Jakiś czas temu musiałem przejechać kilka kilometrów jednym z tych nowoczesnych modeli Mercedesa, które kolorowe gazety opisują za pomocą wielu trzyliterowych akronimów – był to bodajże model Classe Hande Hoch wyposażony między innymi w systemy ZUS, CBA oraz PMS.

W teorii takie samochody to swego rodzaju ikony współczesności. Symbole postępu jaki dokonał się w dziedzinie motoryzacji – wyznaczniki nowych standardów. Dowody potęgi ludzkiej myśli technicznej.

Ten Mercedes na przykład miał listę wyposażenia tak długą, że do jej wydrukowania trzeba było wyciąć dobre parę kilometrów kwadratowych amazońskiej dżungli (to poniekąd irracjonalne bo Mercedes chwali się jakoby był to model na wskroś przyjazny pingwinom i ślimakom zamieszkującym jakiś bajkowy potok. Że nie wspomnę już o tym ile krów z reklamy Łaciatego musiało oddać życie, żeby Mercedes mógł pokryć skórą wszystkie te powierzchnie wielkie jak Australia).

Wracając jednak do nowoczesności – model ten miał na pokładzie masę różnego rodzaju przemyślnych systemów, które nie dość, że były inteligentne niczym Stephen Hawking to na dokładkę (wedle informacji z kolorowych broszurek i materiałów marketingowych) pełniły funkcje ważniejsze niż choćby Kofi Anal.

Albo Królowa Elżbieta.

Wyobrażacie to sobie? Jedziecie sobie swoim nowym Mercedesem CHH, a w Waszym bagażniku siedzi sam Papież, który całym swoim autorytetem czuwa nad tym aby Wasze koła kręciły się zawsze w tę stronę co trzeba.

Tak właśnie wygląda przyszłość.

Mimo wszystko jak nie trudno się domyślić wożenie w bagażniku Papieża ma również i dość poważne wady. Przede wszystkim Papież – choć z pozoru chłopina dość wątły, to jednak (przynajmniej poza postem) waży ładnych parę kilo.

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że oprócz Papieża w naszym Mercedesie mieszka jeszcze Rihana i Lana Del Rey, wyposażony w kompas i mapę Gary Humphrey, Nikola Tesla oraz odpowiedzialny za okazjonalne wydawanie irytującego dźwięku gongu Blady Kris to okazuje się, że nasz czterodrzwiowy sedan waży więcej niż Kazahstan.

Wyporność na poziomie Empire State Building to nie problem jeśli pod maską siedzi coś o pojemności sześciu i dwóch dziesiątych litra, ale że statystyczny taksówkarz pozwolić sobie może co najwyżej na sześciocylindrowego diesla to pojawia się naprawdę spory problem.

W końcu rozpędzenie do setki obitych skórą Antypodów zajmuje naprawdę sporo czasu.

To, że współczesne samochody mają nadwagę stało się już niejako standardem. Modele, które w kolejnych generacjach stały się lżejsze można policzyć na palcach jednej ręki. I pomimo, że wzrost masy jest z reguły zrekompensowany garścią dodatkowych niutonometrów i paroma karymi końmi to nie można wyzbyć się wrażenia, że sterowanie kontynentem nie jest tak dynamiczne i przyjemne jak jazda konno na oklep.

Jeśli rozmawiamy o wadze to nie sposób nie przytoczyć tu postaci Colina Chapmanna, który uważał, że jeśli jakaś kobieta ma nadwagę to najprostszym sposobem na przywrócenie jej prawidłowego BMI jest odcięcie jej nogi.

O ile sama idea pozbycia się kilogramów była dla motoryzacji słuszna, o tyle odcięcie jednego koła nie okazało się już tak dobrym rozwiązaniem – ludzkość przekonała się o tym, kiedy na rynek wszedł Bond BUG wyglądający jak skrzyżowanie namiotu ze zmywarką do naczyń. Nasze podejście do trójkołowców doskonale zobrazował na przykładzie niebieskiego Relianta Robina Rowan Atkinson.

I nawet nie próbujcie wyjeżdżać tu Morganem bo to mimo wszystko pojazd do którego powinno zakładać się skórzane spodnie i kask, a nie jeansy i koszulę.

Masa ma naprawdę niebagatelne znaczenie. W ostatnich latach niewielka masa stała się z resztą towarem luksusowym. Określenie „superleggera” jest teraz synonimem „dodatkowych 50 tysięcy złotych” – to tak samo jak wtedy, gdy jakiś sprzęt AGD ma na początku nazwy literkę „i”.

iFrania – i jeb dodatkowe 5000 zł.

Lamborghini za wersję superleggera, która ma mniej wyposażenia niż modele standardowe każe zapłacić sobie więcej pieniędzy. Podobnie robi Porsche, które za to, że do Waszego boxtera nie założy dachu, klamek i paru innych elementów każe dopłacić sobie dodatkowe x tysięcy. A nie zapominajmy, że potem sprzedadzą jeszcze na eBay-u waszą nawigację, popielniczkę i klamki.

A najlepsze jest to, że ludzie i tak tego pragną!

Im się to podoba!

Idąc tym tropem można założyć, że jeśli wytnę sobie nerkę, a potem zapiszę się na kolonoskopię to od razu stanę się bardziej atrakcyjny dla kobiet. Będę jedno nerkowym Richardem Gere’em z pachnącą rumiankiem okrężnicą.

Idąc dalej – kupcie używane BMW 318iS, wyrzućcie z niego połowę części, a literkę „i” na tylnej klapie przesuńcie przed cyfrę 3. Do „S” na końcu dorzućcie chwyt marketingowy Lamborghini i sprzedacie wóz za pięć kawałków więcej!

BMW i318 Superleggera

to naprawdę brzmi dużo drożej.

Prawda jest taka, że masa ma ogromny wpływ na dynamikę. Mówił o tym Issac Newton, a nawet mój posiadający białego malucha nauczyciel fizyki (choć tego akurat nie pamiętam bo jak zwykle byłem wówczas zajęty malowaniem siusiaków w zeszycie kolegi). Bawół nigdy nie będzie biegał jak sarna, podobnie jak Wojciech Mann nie będzie klepał o matę energicznie jak bożyszcze nastolatek Marcin Najman.

Fiesta Xr2i, której jeszcze jakiś czas temu używałem do uświadamiana sobie jak niewiele wiem o prowadzeniu samochodu ważyła niewiele więcej niż ja.

Podczas zakupów na mieście musiałem przywiązywać ją do hydrantu żeby wiatr jej nie porwał.

Dzięki temu, że ważyła niewiele więcej niż mój pies, katapultowała się do setki w czasie, który podczas barowych opowieści przy piwie wydawał się czymś równie nierealnym jak opowieść zapryszczałego sąsiada o upojnej nocy z czterema ubranymi w stroje czarodziejek z Diablo II lesbijkami. Co ważne, Fiesta równie nierealnie pokonywała zakręty i hamowała – a wszystko to dzięki temu, że sprzedałem na allegro wszystko co zamontował tam Ford, a co nie było mi potrzebne by od czasu do czasu przestrzelić jakiś zakręt.

W drodze do pracy mam taki szybki łuk. Kiedy wpadałem w niego na granicy przyczepności moje gałki oczne zaczynały opuszczać czaszkę lewym uchem. Skóra na lewej skroni zaczynała odrywać się od kości – jak się później okazało nie była to jednak nawet połowa prędkości z jaką ów zakręt można było pokonać (tak – sprawdziłem).

Dlatego pomimo, że fiestę sprzedałem już ze trzy lata temu, nadal mam mocno asymetryczną twarz.

Masa jest wszystkim.

Dlatego moim zdaniem warto zainteresować się modelami samochodów, które mimo, iż posiadają ewidentne braki w wyposażeniu dają nam coś, co w obecnych czasach staje się towarem deficytowym.

Przyjemność prowadzenia.

Ale taką prawdziwą – mechaniczną.

Nie tę, którą podsuwa nam na plastikowej tacy komputer i jego garnizon okalających ten czterokołowy Mount Blanc czujników.

10 Komentarzy

  1. Pan Jan 30 stycznia 2013 o 08:13

    I dlatego jeżdżę nadal moim cytrolotem, zamiast już dawno kupic coś ‚nowszego’ (aczkolwiek Alfa 159SW przyprawia mnie o szybsze bicie serca za każdym razem jak ją widzę).

  2. Gość 30 stycznia 2013 o 19:59

    Zmartwię Cię Tommy – to już nie jest skóra. Obecnie Mercedes nie oferuje już skórzanych tapicerek, jedynie „skórę ekologiczną” czy jakkolwiek można nazwać skaj, który ze względu na dbanie o ślimaczki nie ma już odporności MB-Texu i zużywa się jak normalna skóra sprzed lat.

  3. Toldi 31 stycznia 2013 o 07:20

    Tommy, pochwal sie: mierzyles swoja fieste 0-100? Tak samo z hamowaniem? ;)

  4. Tommy 31 stycznia 2013 o 07:54

    Warta w porywach 3000zł Fiesta od 0 do 200 km/h nakręcała się w około 20-25 sekund (zależnie od temperatury, opon itd itp). Kiedy było zimno potrafiła mielić kołami do setki.

    Hamowania nigdy nie mierzyłem, ale na Salmopolu punkty były dużo późniejsze niż w wypadku obecnego E36 (które z resztą hamuje naprawdę przyzwoicie).

  5. Camel 31 stycznia 2013 o 22:34

    A „Kazachstan” się pisze przez „ch”
    Sorry, musiałem, albo skoro już jedziemy skrótami to: MSPANC :]

    A większa masa wynika z tego, że kolejne generacje modeli „puchną”. Ot chociażby obecna Corsa jest mniej więcej wielkości starej Astry, i analogicznie sprawa ma się do Astry i Vectry chociażby. Na palcach jednej ręki można policzyć przypadki, że nowa generacja modelu jest np. krótsza od starej (Mazda 2 mi przychodzi do głowy tak na szybko).
    A większe auto więcej waży…

  6. Tommy 1 lutego 2013 o 07:37

    Dzięki Camel – z geografii zawsze miałem problemy – nawet z trafieniem do pobliskiego spożywczego (nie wiem jak to się działo, ale w wyniku błędów w nawigacji i nieznajomości map zawsze lądowałem w pobliskim barze).

    Z polskiego nawiasem mówiąc nie szło mi wcale lepiej (do 23 roku życia byłem przekonany, że Boryna z „Chłopów” to kobieta).

    Mnie tylko zastanawia jedno – po co właściwie te samochody tak puchną? Co jak co, ale do Ameryki trochę nam pod względem wymiarów jeszcze brakuje, tymczasem już teraz oferuje nam się samochody w rozmiarze XL.

  7. Jurek 1 lutego 2013 o 08:01

    Żeby w garażach się nie mieściły i gniły pod chmurką. Ajjjjj, zapędziłem się, plastik nie rdzewieje… Ale spód jest z blachy, żeby sprężyny ‚wlatły’ do środka i w imię bezpieczeństwa, jak i również ekologii kupił lepszą, nową Astrę, większą od poprzedniej o pińcet metrów!

  8. Tommy 1 lutego 2013 o 08:03

    Jak tak dalej pójdzie to taka Astra będzie potrzebowała dwóch Matizów do pilotowania jej podczas opuszczania parkingu ;}

  9. wicio 20 lutego 2013 o 14:48

    W nowych wozach jest ten feler,który mnie bardzo boli: zaglądasz mod maskę, a tam trzy korki i nic więcej nie widać. Przepalisz żarówkę – trzeba rozebrać pół samochodu. Eee szkoda gadać.

    1. Tommy 20 lutego 2013 o 15:51

      Już kit z żarówką, ale ten plastikowy twór zasłaniający jeden z najładniejszych elementów samochodu to jakiś absurd…

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *