Ponieważ w okresie majówki miałem do pokonania całkiem sporo kilometrów (2516,4 jeśli mamy być precyzyjni), a na dokładkę nowe części do mojego 328i nadal leżały w pudłach (i czekały na cud), zdecydowałem się zafundować urlop mojej czterokołowej ferajnie i zabrać w podróż firmowego Mercedesa GLK, o którym kiedyś już Wam z resztą opowiadałem.

I teraz tak – ponieważ Mercedes jest samochodem pochodzącym z epoki współczesnej (w której to naciskając jakikolwiek przycisk na desce rozdzielczej macie odnosić wrażenie, że dotykacie właśnie pośladków anioła) podróż nim przypominała trochę teleportowanie się na drugi koniec Europy we własnej pościeli.

Poduszkowiec to chyba najlepsze słowo opisujące ten samochód.

Nadwozie jest wygłuszone lepiej niż niejedno studio nagraniowe, na jedną oponę zużyto więcej gumy niż wszystkie uszczelki i koła mojego BMW razem wzięte, a zawieszenie posiada tyle wahaczy i odpowiedzialnych za tłumienie drgań tulei, że przy odrobinie szczęścia moglibyście przejechać po jakimś matizie i nawet tego nie zauważyć.

To po prostu bardzo dobry, współczesny samochód.

Jestem pewien, że ludzie chodzący po domu w kapciach bardzo by go polubili.

Od kilku dni jednak na moim podjeździe stoi nowo zakupione BMW e30 i jak pewnie się domyślacie nie dałem rady zbyt długo opierać się pokusie pojeżdżenia sobie nim po mieście. Przy okazji ujeżdżając tego staruszka mogłem w końcu z czystym sumieniem wstawić do garażu moje 328 żeby zając się wymianą kolektora dolotowego na ten z M50 i montażem nowego osprzętu, który kupiłem z zamiarem wymiany jakieś piętnaście lat temu (o tym co z tego wychodzi będzie za niedługo).

Tak więc od trzech dni do pracy jeżdżę sobie prawie trzydziestoletnim BMW z zawieszeniem mogącym przyprawić człowieka o chorobę morską, pedałem hamulca, którego użycie przypomina miętoszenie stopą wędzonej makreli i wydechem brzmiącym równie rasowo co mój pies, kiedy ktoś niechcący nadepnie mu na ogon.

I wiecie co?

Jestem po prostu zachwycony.

Chodzi o to, że tydzień spędzony z ultra-cichym i świetnie wykończonym Mercedesem wprowadził mnie w stan, który mógłbym opisać jako siedzenie w beczce pełnej ciepłego budyniu przy muzyce grupy Morcheeba. Kiedy z niej wyłaziłem to nawet moje adidasy z produkowaną z materiałów NASA i ptasiego mleczka podeszwą przez dłuższą chwilę wydawały mi się okropnie twarde i niekomfortowe. Co więcej – prowadząc go czułem się tak bardzo kontrolowany przez różnego rodzaju systemy, iż momentami odnosiłem wrażenie, że kręcąc kierownicą zwyczajnie komuś przeszkadzam.

Komuś znacznie mądrzejszemu niż ja.

Jeśli więc chcecie poczuć jak stwórca ingeruje w Wasz los, karmę i tak dalej, po prostu przejedźcie się nowym Mercedesem.

Wracając jednak do E30 – muszę przyznać, że przy nim nawet mój Escort sprawia wrażenie niezwykle nowoczesnego projektu. Otwierana do przodu maska, światła włączane zamontowaną na metalowej ośce gałką czy płócienna podsufitka tylko potęgują wrażenie, że ktoś podmienił najwyraźniej stojący w garażu samochód na budkę policyjną doktora Who.

To po prostu podróż w czasie.

Wsiadając przez ozdobione chromem drzwi można w mgnieniu oka przenieść się w czasy, w których nawet krótka podróż była pełna emocji, radości i wszechobecnych, przepełnionych zapachem benzyny, mechanicznych doznań.

Ten samochód po prostu żyje – jego serce bije w rytm pracujących głośno zaworów, a w przewodach paliwowych płynie wysokooktanowa krew. Rozpędzaniu towarzyszy świst starego dyferencjału, korbki szyb pracują z wyraźnym oporem, a kiedy wciśniesz gaz do podłogi, cały samochód drga jakby dążąc do znajdującego się gdzieś w rejonach sześciu tysięcy obrotów orgazmu. On po prostu żyje i to życie czuć w każdej spędzonej w fotelu kierowcy sekundzie.

Uwielbiam gnoja choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego ile kłód rzuci mi w przyszłości pod nogi.

Nie jest specjalnie szybki. Jest głośny, gburowaty w prowadzeniu i śmierdzi waniliowymi wunderbaumami ale ma w sobie coś, co sprawia, że jadąc nim ogarnia mnie spokój. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki znika cały stres i codzienny pośpiech nakazujący szukać luk w stojących w korkach sznurach samochodów. Po prostu podkręcam głośniej radio, poprawiam się wygodnie w miękkim fotelu i delektuję się rytmicznym, mechanicznym cykaniem płynnie pracującego silnika.

Jeśli wydaje Ci się, że Twoje życie pędzi trochę za szybko, kup sobie stare BMW.

To naprawdę doskonałe lekarstwo na współczesny świat.

14 Komentarzy

  1. Szczypior 7 maja 2014 o 17:52

    Ja  licząc i wydając w głowie pieniądze których nie mam coraz częściej zastanawiam się nad znalezieniem E21. Z jakimkolwiek silnikiem, ot, tak, bo okazało się, że jest coś ładniejszego niż przód od E30 ;) A na E9 mnie nie stać nawet w głowie…

    1. Tommy 8 maja 2014 o 14:38

      E21 jest super (ciągnie mnie do niego na samo wspomnienie o 323i należącym kiedyś do mojego taty) ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że odbudowa go wymagałaby znacznie więcej pracy i pieniędzy niż w wypadku E30.

      Tak więc można więc powiedzieć, że pomimo, iż kupując ten wóz z partyzanta postąpiłem bardzo nieodpowiedzialnie, to jednak zachowałem się nad wyraz rozsądnie ;}

  2. Dominik 7 maja 2014 o 23:48

    hehe jak sie dorobię to będzie e24 w mpowerze ;) ale pewnie nie :(

  3. Bebok 8 maja 2014 o 09:13

    znam tą przyjemność powolnego toczenia się w starym, nieszybkim aucie :D

    Dokładnie tego typu doznania dostarcza maluch-zastepczak-pożyczak w czasie kiedy robie swoje kombi :) Wiem że nie ma sensu go deptać, bo nie będzie szybki, ale jest zabawa z tego jak śmiesznie się prowadzi, jak reaguje na każde musnięcie tego małego pedału gazu, jak skacze przez progi :)

    1. Tommy 8 maja 2014 o 14:41

      Za każdym razem kiedy wyciągam gdzieś tę moją małą mechaniczną pomarańczę wyglądam jakbym miał porażenie mózgowe (znaczy się takie mocniejsze niż zwykle) – jeżdżę po osiedlu i uśmiecham się do ludzi, a Ci dzwonią po karektę bo myślą, że mam wylew.

    2. Bebok 9 maja 2014 o 08:49

      Ja podobno wyglądam śmiesznie :P

      Mam coś koło 190 cm wzrostu i fotel w połowie dystansu od kierownicy (zapieczone szyny fotela…), więc prawą ręką opieram się o fotel pasażera bez zagłówków, lewą mam w w stylu zimnego łokcia, głową odbijam się od sufitu a żeby spojrzeć przed siebie a nie na asfalt muszę się zgarbić :D

      1. SprawnaNaprawa.pl 9 maja 2014 o 10:53

        Wczoraj w mojej miejscowości widziałem właśnie niemalże identyczną e30 jak Twoja i powiem Ci że… zazdroszczę :)

        1. Tommy 9 maja 2014 o 11:17

          Kupno takiego samochodu kosztuje niewiele więcej niż dobrej jakości rower – polecam spróbować, naprawdę fajna sprawa ;}

  4. kuba 8 maja 2014 o 15:42

    Tommy, on drży, a nie drga :D

  5. SkraplaczeSamochodowe.pl 9 maja 2014 o 10:39

    Miałem podobne uczucie kiedy sprzedawałem swojego starego Poloneza jeszcze za czasów dinozaurów. Wymieniliśmy go na Mondeo, które było dużo bardziej komfortowe i wszyscy poza mną byli wniebowzięci. Tylko mi brakowało tego trzasku plastików, skrzypiących drzwi i zacinającego się licznika :)

  6. Mik 9 maja 2014 o 12:37

    Tak, nie jest to ogromny wydatek a jaka za to z tego frajda :)

  7. zjawa 9 maja 2014 o 12:40

    Tommy, ale chcesz powiedzieć, że masz 4 fajne auta (no może poza malaczem), do tego prowadzisz bloga motoryzacyjnego, w domu warsztat z lakiernią, a na wycieczkę musiałeś jechać pożyczonym autem??

    Toż to prawdziwy szefc w dziurawym kapeluszu jesteś:D

    1. Tommy 13 maja 2014 o 07:30

      Główny problem polegał na tym, że na południe jechałem ze znajomym, który dysponował ponad sześciolitrowym silnikiem. Nadążenie za nim na autostradach w jednym z moich staruszków byłoby dość problematyczne. Jedynie moje 328 dałoby radę, ale ponieważ obecnie ma na pokładzie zastępczy, lekko wyjący dyfer 3.45 to oszalałbym jeszcze zanim wyjechałbym z kraju (szpera jest w trakcie remontu) :}

      GLK to było takie małżeństwo z rozsądku ;}

  8. Kamil 12 maja 2014 o 14:28

    Cała prawda i tylko prawda. Te starsze samochody miały niepowtarzalny dla nas klimat i przez to były przez nas uwielbiane. To nie tylko cztery koła z silnikiem, ale przede wszystkim wspomnienia :)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *