silnik to ja nie poddając sie i używając tego klucza (oczywiście z odpowiednia nasadka) po wielu bojach wykręciłem ja wlasnie tym kluczem. Do teraz jak cos robie przy aucie to najpierw sprawdzam czy podejdę jakaś śrubę z nim i najpierw używam tego narzędzia. A czasem lubię profilaktycznie zdjąć koło i sprawdzić czy wyszystko jest okej, umyć felgę i po prostu odkręcić te kilka śrub zebym mogl w nocy lepiej spać. Pozdrawiam ;)

  37. jonas 30 czerwca 2016 o 22:28

    Obcinaczki boczne firmy Haupa, model oznaczony bezosobowym ciągiem cyfr 211204. Za tymi cyframi kryje się niejedna dobra historia.

    Od 2003 jestem zawodowym druciarzem (elektrykiem przemysłowym, acz bez aspiracji do prezydentury), dobre obcinaczki to przedłużenie ręki w tym fachu. Wspomniany egzemplarz przechodzi ze mną szlak bojowy przez wiele lat i kilka firm, w każdej nabywając blizn czy też, trzymając się terminologii okołomilitarnej, nacięć na kolbie. Materiał uchwytów wysłużony, przepocony i naoliwiony w idealnych proporcjach, dzięki którym leży w dłoni pewnie i na swój specyficzny, dobrze znany sposób. Jeśli akurat nie przebywają w skrzynce z narzędziami (pasują idealnie w przegródkę po prawej, tą co zawsze), to mam je w prawej kieszeni spodni lub w lewej przedniej kombinezonu. Taki miły mały ciężar mówiący sobą, że świat w swej chaotycznej masie jest chociaż trochę poukładany i przewidywalny.
    Przecinają rzeczy typowe dla elektryka – przewody, opaski, izolację, taśmę, druty i linki – ale również te mniej typowe, od których zgroza ogarnia purystów z tej dziedziny. W sytuacjach będących kombinacją przymusu i lenistwa służą jako klucz płaski w uniwersalnym rozmiarze 5,5 do 13, kombinerki, zaciskarka, nóż, młotek i inne radosne improwizacje. I one po tym wszystkim nadal przecinają przewody, zawsze z tym samym głuchym cichym stuknięciem oznajmiającym, że znów się udało za pierwszym razem bezbłędnie wykonać swoją robotę oraz, że takich razów będą jeszcze kolejne setki i tysiące. Są jak wiedźmiński miecz, którym nie trzeba poprawiać cięć.
    Po tak zwanej linii służbowej otrzymywałem i otrzymuję obcinaczki różnych producentów, zarówno bazarową taniochę jak i profesjonalne serie. O ile taniocha nie zaskakuje swą mizerotą i wątłością, o tyle profesjonalne nie mają tego czegoś, co sprawia że chętnie zamieniłbym swoje czerwono-czarno-brudne obcinaczki na błyszczący, nieraz koszmarnie drogi sprzęt ze snobistycznym nadrukiem. Coś jak Mercedes na taryfie – technicznie bezbłędny samochód, ale sobie bym takiego nie kupił, bo jak tylko wysiadam nie chce mi się obrócić i uśmiechnąć w podziękowaniu za wspólne chwile. Do swoich narzędzi nie zwykłem się szczerzyć, ale nie umiem nie docenić rzetelności swoich ulubionych obcinaczek i pewności siebie, jaka z nich emanuje udzielając się i mnie.

  38. Łukasz 1 lipca 2016 o 00:13

    Moim ulubionym narzędziem jest wkrętak dwustronny, który był na wyposażeniu w Volkswagenie mojego taty. Mając 12 lat często grzebałem przy skuterze, którym wówczas jeździłem i spodobał mi się bardzo , ponieważ spełniał aż trzy funkcje i miał znaczek VW heh :) . Krzyżak można było zamienić szybko na płaski i na odwrót. Później gdy sprzedałem skuter i kupiłem swój pierwszy motocykl wkrętak jeździł ze mną i był przydatny zawsze gdy trzeba było coś naprawić/odkręcić. Mam go po dziś dzień, jeździ ze mną w samochodzie i często go używam. Nadal bardzo mi się podoba.

  39. Grzesiek 1 lipca 2016 o 02:38

    Ulubione narzędzie? Bez wątpienia stary, wysłużony klucz francuski radzieckiej produkcji. Mój Dziadek kupił go na placu za komuny, zanim w ogóle się urodziłem. Najpierw „naprawiałem” nim mój dziecięcy rowerek „Apollo” a naprawy w moim rozumieniu oznaczały odkręcanie odblaskowych światełek a potem niemożność ponownego ich zamontowania. Klucz był ciężki i niewygodny dla kilkuletniego mnie, ale za to pasował do każdej śruby co z perspektywy dziecka wydawało się niesamowite. W okresie gimbazjalnym często używałem go jako młotka (dla wątpiących – nie, nie do tłuczenia się z kumplami) ze względu na jego dużą masę. Spełniał tę rolę równie dobrze. W liceum jeździł ze mną na wyprawy rowerowe jako klucz do odkręcania kół i wszystkiego, co akurat nie jest śrubą imbusową (choć i tutaj przydawał się jako przedłużenie dźwigni jak jakiś imbus był zbyt krótki). Teraz jestem na studiach a klucz zasuwa ze mną po świecie w schowku mojego motocykla, działa dalej i nie zamierza przestać!

  40. Noriad 1 lipca 2016 o 07:33

    Hm… moim ulubionym narzędziem jest klucz nastawny, ten taki z kilkoma możliwościami ustawienia „szerokości chwytu”. Bo jest uniwersalny i poręczny. Bo zarówno odkręcę nim kran, jak i filtr oleju. Bo mogę spróbować odkręcić śrubę małą i 40-stkę. Bo mogę nim przywalić w zapieczoną śrubę jak się wnerwię (chyba najważniejsza cecha)!

    No i tyle opisu, bo jestem inżynierem a nie humanistą, a w weekend biorę swój klucz na wycieczkę – jedziemy razem zmienić olej pewnej osiemnastce z Japonii ;)

  41. Adii 1 lipca 2016 o 07:48

    Jak na gościa, mieszkającego dość niedaleko Krakowa przystało, moim ulubionym narzędziem jest składany nóż monterski. Stary i sfatygowany, taki wiecznie ostry i z otwieraczem do butelek, z zeszlifowaną końcówką jak śrubokręt. Mam go zawsze przy sobie, bo odkąd go mam, przekonałem się jak bardzo potrzebuje noża… Właściwie wszędzie. Przy elektryce w samochodzie, przez odkręcanie śrub, mikro łom i nóż do światłowodów. Muach, bez jego jak bez ręki. Nie jedną wiazke przeciął, nie jeden kabel światłowodowy otworzył i nie jedna kanapkę z pasztetem zrobił :) i mimo posiadania lepszych i markowych noży i multitoolów, starego Gerlacha mam zawsze w kieszeni

  42. Adam 1 lipca 2016 o 10:34

    Mam 3 ulubione narzedzia. Pierwsze z nich to kombinerki z gumowymi rączkami z napisem 500V. Jednak z tej gumy tak niewiele zostało, że raczej nie zapewniają żadnej ochrony. Są idealne do trzymania czegoś przy obróbce na szlifierce, spawaniu, nawet do odkrecenia nakrętki o nieznanym rozmiarze. Niewiele razy się udaje, ale kto nie próbuje to nie pije szampana. :-D po męczącym dniu najlepiej otwiera się nimi piwo „na dźwignię”.
    Druga rzecz to spawarka elektrodowa. Pamiętam od małego jak z tata spawalismy konstrukcje, a byliśmy w stanie zrobić wszystko. Od kultywatora, przez sportowy wydech do 126p, po piec centralnego ogrzewania. Pamiętam jak ten wydech z bratem modernizowalismy i tym samym uczyliśmy się spawac. Do dziś pamiętam jak później przez tydzień chodziłem w okularach przeciwsłonecznych na nosie w zimie :-D i mamy domowe sposoby na oczy, mielone ziemniaki lub ogórki :-D ostatnia rzecz to zestaw młotek+śrubokręt/pobijak. Młotek z serii „jak jebnie to zabije”, śrubokręt który się ostrzy, pobija, sklepuje, wygląda jak pręt powyginany. Jak nie chce wyjść jakaś końcówka, śruba, cokolwiek się zacielo. Wyciągamy go z celi, jak mordercę mówiąc: „przynieś go.. Jesteś pewny? Przynieś powiedziałem! Wychodzi wtedy wszystko, nawet sworzen przy zwrotnicy w e36. Tylko że on zawsze zostawia coś na pamiątkę. Najczęściej sine palce i schodzace paznokcie :-D

  43. Kuba 1 lipca 2016 o 12:53

    Nie wiem czy to podchodzi pod narzędzie, ale cóż spróbuje. Inni wypisują jakieś grzechotki,klucze, a mój ulubiony towarzysz walki garażowej to prymitywna „laga,brecha,gazrura” ;) Czyli innymi słowy przedłużka którą można nałożyć na klucz,czy grzechotę i z czysta przyjemnością metrową rurą odkręcać śruby (lub je urywać czy pękać klucze w pół :P) Pozdrawiam!

  44. lakidude 1 lipca 2016 o 19:16

    I ja spróbuję swoich sił w tym konkursie literackim :) Otóż z mojego punktu widzenia stwierdzenie, które narzędzie jest moim ulubionym jest niemożliwe, gdyż wszystkie po części są niezastąpione, zależnie od tego co w konkretnej chwili próbuję zepsuć :P Ponieważ przy robieniu jednej rzeczy może się okazać, że bez malutkiego kluczyka 6 z zestawu moich najbardziej uniwersalnych kluczy, nie jestem wstanie nic wskórać z drugiej strony żeby dotrzeć do tej małej śrubki często konieczne jest użycie narzędzia o zdecydowanie cięższym kalibrze, a w między czasie okazać się może, że jakaś zapieczona śruba mocująca część, do której konieczne jest użycie klucza 6, stawia taki opór, że podda się tylko i wyłącznie pod siłą argumentu 2 kilowej „grubej Berty”, która czai się w najciemniejszych zakątkach garażu. Z kolei wyciągnięcie np. tulejki pozycjonującej nie będzie się mogło obyć bez użycia klucza z sieci sklepów na „T”, a zablokowanie wycieku płynu hamulcowego przy regeneracji zacisków może przynieść skutek tylko poprzez zaciśnięcie na przewodzie elastycznym klucza samozaciskowego, który dostałem od taty. Tak więc reasumując, osobiście uważam, że porządny majsterkowicz swoje narzędzia traktuje jak własne dzieci, wszystkie darzy takim samym sentymentem, dba jak może i utrzymuje w należytym stanie jednak strata któregoś (poprzez mniej lub bardziej efektowne uszkodzenie) jest przeżyciem z którym ciężko jest się mu pogodzić i mimo tego, że najczęściej uszkodzenie narzędzia kwituje statystycznym „noż kurwa…” to jednak w głowie takiego majsterkowicza niczym w filmach przewija się cała historia tegoż narzędzia od momentu wyjścia z nim ze sklepu po moment jego uszkodzenia, po czym majsterkowicz przez kilka godzin rozpacza niczym po stracie dobrego przyjaciela… I coś w tym musi być, wszak narzędzia warsztatowe to tacy niemi towarzysze wszystkich naszych sukcesów i porażek na płaszczyźnie naszego motoryzacyjnego hobby.

  45. Klimek 1 lipca 2016 o 21:00

    Moim ulubionym narzędziem jest „hamski” pean. Jest to narzędzie chirurgiczne, bardzo przydatne do dużej ilości prac z katalogu Małego Majsterkowicza. Głownie jest niezastąpione do wyciągania przeróżnych małych przedmiotów z zakamarków samochodowej konstrukcji jak i wyciągania ości z łososia przed jego przygotowaniem (nienawidzę ości ale lubię ryby więc…:-) Takowe narzędzie dostałem kilka lat temu od znajomej Instrumentariuszki w celu nauki wiązania supełków i od tej pory jest zawsze w moim plecaku, i zwiedziło ze mną pół Europy. Pozdrawiam.

  46. Klimek 1 lipca 2016 o 21:01

    Sory za błąd. Powinno być „chamski”. Ale obciach…

  47. Mateusz 2 lipca 2016 o 16:21

    Moim ulubionym narzędziem jest… mózg :P Dlaczego mózg? Wszystko zaczęło się od dziadkowych kluczy płaskich, którymi uczyłem się rozbierać popsute urządzenia domowe, potem z czasem złapałem bakcyla do samochodów, pewnie dlatego dzisiaj w garażu stoi 126p, a na dworze nowsze auto, Pieniądze z osiemnastki przeznaczone na samochód? Nie… to by było zbyt banalne, wolałem kupić migomat, żeby móc zrobić remont blacharski malucha… No ale żeby lakierować , potrzebny był kompresor, więc wpadłem na pomysł żeby go zbudować z różnych klamotów pozbieranych to tu to tam… i tak jest ciągle, po co czasem coś kupować jak można coś zrobić samemu, może taniej, może lepiej… ciągle może ale pewna jest frajda z zrealizowania własnych pomysłów/wyobrażeń i dlatego uważam, że najlepszym urządzeniem, które jest najbardziej uniwersalne i niczym nie ograniczone… jest nasz własny MÓZG :)

  48. Paweł 2 lipca 2016 o 16:50

    Moim ulubionym narzędziem jest lewarek tzw. żaba. Jest to stary sprzęt, który mój dziadek zabrał z PGRu. Legenda głosi, że potrafi podnieść 25 ton na wysokość 70cm. Na początku pomagał mi w naprawie pierwszego malucha. Z jego pomocą w wieku 12 lat sam wyciągnąłem i włożyłem silnik. Dzięki niemu moje warsztatowe życie jest prostsze. Po erze motocykli dzielnie pomagał mi w odbudowie mazdy. Za jego pomocą można wywrócić samochód na bok tak aby dostęp do wycięcia rudej był lepszy. To dzięki niemu nie potrzebuję kanału, podnośnika kolumnowego ani nawet maszyny do ściągania opon. Po prostu wkładam koło pomiędzy most w zetorze a lewarek i podnoszę. Efekt jest taki, że bez najmniejszego wysiłku opona schodzi bez problemu. Korzystam z niego kilkanaście razy dziennie. Raz na kilka lat doleję trochę oliwy. No normalnie mój ci jest!

  49. Piotr 2 lipca 2016 o 17:23

    Gdy miałem około 10 lat, moja babcia, widząc, że zaczynam interesować się majsterkowaniem, kupiła mi zestaw małego majsterkowicza. Zestaw ten, jak pamiętam, składał się z kilku narzędzi, które były z metalu i były miniaturką prawdziwych narzędzi. Z początku byłem bardzo zadowolony z prezentu otrzymanego od babci i jeszcze tego samego dnia zacząłem nimi coś robić. Niestety szybko okazało się, że narzędzia te nie spełniały moich wymagań, gdyż nie można było nimi zbyt wiele zdziałać (np. piła była tępa).
    Pomimo wielkiego rozczarowania pierwszymi narzędziami jakie otrzymałem od mojej babci, nie zraziłem się i majsterkowałem nadal, wykorzystując do swoich pierwszych projektów narzędzia znalezione u wujka w piwnicy.

    Z tamtego zestawu, który podarowała mi moja babcia 24 lata temu, został mi tylko mały, zdekompletowany młotek, który jest dla mnie wyjątkową i bezcenną pamiątką z tamtego okresu.

  50. Marky 2 lipca 2016 o 17:58

    Moim ulubionym narzędziem jest wcale nie płaska 33, ciągle mnie kręci, choć potrafi wiercić dziury w brzuchu, jak jej podpadniesz – włącza sie grzechotka, nieobce jej szpachla i tapeta, poleruje sie godzinami w łazience choć o hydraulice nie ma pojęcia, szlifuje swoje zdolności w kuchni non stop, raz widziałem jak spawała, ale to przez kontakt ze szkłem, okres gwarancji i rękojmia przepadły w dniu nabycia, nigdy jej nie zgubisz, bo w komplecie masz na palcu tulejkę przypominającą (uciec tez nie uciekniesz, działa w dwie strony) – no i najlepsze, można ja brać do łóżka i nikt nie zadzwoni po mechanika od umysłu z białym kaftanem w zanadrzu ;)

  51. Anonim 3 lipca 2016 o 21:50

    A moim ulubionym narzędziem jest zestaw w scyzoryku KLS. Uratował mnie nie raz gdy trzeba było na szybko wyregulować rower, rozkręcić wzmacniacz, rozkręciłem z nim pół kokpitu w swojej bumie, a raz nawet dzięki niemu wyszedłem z pokoju gdy strzeliła sprężyna w zamku drzwi. Małe, ładne, poręczne i ratujące życie :D

  52. Pandrajwer 3 lipca 2016 o 21:51

    A moim ulubionym narzędziem jest zestaw w scyzoryku KLS. Uratował mnie nie raz gdy trzeba było na szybko wyregulować rower, rozkręcić wzmacniacz, rozkręciłem z nim pół kokpitu w swojej bumie, a raz nawet dzięki niemu wyszedłem z pokoju gdy strzeliła sprężyna w zamku drzwi. Małe, ładne, poręczne i ratujące życie :D

  53. Alek 4 lipca 2016 o 12:59

    Dusza przedmiotu. Manitou.
    Im bardziej łączy cię coś z danym przedmiotem, im dłużej go używasz, tym silniejsze jest jego Manitou.

    Kiedy byłem bardzo mały, abym cokolwiek zjadł mam musiała mnie zabawiać. A najlepszy przyrost masy dawało zabawianie narzędziami dziadka. Wtedy Śrubokręt zaczął nabierać manitou.

    Później go wycyganiłem i jako nastolatek rozkręcałem nim wszystko, co dawało się rozkręcić.
    Wśród Śrubokrętów był to przeciętniak – zwykły, niewielki wkrętak na długim trzonku. Ale dla mnie był wielki i niezwykły.

    Kiedy zacząłem rozkręcać nim domowe gniazdka, podrasowałem go – długi trzonek zyskał osłonkę z rurki termokurczliwej.

    Teraz, kiedy mam wiele mniej styranych pracą śrubokrętów, kiedy tylko mogę wciąż sięgam do mojego pierwszego Śrubokręta, który wciąż czeka na mnie w pudełku z narzędziami gotowy do pracy.

    Ale niestety jego lata są już policzone. Dzieci mi dorastają, i być może za kilkanaście lat ja zacznę zabawiać nim moje wnuki…

  54. Jakub 4 lipca 2016 o 16:02

    Hej,
    Moim ulubionym narzędziem jest zrobiony (skompletowany i stuningowany) przeze mnie niezwykle poręczny klucz do kół. Nie całkiem zrobiony przeze mnie, bo nasadka o nr. 17 to jakiś stary pancerny klucz – od czołgu prawdopodobnie, znaleziony w trawie. Bardziej chodzi o to co jest za nasadką. Otóż jakiś czas temu (lat kilka) odkryłem w garażu kawałek pręta chromowanego wagi ciężkiej zakrzywiony na końcu pod kątem 90′, oglądając go zwróciłem uwagę że zakończenie jest w kwadrat. Jakimś trafem rzuciłem go w kąt i słuch po nim zaginął. Po następnych kilku latach przy okazji porządków ów kawałek żelastwa się odnalazł. Okazało się że zakończenie w kwadrat idealnie pasuje do wspomnianego klucza nr 17 który leżał w szufladzie. Tak powstał klucz do kół, który jednak był dla mnie ciut za krótki. Otóż wpadłem na pomysł, aby wykorzystać kawałek stalowej rurki który również chomikowałem, niestety rura wewnątrz miała za dużą średnicę ale z pomocą przyszła taśma izolacyjna która skasowała luz. Klucz plus gazrurka są w sumie ok metrowej długości. Okazało się że powstało narzędzie idealne. Idealne do kół, zapieczonych śrub, naprawiania zagniewanego sąsiada, teściowej, i wielu innych rzeczy. Co więcej, wystarczy to narzędzie chwycić oburącz i wiele problemów samo się naprawia. :) Pozdrawiam.

  55. Iglo 4 lipca 2016 o 22:08

    Moje ulubione narzędzie tak naprawdę nie jest moje.. Narzędzie bumerang.. Historia – prehistoria, jako, że prawdziwa nie ma wielu zwrotów wydarzeń i niosących grozę przerw, ale przypięczętowuje na zawsze tytuł ulubionego narzędzia.. Szczypcom bocznym. Nie moim.. A było to tak.. Dawno, dawno temu, gdy jeszcze do wifi podchodzono z rezerwą, a ludzkość kochała kable pracowałem w firmie telekomunikacyjnej. Cięło się kable na umór, setki cięć dziennie, setki precyzyjnych ruchów by odizolować końcówki kabli od cienkich 0.5mm po 4mm grubości. Podstawa – szczypce boczne. BOCZNE. Daj mi boczne, jakie kupiłeś boczne, ile wytrzymały boczne, ktoś ukradł mi boczne. W kółko te same tematy. Każdy miał jakieś swoje ulubione, jedni stawiali na cenę i częstą wymianę, inni na jakość i precyzję ostrzy, wiadomo. Ja byłem gdzieś po środku. Pewnego razu, na dużej budowie, w momencie wykańczania gdy kręciło się masa ekip stało się. Gdzieś się pochyliłem do gniazda sieciowego, oglądam się nie ma.. Widzę gościa od murarzy, chwiejnym krokiem oddalającego się ode mnie, spytałem, czy nie ma moich szczypiec, zaczerwienił się, „chciałem na chwilę pożyczyć” i oddał.. NIE MOJE BOCZNE! Co ciekawe to nie było narzędzie nikogo od nas z ekipy.. Zagadka.
    Szczypce, totalny noname okazały się niezniszczalne i niezwykle precyzyjne. Nie tępiły się. nie zluzowały, bez wyszczerbień na krawędziach tnących. Pilnowałem ich jak oka w głowie.
    Czasy się zmieniły, minęło kilka lat, porzuciłem podupadającą branżę dla nowych wyzwań..
    Pewnego dnia pojechałem skuterem kilkadziesiąt kilometrów odwiedzić kolegę. Na garażu. Gadka, szmatka, to tamto, narzędzia.. „..o stary, zapomniałem ci oddać boczne, a będzie ze dwa lata jak przypadkiem u ciebie do swojej skrzynki wrzuciłem”. Pośmialiśmy się z tego, wrzuciłem pod kanapę, do domu.. W połowie drogi mikry dwusuwowy silniczek zaczął się dławić.. Brak narzędzi. Ale zaraz.. BOCZNE! Całe szczęście, śruba regulacji mieszanki w gaźniku wymieniona na gwiazdkową dała się regulować ustawionymi na sztorc szczypcami.. Jedziemy dalej, najważniejsze dojechać do domu, kto ma benzynę we krwi zna temat. Za chwilę ulewa. Potężna, krótka.. W czasie nerwowego poszukiwania jakiegoś przystanku, miejsca pod wiaduktem, czegokolwiek wjazd w dużą kałużę i.. Zgasł.. Pchanie pod wiadukt. Szukanie przyczyny.. Pęknięty wężyk podciśnieniowy gaźnika.. Skrócony a jakże, bocznymi. Nie pali dalej. Pewnie zalało filtr powietrza wodą. Jak odkręcić pokrywę filtra.. No jak.. Wiadomo.. Znowu jakoś, pomału, mozolnie, ale się dało.. Po dwóch godzinach suszenia filtra, dojechałem do domu. Za jakiś czas, w innym sprzęcie, w amoku remontu podłączyłem odwrotnie akumulator. Teoretycznie nic się nie powinno stać, tym razem pojawił się dym spod plastików po przekręceniu stacyjki, jej wyłączenie nic nie dało, całe szczęście pod ręką były boczne, jedno cięcie i nie ma połączenia plusowej klemy z masą..
    Mimo że teraz używam tych szczypiec wielokrotnie rzadziej niż w telekomunikacji, są podstawowym narzędziem w mojej skrzynce nr.1 Bo jest ich więcej, jak u każdego. Ale to temat na oddzielną opowieść…

  56. sova 5 lipca 2016 o 09:31

    Witam
    Spośród moich niezbędnych i zasłużonych narzędzi najważniejszym jest mały płaski wkrętak. Długi na 10cm, grot szerokości około 2,5mm. To maleństwo dostałem ot tak przy jakiejś okazji od wujka jakieś 17 lat temu, wyglądał na jakiś reklamowy badziew, przezroczysta żółta rączka, nadruk Introll – nawet nie wiedziałem co to jest ten Introll.
    Okazał się niezniszczalny, napis już dawno się starł, żółty przezroczysty plastik zmatowiał, ale grot jest nadal ostry mimo że służy do wszystkiego. Wszelkie prace przy samochodzie jak i w domu oraz oczywiście rowerze. Bez niego nie wyobrażam sobie demontować tapicerek wewnątrz samochodu jak i robić precyzyjnych prac pod maską czy przy hamulcach czy gdziekolwiek indziej. Znakomity do zdejmowania wszelakich zawleczek, naciągania sprężynek, pozycjonowania jakichś uszczelek, wydłubywania oringów wtryskiwaczy, drapania purchli korozji itd. itd… Nie sposób przypomnieć sobie wszelkie zastosowania:-) Oczywiście idealnie nadaje się do otwierania piwa :-) Dawniej zawsze jeździł ze mną w samochodzie, tylko RWD: Maluch, Polonez akwarium, Polonez Caro, Mercedes C180, Polonez Coupe samodział, ale odkąd mam więcej niż jedną zabawkę miejsce śrubokręta jest w garażu żeby dla każdego wehikułu był sprawiedliwie dostępny.
    Wiele razy zgubiony zawsze szczęśliwie się odnalazł, aktualnie nie wiem gdzie jest, ale to stan przejściowy – mam nadzieję! Dziś wieczorem szukam dalej!

  57. Krystian 5 lipca 2016 o 12:17

    ja bardzo lubię bawić się kombinerkami. Jest to niezbędne narzędzie choć prymitywne dlatego szukam natchnienia czytają takie artykuły z nowinkami :)

  58. Sebastian 5 lipca 2016 o 13:33

    Moim ulubionym narzędziem jest grzechotka (nie taka dla dzieci), bez grzechotki nie jestem w stanie nic zrobić, często coś robię przy aucie a jeszcze więcej czasu spędzam przy naprawach domowych. Syn ma problem z rowerem czy z hulajnogą, grzechotka w rękę plus zestaw nasadek i bitów i jazda :) Zwykłym wkrętakiem czy kluczem się zawsze męczę a z grzechotką uwielbiam robić różne czynności związane z mechanikom czy pracami w domu. Grzechotkę z zestawem nasadek i bitów dostałem od Mamy w prezencie chyba na 25 urodziny, dlatego może aż tak lubię nią pracować.

  59. WAFFEL 5 lipca 2016 o 23:25

    Moim ulubionym narzędziem jest siedmiokątny torx z dziurką w środku, o albo taki kwadratowy imbus no ewentualnie dwunastokątny. Tudzież srubokręt z łbem w kształcie trójkąta…

    Czyli jednym słowem dremel, który służy albo do ucinania łbów śrubom z takimi chorymi gniazdami albo, jeżeli to niemożliwe, do nacinania rowka żeby można to było odkręcić poczciwym płaskim. No i dzięki bogatej palecie końcówek nadaje się też jako automatyczny pilnik do paznokci u stóp.

  60. Remek 6 lipca 2016 o 05:18

    Mam z bratem taki jeden niepowtarzalny młotek, kiedyś kupiliśmy go na pobliskim złomie za parę groszy dorobiliśmy trzonek który został pieczołowicie owinięty materiałową taśmą. Jest idealny wtedy gdy wszystko inne zawodzi, nawet większe i cięższe narzędzia. Dlatego dostał też swoją nazwę ,,Młot Thora,, i chyba jest w nim coś magicznego bo nic mu się nie oprze :)

  61. Łukasz 6 lipca 2016 o 07:47

    Moje ulubione narzędzie choć mega prymitywne to sztywne pokrętło..
    Jeszcze za czasów nauki na warsztacie kupiłem sobie sztywne pokrętło.. myślałem, że wytrzyma trochę aczkolwiek poległo jak Ronaldo przy starciu z Pazdanem. Oczywiście nie chciałem kupować następnego, a że złamała się rękojeść to została mi najważniejsza część. Wykopałem kawał pręta stalowego długości 300 mm. i średnicy 15 mm, nabiłem na pozostałość pokrętła…. i tak służy mi już 4 rok, zastępując większość narzędzi :)

    PS. Ostatnio jak nawet klucz udarowy nie dał rady, to zabrałem, mój wytwór, założyłem 3 metrową rurę i po monotonnej walce udało się.. zerwać gwint na przegubie, całe szczęście był do wymiany ;D
    Pozdrawiam.

  62. Łukasz 6 lipca 2016 o 19:55

    Jak to się mówi, nic na siłę tylko młotkiem:) A więc MŁOTEK jako narzędzie niezbędne i niezawodne jest na szczycie moich ulubionych narzędzi, choć czasem po chybionym uderzeniu „sypią” się różne epitety, ale siła argumentów i tak jest na jego korzyść.

  63. piotrek 6 lipca 2016 o 21:20

    Moim ulubionym narzedziem jest breszka dzieki ktorej moge sie odstresowac rozbierając samochody

  64. Andrzej 6 lipca 2016 o 21:28

    Dwa śrubokręty jeden płaski drugi krzyżak :) trzymam je w szufladzie. Skracają meble,wymieniają gniazdka przełączniki,odpowietrzają kaloryfery, można nimi coś podważyć i co najważniejsze wkurzają moją żonę że leżą w szufladzie zamiast w skrzynce w garażu :) :)

  65. Jim 7 lipca 2016 o 02:22

    Ja najbardziej lubię mój klucz do kół. Kupiłem go w supermarkecie nie mając żadnych większych wymagań. Miał odkręcać koła – i robi to świetnie. Posiada jednak obustronną nasadkę oraz – co mnie zaskoczyło i ucieszyło – mocowanie 1/2 cala. W rezultacie otrzymałem całkiem wygodny łom z rozsuwaną rączką który z niewielkim negocjatorem w postaci gazrurki odkręci nawet piastę. W rezultacie – oczekując od narzędzia tylko jednej prostej czynności – otrzymałem sporo więcej. Gdybym był ojcem, to bym ten klucz wychował jak swoje dziecko. Pewnie nie byłby najmądrzejszym dzieckiem, jednak zdolności aktorskie odziedziczyłby po mnie – wszak na szkolnym przedstawieniu mógłby zagrać peryskop radzieckiej łodzi podwodnej.

  66. Wojtek 7 lipca 2016 o 08:12

    Wydawałoby się że moim ulubionym narzędziem jest klucz udarowy i ta frajda przy rozkręcania czegoś czego nie trzeba ale z czasem gdy nadchodziły coraz groźniejsze śruby zaczął wymiękać… i wtedy z pomocą przyszła rura taka że po prostu jest idealna. Dla mnie jednak najlepszym i ulubionym narzędziem jest grzechotka 1/2 która kiedyś była młotkiem więc się rozpadła na części w trawie… działa ona do teraz i ma się dobrze.Charakterystyczny dźwięk try try try… za którym sie teskni to jest to. Moim ulubionym narzędziem jest GRZECHOTKA

  67. Damian 7 lipca 2016 o 13:24

    Moim ulubionym narzędziem jest grzechotka pozwala lenią nie przekładać klucza i wykonywać prace z szybkością strusia pędziwiatra, gdy nie mam grzechotki przy sobie czuje się nago jak Adam i Ewa ale niestety nie w raju… a gdy trzymam grzechotkę w reku nic więcej w życiu nie potrzebuje do szczęścia może tylko śruby żeby móc je przykręcić

  68. Jakub 7 lipca 2016 o 14:28

    Moje ulubione narzędzie to duża grzechotka od neo tools z kluczami bo można dzienki temu robić wszystko jak dostałem taki zestaw na święta to się ucieszysyłem teraz mogę naprawiać różne rzeczy od mechaniki somochodowej do elektromechaniki pozdrawiam was

  69. Krystian 7 lipca 2016 o 17:48

    Pewnego dnia uciekł mi autobus kiedy miałem jechać na zajęcia na uczelnię. Musiałem więc szybko przemieścić się pieszo na inny przystanek autobusowy. Idąć przy drodze zawaużyłem solidny śrubokręt Stanley z 4 końcówkami więc go podniosłem. Musiał wypaść komuś i leżał tam na poboczu i wołał „weź mnie”. Wziąłem, schowałem do plecaka nie zwracając uwagi ile jest wart.
    Później okazało się, że stał się on moim ulubionym (i taty też) śrubokrętem, bez którego nie rozpoczynamy pracy. Solidna rękojeść i bardzo mocne końcówki, a w szystko na zasadzie wyciągania i przekładania strony. Nie można ich zgubić (chyba, że cały śrubokręt). To moje ulubione narzędzie, a fakt, że znalazłem go na ulicy dodatkowo dodaje mu uroku. Wcześniej ani później nie trzymałem tak fajnego śrubokręta w dłoni.

  70. Wojtek3er 7 lipca 2016 o 20:17

    Miałem nie pisać ale może warto spróbować ;)

    Moim ulubionym narzędziem jest pokrętło L za 1/2″ i rura 1″ długości 1m, Plus nasadki. Dzięki temu zestawowi okręcę każdą śrubę. No i płaska-oczkowa 10,13,17mm Dzięki tym paru kluczom praca jest przyjemna, nie zawsze łatwa ale czego się nie robi dla dłubania przy aucie. Można się oderwać od codziennego ganiania. Fizycznie nie odpoczniemy ale psychicznie tak.

  71. Szymon 7 lipca 2016 o 23:41

    Gdzie zaczyna się maniakalny pociąg do samochodów? W moim przypadku było to stanie opartym o parapet i nauka rozpoznawania aut, które przejeżdżały pod wieżowcem. Dziadek chorował na stwardnienie rozsiane odkąd pamiętam. Gdy nie był już zdolny do prowadzenia auta, oddał mi stary, nieduży zestaw narzędzi. Grzechotka z metalową rękojeścią, żaba z czymś co wygląda jak termokurczka, i kilka innych pierdół z przeźroczystymi, czerwonymi rączkami. Kończę pewnie etap odbudowy auta z 1977 roku. Nie wyobrażam sobie pracy innymi narzędziami. Niestety grzechotka nie wydaje z siebie już tylko dźwięku jakby ktoś płukał gardło garścią zardzewiałych gwoździ. Zaczęła przeskakiwać. Rozebrałem ją i oficjalnie umiera. Można rzec, że zjadła zęby na kręceniu śrub. Złożyłem ją do kupy. Musi odejść na emeryturę, ale wiem, że nieważne czym skręcę resztę auta- ostatnią śrubę przykręcę starą, zdezelowaną grzechotką po dziadku.

  72. Mariusz 8 lipca 2016 o 09:54

    A ja mam dwie lewe ręce, i wszystko nimi skręcę, wszędzie się wpasują, zawsze coś popsują ;p…
    to są moje najlepsze narzędzia… i standardowo:
    „- jak to przykręciłeś?
    -ręką do oporu ;p”
    „- już popuściłem te śruby, teraz to już ręka pójdzie ;p”
    i jeszcze:
    „-zdejmij te rękawiczki, bo nic nie zrobisz”
    „- z jaka siła to dokręcić?
    -ręką na wyczucie ;p”
    Wiec, złota rączka to najlepszy sprzęt ;p

  73. Dawid 8 lipca 2016 o 10:48

    Moje ulubione „narzedzie” to mój mały ale jakże przytulny garaż. Teraz, gdy są wakacje budząc się rano, nie mając nic do roboty idę do niego nawet, gdy nie mam już nic w nim do robienia ale siadam sobie na skuterku i wpatruje się w te rzeczy, w te narzędzia i dochodzę do wniosku, że sprawia mi to mega przyjemność i jest to chyba moja pasja.

  74. Kuba 8 lipca 2016 o 11:22

    Moim ulubionym narzędziem jest oczywiście grzechotka i to z jednego bardzo prozaicznego powodu – dźwięku wydawanego podczas pracy. Ten dźwięk jest jedną z najlepszych rzeczy jakie można doświadczyć podczas prac przy samochodzie w garażu – świadczy bowiem o tym, że ta pierońska zapieczona śruba która do tej pory blokowała całą robotę w końcu „idzie” :D

  75. Paweł 8 lipca 2016 o 11:33

    Moja historia zaczęła się w święta, kiedy to pod choinkę od taty dostałem zestaw „budżetowych” płasko-oczkowych kluczy, zakupionych w Rosji. Wtedy byłem jeszcze chłopakiem bez szczególnych zainteresowań. Niedługo po świętach, przyszedł czas na generalny remont Ursusa C-360 i od tamtego zdarzenia, historia nabiera tempa. Tata dał mi dość dużo swobody podczas tego remontu , więc zestaw kluczy został przezemnie szczegółowo sprawdzony, dawał radę nawet w ekstremalnych warunkach. Podczas prac, które razem z Tatą wykonywaliśmy w garażu, złapałem tego bakcyla. Czas spędzony w garażu dawał mi satysfakcję. Na tym historia oczywiście się nie kończy, przyszedł czas na zakup swojego pierwszego skutera, traf padł na Keewaya Hurricane, na początku sprawdzał się w miarę, lecz dalsza trasa wymagała zabrania ze sobą, kluczy wybór oczywiście padał zawsze na zestaw, który dostałem pod choinkę. Nie raz ratował mnie i moich kumpli przed kompromitujacymi sytuacjami , dzięki „nieszczestnemu” skuterowi zwiekszylem swoje doświadczenie i więź z kluczami. Skończyło się gimnazjum, przyszedł czas na wybór szkoły. Przez rodziców byłem naciskany na Liceum, lecz wcześniejsze zdarzenia ( i ulubiony komplet kluczy) wymusily wybór na Technikum pojazdow samochodowych, oczywiście rodzice obwiniali się, przez ten prezent zeszłem w „złą” stronę. Dziś już jestem po zakończonej pierwszej klasie, z bardzo dobrym wynikiem, rodzice są zadowoleni z mojego wyboru. Klucze nadal się trzymają, a ja nadal po nie chętnie sięgam. Już jestem na etapie, że potrafię wykonać większość prac sam przy autach.

  76. Mateusz 8 lipca 2016 o 14:34

    Moim ulubionym narzędziem jest grzechotka w ksztalcie srubokreta, która dostalem od tata. Niestety byla słabej jakosci i grzechotka sie posypała. Zespawalismy na sztywno i służy do dziś ;-).

  77. Paweł 8 lipca 2016 o 20:55

    Mam dwa takie „ciekawe” narzędzia.
    Jednym jest zestaw kluczy od Neo – od dawna chciałem kupić zestaw porządnych nasadek z grzechotkami i tym milionem dziwnych przejściówek, końcówek i innych cudów (to chyba jedna z najważniejszych zalet całego zestawu), których praktycznie nie używam, bo nie umiem. Bardzo chciałem taki zestaw przytulić w organizowanych tutaj konkursach, lecz nigdy nie miałem na tyle szczęścia. W końcu, zlitowała się nade mną narzeczona i mi taki komplet kluczy sprezentowała. Trochę się z tym źle czułem, że wydawała tyle pieniędzy ze swojej studenckiej pensji na moje zachcianki. Ale im dłużej tych kluczy używam, tym bardziej zadowolony z nich jestem, gdyż sama praca nimi sprawia mi frajdę, bo są po prostu dobre, grzechotki chodzą jak marzenie, a nasadki zrywają gwinty zapieczonych śrub, a nie objeżdżają łebki. Ponadto, wygląda, że ze strony narzeczonej to nie był wydatek, lecz inwestycja – dość często teraz słyszę „a tymi kluczami nie mógłbyś mi tego naprawić?”

    Drugim narzędziem jest młoteczek. Nie jest to byle jaki młoteczek, lecz jest to młoteczek do odbijania szlaki po spawaniu elektrycznym. Znalazłem go zapomnianego w zakamarkach garażu, pewnie leżał tam odkąd dziadek ten warsztat zbierał. Wiem, w warunkach warsztatowych odbić szlakę można wszystkim, od śrubokręta, przez młotek, czy po prostu szlifierką z końcówką drucianą. Tak robił mój dziadek, tak robi mój tata, ale ja zawsze biorę te młotek i zawsze nim ostukuję spawane miejsce. Nie mam pojęcia co jest w tym młoteczku, ale zawsze mnie w pewien sposób rozczulał swoją bezsensownością, ale i nutką profesjonalizmu w moim „smarkaniu”.

    Tutaj zdjęcia tych narzędzi o których mówię ;)
    http://imgur.com/a/CSos3

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *