Jak pewnie kojarzycie, przez wiele lat moim najrozsądniejszym i najbardziej praktycznym samochodem typu daily było obecnie już 25-cio letnie BMW E46 coupe znane szerzej jako „Złota” (nie mam pojęcia skąd wziął się ten przydomek).

To samo, które jak przystało na typowe daily wyposażyłem w kubełkowe fotele, poliuretany, sportowe zawieszenie, hamulce z wersji 330i, a potem prawie skasowałem o bandę na Nurburgringu (#wybronione)

W każdym razie efekt tych moich wyjątkowo odpowiedzialnych i dojrzałych działań był taki, że chcąc wybrać się gdzieś na weekend z Izą, albo podrzucić znajomych do knajpy pod miastem musiałem albo przekładać na szybko kubły i montować do Złotej zwykłe fotele i kanapę. Albo brać kogoś na kolanka do Żuka, bo tak się składa, że ten też ma tylko 2 miejsca (przynajmniej te siedzące).

Za to na pace komfortowo mieści się nawet Gruby razem z playseatem i skrzynką piwa (sprawdzaliśmy).

Owszem, jest jeszcze Polo czy Ibiza ale za sprawą niewielkich silników i krótkich skrzyń, piłowanie ich z prędkościami rzędu 130 km/h na odcince przez pół Europy, żeby zobaczyć jakiś kościół nie jest najbardziej komfortowym wariantem podróżowania jaki znam. Lepiej już na kilka godzin włożyć głowę do wypełnionej żwirem betoniarki – wrażenia będą takie same, a przynajmniej człowiek zaoszczędzi parę złotych na benzynie i hotelu.

Idę o zakład, że w okolicy też mają na pewno jakiś kościół, którego jeszcze nie widzieliśmy i knajpę gdzie piwo kosztuje 40 złotych.

Wracając jednak do tematu – ponieważ generalnie bardzo dużo jeździmy, a Złota ma już swoje lata i trochę torowych naleciałości, mimo sporej dozy nostalgii potrzebowaliśmy jednak jakiegoś w miarę „nowego” daily, które z jednej strony będzie choć trochę fajne i ciekawe, a z drugiej nie znajdzie się automatycznie na celowniku austriackiej drogówki.

Bo nie oszukujmy się – wjechanie do Austrii starym, obniżonym e46 z przelotowym wydechem bastucka i kubełkowymi fotelami to trochę jak szwędanie się nocą po warszawskiej Pradze w szaliku Wisły Kraków z nadzieją, że wszystko będzie dobrze.

Zależało mi też na czymś co będzie się starzało równie godnie jak Złota – bo jeśli obserwujecie mnie od jakiegoś czasu to pewnie kojarzycie już, że nie zwykłem kupować czegoś na chwilę. Bardzo prawdopodobne więc, że to auto zostanie ze mną na kolejne 20-30 lat.

No dobra – i co właściwie z tego wszystkiego wynikło?

Jak to zwykle w życiu bywa, pierwsze skrzypce zagrał przypadek i nieoczekiwanie zbiegi okoliczności. Oglądałem sobie różne modele na ulicach, zwiedzałem komisy i przeglądałem ogłoszenia. Szczerze mówiąc, po chyba trzech miesiącach takiego doraźnego rozglądania się, w grze zostały dwa modele – Mercedes klasy C z okolic 2018-2020 roku (ma prześliczną, klasyczną linię) oraz BMW e92 (czyli kolejna po Złotej generacja trójki, również w wersji coupe – wybór z podobnych względów co przy C klasie).

No i tak sobie rozważałem, które z nich, a potem (głównie dzięki Krzyśkowi) na moim podjeździe trochę z zaskoczenia pojawił się Mercedesa CLA 250 pierwszej generacji z 2013 roku (wedle prentkich standardów 2013 = nowe auto).

Cześć z Was pewnie drapie się teraz w głowę zastanawiając się co u licha robi u Prentkiego A-klasa z doklejonym bagażnikiem, a nie wspomniana trójka coupe – tak więc już wyjaśniam.

Otóż CLA ma 4 drzwi z szybami bez ramek, a BMW e92 tylko 2.

Szyby bez ramek to najważniejsze kryterium, którym kieruję się przy wyborze auta więc sami rozumiecie. 4:2 dla CLA, szach-mat i pozamiatane. Dobra, a tak bardziej serio – poza bezramkowymi szybami, które po prostu uwielbiam, CLA ma napęd 4matic (dopinany ale jednak przydaje się kiedy mieszkasz na Podbeskidziu), 7 biegową skrzynię (betoniarka w trasie mode: OFF) i niezdownsizingowane, dwulitrowe turbo w benzynie, za sprawą którego wyprzedzanie tirów na jednopasmówce w końcu przestało wymagać wyłączania klimy i przełączania pełnej mocy reaktora na benzynę.

Owszem, brzmi trochę płasko i bez głębi, jak większość tych nowych turbo silników ale podejrzewam, że lekko luźniejszy wydech, który planuję sporo tu poprawi.

CLA ma też bajeranckie garby na masce, które widać zza kierownicy, jest klasycznie czarne i ma trzy nostalgiczne, okrągłe kratki nawiewów na środku deski przypominające mi trochę wnętrze starego Mercedesa 500SL. Ma również zawieszenie, hamulce i układ kierowniczy w wersji AMG [wstaw tu jakiś brzmiący dynamicznie marketingowy bełkot] PACKAGE, proste, czarne wnętrze bez badziewnych detali oraz klasyczne, aluminiowe dekory. No i Gruby go nienawidzi – a jeśli chodzi o zalety to trudno przebić to nawet dwusprzęgłową skrzynią z lakierowanymi opcjonalnie na grafitowy kolor łopatkami przy kierownicy.

Grubemu przeszkadza głównie to, że z tym doklejonym tyłem CLA jest nieco pokraczne – ale pamiętajcie, że Gruby najpierw skończył ASP, a potem z własnej woli dwukrotnie kupił sobie Golfa.

Dlatego też jestem zdania, że mimo tego hatchbackowego, współczesnego nalotu mimo wszystko bardzo się z tym CLA polubimy.

Oczywiście jak to ja, kiedy tylko CLA wylądowało na moim podjeździe, od razu zabrałem się za uporządkowanie paru spraw – na początek znalazłem sobie klasyczne, 19 calowe felgi ze starej S-klasy. Bo tak się składa, że oryginalne, 5 ramienne koła wyglądają na tym aucie równie dobrze jak ja na zdjęciach z podstawówki.

Jak to zwykle bywa w wypadku 19 calowych kół z rynku wtórnego, miałem jednak sporo męki ze znalezieniem kompletu, który nie byłby zespawany z 24 części albo nie był tak krzywy, że wymagał wyważania przyklejanymi na poxipolu cegłami (powiem tylko, że ostatecznie poskładałem go z dwóch różnych zestawów). Nie było jednak innego wyjścia bo mam taki fetysz na punkcie felg z prostymi, gęstymi ramionami, że kiedy tylko zobaczyłem ten wzór to końzwalony i Ana DeArmas w Bladerunnerze.

Felgi odrestaurowałem w kolor klasycznego srebra, założyłem nowe opony i stwierdzam, że teraz to CLA naprawdę mi się podoba.

Jest nieduże, zwarte, a kiedy dostatecznie mocno zmróży się oczy, można nawet pomylić je z jakimś drogim, porządnym samochodem.

W międzyczasie zrobiłem jeszcze pełny serwis hamulców, skrzyni i silnika, wymieniłem przypominający tani radiobudzik ekran na desce na coś, co potrafi wymieniać się śmiesznymi filmikami z kotami z moim telefonem, a niedawno zamówiłem w końcu nowe sprężyny (co wcale nie było takie proste, bo tak się składa, że obecność tych wszystkich „AMG [wstaw tu jakiś brzmiący dynamicznie marketingowy bełkot] PACKAGE” sprawia, że do mojego egzemplarza pasują wyłącznie dwa modele sprężyn).

Sprężyny dlatego bo tył stoi jeszcze jakoś tak dziwnie wysoko i pokracznie.

Niedługo pokażę Wam to CLA trochę dokładniej – zacząłem już nagrywać krótki test w moim stylu (niespecjalnie wartościowy ale mam nadzieję, że chociaż ciekawy). To w ramach premiery jutubowej wersji prentkiego, do której od jakiegoś czasu mocno się przymierzam.

Tyle na dziś.

6 Komentarzy

  1. Anonim 24 kwietnia 2025 o 08:48

    Wygląda zajebiście, chociaż jest jeszcze

    1. Anonim 24 kwietnia 2025 o 08:49

      jedna ciekawsza wersja nadwoziowa

  2. gro9no 24 kwietnia 2025 o 10:04

    Wow, nowy wpis na blogu <3

  3. MACIEK 5 maja 2025 o 12:52

    Świetna recenzja – czytało się z uśmiechem! Sam na co dzień jeżdżę czymś spokojniejszym, ale CLA robi wrażenie. Dla ciekawych motoryzacji z perspektywy kierowcy taxi – zapraszam też na http://www.taximaciek.pl

  4. Mikolaj 14 maja 2025 o 12:18

    Na pierwszym zdjęciu CLA widać, że sąsiad też ma podobne zamiłowania do samochodów z potencjałem na nieruchomości

  5. Dariusz 17 maja 2025 o 12:42

    Miło, że odkurzyłeś bloga ;)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *