W ubiegły weekend przeczytałem już absolutnie wszystkie znajdujące się w mojej łazience książki, magazyny i ilustrowane albumy. Skończyły mi się już nawet komiksy z serii Dragon Ball, które jakiś czas temu znalazłem w pudle pod łóżkiem. A ponieważ niespecjalnie podobała mi się wizja spędzania tych radosnych momentów mojego życia w towarzystwie etykietek z szamponów do włosów i płynu do płukania firanek, chcąc nie chcąc musiałem zmobilizować się w końcu do zakupu jakichś nowych książek.
A ja bardzo nie lubię kupować nowych książek.
Chodzi o to, że z reguły, kiedy wchodzę do jakiejś księgarni albo czegoś pokrewnego, w tym moim wymiętolonym dresie, z tępym wyrazem twarzy i kluczykami od BMW w dłoni, wszyscy myślą, że znowu pomyliłem empik z decathlonem.
„Eeee, przepraszam Pana… Tak tak – Pan. Pan się skupi – hantelki i wysokobiałkowa pasza być tam. Taaaam… Naprzeciwko – o tam!”
Poza tym do zakupu książek podchodzę tak samo, jak do zakupu spodni. Chcę wejść do sklepu, kupić książkę i wyjść. Nie interesuje mnie czekolada w przecenie i płyta „najlepsze świąteczne szlagiery po ślunsku” za jedyne 12,99. Nie chcę spędzić połowy dnia na łażeniu pomiędzy półkami i oglądaniu książek o pieczeniu chleba.
Chcę kupić dobrą książkę i czym prędzej wrócić do domu – dlatego z reguły wchodząc do tych nowoczesnych „księgarni” kierowałem się zawsze w kierunku stojaka z napisem „bestsellery”.
Teraz jednak pojawił się pewien problem. Bo widzicie, kiedyś na stojaku z podpisem „bestsellery” znajdowały się książki, ktróre ludzie kupowali bo były dobre. Ciekawe. Fajne. Wciągające, wielopoziomowe, intrygujące i tak dalej. Teraz jednak znajdują się tam książki które napisała ponoć jakaś baba, która wygrała na TVN-ie program o płakaniu i trudnym dzieciństwie. I autobiografie napisane przez idiotów, którzy zasłynęli wywracaniem talerzy z jedzeniem i krzyczeniem na ludzi.
I jeszcze książki, których wydawca zapłacił mnóstwo kasy za to by uśmiechnięte dziewczyny przy kasach proponowały to gówno każdemu kto przyszedł kupić sobie grę na xboxa.
Taki dajmy na to empik, na regale z tabliczką „bestsellery” trzyma książkę jakiegoś dziwnie uczesanego nastolatka (chyba nazywał się Kowalski), który jak twierdzi wydawca „każdego dnia odkryje dla Ciebie zupełnie nowe smaki”.
Wybaczcie, ale sądząc po jego fryzurze i o kilka rozmiarów za małych spodniach, wnioskuję, że chłopak te wszystkie „nowe smaki” odkrywa ssąc męskie penisy.
Na boga – jak można sprzedawać ludziom takie gówno?
Druga sprawa – w większości księgarni dział kulinarny ugina się od książek o ciastach, tortach czy peklowaniu mięs. Tymczasem dział z literaturą motoryzacyjną to najczęściej cztery albumy o Ferrari, książka Clarkssona, dwa atlasy samochodowe i 800 stronicowy nieilustrowany przewodnik po wersjach wyposażeniowych Volkswagena Golfa, który sądząc po warstwie kurzu leży tam od 1997.
Kupno ciekawej książki o tematyce motoryzacyjnej to jakiś obłęd. Wiem bo jedną z ostatnich ciekawych książek o samochodach jaką mam, dostałem od Izy dobre 5 lat temu – jest to wielki ilustrowany album o historii Alfa Romeo.
Ma chyba z dwa tysiące stron i waży więcej niż Teksas.
Trzymam go na półce nad toaletą bo mam świadomość, że jeśli pewnego dnia przypadkiem spadnie mi na głowę, powstanie jeden z najbardziej epickich nekrologów w historii.
„Zmarł w wieku 28 lat w wyniku zderzenia z rozpędzonym Alfa Romeo – siedząc na swojej toalecie i kontemplując nad butelką środka do udrażniania rur”
Żeby jednak nie przynudzać – w okres poszukiwań nowych lektur bardzo dobrze wstrzelił się Piotrek z Wydawnictwa Poznańskiego. Piotrek jest odpowiedzialny za promocję nowej biografii Henry’ego Forda i zapytał mnie wprost czy nie chciałbym jednej książki w zamian za wspomnienie o niej.
Nie chciałem.
Bo chciałem trzy, tak żebym miał też coś dla Was ;}
Tak więc mam do rozdania dwa egzemplarze książki „Henry Ford” autorstwa Vincenta Curcio.
Nie będę Wam jej szczegółowo recenzował bo przeczytałem dopiero kilkanaście stron, ale niewielkiej ilości obrazków i dość surowego języka wydaje się ona całkiem ciekawa – można się z niej dowiedzieć m in. o związkach Forda z Edisonem i braćmi Dodge, o starej szopie, w której powstawał prototyp modelu T i o tym jak stary lis Ford pozbywał się niewygodnych współpracowników oraz udziałowców. Będziecie mogli więc do znudzenia zasypywać znajomych anegdotami i ciekawostkami z życia Henry’ego (a tych jest na serio sporo).
Poza tym książka zawiera bajeranckie zdjęcie Henry’ego krojącego tort:
Co zatem trzeba zrobić żeby ją dostać?
Wystarczy odpowiedzieć na proste pytanie:
Na jaki kolor pomalowałbyś swojego Forda T i dlaczego?
Maks 2-3 zdania, odpowiedzi wpisujcie w komentarzach.
Konkurs trwa do środy do godziny 21:47, wyniki postaram się podać w czwartek.
Pozdrawiam,
Tommy
Lakier bezbarwny na dobrze umyte nadwozie.Patyna musi zostać.Najlepiej prezentowałaby się na wiśniowym oryginalnym kolorze.
Na każdy kolor, pod warunkiem, że czarny. Tommy – mam nadzieję, że wyłapiesz skąd to :P
Wiadomo, że każdy Ford T wychodzący z fabryki mógł być w dowolnym kolorze pod warunkiem, że był by to czarny. Wie to każdy fan motoryzacji, dlatego mój Ford T był by czarny, ale czarny MATOWY, ku pamięci takich aut jak wanna Żółwia Tuptusia i Twój klekot którego zdjęcie zaparkowanego przy drodze jesienią nadal czasem wrzucam na tapetę mojego pulpitu. Czarny Matowy magiczny kolor
Na różowy w białe groszki. Bo tak. I z szerokimi zielonymi drewnianymi felgami z parapetem. A żeby się Heniek przewracal ze zlosci w grobie.
A zresztą on itak od prawie 70 lat ma to w dupie…
Rosso scuderia z białym paskiem przez środek. Każdy głupi wie, że czerwień ferrari i sportowy pasek sprawia, że auto jedzie szybciej. Opcjonalnie z płomieniami wychodzącymi z nadkola.
Techno Violet. Odkąd zobaczyłem e34 w tym lakierze, w dodatku po korekcie na 100%, wszystko malowałbym w ten kolor :D Nawet szukałem dziewczynie lakieru do paznokci w takim odcieniu ;)
Odkąd jestem w posiadaniu Fiesty w kolorze Apple Green, mam zboczenie na kolor zielony, tak więc sprofanowałbym Forda T oczojebnozielonążarówą, zielone żarówki do kompletu już mam… Aha, trzymałbym go w garażu i nikomu nie pokazywał, z obawy przed wykastrowaniem prze jakiegoś maniakalneģo fanatyka modelu T…
PS.
Mam nadzieję, że Pan Henry nie przewróciłby się w grobie z żalu…
Oczywiście że Ford T może być w każdym kolorze pod warunkiem że jest to bla bla bla itd :) Lecz ja pomalowałbym go na dokładnie taki sam w jakim mój maleńki Ford występuje aktualnie.Nie napiszę tutaj jaki to kolorek.Możesz się o tym przekonać gdy stanę się właścicielem jednego z egzemplarzy tej arcy ciekawej publikacji a gwarantuję że przyjadę Fordzikiem osobiście po odbiór.Nawet fotkę pozwolę Ci zrobić ku potomności.
na Tczarno :)
Amarantowy w perkalikowe groszki. Nie jestem pewien czy którekolwiek z nim jest kolorem, a jeżeli jest, to jakim, ale to na pewno byłby dobry powód do przeczytania tej książki i poszukania w niej odpowiedzi na to pytanie.
coz, bede sie streszczac – pomalowalbym na taki: #0d132b i niech blyszczy, potrojnym albo poczwornym klarem :)
Na pomarańczowo. Bo tak.
Antracytowy szary matowy, z napisem na drzwiach: West Coast Blues:)
Kolor ten jest jednym z palety Mercedes- Benz’a, mam taki na moim 124- tym. Gdy pytają mnie jakiego koloru mam samochód odpowiadam mądrze o antracycie. Słyszałem już opinie, że moje auto jest: szare, siwe, brązowe, grafitowe, czy zielone. A jest antracytowe. Szare. Kropka:)
A ja propnuje bardzo rzadkie malowanie wymyślone chyba przez VW, mianowicie Harlequin, czyli każdy element w innym kolorze. Widok pospolitej polówki potrafi w tych barwach spowodować uśmiech na twarzy, a co dopiero dziadek T :)
W moim przypadku byłby to różowy. Dlaczego? A niech się inni zastanawiają. Ja miałbym świetnego legendarnego Forda T. Kolor by mnie nie interesował.
Na rudo. Żeby zasłonił rudą i żeby rudy Jack Daniels na wytartym skórzanym fotelu pasażera pasował do kompozycji z czarnymi szerokimi stalowymi felgami.
Hmm.. a na jaki kolor pomalowałbym swojego Forda T ?
Z racji tego, że już będąc małym dzieckiem, zawsze lubiłem się wyróżniać (wtedy np. zakładając rajstopy na głowę, dziś kupując w wieku 18lat 25 letnie BMW) pomalowałbym go białym lakierem Diamond White ze starej palety Forda !
Wiem, że nie jesteś zwolennikiem urządzeń, elektronicznych, ja też nie… ale! Paniczu jest sposób na twój odwieczny problem z książkami a mianowicie święty elektroniczny gral. Czytnik e-booków najlepiej starszej generacji i najlepiej kindla, mieści mega dużo pozycji kosztuje mniej niż 300zł. Czytanie jest wygodniejsze, ekran matowy, bateria trzyma około miesiąca, zajmuje mało miejsca w kiblu. Polecam, tableto sceptyk ;)
Niby ok ale ja mimo wszystko czytanie książek traktuję jako swego rodzaju zagłuszacz współczesnego, popierdolonego do cna świata.
Uwielbiam zapach nowego papieru i kleju introligatorskiego – czasami jestem nawet skłonny kupić jakąś niespecjalnie ciekawą książkę tylko po to, żeby móc potrzymać ją w rękach. Przekartkować, pomacać, przeczytać kilka zdań i odłożyć na półkę.
I za dwa dni zrobić to znowu.
Na nudny, powszechny samochód kładzie się srebrny, Forda T pomalował bym na Silver Grey, aby ten wyjątkowy samochód, który miał rozpowszechnić motoryzację dostał wyjątkowy odcień powszechnego srebrnego lakieru ;)
Pomalowałbym go w czarny mat, bo miałem już Fordy RWD w czarnym macie i wiem, że są zajebiste :) Poza malowaniem jakieś pomodzone, dolnozaworowe V8, mięsiste laki na tył, dachu brak, szyba niska, odpowiednio spatynowane drewno na pace (tylko pickup wchodzi w grę ;) ), a na niej niewielka trumienka pełna zimnego browara :)
Oczywiście byłby czarny z z czerwonymi plamami.. Dlaczego? To proste. Wszelkie ogniska korozji pokrywane były by starą ołowianą Minią zapieprzoną z fabryki w słoiku. Koniecznie nakładana pędzlem.
I wbrew pozorom zdania są 3. Równoważniki zdania nie liczą się jako zdanie.
Spoko, i tak nie chciało mi się liczyć
Jak powszechnie wiadomo fordy to najlepsze służbówki. Z tegoż powodu zamówiłbym w fabryce mix „jedynych słusznych kolorów”. Nadwozie w jedynym słusznym kolorze „Sales rep dusty white”, ale zgodnie z wolą Henry Forda lusterka, klamki i zderzaki byłyby w drugim jedynym słusznym kolorze czarnym :)
A mnie się zawsze wydawało, że Ford T wychodził z fabryki zielony :D nie wiem dlaczego z tym mi się kojarzy, ale wracając do tematyki to sam pomalował bym na czerwoną perłę czy jakoś tak (ma być czerwony i się świecić) na kolorach się nie znam :D ale ten byłby zajebiaszczy :D.
A do tego w zależności od tego w jakim bym go miał stanie to albo doprowadzał bym go do stanu oryginalnego, albo zrobił z niego hot rod’a oczywiście z jakąś mocną V-ką ze stajni forda i obniżoną ramą :D.
I kończąc ten wywód trzecim zdaniem, to do dziś wspominam z sentymentem Forda Escorta Ghia 1.8 16v z 94r. którego kiedyś mój brat miał, a którym jako pierwszym samochodem przyszło mi oficjalnie jeździć po drogach publicznych.
Swojego Forda T pomalowałbym na czarno, z dwóch powodów.
1. Z szacunku dla tego samochodu. Taki był oryginalny kolor tego auta, więc taki powinien pozostać. W końcu to prekursor ówczesnej motoryzacji i ma w niej specjalne miejsce.
2. Może to wstyd, ale nigdy nie miałem czarnego samochodu :)
Nie malowałbym go na żaden kolor. Gdyby udało mi się dostać egzemplarz do rekonstrukcji, na pewno pozostałby oryginalny – czyli czerń. Dla fajnego efektu i podkreślenia blasku Forda w owych czasach – czarny z brokatem :)
P.S. Ja właśnie wgryzam się „Gaz do dechy” Brian’a Johnson’a, wokalisty ACDC, podobno niezła dla typów mojego pokroju, czyli fana muzyki i 4 kółek :)
Malować?Po co?Resztki spłowiałego lakieru,ruda i szczypta mchu wystarczy.Dziękuję za uwagę.
Tommy, przez Ciebie zastanawiam się czy nie mam za dużo wspólnego z kobietami, bo nie potrafię się zdecydować. Sentyment do historii motoryzacji podpowiada jedno- czarny. Chęć nawiązania do technologii produkcyjnej z fordowskich fabryk nasuwa jednak rozwiązanie zupełnie przeciwne- elegancką fotepianową czerń. Serce podpowiada oryginalny, wyróżniający się z tłumu i niespotykany dotąd na drogach kolor- jaskrawą czerń. Natomiast przez bezgraniczną miłość do mojej nowej bawarki mającej wiele wspólnego z Fordem! (W końcu ma spore problemy z blacharką i jest alkoholikiczką, a że ma ciągły dostęp do borygo to kiedy tylko odpalę silnik to korzysta) rozważałbym przyrdzewiały czarny. Pożądanie gładkiego asfaltu i kompletów nowych opon kieruje myśli ku świeżogumowej czerni. Jeśli zaś chodzi o wspomniane wcześniej ferrari zdecydowanie wybrałbym czarny z czarnymi paskami. Jest jeszcze kwestia koloru skarpet które mam na nogach i które bardzo lubię (a wiadomo, że samochód musi pasować do garderoby!). Skarpety są czarne (no może trochę spłowiały)…
No i weź tu człowieku wybierz.
O żesz, się rozpisałem a dopiero teraz doczytałem, że miało być krótko. Powiedzmy, że do konkursu liczy się ta część:
Jest jeszcze kwestia koloru skarpet które mam na nogach i które bardzo lubię (a wiadomo, że samochód musi pasować do garderoby!). Skarpety są czarne (no może trochę spłowiały)…
Książka zapowiada się ciekawie i chyba będzie idealnym prezentem dla wielbiciela motoryzacji. Ja takiego w rodzinie mam i będzie z pewnością z takiego upominku zadowolony.
Wiem, że może czerwone Hot Rody z klasycznymi płomieniami przestały być modne, i może jadą już trochę wioską jak fury z pierwszego Fast and Furious, ale własnie takiego Forda T bym chciał, z dużym motorem i wielgachnymi odsłoniętymi kapciorami. Do tego naleśnik na głowę i mógłbym się wieźć :).
Przemalowywanie takiego cacka to profanacja – oryginał (w jakim by nie był stanie) oczyścić, przelecieć bezbarwnym i tadaaaam! Jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, unikatowa fura :) Chciałabym….
Szczypior pozamiatał :))
Tylko i wyłącznie czarny kolor wygląda odpowiednio elegancko (w szczególności w połączeniu ze szprychowymi felgami i oponami z białym paskiem). Nie tylko wybrałbym czarny kolor lakieru (najlepiej piano black), ale też dbałbym o niego maniakalnie polerując, nakładając politurę, woski, dresssingi, zapewniałbym piękne kropelkowanie quick detailerem i woskiem.
Czarny – ponieważ: black metal, politura Poorboy’s Black Hole & Noir Desir :)
Na czerwono bo czerwone auta są najszybsze :D
Ja mam dwa typy :
– tradycyjne czarny lub fortepian z pasami nawiązującymi do shelbyego
– biały z granatowym tyłem oraz przekrzywionym logo forda po bokach, tak malował auta Ford Motorsport / Racing.
Tradycyjne malowanie nawiązujące do historii marki dałoby egzemplarz unikatowy i ponadczasowy.
Oczywiście na ten JEDYNIE SŁUSZNY :)
Ja bym go nie malował…ot tak, po prostu. Zostałby taki jakbym go kupił, nawet jeżeli by rdzewiał jak stopięćdziesiąt :]
nie pomalowałbym go wcale, pozostałby oryginalnie czarny jak dupa szatana
Linexem na czarno :)
moja propozycja uzwzglednia oprócz koloru – fakturę.
http://naforum.zapodaj.net/dd4312078893.jpg.html
O matko! Jesteś posiadaczem albumu „Alfa Romeo 1910 – 2010”???!!! Tego rocznicowego?!
Na brunatny ofkors, z hinduskim symbolem szczęścia na masce:) A to z racji długiego i gorącego romansu Forda z Hitlerem. Wspomniano o tym w tej biografii? Większość amerykańskich McPatriotów pewnie nie zdaje sobie sprawy, że Henry finansował NSDAP już w latach 20tych, a zdaje się że w 1938 dostał od Hitlera order Orła Niemieckiego. Generalnie ciekawa historia… :)
Jest to bardzo szeroko ujęte w książce (chociaż jak z niej wynika ta ich „przyjaźń” została na przestrzeni lat bardzo mocno przekolorowana)
Na pistacjowo, bo czarnego Forda już mam. A pistacjowy Ford całkiem fajnie wyglądałby na parkingu pod blokiem. I czerwone ramiona od felg.
Okleiłbym całego stickerbombą, JDM as fuck, born2drift i te sprawy.
Niemieckie FWD mogą, to tym bardziej amerykański RWD na rowerowych kołach może.
Mój T model prysnąłbym na dubai white, albo lepiej – sinobladokoperkowy róż, because fuck logic. Nie wiem, nie mam ciągot do malowania forda T, ale chętnie bym książkę w wannie poczytał.
Oczywiście, że w kolor ciemnej whisky z czarnymi detalami i felgami. Niby powinien być cały czarny, ale kolor klasycznego szlachetnego trunku nadałby szlachectwa tej klasycznej konstrukcji.
Powszechnie wiadomo, że facet rozróżnia trzy Kolory: fajny, pedalski i chujowy.
Dwa ostatnie odpadają na starcie więc zostaje tylko jakiś fajny kolor :-)
Najlepiej coś z palety Forda ;-)
Ford model T – tylko czarny, tak jak Ferrari – tylko czerwone i Papamobile – tylko białe ;-) Ponadczasowej klasyki się nie zmienia! Pozdrawiam!
A ja bym pomalowała tego forda na różowo. Staremu na złość.
No i spóźniłem się z odpowiedzią. Następnym razem na pewno nie przegapię konkursu :)