Istnieje pewna grupa modeli samochodów, które – jak twierdzą ich producenci, są adresowane bezpośrednio do tej części społeczeństwa, która wracając z pracy rozjeżdża za każdym razem kilka kotów, następnie uderza w jakiś śmietnik, a potem pędząc po obwodnicy poprawia makijaż i telefonuje do najlepszej przyjaciółki żeby pogadać o tym co ciekawego działo się dziś na pudelku.

Moim zdaniem to jakiś absurd, bo tworzenie jakiegoś produktu z myślą o połowie populacji świata przypomina trochę tworzenie nowej kolekcji spodni z myślą o kliencie, który posiada dwie nogi.

Powiedzmy to sobie szczerze – coś takiego jak uniwersalny samochód dla kobiety po prostu nie istnieje.

To bujda, przyszła emerytura i fatamorgana.

Większość ludzi żyje w przekonaniu, że samochód dla kobiety to mały, niebieski hatchback z elektrycznym wspomaganiem kierownicy i akcesoryjnym koszykiem na zakupy zamontowanym w bagażniku. Ci wszyscy ludzie wyobrażają sobie, że znane z reklam 28 letnie kobiety ze szczękościskiem nie robią w życiu niczego poza jeżdżeniem w słoneczny dzień po mieście i kupowaniem kwiatów oraz kolorowych sukienek, które następnie pakują do akcesoryjnych koszyków zamontowanych w bagażniku.

Wybaczcie, ale przypisywanie czegoś takiego wszystkim kobietom świata to jawny gwałt analny.

To jak twierdzenie, że każdy facet, który nosi wąsy ma na imię Burt, jeździ czarnym Trans-am’em i lubi kudłatych grubasków o imieniu Stanley.

Mężczyźni należący do grupy, która za nic w świecie nie założyłaby spodni z wąskimi nogawkami z reguły posiadają na tyle bogate doświadczenia związane z płcią przeciwną, że są w stanie potwierdzić, iż coś takiego jak uniwersalny archetyp kobiety zwyczajnie nie istnieje.

Pomyślcie o Jessice Alba, a potem przypomnijcie sobie swoją nauczycielkę matematyki.

O ile ja jestem jeszcze w stanie wyobrazić sobie tę pierwszą przemykającą niebieskim Twingo po ulicach Paryża przy dźwiękach piosenek „Coeur de Pirate”*, o tyle z drugą kojarzy mi się wyłącznie czarna Wołga.

Albo Kamaz.

I Zbigniew Wodecki**.

Na kobietach znam się słabo. Wiem na pewno, że pod żadnym pozorem nie można im powiedzieć, że są grube. Ani, że ta nowa sąsiadka z naprzeciwka świetnie wygląda w tej czerwonej sukience. Trzeba też bacznie monitorować stan oraz koloryt ich głowy, bo jeśli będzie się czujnym to w tej sferze można naprawdę nieźle zaplusować (i równie wiele stracić jeśli coś się przegapi). Niemniej jednak – choć wiedza o kobietach ogranicza się w moim wypadku wyłącznie do elementarnych zasad zapewniających mi szansę na przetrwanie i posiadanie potomstwa to wiem, że ich podejście do samochodów praktycznie nie różni się od naszego.

Można zatem podzielić kobiety na osobniki motoryzacją zainteresowane, oraz takie, które żyją w przekonaniu, iż Sierra Cosworth to jakaś rudowłosa baba śpiewająca piosenki o miłości.

Znam wiele kobiet, które zwymiotowałyby na samą myśl o przesiadce do błękitnego Yarisa. Moja znajoma na przykład jeździ czarnym Mercedesem GLK i uważa, że jest dla niej zdecydowanie zbyt mały. W biurze mam też koleżankę, która na co dzień porusza się srebrną Imprezą WRX. Musicie przyznać, że szufladkowanie ich wspólnie z osobnikami potrafiącymi przywalić w jakiś słupek nawet gdyby znajdowały się na pustyni Kalahari tylko dlatego, że posiadają cycki jest tu trochę nie na miejscu.

Iza co prawda lubi jeździć swoją trzydrzwiową Ibizą, ale zapewniam Was, że gdybym obok niej postawił coś z tylnym napędem albo dużym silnikiem to nie zastanawiałaby się ani sekundy.

Tak naprawdę jedyną rzeczą, która sprawia, że lubi ona jeździć tym opiekaczem jest elektryczne wspomaganie kierownicy, które nie wymaga od niej posiadania rąk wielkich jak u Anny Grodzkiej. W moim coupe wspomaganie jest hydrauliczne – kiedy dorzuci się do tego małe, skórzane koło kierownicy oraz opony raz szersze niż w Ibizie, to faktycznie do sprawnego parkowania przydałoby się jej trochę metanabolu i dieta złożona głównie z genetycznie modyfikowanych kurczaków.

Wracając jednak do samej idei samochodu dla kobiety – moim zdaniem określenie „samochód dla kobiety” jest ostatnimi laty mylone z „samochód miejski”. Nie wiem dlaczego producenci upierają się, że wedle ich badań po centrach miast jeżdżą wyłącznie kobiety lubiące niebieski kolor. Przecież w Yarisach można spotkać równie wielu emerytów i doradców ubezpieczeniowych. Tak samo widuję codziennie przynajmniej kilka pań, które po mieście prowadzą jakiegoś Forda Mondeo albo ryczące na potęgę Cherokee.

Nie wiem jak w Waszym wypadku, ale gdyby jakiś debil z marketingu starał się mnie przekonać, że z powodu iż posiadam macicę i mieszkam w mieście, powinienem jeździć czymś niebieskim z amputowanym jednym cylindrem, nie zwlekając ani chwili udałbym się do jego najbliższego salonu.

Z płonącą butelką benzyny i kieszeniami wypełnionymi po brzegi kamieniami.

Kobiety nie posiadające zdolności motorycznych decydują się na małe, niebieskie samochody ponieważ taki wybór sugerują im ich producenci. Wmawiają im, że dzięki temu bez stresu dadzą radę zaparkować w miejscu o szerokości mikrona, a radosny, błękitny kolor lakieru (wymagający nawiasem mówiąc horrendalnej dopłaty) doda im takiej atrakcyjności, że na każdych światłach George Clooney i Matthew McConaughey będą dobijać się do ich okien żeby poprosić je o numer telefonu.

To jednak nie prawda.

Obecnie miejski hatchback jest większy od starego BMW E30, a do tego ma słupki tak wielkie, że widoczność z miejsca kierowcy podczas parkowania przypomina manewrowanie okrętem podwodnym w pełnym zanurzeniu.

Poza tym zapewniam Was – gdyby jakaś 28 letnia kobieta wysiadła z zadbanego BMW E30 325i coupe, to wywołało by to u facetów większą reakcję niż cały kontener niebieskich tabletek na „v”, do których codziennie zachęca mnie połowa mojej korespondencji email.

Co więcej – jestem pewien, że jazda taką stylową szafą grającą z epoki sprawiłaby kobietom zdecydowanie więcej radości niż przebywanie we wnętrzu przypominającym magazyn z surowcami fabryki jednorazowych sztućców i talerzy.

Kobiety na klasyki!

 

* „Pour Un Infidele”

** „Chałupy welcome to”

29 Komentarzy

  1. Wojtek 1 lutego 2013 o 18:33

    „George Clooney i Matthew McConaughey będą dobijać się doich okien żeby poprosić je o numer telefonu.”

    DO_ICH ! ;)

  2. Toldi 1 lutego 2013 o 20:45

    Tommy, poprawka. Marlena nie ma WRXa tylko 2.0 ale dość mocno podłubane :D osiągi na hamowni podobne do seryjnego WRXa :D

    1. Parzych 2 lutego 2013 o 02:40

      Skoro ma osiągi seryjnego WRX-a, to po co się czepiasz, Tołdi?

    2. Michał 3 lutego 2013 o 01:14

      ciekawe zatem co jest w nim zdłubane… bo jesli ma osiągi WRXa to jedyną modyfikacją jaka mogłaby taki przyrost mocy spowodować jest wymiana zespołu napędowego na 2.0T.
      bez żartów. 2.0R jest niezwykle trudne i kosztowne w tuningu, a efekty są mizerne. bez żartów…

  3. Zbyszek 1 lutego 2013 o 22:07

    Tommy, widziałem takiego ideała… Co prawda koleżanka wysiadła z 320i sedan, ale cukierasa na wąskiej lampie. Byłbym się oświadczył, ale niestety byłem zajęty pędzeniem na spotkanie z miłośnikami starych brzydkich szwedzkich dupowozów.

  4. maxx304 1 lutego 2013 o 22:53

    O to to… dobrze gada, polać mu (Tommy’emu znaczy). Ja w Wawie o mało co nie oświadczyłbym się dziewczynie, która śmigała lewym pasem różowo – białą Hondą CRX del Sol. I to wcale nie dlatego że lubię różowy. Wierzyłem w to, że ten wóz jest tak wyszykowany przez nią, pod jej gust i widzimisię. I wierzyłem że istnieje kobieta, która wie, co to jest kolektor dolotowy…
    Niestety (stety?) na pieszo jej nie dogoniłem. :)

    1. Parzych 2 lutego 2013 o 02:43

      Del Sol tej laski był kiedyś w OPT…

  5. MSK 2 lutego 2013 o 00:17

    Wszystko prawda (jak zwykle) ale… Co jest nie tak z posiadaczami BMW, że na sedany mówią coupe? Serio pytam, bo nie wiem czy to BMW wciska ludziom taką ciemnotę czy tak się utarło w środowisku? Bo jak tak, to ja mam czterodrzwiowe coupe i nie jest to VW, oraz pięciodrzwiowego shooting breaka i nie jest to Mercedes ;)

    1. Parzych 2 lutego 2013 o 02:50

      Chłopie, nie ma czegoś takiego jak czterodrzwiowe „kupe”, czterodrzwiowiec to sedan, a to samo, tylko dwudrzwiowe to coupe… A pięciodrzwiowiec to albo „chaczbak” albo kombi… :P
      Reasumując: coupe to dwudrzwiowiec i tyle… A biorąc tylko dwudrzwiowość pod uwagę, to najmniejszym „kupe” w Polsce był Maluch… I w dodatku był tylnonapędowy… :P

      1. Szczypior 2 lutego 2013 o 11:33

        Za to jest coś takiego jak sedan 2d, i jest nim na przykład E30 2d :)

        1. MSK 4 lutego 2013 o 20:37

          No ja się chyba uczyłem o samochodach z przedwojennych książek, bo sedan 2d to zdecydowanie nie to samo co coupe, stąd moja ironia, której nie załapałeś z tym 4d coupe „chłopie” ;).
          PS. Są jeszcze liftbacki i fastbacki i teraz to już chłopie nie ogarniasz co jest co :D

  6. Jurek 2 lutego 2013 o 10:00

    Do d..py takie postrzeganie. Polonez od Poloneza Coupe różnił. Tak samo coupe od Poloneza 3d…

  7. antares 2 lutego 2013 o 10:52

    A czy to prawda że przysłowiowy księgowy siedzący razem z inżynierem przy desce kreślarskiej we współczesnej fabryce z premedytacją umieszczają jakieś istotne i drogocenne części w samochodzie uchodzącym za babski w miejscach szczególnie narażonych na delikatne aczkolwiek częste kolizje teoretycznie typowe dla kierowców posiadających przewagę estrogenów nad testosteronem aby czerpać nieustające korzyści finansowe z ich pozornie nieudolnego stylu jazdy??

  8. antares 2 lutego 2013 o 11:46

    Teraz pozwolę sobie skomentować kompleksowo całe zagadnienie. Otóż to o czym piszesz, co u Ciebie jako wybitnego znawcy tematu wywołuje szereg spazmów i odruchów womitalnych z uwagi na całkowity brak sensu to oczywiście zabieg marketingowy kierowany do mniej świadomych członków społeczeństwa, którzy w odróżnieniu od tych pałających pełnym zrozumieniem i miłością do motyzacji łykają to jak młode pelikany.
    Użyję zbliżonego przykładu pochodzącego z bliższej mi dziedziny. Otóż u siebie w robocie na półce posiadam pełną gamę preparatów produkowanych przez znany koncern farmaceutyczny pod nazwą powiedzmy Idiodoprofen. Mimo że wszystkie zawierają tę samą substancję przeciwbólową w dawce 400 mg i mechanizm działania jest dokładnie taki sam producent uparcie różnicuje je na Idiotoprofen Migrena, Idiotoprofen Ból pleców, Idiotoprofen Zatoki, Idiotoprofen Ból w prawej ręce, Idiotoprofen Ból w lewej ręce.
    Podczas gdy ktoś mniej więcej świadomy kupi po prostu na ból głowy odpowiednik za 3, 55 o działaniu przeciwbolowym, ten który na tym totalnie się nie zna większym zaufaniem obdarzy produkt droższy reklamowany jako przeznaczony tylko i wyłącznie na ból głowy gdyż wierzy jest on celowany tylko w jego potrzeby i posiada jakieś tajemnicze właściwości których inne produkty nie mają. Tak samo jak nie istnieje lek działający tylko na ból w okolicach prawej nerki, tak samo nie istnieje samochód dla kobiety, ale producenci zawsze będą wykorzystywać fakt że pewna grupa społeczeństwa kupuje to co jest dedykowane specjalnie dla nich i wywołuje poczucie bezpieczeństwa w związku z tym że ma szereg specjalnych cech , mimo że mogliby by znaleźć coś równie dobrego i tańszego w innej grupie produktów.
    W chaotyczny sposób zmierzam do tego że podatna na manipulacje baba kupi tego Yarisa czy inną Micre podczas gdy pozostałe bez oporów wsiądą i poprowadzą nawet starego Kamaza.

  9. AMG 2 lutego 2013 o 11:47

    Człowieku, jesteś mistrz – lepiej nikt by tego tematu nie ujął! Od siebie dodam, że marketingowcy to kretyni. Podcinają sobie nogi już na dzień dobry mówiąc/pisząc, że „to samochód dla kobiety” – który facet takie coś kupi? ;)

    1. Szczypior 3 lutego 2013 o 11:03

      Dlatego nigdy nie jest w reklamach mówione, że to dla kobiety, tylko po prostu samochód prowadzi piękna kobieta w słoneczny dzień i zwiewnej sukience.

      Chociaż reklama Chevroleta mnie powaliła na kolana, bo to facet jechał w Aveo bodajże, a laska w Camaro. :D Takie trochę… amputujące. ;)

  10. Waldek 2 lutego 2013 o 19:38

    Antares wyjaśnił sytuację, dobitnie :)

    1. antares 2 lutego 2013 o 20:35

      Bardzo się cieszę że ktoś coś pojął z mojej bełkotaniny aczkolwiek pragnę sprostować że nie „wyjaśnił” a „wyjaśniła” :)

  11. Beddie 4 lutego 2013 o 11:15

    Primo – szkoda tej Granady ze zdjęcia w czołówce, jeździłbym nią. Co do aut dla kobiet to się nie wypowiem, natomiast nie mogę odpuścić tematu E30 coupe, którym namiętnie prześladuje bemkowców ;)
    Samochód COUPE jest zawsze dwudrzwiowy, ale samochód dwudrzwiowy to nie zawsze coupe. W coupe szyby drzwiowe pozbawione są ramek (Camaro, BMW CSL, itd.). Prawidłowo COUPE nie może być wersją nadwoziową sedana (np. E30 2d) – powinno mieć swoje błotniki, maskę, itd. Określenie COUPE jest generalnie nadużywane przez producentów i stosowane w miejsce prawidłowych LIFTBACK, COACH, FASTABACK, HARDTOP, itd. Wspomniane E30 coupe jest sedanem 2 drzwiowym lub też można nazwać go po prostu Coach. Coupe możemy nazwać E36 Tommyego, co prawda nie wiem jak wygląda kwestia błotników i maski, aczkolwiek to jest warunek dyskusyjny, wszystkie pozostałe spełnia bezproblemowo.

  12. Tommy 4 lutego 2013 o 11:43

    @Beddie w przypadku E36 maska i błotniki z sedana nie pasują i co równie istotne – są raz droższe. Spełnia warunki w 100% ;}

    Co do E30, to w moim odczuciu jego dwudrzwiowa wersja powinna być jednak nazywana coupe – choćby ze względu na proporcje nadwozia czy ogólnie sportowy charakter modelu.

    Nie wiem jak to ma się do oficjalnej definicji „coupe”, ale moim zdaniem określanie E30 jako coach to jednak pomówienie ;}

    1. Beddie 18 lutego 2013 o 10:01

      Tommy, może teraz ma bardziej sportyowy wygląd i charakter, ale jak to auto wchodziło do produkcji to sedan 2d był tańszą wersją po prostu ;)

      1. Tommy 18 lutego 2013 o 10:06

        Tańszą i zarazem najładniejszą ;} Nie wiem jak to wyglądało w założeniach, ale moim zdaniem jego sylwetka zestarzała się na tyle ładnie, by można ją było określać dziś mianem coupe.

        Ale oczywiście to tylko moje subiektywne odczucia.

  13. iParts 4 lutego 2013 o 15:53

    Wydaje mi się, że to kwestia gustu i prywatnych poglądów. Znam kobitki, które jeżdżą tylko w yariskach i za nic nie przesiadłyby sie do niczego innego, ale znam również taką, która jeździ X5 i mówi, że nie wyobraża sobie, żeby miała jeździć jakąś yariską. Ale ile kobiet tyle poglądów :P

  14. swormed 11 stycznia 2017 o 18:40

    Kiedy zastanawiałam nad pierwszym samochodem, wszyscy mi doradzali „kup sobie jakąś ładną małą yariskę albo corsę, takie fajne, zgrabne auta, mało palą, w sam raz dla kobiety”. No więc kupiłam sobie zgrabne auto. MX 5 pierwszej generacji. O zgrozo nie jest niebieska i nie ma koszyka na zakupy ani czujników parkowania. W zasadzie to nic nie ma i to jest piękne :D Może jednak coś jest w tym stereotypowym postrzeganiu kobiet, bo wszystkie koleżanki uznały mnie za wariatkę, bo po co komu tak niepraktyczne auto, w dodatku stare i bez klimatyzacji, ani nawet pilota. I trzeba się schylać do wsiadania. I nie ma tylnej kanapy, żeby położyć torebkę. No dramat, nie?
    Ja z kolei uważam, że wybrałam najlepiej, jak mogłam. Nie wierzę, żeby koszyk na zakupy i automatycznie zapalane światła cieszyły mnie bardziej niż otwarty dach i kręta droga. No i zamykane lampy :D Ja zadowolona, koleżanki zadowolone, a spece od marketingu mogą mi nawet próbować sprzedać różowy rowerek na trzech kółkach. I tak kupię to, co mi się podoba, a nie, to co chcą mi wmówić, że wypada mieć.

  15. Tommy 12 stycznia 2017 o 07:59

    Kiedy szukaliśmy samochodu dla Izy, poważnie rozważaliśmy właśnie I generację MX5. Przed jej zakupem powstrzymał nas w zasadzie wyłącznie fakt, że mamy już w domu jeden kabriolet.

    Mega. Fajne. Auto.

    1. swormed 19 stycznia 2017 o 09:07

      W zasadzie MX5 to roadster, nie cabrio, więc nie macie już faktów powstrzymujących. Możecie z czystym sumieniem kupować :D

  16. MK 12 stycznia 2017 o 08:12

    W sedno. Nóż mi się w kieszeni otwiera jak słyszę te wszystkie teksty o babach za kierownicą. Tak samo, gdy ktoś na uczelni pyta się mnie czy ja naprawdę wybrałam te studia czy jestem tu przypadkiem (studiuję na kierunku mocno związanym z samochodami, ogólnie inżyniera się zachciało). Tak, istnieją kobiety które wiedzą co to kolektor dolotowy, nie potrzebują automatycznej skrzyni biegów w super kompaktowym autku do miasta, koszyka na zakupy i lusterka idealnego do poprawiania mejkapów. Parkowanie nie wywołuje u nich palpitacji, zamiast o dupie maryni chętnie pogadają z tobą o setupie jej nowego zawieszenia czy silniku tej nowej piątki. To samo tyczy się, niestety, sportu. Jak już ktoś dowie się, że startuję, od razu leci pytanie, czy jako pilot. Bo przecież kobieta nie może jeździć dobrze, ba, nie może mieć odwagi i czerpać zwykłej radości ze sportowej jazdy. Akurat E30 jest wysoko na liście moich „przyszłych wymarzonych dupowozów”. Mogłabym sobie chyba wydziarać ten przód. Ładne jest, skubaniutkie.

  17. Ewelina 31 stycznia 2017 o 11:23

    Sama prawda !!! Szkoda tylko, że niektórzy mężowie nie liczą się ze zdaniem swoich żon w kwestii gustu, wyboru pojazdu. Tym samym muszę przemieszczać się takim autem, które wygodne – owszem jest- ale dla męża, nie dla mnie. Niestety wszelkie argumenty za kupnem samochodu ” pod moją nogę” kończą się ” sama sobie je sobie będziesz naprawiać” i na tym dyskusja się kończy. Dalej istnieje stereotyp, że samochody i związane z nimi kwestie to domena typowo męska…

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *