Jak zapewne wiecie, w ramach akcji #postępyRobię przygotowywałem jeden z rozdziałów Niecodziennego Poradnika Bezpiecznej Jazdy. Zarówno w formie tekstowej jak i wideo. Było to zadanie o tyle fajne, że temat, który miałem przygotować i opisać mogłem wybrać sobie sam – podobnie jak inni biorący udział w akcji #postępyRobię blogerzy.
I teraz tak – ponieważ wszyscy podeszli do swojego zadania bardzo poważnie, powstało już kilka naprawdę ciekawych poradników.
Albin na przykład zrobił genialne wideo i napisał o tym jak być kulturalnym kierowcą.
Michał mówił o bezpiecznej i sprawnej jeździe po autostradach.
Spalacz o sprawnym poruszaniu się po mieście.
Bartek o istocie prędkości.
Marcin o komunikacji na drodze.
Magda zaś już za mniej więcej tydzień powie Wam trochę ciekawych rzeczy o zasadzie ograniczonego zaufania.
A ja tymczasem zatrudniłem wielkiego homara, który zatańczył moonwalka*
*Na swoje usprawiedliwienie dodam, że musiałem opowiedzieć o pojawiających się na drogach dzikich zwierzętach, a jedynym dzikim zwierzęciem jakie udało mi się znaleźć był mój upośledzony społecznie bigiel – ten jednak, zbytnio zaaferowany swoim ogonem za nic nie chciał współpracować z reżyserem. Stąd homar.
O co jednak chodzi – ponieważ wiedza o prowadzeniu samochodu, którą dysponuję zawiera się głównie w tematyce cięcia zakrętów, hamowania lewą nogą, używania międzygazu oraz okazjonalnego obracania się wokół własnej osi, chcąc nie chcąc musiałem sporo się napocić zanim znalazłem temat, w którym miałem do powiedzenia coś co zainteresowałby większość poruszających się po polskich drogach kierowców.
Padło więc na bezpieczną jazdę nocą.
I choć akurat w tej kwestii mam sporo doświadczenia, to i tak na wszelki wypadek poprosiłem Was jeszcze o pomoc w doborze informacji, które w tworzonym przeze mnie rozdziale znaleźć się powinny.
Moim zdaniem na przykład warto byłoby wspomnieć o korzyściach płynących z zamontowania na masce rajdowej elektrowni – obawiałem się jednak, że ktoś jeżdżący na co dzień serwisowanym w ASO Passatem mógłby nie podzielać mojego entuzjazmu.
Co więc znalazło się w moim rozdziale? Z początku obawiałem się trochę, że jazda nocą może okazać się czymś nieszczególnie skomplikowanym czy trudnym. Ot po prostu zwykła wyprawa do osiedlowej biedronki, tyle, że przed maską jest trochę bardziej ciemno.
W teorii więc poradnik dotyczący jazdy po zapadnięciu zmroku powinien zawierać jedno zdanie brzmiące mniej więcej „pamiętaj o tym, żeby włączyć światła”.
Dziękuję, dobranoc.
Ponieważ jednak mieszkam w otoczeniu naszych pięknych gór i często zdarza mi się pokonywać nocą spore odległości (często po krętych, nieoświetlonych drogach), zdaję sobie sprawę z tego, że związanych z jazdą nocą problemów i niebezpieczeństw jest znacznie więcej.
Dla wielu z Was informacje, które znalazły się w mojej części poradnika mogą wydawać się oczywiste. Nie odkrywam przecież Ameryki wspominając o widoczności, przerwach w podróży czy sprawdzaniu jak się mają nasze reflektory. Niektóre z pozoru będą banalne ale kiedy chwilę się zastanowicie to dojdziecie do wniosku, że siadając za kierownicą nader często zdarza się nam o nich zapomnieć.
Dlatego choć mam świadomość, że ten poradnik być może nie odmieni Waszego życia, to przynajmniej odświeży Wam trochę pamięć i być może uchroni Was od czyhających w mroku zagrożeń.
#postępyRobię: BEZPIECZNA JAZDA NOCĄ (poradnik w formacie PDF)
I na koniec jeszcze mały konkurs. Zadanie konkursowe – odpowiedz w kilku zdaniach na pytanie:
Lubisz, nie lubisz wsiadać za kierownicę nocą? (odpowiedź ciekawie uzasadnij)
Odpowiedzi zamieszczajcie w komentarzach – na zgłoszenia czekam do 8 marca (niedziela) do godziny 18:43.
Najciekawsze zgłoszenia jak zwykle otrzymają fajne nagrody:
Nagroda główna – voucher na szkolenie z jazdy sportowej w Szkole Jazdy Michała Kościuszko
O tym jak wiele można się u Michała nauczyć możecie przekonać się chociażby w relacji z wizyty na torze w Mikołajkach. Wystarczy wspomnieć, że jednym z prowadzących szkolenia jest sam Darek Burkat – ten sam, który jeszcze parę lat temu zasuwał na prawym fotelu Janusza Kuliga.
Co więcej – ponieważ sam również chcę wybrać się na to szkolenie, to wspólnie ze zwycięzcą może uda nam się tak zgrać terminy, żebyśmy mogli wspólnie spotkać się w SJMK i zrobić sobie przy okazji małe zawody ;)
Nagrody pocieszenia – dwa zestawy narzędzi firmy Dunlop.
Zestawy zawierają młotek i kombinerki więc pozwalają naprawić większość samochodów wyprodukowanych przed rokiem 1989 (a jeśli na dokładkę dysponujecie srebrną taśmą i WD-40 to śmiało możecie starać się o posadę inżyniera w NASA).
Powodzenia!
Pozdrawiam,
Tommy
UWIELBIAM jeździć nocą. Zwłaszcza po mieście. Bardzo często wychodzę sobie wieczorem (najlepiej okolice 23-24), wsiadam do auta, odpalam ulubioną muzykę i ruszam przed siebie. Tak po prostu, żeby pojeździć bez celu. Nie istotne gdzie, nie istotne jaka pogoda czy jaki dzień tygodnia. To taka chwila oderwania od rzeczywistości, pozwala w spokoju przemyśleć parę rzeczy, odprężyć się. Często też zdarza mi się wyłączyć muzykę i jechać słuchając tylko poczciwego m50b25, które pomimo sporawego przebiegu nadal brzmi pięknie i czysto co w połączeniu z klasycznym i dobrze wykonanym wnętrzem mojej e34 naprawdę pozwala się zrelaksować i poprawić humor.
Stare auto i nocne przejażdżki to coś naprawdę fajnego :)
*nieistotne :D Widać, że dzisiaj przejażdżka dopiero przede mną :)
Lubię, ba.. uwielbiam wsiadać do samochodu nocą, gdy po upalnym dniu temperatura spada poniżej 20*C, robi się rześko, w powietrzu unosi się zapach ciepłego, przyczepnego asfaltu, do dolotu trafia chłodniejsze powietrze, a na ulicy jest pusto i można cieszyć się dynamicznym starem z czerwonych świateł i braniu zakrętów.
Lubię również wsiadać do oszronionego samochodu zimą, gdy pruszy śnieg, a ja jestem na rondzie jeszcze przed pługo-piaskarką i mogę pobawić się pedałem gazu i dać trochę swobody tylnej osi. Lubię również gdy jadę trasą i przecinam spadające płatki śniegu rozmywające się jak gwiazdy podczas lotów Hana Solo swoim Sokołem Millennium.
Pozdrawiam ;)
Odpowiadając na pytanie – bardziej chyba jednak nie lubię, szczególnie, jeżeli poruszam się nieoświetloną drogą, której nie znam zbyt dobrze. Za dnia, gdy całość jezdni wraz z poboczem/chodnikiem, oznakowaniem poziomym i pionowym oraz drogami podporządkowanymi jest widoczna jak na dłoni, można szybko prześwietlić trasę na kilkaset metrów do przodu i o wiele łatwiej przewidzieć, w których miejscach może pojawić się nagle zagrożenie lub jakaś sytuacja podbramkowa. Ponadto widząc, że przed sobą mam dłuższy fragment kompletnie pustej drogi, mogę trochę przyspieszyć i pozwolić sobie na odrobinę dekoncentracji (ale tylko odrobinę, bo wiadomo, zawsze jakiś homar może wyskoczyć z krzaków ;)) i kilka sekund psychicznego odpoczynku, podczas gdy w nocy zawsze boję się, że gdzieś poza zasięgiem moich świateł ktoś idzie poboczem/na jezdni stoi rozkraczone, nieoświetlone auto/komuś coś spadło z przyczepy* (niepotrzebne skreślić) i za chwilę „wyrośnie mi przed maską”, zmuszając mnie do gwałtownego omijania/hamowania. Przez to jadąc po zmierzchu mam uwagę non-stop wytężoną do poziomu pilota myśliwca, co dodatkowo potęguje zmęczenie.
Co innego jazda po mieście, przy dobrym oświetleniu – wtedy puste ulice aż zachęcają do tego, żeby pojechać do domu okrężną drogą. ;) Ale ponieważ 90% moich rocznych przebiegów robię w trasie (i to raczej po drogach powiatowych drugiej kategorii, niż świeżo wyremontowanych krajowych), to w naturalny sposób pierwszym skojarzeniem z hasłem „jazda w nocy” jest dla mnie „próbuję wyszukać wzrokiem gościa na podwójnym gazie, który idąc środkiem drogi lawiruje pomiędzy dziurami”.
Z drugiej strony, pomimo tego, że jeździć w nocy zbytnio nie lubię, często decyduję się na wyjazd właśnie późnym wieczorem, zamiast w ciągu dnia – no bo wiadomo, natężenie ruchu jest o wiele niższe, płynność jazdy wyższa i można szybciej dotrzeć do celu. ;)
Czy lubię jeździć nocą? Bardzo lubię!
Niezależnie od tego czy mowa o nocnym pokonywaniu trasy, późno-wieczornym/wczesno-porannym powrocie od dziewczyny czy jechaniu ot tak, przed siebie. Najlepiej mi wtedy kiedy jadę sam lub pasażerowie zasną. Kiedy mam trochę wolnego czasu, wsiadam koło 23 do auta i jadę na przejażdżkę po okolicy. Niestety mieszkam na mało urozmaiconych równinach Mazowsza, z większych atrakcji mam koło siebie tylko trochę wąskich i krętych dróg przez las i ostrogę nad Wisłą. Niestety wszystko już dobrze znane. Nocą najlepiej jedzie mi się poza miastem, poza głównymi trasami i najlepiej kiedy nikogo nie ma w zasięgu wzroku. To taka odskocznia gdzie można pobyć samemu ze sobą, pomyśleć, odprężyć się.
Miłym dopełnieniem jest dobra muzyka, osobiście lubię wtedy słuchać instrumentali, stonowanej elektroniki. Daję rade także soundtrack z Drive. Do tego uchylone szyby…
Ostatnio miałem za to okazję pojeździć nocą po mieście. Czekając na koniec korpospędu kobiety miałem trochę czasu i benzyny do spalenia. Udało mi się przejechać w końcu Południową Obwodnice Warszawy – muszę przyznać, ze jest świetna.
Co ważniejsze była w końcu okazja na przejechanie odcinka na Karowej po wiadukcie i kocich łbach :)
Najgorszy jest powrót pod dom i z powrotem do codzienności.
Dochodzę do wniosku, że muszę się chyba gdzieś wyprowadzić lub wyjechać na trochę i odkryć kilka nowych dla mnie tras.
Jedyne czego nie lubię to współużytkowników, którzy mają światła ustawione tak, że oświetlają moją szybę a nie ich drogę.
P.S. Zdjęcie niestety dość słabe, ale robione w końcu w nocy i telefonem ;)
Jest późna noc, na drodze praktycznie nie ma ruchu. Zabieram klucze i wychodzę z domu. Wyjeżdżam z garażu, zapinam pasy szelkowe, otwieram dach, głośników sączy się Crockett’s Theme i inne nastrojowe kawałki z lat 80-tych. Po spokojnej rozgrzewce wpadam na nieuczęszczaną drogę gdzie asfalt jest równy, zakręty ostre a ograniczenie prędkości jest absurdalnie wysokie (niestety to nie Polska). W kabinie czuć nieco zapach przegrzanej gumy i hamulców. Mocna elektrownia doskonale oświetla drogę. Redukując bieg przed zakrętem spoglądam krótko w lusterko i widzę za sobą rozbłysk paliwa, które nie zdążyło spalić się w cylindrach, więc właśnie wybuchło w wydechu robiąc przy tym sporo zamieszania. Zatrzymuję się na szczycie. Podziwiam góry, rozgwieżdżone niebo i ciszę. Uspokajam się, ładuję swoje akumulatory. Wsiadam, trzaskam drzwiami a po wybebeszonym wnętrzu mojej wydmuszki roznosi się hałas zachęcający do szybkiego zjazdu. Jednak nie tym razem. Kiedy wracam jadę spokojnie. Toczę się powoli w akompaniamencie muzyki, wiatru i silnika, tak jakby nic się tu nie stało. Taki wypad w góry to dla mnie potężny zastrzyk pozytywnej energii.
Wydaje mi się, że lubię jeździć nocą ;)
Będąc małym chłopcem lubiłem bardzo lubiłem jeździć do rodziny do Poznania bądź gdzieś dalej a to dla tego bo wracaliśmy zazwyczaj nocą. Jako że jestem facetem to kręcą mnie nie tylko samochody ale i wszystko co mruga, świeci itp. Byłem w trakcie powrotów bardzo skupiony. Oglądałem jak tata prowadzi samochód. Dla mnie przełączanie świateł z drogowych na mijania i na odwrót było tak fascynujące, że nie umiem tego opisać. Mimo iż wiedziałem jaki przełącznik do czego służy w samochodzie to często pytałem taty żeby mi opowiadał co do czego służy. Że nawiew na nogi…i moge przełączyć na przednią szybe (orgazm) :D Pamiętam jak mówiłem tacie że marzy mi się zostać nocnym taksówkarzem xD W sumie to bardzo dziękuję za takie pytanie konkursowe bo z perspektywy czasu teraz to jest dla mnie troche niezrozumiałe a z drugiej strony gdy to wspominam to toważyszą mi takie same emocje jak za młodu. Zamiłowanie do motoryzacji i typowo technicznych dziedzin nauki, studiuje teleinformatyke i sam posiadam samochód. Do dziś czuję się jak w centrum dowodzenia gdy uważnie mogę oceniać na bieżąco widocznośc i dostosowywać np oświetlenie bądź prędkość. Przewidywać zagrożenia. To mnie bardzo kręci. To są emocje których nie da się opisać tu w komentarzu. Dla jednym każdy skok spadochronem to przeżycie i przyjemność a dla mnie jazda nocą. Widomo skupienie 100% ale nie męczę się przy tym. Kiedyś „nocny taksówkarz” a dziś jak mi nie wyjdzie w moim zawodzie to zostane kierowcą tira. Częste podróże również w nocy. To jest styl życia o fundamentach zamiłowania z dzieciństwa. Lubię ciszę i spokój. Lubię podróże, nie zwiedzanie i jeżdzenie do miast żeby coś zobaczyć, tylko podróże czyli pojechać gdzieś bez lub z celem i nie wiedzieć co mnie tak dokładnie czeka i gdzie potem pojadę.
Znam to uczucie kiedy myślę o prowadzeniu samochodu nocą i życzę wszystkim żeby również doświadczyli tej radości z czegoś co mogą zrobić dla przyjemności a dla wielu może być katorgą.
Jak każda inna część poradnika, tak i ta jest obfita w wiele przydatnych porad za, które bardzo dziękuję że powstały :)
W aucie nocą mogę być sam.
Mogę zapomnieć o byłej która mnie wykorzystywała.
Mogę zapomnieć o pracy która mnie wyniszcza i z której możliwie że zostanę wylany.
Mogę zapomnieć o ludziach z klasy i nie tylko z którymi muszę ciągle walczyć, walczyć i obrywać bo honoru nie mają.
Nocą jestem tylko ja Bandzior i droga.
Nie martwię się o nic, paliwem przejmuję się na następny dzień.
W nocy jestem tylko ja i on. Słucham go a i on mnie posłucha.
Staramy się dogadać a gdy już to nastąpi pokonujemy wszelkie zakręty w spaniały sposób albo po prostu krążymy po bielsku i okolicznych terenach.
Nic nie zakrząta mi głowy, w myślach mam tylko to co mi mówi i drogę nic mniej nic więcej.
Nawet te słowa jak i żadne inne nie oddadzą tego co czuję podczas jazdy nocą.
P.S.
Sory za taki osobisty wywód.
Lubię jeździć nocą bo to zajebiste, lepsze niż zimne piwo i cycki
No dobra, nic nie przebije cycków ale jazda w nocy i tak jest w dechę!
Cholera, ale Wy mnie dobrze znacie ;D
Też tak kiedyś myślałem, ale dobry tyłek ma spore szanse ;).
P.S. Tommy, TO DREWNO NA KONSOLECIE! Szacun :).
Nie rozumiem tego – wszyscy każą mi je wywalić bo jak twierdzą „w ogóle nie pasuje do reszty wnętrza”.
A moim zdaniem gdyby go tam nie było to deska wyglądałaby jak wnętrze szuflady ze skarpetkami należącej do nauczyciela geografii.
To drewno to jedna z najfajniejszych rzeczy w tym samochodzie (no, może poza silnikiem i dyferencjałem z blokadą).
Fakt drewno bardzo pasuje do skórzanych foteli, a kierownica za to, do pasów (tych czerwonych). Wszystko to w połączeniu jakoś tak, wiesz… jak Ci to powiedzieć?…;)
Wywal skórę, drewno i wstaw fotele z EVO :D
Drewno zostaje (ba – poluję cały czas na gałki i konsolę główną w tym jasnym kolorze bo obecnie mam kilka drobiazgów w ciemnej wiśni ;) )
W planie jest też wywalenie tylnej kanapy, położenie tapicerki na podłogę i bagażnik oraz zastąpienie recaro regulowanymi na szynie kubełkami. Do tego połówkowa klatka od staffa do mocowania szelek i parę detali jak dodatkowe, analogowe wskaźniki ;)
Do tego jednak muszę przygotować wąskie E30 do funkcji wygodnego daily (uszczelnić wycieki, naprawić drobiazgi, powymieniać filtry, poprawić zawieszenie). Nad tym jednak ostatnio dość intensywnie pracuję ;)
Wow, piękna, komora!!!
Plany zacne, muszę zobaczyć, bo połączenie rollbara i drewna w środku to cos nowego dla mnie. Co masz na myśli „położenie tapicerki na podłogę”?
Nie myślałeś o dystansie do naby? Nie wiem czy potrzebujesz, ale u mnie dało wygodniejszą pozycję, bo nogi bardziej wyprostowane, a kiera dalej poręcznie i do tego zegary całe widoczne.
Czekam niecierpliwie na fotorelację.
Najchętniej usunąłbym całą fabryczną wykładzinę z tymi ważącymi więcej niż Portugalia wygłuszeniami, a potem położył w jej miejsce nową – dużo cieńszą, i pociągnął ją aż do końca bagażnika (po wywaleniu tylnej kanapy i oparć wnętrze będzie wyglądało okropnie, a mi zależy na zachowaniu eleganckiego stylu GT – z drewnem, pełną elektryką i skórzanymi boczkami).
Muszę odwiedzić zaprzyjaźnionego tapicera i zapytać go czy jest to wykonalne. W najgorszym wypadku do seryjnego dywanu dołożę identyczną wykładzinę na miejsce po kanapie i bagażnik.
Co do naby – mam 3 różne warianty stelażu pomiędzy wieloklinem, a kierownicą (od prawie płaskiej po najdłuższą, chyba 15 centymetrową) – mogę je dowolnie wymieniać, obecnie mam zamontowaną tę średnią bo najlepiej pasuje do ustawień seryjnego recaro. O dłuższej pomyślę przy wymianie foteli ;)
Zaiste piękna koncepcja bracie! Nic dodać, nic ująć! Prosimy o dużo porno fotek z realizacji!:)
Co do jazdy w nocy. Jak pada nie lubię, jak nie pada uwielbiam (co by offtopu nie było).
No kurna nie pasuje. E36 jest w środku plastikowe. Za***iście dobry jest to plastik, bardzo dobre są tapicerki (skóry nie poważam, sorry), ale drewno pasuje do tego jak diesel do Alfy…
Żeby nie było, drewno to mi pasuje do Bentleya, Rollsa, Jaga, może Rovera 75 się da pod to podciągnąć, ogólnie do takiej brytyjskiej „salonki”, no BMW7 albo S-klasa by przeszły, w każdym samochodzie poniżej razi. No razi. Jak szukałem grata i przez głowę mi przechodziło Maserati BiTurbo (Opatrzność nade mną czuwała, nie kupiłem), to właśnie na widok tych drewnianych wstawek dostawałem torsji…
Chociaż Bloguś wrzucał foty z X1 i w sumie tam takie słabo heblowane drewno nie na połysk wygląda całkiem w porządku.
Stary – mam w garażu plakat z Britney, nie jestem w stanie zidentyfikować poprawnie koloru niebieskiego, a założenie spodni nogawkami w dobrą stronę przysparza mi sporo problemów.
A Ty wymagasz ode mnie czegoś tak abstrakcyjnego jak poczucie estetyki.
To drewno jest w dechę!
Pasuje do złotego kolektora, przynajmniej wizja samochodu jest spójna :D.
Radosuaf – Tommy 1:0 ;D
Ogólnie wnętrze bardzo światowo jednak wygląda – w ogóle po nim wieku nie widać, często czyścisz/pierzesz?
Wstyd się przyznać ale częściej niż mieszkanie ;)
Tommy, możesz równie dobrze zapytać sam siebie jak bardzo lubisz chrupki bekonowe. Nie „czy”- „jak” ;)
Puste drogi, kręcące się gdzieniegdzie patrole przed którymi okazjonalnie trzeba spierdzielać; cicha, spokojna muzyka, obłędne soczewkowe lampy i głośny, świeżo poskładany silnik BMW mimo swojej choroby (ktoś mu amputował dwa cylindry i wałek rozrządu) rwący się do wyższych obrotów, radośnie warczący przy międzygazach (i brzęczący o wydech urwaną osłoną termiczną), popiskujący starymi gumami na rondach i wstrzymany oddech kiedy robię 360 exit z ronda (niekontrolowany oczywiście) i modlę się żeby nie zostawić felgi na krawężniku… Składając tego złoma do kupy miałem sporo wątpliwości, dalej je miewam, czasem mam ochotę go wystawić na sprzedaż i dozbierać do czegoś lepszego. I wystarczy taka jedna nocna pojeżdżawka. Czy to samemu z zero-jedynkowym trybem przepustnicy, czy odwożąc kogoś do domu, wracając z pracy, jadąc do sklepu- od nowa zakochuję się w prowadzeniu, w samochodzie, w jego reakcji na gaz, hamulec, w zabawnych do bólu minach ludzi którzy stają obok mnie i patrzą jak na debila kiedy silnik sobie skacze na obrotach- bo tak czasem ma. W za dużej kierownicy, zakurzonym wnętrzu… Mówię o samochodzie, ale przecież bez tych nocnych wypadów mógłbym go równie dobrze oddać na złom- to one nadają tej aury, to noce są dla maniaków, kiedy za dnia pośpiech, tłok i stres tłumią przyjemność z prowadzenia nawet najukochańszego, najlepszego samochodu. To noce są kwintesencją motoryzacji, nie ważne czy siedzisz w starym maluchu czy w Ferrari 250 GTO- to właśnie wtedy kochasz wóz najbardziej.
Jazda nocą nic lepszego w życiu nie ma. Pokonując trasę z Krakowa do bielska jadąc przez zator i Skawinę można nacieszyć się licznymi zakrętami jak i kilkoma prostymi. Niestety ta trasa nie oddaje tego w dzień, za duży ruch. Może jestem bardzo młodym kierowcą bo dopiero mam prawie 20 lat to sądzę że po pokonaniu za ten niewielki okres czasu ponad 20 tysięcy kilometrów stwierdzam fakt, że jadąc nocą wpatrzonym tylko i wyłącznie w swój blask reflektorów, nie ma nic lepszego na świecie. Może i młody jestem ale sądzę że doświadczony, stwierdzić to mogę dlatego, że od 9 roku zycia potrafię samodzielnie jeździć autem, a jako pasażer pokonałem wiele kilometrów i nic nie dawało tyle frajdy jak jazda nocą. To poczucie gdy nikogo nie ma na drodze tylko jesteśmy sami my i nasze auto, a w uszach szum opon ocierających o asfalt bezcenne. Jeżeli wybieram się w długie trasy to tylko nocą, łączyć trzeba przyjemne z pożytecznym bo jak się robi coś z musu to nigdy nie cieszy.
Pozdrawiam wszystkich i milej jazdy nocą :)
Tommy, zrobiłeś kawał dobrej roboty!
Tak, tak, komplementuję filmy. W pedeefie jest wszystko elegancko opisane, ale film ma o wiele lepszą przyswajalność. To co innego czytając wyobrażać sobie, że Helmut wyskakuje Ci przed maską, a faktycznie zobaczyć, że to się dzieje. Wiele filmów poradnikowych jest w stylu gadająca głowa. Cieszę się, że nie poszedłeś na łatwiznę i dynamicznie zmontowałeś ten materiał. A do tego dobrze gadasz jako prowadzący – rzeczowo i wiarygodnie.
Podlinkowany na FB film obejrzy o wiele więcej osób niż przeczyta dość długi tekst. A w końcu o to chodzi, by upowszechniać tę wiedzę.
Żal mi jedynie, że pozostali blogerzy robiący postępy nie zrobili dobrych filmów (nie zrobili żadnych, ale liczą się tylko dobre).
Cieszę się, że Ci się podoba bo kiedy tak siebie oglądam i widzę jak nieudolnie próbuję wyglądać profesjonalnie (po raz pierwszy od chyba 5 lat założyłem koszulę!) to mam ochotę schować się ze wstydu pod szafkę w kuchni ;P
Wydaje mi się, że na filmie wyglądam i mówię jak straszny buc.
Swoją drogą – końcowa wersja filmu została trochę pocięta i poskracana (np. tekst mówiony nachodzi na taniec homara choć w oryginale było to rozdzielone, skrócone są przejścia pomiędzy rozdziałami, wycięto mój żenujący żart o dupie zająca) bo w przeciwnym wypadku trwałaby z pół godziny.
A pozostali blogerzy również zrobili dobre wideo – chociażby Albin:
https://www.youtube.com/watch?v=lnqIFJ1-v5Y
W pełnej wersji multimedialnej poradnika w każdym rozdziale znajdą się odsyłacze do materiałów wideo – wtedy powinno stać się to bardziej przejrzyste ;)
Biję się w piersi, że przegapiłem materiał Albina. Bardzo cenię jego blog, jednak w tym wideo widać, jak ważne jest by „trochę pociąć i poskracać” ;)
Czy zrobisz making of ze swojego filmu?
Robię dwa filmy – pierwszy to „Making of”, czyli wycięte sceny, faile, potknięcia i tym podobne (trochę się takich scen zebrało i aż szkoda ich nie wykorzystać).
Drugi film to coś o tytule roboczym „Postępy robi się każdego dnia” – czyli taki mówiąc krótko trailer typowo prentkiego światopoglądu. Operacje garażowe, samochody, przejażdżki, akcje jak dzień dziecka, choinka czy motowośp, treningi, bieganie po górach, jakieś głupie pomysły – ot taka okraszona klimatyczną muzyką piguła tego co mi siedzi w głowie.
Po poradniku wiem jednak ile czasu pochłania zrobienie w miarę sensownej produkcji dlatego póki co nie wspominam jeszcze o tym na blogu – czekam aż będę miał już gotową większą część :)
Tommy… czy mam się spodziewać Twoich kolejnych filmowych dzieł? :D
Zacieram już ręce :D
PS. teraz jak już się ujawniłeś z tematem to czytelnicy będą Cię stalkować :P
Sandro – jak najbardziej należy się spodziewać ;)
Pierwszy powinienem poskładać w niedługim czasie, do drugiego wciąż jeszcze zbieram materiały (dzierżawa kamery znów się przeciąga ;D)
Filmy pierwsza klasa, Tommy. Z pomysłem zrobione, fajnie opowiadasz – bez dłużyzn, konkrety. No i ten gang silnika… ;) Parę ciekawych kwestii też się znalazło, jak np. omijanie zwierzęcia z tzw. tyłu. Niby logiczne, jak to usłyszałem, to stwierdziłem „No fakt, zgadza się”, ale sam miałem sytuację, kiedy odbijałem w lewo od zwierzaka, odruch taki. Warto pamiętać, że można inaczej.
Mam wrażenie, że na początku filmu stresik lekki był :) Później się rozkręciłeś.
PS. Osobne gratulacje dla Helmuta za niesamowitą grę aktorską, no i ten dance performance… Mucha nie siada :) Bardzo zachęciłeś mnie tym filmem do oczekiwania na kolejne Twoje produkcje. Mam tylko nadzieję, że jeśli podobnych głosów pojawi się więcej, to nie zarzucisz pisania na rzecz materiałów video ;)
Stary – powiedzenie do kamery trzech zdań tak, żeby się nie zaciąć, nie zaseplenić, nie powiedzieć czegoś z dupy kangura i tak dalej to wbrew pozorom naprawdę cholernie trudne zadanie :)
Szczególnie kiedy siadając za kierownicą masz świadomość ile osób to później zobaczy ;)
Tak czy inaczej cieszę się, że film przypadł Ci do gustu. O to jednak, że prentki może stać się wkrótce motoryzacyjnym odpowiednikiem redtube nie masz się co martwić – montaż filmów zajmuje za dużo czasu, a ja nie mam zamiaru wypuszczać jakichś „gadających głów” jak to ujął Alek.
Myślę że jeden dopracowany klip na jakieś dwa miesiące w zupełności wystarczą (bo pomysłów na wideo mi nie brakuje) ;)
Patrząc na Ciebie na filmiku, to wydawało się, że od początku do końca masz wszystko ogarnięte tip top :) No i ta koszula… Jakoś tak bardzo pasowałeś swoim stylem i tym co mówisz do tego BMW. Może dzięki temu stereotyp dresowozu nieco się zachwieje.
A jak masz pomysły na wideo, to dawaj. Nawet raz na dwa miesiące. Będzie przyjemne urozmaicenie, pogadać zbyt często na żywo nie ma okazji, więc chociaż na filmiku będzie mi się zdawało, że do mnie gadasz ;)
Tak w ogóle to na początku plan na film był znacznie, ale to znacznie bardziej „prentki”.
Potem jednak, kiedy dotarło do mnie, że to ma być jednak poradnik, a nie jakiś Wardęga i, że moje wideo będzie umieszczone w towarzystwie materiałów od MK czy odzianego w galową marynarę Albina – stwierdziłem więc, że nie tędy droga.
Postanowiłem więc porobić sobie prentkie jaja na etapie gromadzenia materiałów do filmu (zauważ, że we wszystkich relacjach biegam z premedytacją w dresie albo dresiarskim tank topie), wkręciłem epizod z homarem i kilka gagów, ale do ostatecznej wersji filmu spiąłem poślady, założyłem koszulę i przybrałem poważny wyraz twarzy.
Mam nadzieję, że Sandra docenia to poświęcenie ;D
Pewnie nie tylko Sandra to doceni, ale również każdy z nas, znający Cię nieco od tej bardziej „wesołej” strony – w końcu większość spodziewała się cycków, urwanych kończyn, wybuchających Hyundaiów i serii z broni maszynowej ;)
No braku cycków to ja nie wybaczę!
Czy lubię….
Ja mam 2 rodzaje jazdy nocą: kiedy muszę i kiedy chcę. O ile ta pierwsza opcja jest średnio lubiana, bo zazwyczaj nie idzie to w parze ani z dobrym samopoczuciem, ani z dobrymi warunkami, to ta druga opcja jest bardzo lubiana.
Nic nie daje takiej chwili wytchnienia jak wieczorna czy nocna przejażdżka kilkadziesiąt km sam na sam z drogą i autem. Wszystko zostaje za mną: problemy, nerwy, cały świat. Muza może być, ale może też być sam silnik co chyba wolę bardziej. Kiedy jadę na relaks jakąś drogą bez lamp, świateł przejść, domów i ludzi (i oby jak najmniej innych aut) to koję swoje zszargane przez rzeczywistość nerwy i zdrowie psyhiczne :)
Są amatorzy jazd nocą jak np ja ;)
Ja chcę z powrotem moje e36, buhuhuhu ;(
Szacun za filmiki!!! Szkoda, że w zestawie majsterka nie ma trytytek.
Lubię jeździć nocą, ale mam auto wyprodukowane przed ’89, które często odmawia posłuszeństwa, w bagażniku wożę tylko WD-40 i srebrną taśmę, no i zawsze marzyłem o pracy w NASA. Zgadnijcie czego mi brakuje ?
Dla mnie najgorszą sprawą jest jazda autostradą w nocy. Niby prosto i przyjemnie ale strasznie monotonnie. Zawsze posiłkuje się czymś co mnie pobudza jak np. rozmowa z współpasażerem.
O tym jak sobie z tym radzić też jest w poradniku – współpasażer jest spoko ale problem pojawia się, kiedy zamiast opowiadać zaczyna nam przysypiać.
Nie wiem jak u Ciebie, ale kiedy ja widzę jak ktoś smacznie chrapie sobie na prawym fotelu to od razu sam też robię się śpiący. Lepiej wywalić takiego śpiocha na tylną kanapę ;)
Kiedyś żona pokazała mi sposób na śpiącego pasażera. Podjeżdżasz bliziutko tyłu ciężarówki, a potem klakson i krzyczysz na całe gardło, a jak śpioch otwiera oczy to ostro po heblach. Jak nie dostanie zawału to już nie zaśnie :)
… a później miesiąc śpisz na kanapie, jeśli to była dziewczyna/ żona :D
@Alek – nie ma mocy, muszę odstawić ten numer Helmutowi ;D
Lubię jeździć w nocy, bo można wtedy zapierdalać (no, nie zawsze), bo czas pokonania dystansu 100 km zbliża się do cywilizowanej godziny dwadzieścia zamiast dwóch godzin, bo na CB-radiu jest ciszej i spokojniej, bo w najnowszym samochodzie mam światła ksenonowe i to jest to, o co nasi walczyli pod Stalingradem, bo pasażerowie kimają i nikt nie wtrąca się krzycząc „uważaj” z powodu liścia lub papierka po batoniku na drodze.
Nie lubię jeździć w nocy, bo jak się zapierdala (no, nie zawsze) to czas reakcji na uniknięcie sarny, dzika czy innej fauny jest mocno ograniczony, bo na CB-radiu niemal nikt się nie odzywa, bo we mgle ksenony bardziej przeszkadzają niż pomagają, bo jak pasażerowie się pośpią to nikt mi nie nadaje do ucha i taka cisza jest dość niebezpieczna na dłuższą metę.
Ot, dualizm ludzkiej natury.
Lubię prowadzić nocą. Kto nie lubi? Ok, podobno tacy są, ale ja ich jeszcze nie spotkałem.
Droga nocą jest pusta. Nie oznacza to, że mogę być mniej czujny, ale poczucie, że cały asfalt jest tylko dla mnie daje namiastkę wolności w stylu „Easy Rider”.
Droga, ja, auto i noc. Ideałem byłyby jeszcze odległości, przypominające te w USA. Ale w naszych warunkach pomaga wyobraźnia i 15 km między dwoma osiedlami ludzkimi, w nocy może być 200-km odcinkiem przez pustynne obszary Nevady.
Droga, ja, auto i noc to wolność. Nie chodzi o to, że czuję się bezkarny i łamię wszystkie możliwe przepisy. Chodzi o poczucie wolności i samotności, które daje ciemność i wąska nitka asfaltu przed reflektorami.
Droga, ja, auto i noc. To może być przyjemne także bez wyjeżdżania z miasta. Oświetlone, puste ulice i place. To właśnie wtedy najlepiej widać, jak to miasto wygląda. Neony, migające latarnie, śródmieście. To jest piękne, może trochę filmowe, nostalgiczne i kiczowate, ale kto tego nie lubi?
Droga, ja, auto i noc. To wreszcie możliwość nie do końca legalnego treningu, poznania zachowania samochodu w różnych warunkach, na różnych nawierzchniach. Wyczucie momentu utraty przyczepności, długości drogi hamowania na mokrym, nauka balansowania środkiem ciężkości samochodu na rondzie. To wszystko jest bardzo ważne w sytuacjach kryzysowych i niespodziewanych.
Droga, ja, auto i noc. To przecież najlepsze warunki do używania samochodu. Skrzynia odpoczywa, sprzęgło odpoczywa, hamulce i układ chłodzenia także.
Droga, ja, auto i noc. To w końcu świetny moment na przemyślenia.
Zresztą, po co się rozwodzić, na facebook’u jak grzyby po deszczu wyrastają grupy i fanpage’e ze zwrotem „Nocna jazda bez celu” w nazwie. Przecież ci wszyscy kierowcy nie mogą się mylić :)
Lubię i nie lubię. Kiedyś, jeszcze kilka lat temu, uwielbiałem jazdę nocą. Pusta droga, mały ruch, dookoła ciemności rozcinane jedynie światłami samochodu. Najlepsze były do tego mało uczęszczane uliczki bez oświetlenia ulicznego lub zamiejskie trasy, tak żeby można było włączyć długie i cieszyć się nocą.
Teraz niestety oczy już nie te co dawniej, ruch na ulicach też dużo większy, więc przyjemność z nocnej jazdy dużo mniejsza.
To zależy od samopoczucia i jak bardzo wyspany jestem. Jak wiem że nie zasnę za kierownicą to jazda jest przyjemna. Znikomy ruch na drodze, przez co można trochę szybciej jechać. Lubię jeździć nocą po mniej głównych drogach, ale są bardziej niebezpieczne ze względu na pieszych bez odblasków albo dzikie zwierzęta oraz dziury w drodze. Zdarzyło mi się raz prowadzić w nocy przy dużym zmęczeniu i miałem wrażenie jakbym był pijany. Na szczęście był zmiennik i szybko zasnąłem. :)
Są plusy i minusy jazdy nocą. Kiedy jeżdzę cały dzień autem w pracy i to jeszcze okresem jesienno zimowym, to najgorsze są już godziny wieczorne. Ciemno zimno do domu daleko
Bardzo lubię jeździć w nocy ponieważ droga jest wtedy mniej zatłoczona. Nie ma na niej niedzielnych kierowcow, czy osob, ktore nie czuja sie pewniej za kolkiem. Nocna jazda po miescie, w blasku swiatel, tylko ja, autko i ulica- cos pieknego. Oczywiscie trzeba uwazac na wszelkiego rodzaju niespodzianki, typu wielkie homary, pijani studenci, czy zwierzaki, ale mimo to nocna jazda wydaje mi sie duzo bezpieczniejsza i przyjemniejsza. Kierowca nawiazuje wtedy wiez ze swoim autem i moze poczuc sie wtedy na prawde dobrze.
Nie ma nic lepszego niż wieczorna przejażdżka po pustej drodze! Czasem, kiedy siedzę w domu wieczorem, nie za bardzo mam co robić i nagle do głowy wpada mi myśl, że przecież to już minął jakiś tydzień odkąd wyjechałem gdzieś swoim autem – czas to zmienić. Ubieram się choć ciężko mi to idzie, bo ręce już się trzęsą na samą myśl o tym co zaraz nastąpi. Schodzę do garażu a tam stoi ona – moja niemal 300 konna bestia, która chyba cieszy się na mój widok nie mniej niż ja na jej. Wsiadam, odpalam… Teraz do trzęsących się rąk dołączyła reszta ciała usłyszawszy brzmienie V8 bez tłumików. Wyjeżdżam z garażu a przez okno cały czas obserwuje mnie ojciec. Kiedy wysiadam z auta, żeby zamknąć bramę, pyta gdzie jadę. Odpowiadam „nigdzie, jadę się przejechać”, nawet nie liczę na to, że mnie zrozumie i widzę tylko jak kręci głową i odchodzi… Zasiadam z powrotem za kierownicą, przed wyjazdem na drogę upewniam się tylko, że radio jest wyłączone, szyberdach otwarty a telefon wyciszony i schowany w schowku – można ruszać! Noc pozwala się w pełni skoncentrować na prowadzeniu samochodu. I tak światła penetrują kolejne kilometry drogi, dźwięk silnika przeszywa okoliczne lasy a ja pokonuje zakręt za zakrętem i zza każdego wyjeżdżam z coraz większym bananem na twarzy. Później zajeżdżam tylko na myjnie by opłukać z kurzu czarny jak noc lakier i z powrotem do garażu. Tam jeszcze przysiadam na chwilę by nacieszyć oko sylwetką starego BMW. I jeszcze kiedy wchodzę do domu to słyszę, że wszyscy słyszeli 10 minut temu, że wracam… ;) Bezcenne!
Teoretycznie nie powinienem lubić jazdy nocą – jeżdżę wolniej, jest więcej niebezpieczeństw, a przez mniejszy ruch jazda jest monotonna. Jadąc nocą jestem bardziej skupiony, a moje zmysły pracują na najwyższych obrotach starając się jak najwcześniej wyłapać możliwe zagrożenia.
I właśnie przez tę nad-uwagę, koncentrację bardziej odczuwam nie tylko to, co w nocy widać ale też co słychać i czuć . Dźwięk silnika, wibracje samochodu stają się takie jakieś bardziej nęcące niż za dnia. Kierownica jest jakby czulsza, a koła mówią do mnie więcej. Fotele lepiej informują, co się dzieje z autem, a hamulce mają odrobinę lepszą modulację. I biegi wchodzą jakby precyzyjniej ciut wyraźniej przy tym klikając.
I kiedy te wszystkie ziarenka podbieram do ziarenek to okazuje się, że nocą auto jest o całą miarkę lepsze niż za dnia. A jazda daje więcej radości. A ja lubię radość z jazdy. A że nie mam BMW, to lubię jeździć nocą…
To może konkursowo napiszę:
Nie lubię jeździć nocą. Jeżdżenie w głównej mierze to dla mnie cięcie na pełnej k**wie (przy czym moja „pełna k**wa” to będzie mniej więcej tempo z jakim Fernando Alonso jedzie na urodziny do teściowej po tym, jak okazało się, że trochę działał na nerwy żonie przez ostatnie 3 tygodnie), a po zapadnięciu zmroku się nie da się. No nie da i już.
Ale! Jazda po mieście, to ,jakby, zupełnie inny temat. W mieście jest w miarę jasno (yes!), całkiem pusto (yes!) i są szerokie jezdnie (yes!). No, ten tego, lubię :).
Trochę mało tego homara… Trochę jakby zakontraktować Scarlett do filmu, pokazać ją przez 3 minuty, a przez godzinę i 27 minut pokazywać plenery albo braci Mroczków :).
BUM! Mój pierwszy komentarz tutaj (choć zaczytuję się od dawna) i to „nocna jazda team”-no nie ma lepszej okazji! UBÓSTWIAM! Nie ma nic lepszego, serio, co dorównałoby pędzeniu przez puste, rozświetlone latarniami miasto, nagłym próbom wyćwiczenia hamowania lewą nogą przed zakrętami, ratowaniu się od saren, które wyskakują zza konarów na starej, rajdowo-leśnej trasie, nadsłuchiwaniu czy lekko piszczące koło już odpada :D i nic, NIC lepszego od adrenaliny, gdy obroty już nie mają gdzie uciec,bo kończy się czerwone pole w świetle księżyca ;) JEST KLIMAT i to taki, że postanawiam o 1 w nocy wsiąść i przecinać chłodne powietrze moją srebrną strzałą. Oczywiście, wszystko z zachowaniem respektu i zasad bezpieczeństwa, jednak to późna pora rządzi się swoimi prawami. Żeby nie było, że sobie tak tylko gadam… ostatnio o 23:58 moja pierwsza rutynowa kontrola policyjna i bezbłędne pytanie „Czy ma Pani okulary?” :D Pominę to, że zapominam ściągać ich podczas snu, więc… noc nie każdemu służy-Panom policjantom zapewne nie, ale mi-przyszłej „rajdowczyni” na pewno!
O i propsy za homara prentki!!
Dodam jeszcze jedno, bardziej klimatyczne foto ;) Opisywałeś już to autko Tommy, pewien warczący kundelek, ciekawe czy poznasz po zegarach, hmm…!
Oczywiście, że lubię wsiadać za kierownicę nocą. Atmosfera jazdy jest wtedy niezwykła. Po pierwsze jest wtedy mniejszy ruch, a dzięki temu szybciej dojedziemy do celu. Po drugie jazda nocą jest piękna. Nie ma lepszego widoku niż przepięknie oświetlone miasteczka widziane z oddali. Po trzecie widzimy tylko tyle ile potrzebujemy. Reflektory nakładają na otaczający nas świat pewien filtr. -Liczy się wtedy tylko droga. Przejeżdżając przez bardziej oświetlone miejsca obserwujemy piękną grę świateł- innych samochodów, sygnalizatorów, budynków, billboardów. Jazda w nocy zapewnia nam doświadczenie w jeździe w utrudnionych warunkach, które może się kiedyś przydać. I jeszcze jedna z fajniejszych rzeczy. Gdy w czasie nocnej podróży zacznie padać śnieg, pomimo że utrudnia nam widoczność, w świetle reflektorów wygląda niesamowicie. ;) Podsumowując jazda w nocy jest zawsze epicką przygodą, której nie doświadczymy wybierając się w podróż w dzień.
Lubie jeździć nocą i słuchać do tego klimatycznej muzyki. Droga jest pusta, można po niej płynąć. Tak na prawdę jazda nocą mnie relaksuje i pozwala odpocząć.
Jazda samochodem nieoświetloną krętą drogą bywa bezpieczniejsza niż jazda oświetloną autostradą bez zakrętów. Można zasnąć nawet przy głośnej muzyce. Motocyklem inna sprawa.