Na pewno zgodzicie się ze mną, że energia elektryczna to cholernie fajna sprawa. Dzięki niej działa wiele naprawdę fajnych rzeczy, a do tego nie śmierdzi i nie wymaga czyszczenia komina kiedy chcecie na przykład się ogolić. Konsole do gier, ekspresy ciśnieniowe, światło w toalecie bez okna…
No bo pomyślcie sami – jak wyglądałoby typowe niedzielne popołudnie przed telewizorem gdyby zamiast po prostu pstryknąć coś na pilocie musielibyście czekać, aż do Waszego domu przyjdzie Karol Strausburger z grupą ludzi wyglądających na psychopatycznych morderców, a potem po opowiedzeniu kilku dowcipów o murzynach na powieszonej nad kominkiem tablicy zacznie pokazywać, która aktorka zdaniem ankietowanych ma największą dupę.
To jednak jeszcze nic – pomyślcie o czekającej Was wkrótce przerwie na reklamy gdy w Waszych drzwiach pojawi się Zbigniew Chajzer z jakąś ubraną w okropny żakiet kobietą i na stole w jadalni zacznie prać w pośpiechu brudne skarpetki jej syna, a ona wykrzykując na potęgę różne „ochy” i „achy” będzie psuć Wam reputację dobrej katolickiej rodziny w oczach sąsiadów zza ściany.
Oczywiście gdybyście mieli energię elektryczną wystarczyłoby zrobić pstryk i przełączyć kanał na Discovery, ale uwierzcie mi – stado bizonów i biegająca za nimi Krystyna Czubówna to nie jest coś co chcielibyście mieć w swoim świeżo wyremontowanym salonie.
Albo inna sytuacja – wyobraźcie sobie czym napędzana byłaby Wasza wanna z hydromasażem.
Naprawdę uważam energię elektryczną za niezwykle wartościowe odkrycie. Można ją produkować gdzieś daleko na odludziu i to praktycznie z wszystkiego co tylko da się spalić, zmielić albo zrzucić rurami ze szczytu góry. Można łatwo ją magazynować i przesyłać na ogromne odległości, a kiedy już znajdzie się w Waszym gniazdku jedynym efektem ubocznym jej wykorzystania będzie odrobina milutkiego dla zmysłów ciepełka.
Energetyczna idylla!
Po cholerę nam atom skoro możemy po prostu spalić tego pierdolonego kota, który codziennie rano brudzi nam samochód i jeszcze wykorzystać powstałą energię do zrobienia sobie kawy.
Można by – dajmy na to zbudować w Sosnowcu ogromny piec i wrzucać do niego wszytkie samochody wyprodukowane przez Hundaia tym samym zapewniając energię elektryczną połowie kraju. Powietrze jest tam ponoć tak zanieczyszczone, że i tak nikt nie zauważy kolejnego wielkiego komina. Ludzie i tak są zbyt zajęci przedzieraniem się maczetami przez gęste jak galaretka powietrze więc nawet gdyby dowiedzieli się o kolejnej spalarni to dotarcie na miejsce protestu zajęłoby im lata. O ile w ogóle z powodu zadymienia jakimś cudem nie wpadliby po drodze do jakiegoś niezabezpieczonego szybu.
A, że Hyundai ciągle zwiększa produkcję to i opału będzie pod dostatkiem.
Pewnie pomyślicie sobie, że dobrze ale przecież nikt nie odda ot tak swojego Hyundaia do spalenia.
I tu znów ujawnił się mój geniusz – tak naprawdę większość tych aut jest tak wyprana z jakichkolwiek emocji, że ludzie, którzy z chwilą gdy tylko kończą spłacać raty po prostu zapominają, że w ogóle je mają.
– Kochanie, a gdzie jest ten nasz taki chyba srebrny samochód co stał na podjeździe?
– To my mieliśmy jakiś samochód kotku?
– Wiesz co, w sumie to nie wiem…
Miliony młodych ludzi noszących wierzchnią odzież sportową i dbających o dobre samopoczucie mieszkańców zaczepiając ich co rusz i pytając „czy mają jakiś problem kurwa” znalazłoby zatrudnienie w zawodzie, w którym doskonalą się od najmłodszych lat. Zwozili by te samochody do elektrowni APAP Sosno-Power Żanet Kaleta Arena (podobno na sprzedawaniu nazw obiektów można dodatkowo nieźle zarobić – kolejny sukces!) gdzie srebrne Hujdaie Pony po raz pierwszy w swoim nudnym jak dotąd życiu zrobiły by coś emocjonującego i zwyczajnie spaliłyby gumę (a w zasadzie to nawet cztery).
Wszystko mogłoby działać naprawdę świetnie robiąc ze mnie milionera, jednak jakiś czas temu grupa naukowców i inżynierów Toyoty trzymana za jaja przez księgowego pragnącego zachować swoją roczną premię, który z kolei był trzymany za jaja przez zarząd pragnący kupić sobie nowy jacht i willę na Antypodach, zbudowała coś co nazywało się Prius i co jak się później okazało było iskrą, która zapoczątkowała wielki pożar podsycany pokazową nienawiścią do benzyny i troską o ekologiczny wizerunek Leonadro DiCaprio oraz Cameron Diaz.
Naprawdę nie mam nic do inżynierów próbujących zrobić coś, co przynajmniej w jakimś stopniu ograniczy ilość produkowanych przez nas dwutlenków węgla (które według informacji jakie znalazłem w internecie są winne wszystkiemu łącznie z odklejającą się tapetą w mojej garderobie i tym, że w garniturze wyglądam jak debil) ale kiedy do gry weszli goście z marketingu noszący kolorowe spodnie i o wiele za duże okulary bez szkieł, próbujący zrobić z mojego BMW coś o reputacji pedofila-nożownika parkującego na skos – naprawdę się wkurzyłem.
Spójrzcie sami – samochody z napędem elektrycznym są tak skrajnie niewydajne i drogie w produkcji, że póki co nie istnieje nic co byłoby w stanie sensownie jeździć wykorzystując wyłącznie prąd z baterii zamontowanych w miejscu zbiornika paliwa.
Zdarzają się wynalazki pokroju Tesli które po prostu podłącza się do kontaktu ale one zwyczajnie nie działają. Zawsze dopychają do baterii silnik diesla przez co cała ta ekologiczność wypada raczej kiepsko. Nawet jeśli założymy, że Tesla zacznie działać jak należy to weźcie pod uwagę, że w Polsce większość energii elektrycznej pochodzi z elektrowni opałowych – sprawa ekologii zaczyna więc wyglądać beznadziejnie.
No bo pomyślcie sami – żywotność takich baterii naprzemiennie rozładowywanych i ładowanych po kilka razy dziennie nie będzie pewnie specjalnie odbiegać od tego czym charakteryzują się podobnie traktowane współczesne smartfony. Pomyślcie też o wahaniu temperatur od -20 do + 35 stopni. Czyli nie dość, że po miesiącu pojemność baterii spadnie do 3% wartości początkowej to po dwóch baterie trzeba będzie już wymienić na nowe.
Czy produkcja i późniejsza utylizacja takich baterii jest ekologiczna i dobra dla ludzkości?
Według Toyoty pewnie tak, ale jeśli spytacie o to mieszkającego w Indiach ośmioletniego dzieciaka, który za pomocą młotka będzie za parę lat rozbijał te akumulatory na części pierwsze zlewając cały elektrolit do pobliskiej rzeki to pewnie będzie miał na ten temat odmienne zdanie.
Oczywiście można doczepić się do tego, że ropę też trzeba wydobywać, transportować i rafinować ale jeśli przypomnicie sobie o tym skąd bierze się prąd w naszych gniazdkach to dojdziecie do wniosku, że węgiel nie pojawia się w elektrowni za pomocą magicznej różdżki. Nie rośnie na ekologicznych plantacjach, gdzie z bajecznie zielonych krzaczków zbierają go uśmiechnięci, godnie nagradzani ludzie z koszami w dłoniach wyglądający jak Ci z reklam herbaty Tetley.
U nas górnicy nie mają się najgorzej, ale pomyślcie o krajach gdzie ludzie do szybów zjeżdżają w windach zrobionych z wiaderka i sznurka na pranie.
Czy zatem ropa jest lepszym rozwiązaniem – moim zdaniem w tej chwili zdecydowanie tak, bo cała infrastruktura jej wydobycia i dystrybucji już istnieje i działa, a marnowanie czasu i pieniędzy na budowanie pseudoekologicznych hybryd mających jedynie nabić sakwę koncernom samochodowym wykorzystującym narastające w naszych głowach poczucie winy nie ma większego sensu.
Zastanówcie się z resztą dlaczego właściwie ludzie kupują hybrydy – gdybyście na spokojnie usiedli i policzyli koszty utrzymania takiego samochodu na przestrzeni powiedzmy – 10 lat, to podejrzewam, że wersja konwencjonalna z niewielkim dieslem pod maską wypadłaby zdecydowanie korzystniej. Tym bardziej, że kupując nową hybrydę już po roku stracicie połowę jej wartości, a po dwóch trzech latach będziecie musieli sprzedać ją za dwadzieścia cztery złote i pięćdziesiąt groszy bo będzie zbliżała się kosztująca milion dolarów wymiana baterii na którą Was nie stać.
Można zatem dojść do wniosku, że hybrydy tak naprawdę kupują naiwni ludzie, którzy myślą, że jeśli wydadzą na modnego Priusa 4-krotność jego realnej wartości a potem stracą 90% tej kwoty po prostu nim jeżdżąc, będą tak wspaniali, że na każdych światłach przechodnie będą zatrzymywać się, bić im brawo i wiwatować, a wieczorem zadzwoni do nich Angelina Jolie z pytaniem czy nie wybrali by się z nią i Bradem na drinka.
Wybaczcie ale jak dla mnie napęd elektryczny nie ma najmniejszego sensu, Hybrydy traktuję po prostu jak kolejną modę jak te na downsizing silników czy mającą obecnie ze względu na hybrydy swój zmierzch miłość do napędzanych na cztery koła SUV-ów. Po prostu lepiej niż zwykle wykorzystuje ona ludzką próżność i pragnienie bycia „cool”.
Mimo wszystko cieszę się, że energia elektryczna i mój telewizor mają się dobrze.
Filmu z Segalem moje mieszkanie mogłoby po prostu nie przeżyć.
Zapomniałeś o najważniejszej w moim mniemaniu żeczy. Mianowicie silnik spalinowy warczy a elektryczny nie!!!
Mój nie warczy tylko mruczy ;)
Mruczeć to może kot. Prawdziwy silnik ma wyć i ryczeć jak stado płonących niedźwiedzi grizzly doprawionych papryką chilli i nitrogliceryną, o! ;]
Ja mam nadzieje, ze mowisz o bateriach R6 i R20 i pokrewnych. Bo jak masz pomysl na magazynowanie energii elektrycznej z sieci przesylowych to nobel cie Tommy nie minie xD
Spokojnie – co prawda nie do końca wiem co do mnie mówisz bo taki już ze mnie technologiczny analfabeta ale mimo wszystko szczęśliwym zbiegiem okoliczności chodziło mi o baterie i akumulatory, o których mowa dalej :}
Ponadto co napisales, przerazaja mnie wszelkie systemy typu start&stop. Wylaczanie silnika na kilkadziesiat sekund nie ma moim zdaniem sensu. Jakas banda zyciowych nieudacznikow w grubszych niz moje okularach obliczyla, ze w warunkach laboratoryjnych oszczednosc paliwa siega do 10% (podobno informacja autentyczna, ale nie moge podac zrodla, bo jest zbyt tajne). Nikt nie patrzy na problem kompleksowo: szybsze zuzycie ukladu rozruchowego (podobne lepsze jakosciowo rozruszniki.. czytaj: 3 x drozsze), dodatkowy akumulator (no bo silnik nie dziala, ale klima chlodzi, swiatla sie swieca, Brodka drze jape w 6 glosnikach) i jakas megazaawansowana technologia, ktora skraca czas rozruchu o 15 milisekund, ktora po 2 latach sie rozsypie..
A najbardziej smutne w tym wszystkim jest to, ze banda PR-owcow siedzi i wodzi za nos coraz wieksze stado baranow..
Taki system rozruchowy to w sumie i tak pikuś przy uturbionych silniczkach z korbowodami o wytrzymałości masy krówkowej. Ciekawe jak będzie wyglądało ich serwisowanie za 2-3 lata gdy wszystko dość zdrowo się powyciera…
Wychodzi na to, że jedynym wyjściem aby kupić dziś nowy samochód zdolny przetrzymać przynajmniej 10 lat bez konieczności defraudowania naszych zaskórniaków przeznaczonych na przyszłą edukację nienarodzonych jeszcze dzieci trzeba wybierać pomiędzy czarnym Mercedesem klasy G, a Mercedesem klasy G w kolorze zielonym…
Spokojnie, zostają ci jeszcze auta w stylu Fiata Pandy ze starym dobrym 1.2 ;)
Wydaje się to głupie, ale na razie szerokim łukiem omija je moda na bycie eko.
A ekologiczne hybrydy i inne wynalzaki to największy syf jaki mogli stworzyć. Gdyby prąd otrzymywali z elektrowni wiatrowych to jeszcze jakoś by to wyglądało, a tak zamiast auta dymi elektrownia, na głowie mamy utylizację i produkcję setek tysięcy ogniw (li-ion bardzo szkodliwych dla ich ukochanego środowiska niż zwyły akumulator). To jest chore a stado baranów łapie się na pseudo-eko i lansuje się po miastach w swoich wypranych z emocji Priusach. A za miastem? Za miastem ”smrodzą” jak zwykły benzyniak…
Rozszerzając nieco stare powiedzenie, że "diesel jest do traktórów, a gaz do zapalniczek…":
"..a prąd jest do telewizora" :P
Bo samochód służy do tego żeby "lać i jeżdzić" a nie bawić się w jakieś utylizacje aku czy coś tam coś tam. Dobra, wiem, że czasem trzeba pasek nierządu wymienić i takie tam…
A to eko-pierdzenie w hybrydach i innych tego typu wynalazkach ma u mnie takie samo poważanie jak downsizing.
Ja generalnie nie mam nic do hybryd jako do źródła napędu. Wobraź sobie na przykład samochód elektryczny z silnikiem generującym 4000Nm jednym ciągłym niczym niezakłóconym strumieniem.
Wciskałbyś gaz do podłogi, a jaja podchodziłyby Ci do gardła.
Ale raz, że obecny poziom technologiczny jest o wiele, wiele za niski aby zrobić samochód na prąd, który funkcjonalnością dorówna klasycznej spalinówce i dwa – jesteśmy pokoleniem, które ma to szczęście, że zna klasyczną, mechaniczną stronę motoryzacji.
Za kilka pokoleń, kiedy spotkanie na drodze samochodu z pedałem gazu połączonym z silnikiem stalową linką będzie graniczyło z cudem ludzie nie będą już tak sceptyczni względem czegoś co robi tylko "bzzziiiuuuu" i można to podłączyć do kontaktu.
Oni po prostu nie będą mieli punktu odniesienia, tak jak my dzisiaj.
Pytanie tylko czy aby na pewno to samochody na prąd są właściwym kierunkiem – moim zdaniem to tylko chwilowy wypełniacz luki w rynku mający wypełnić nam oczekiwanie na ogniwa wodorowe, ale kto wie.
wiesz tommy, w gruncie rzeczy to ogniwa wodorowe to nic innego niz taka mini elektrownia, wiec auto z ogniwami wodorowymi nalezy do zbioru 'auta elektryczne'. No chyba, ze rozwaza sie szerzej wprowadzenie silnikow spalinowych opalanych wodorem (a nawiasem mowiac, to nawet nie potrzeba do tego zadnych modyfikacji, co najwyzej poza zestrojeniem silnika i doinstalowaniem zbiorniczka i pompki), chociaz wtedy pewnie gaziarze(elpidzi, cng, a zwlaszcza h2) byliby pogardzani za prawie darmowe paliwo
w sumie dla kogo diesel? tak sobie myslałem..
prywatnie osobówka do miasta – diesel odpada. DPF nie ma sie gdzie wypalić, koło dwumasowe patrząc na TDI VW też co chwila do wymiany, trafisz Forda to wtryski traktujesz i zmieniasz prawie tak często jak olej… na trase latem super, ale zimą na narty porażka… juz paru znajomych zapychałem gdzieś po garażach w Alpach bo im po tygodniu tak olej gęstniał że nie było szans odpalić i wrócić do domu:)
rozsądny wybór – do miasta na codzien coś "lekkiego" – takie nowe BMW 3 328i (no tej wyturbiony silnik 2.0 ale 245km). Pewnie też ma choroby wieku dzieciecego, ale musi być zabawa:)
a rodzinnie to taki T5 Multivan w mersji 4Motion podwyższonej (PanAmerica czy jak jej tam). 5osób wsiadasz, z tyłu z 2.000ltrów bagażnika, wjedzie wszędzie gdzie nawet najlepszy SUV (nie mówię o terenówkach)…. tutaj minus to oczywiścei diesel zimą… ale cóż, nie ma ideałów:)
a wszelkie X6, ML itp. to no w ch… ni w oko. ani to nie osobówka, ani sportowe, a transportowo tyle co kombi klasy średniej nawyżej…
p.s. nowa Mazda 6 jest śliczna! co prawda zwykły sedanik… ale ładnie narysowany!
Jeśli mowa o nowych padalcach… Zobaczcie nowe BMW 550dM. Jak dla mnie porażka. 550 na klapie a pod maską 3.0 i 3 turbiny. To jak 316 z M na klapie.
Super zdjęcie znaleźliście! hahaha Lubiałem oglądać tą bajkę!
Właśnie dlatego w imię ekologicznego stylu życia kupiliśmy (właściwie to brat kupił, ale w takiej sytuacji chętnie mówię my) Chevy/ego Silverado 1988r.. Czysta poezja. Big block, ok. 300 Km, spalanie 25-40l. Pięknie tym się jeździ. Trochę szkoda szybko ruszać bo zużywają się 4 opony naraz /bliźniaki/, ale co tam. Przy koszcie paliwa to małe miki. Poza tym to autko dla przyjemności, a tę trudno na złotówki przeliczać. Teraz muszę na swojego big blocka uzbierać. Brat był pierwszy. I chwała mu za to, ależ mam teraz motywację. Wystarczy tylko posłuchać jak odpala swoje charczące cudo.
Po opisach widać, że nigdy nie jeździliście autami hybrydowymi… Z perspektywy czasu pewnie już wiecie, że grubo się myliliście. A jeśli niektórzy z was dalej się upierają, że hybryda to zło, cóż… jesteście zwyczajnie dinozaurami świata motoryzacji i naprawdę nie macie pojęcia o ekologii… Współczuję…