Zauważyliście, że choć prowadzę blog motoryzacyjny to praktycznie w ogóle nie testuję tu nowych samochodów? To może wydawać się Wam nieco dziwne bo w końcu zdecydowana większość blogerów motoryzacyjnych poświęca nowościom i testom bardzo dużo miejsca – opisują oni swoje wrażenia z jazdy, robią zdjęcia na opustoszałych parkingach, analizują przebieg krzywej momentu obrotowego, pozycję za kierownicą, średnie spalanie i tak dalej…
Testowanie nowych aut to taki motoryzacyjny hajlajf – możecie wejść do salonu w marynarce z C&A i tanich butach, a dziewczyna o ślicznych oczach stojąca za ladą i tak będzie traktować Was z honorami godnymi rodziny królewskiej, a nie jakiegoś liczącego na darmowe długopisy męczybuły.
Dostaniecie też darmową kawę i kilka kolorowych książeczek, a potem odjedziecie z parkingu nowiutkim Mercedesem delektując się świadomością, że zarejestrowanie kilka lat temu internetowej domeny daje Wam dziś tak daleko idące możliwości.
Powodów, przez które prawie w ogóle nie piszę tutaj o nowych samochodach jest wiele.
Mógłbym oczywiście powiedzieć, że to nie wpisuje się w mój światopogląd, że nie mam na to czasu albo, że nowe samochody zupełnie mnie nie interesują – to byłoby bardzo mądre posunięcie, bo przez to wyszedłbym na kogoś nieszablonowego, kompetentnego i pewnego siebie.
Ponieważ jednak jestem tylko zwykłym idiotą, powiem Wam po prostu jak to wygląda naprawdę.
Okres wdrażania rewolucji technologicznej, o której tak namiętnie opowiada ostatnimi czasy pan Zientarski spędziłem siedząc w garażu i próbując wydobyć zardzewiały śrubokręt krzyżakowy ze swojej tętnicy szyjnej. W efekcie więc w czasie kiedy inni blogerzy siedzieli w testowych Corsach i naciskali te wszystkie pikające guziki dzięki którym Claudia bezpiecznie zjeżdża do podziemnego garażu, ja piłem piwo i zastanawiałem się nad tym jak wydostać śrubkę, która podczas wymiany przepustnicy wpadła mi niechcący do kolektora dolotowego.
W odniesieniu do innych blogerów naprawdę jestem przygłupi.
Nie wiem o większości rzeczy, które dla nich wydają się być oczywiste. Nie znam zależności pomiędzy nowymi modelami, nie wiem jak spisują się rozwiązania poszczególnych producentów i nie mam ich doświadczenia, które sprawia, że po pięciu minutach spędzonych w fotelu kierowcy są oni w stanie wyciągnąć jakieś wartościowe wnioski.
A na dokładkę jestem jeszcze okropnym ignorantem.
Choć jako bloger motoryzacyjny powinienem przykładać dużą wagę do nieustannego monitorowania wszystkiego co dzieje się w świecie motoryzacji, wolę spędzać czas leżąc pod samochodem i upuszczając sobie na twarz różne ciężkie narzędzia. Albo oglądając w internecie gify z podskakującymi cyckami. Z tego powodu w tematyce oferty modelowej Audi, zatrzymałem się gdzieś na pierwszej generacji A4 – kiedy więc ktoś pyta mnie o nowe A7 czy inne A5 i 3/4, czuję się jakbym miał zrecenzować mu Władcę Pierścieni na podstawie pierwszych pięciu stron i zdjęcia tylnej okładki.
Zabijcie mnie ale w wypadku Audi dziś nie odróżniłbym nawet Dildo od Gandalfa.
W wypadku BMW jest jeszcze gorzej bo z tego co zauważyłem 328 od jakiegoś czasu nie oznacza już wcale serii 3 z silnikiem o pojemności 2.8 litra. Z tego co udało mi się ustalić teraz pod nazwą 328 może kryć się nawet składany motorower.
Kolejna sprawa – kiedy jakiś czas temu pewien znajomy poprosił mnie, żebym przejechał się jego nowym samochodem i jako „rasowy, internetowy specjalista od samochodów” powiedział mu co tak naprawdę o nim myślę, samo zorientowanie się jak w tym cholerstwie uruchamia się silnik zajęło mi dobre pół godziny.
Siedziałem w fotelu niczym zdrowo naćpana surykatka i macałem deskę rozdzielczą starając się sprawiać wrażenie, że tak naprawdę sprawdzam jakość plastików, a nie szukam dziury, do której powinienem włożyć przypominający drogą zabawkę erotyczną kluczyk.
Tylko sekundy dzieliły mnie od totalnej kompromitacji spowodowanej desperacką próbą wciśnięcia go w kratkę od centralnego nawiewu.
Z resztą, nawet kiedy udało mi się w końcu uruchomić silnik, nie miałem zielonego pojęcia do czego właściwie służy połowa zamontowanych na desce guzików – same dziwne akronimy i ikonki rodem z japońskich sedesów. Czułem się szympans, któremu ktoś kazał skonfigurować router wifi. To było dla mnie do tego stopnia nienaturalne, że bałem się włączyć cokolwiek poza kierunkowskazem.
Obawiałem się, że jeśli wcisnę coś nie tak to fotel podmyje mi tyłek.
Jak miałbym testować samochód wyposażony w te wszystkie futurystyczne innowacje skoro na mnie wrażenie robią znajdujące się na liście wyposażenia elektryczne szyby? Testowanie współczesnych samochodów i pomijanie przy tym całej elektroniki i systemów zwyczajnie nie ma sensu, a mnie nie interesują radary, tempomaty albo systemy mające sprawić, że siedząc za kierownicą można uciąć sobie drzemkę, a samochód i tak dojedzie bezpiecznie na miejsce.
Większości rzeczy nie potrafiłbym nawet włączyć bo jestem na to za głupi.
Poza tym to wymagałoby zaglądnięcia do leżącej w schowku instrukcji, a to jest równie sprzeczne z męską naturą co muzyka pop i dietetyczne piwo. A skoro już o muzyce mowa – w BMW mam jedną płytę CD. Jedną. Mam na niej kilka kawałków, które nagrał Sinatra, Martin albo Sammy Davis Jr. (ostatni kawałek to „energy 52” z Cafe Del Mar) i w zupełności mi to wystarcza.
Serio.
Mam tę płytę od jakichś 5 lat – nie znudziła mi się jeszcze bo włączam ją wyłącznie wtedy, kiedy znuży mnie już dźwięk sportowego wydechu.
Czyli rzadko.
Poza tym jedynym plikiem z muzyką, jaki mam w swoim telefonie jest „banana_phone.mp3” – i trzymam go tylko dlatego, bo póki co na karcie pamięci nie brakuje mi jeszcze miejsca na więcej gifów z podskakującymi cyckami. Nie mógłbym więc nawet przetestować gniazdka do podłączenia telefonu z muzyką, o którym to nie wiedzieć czemu wszyscy zawsze piszą. Wracając jednak do testowania samochodów – problemów jest więcej. Pomijając już to, że musiałbym się naprawdę mocno napocić, żeby napisać o współczesnych konstrukcjach cokolwiek wartościowego, zwyczajnie nie miałbym chyba sumienia, żeby zrobić to jak należy.
Wiecie czym tkwi problem?
Owszem, mógłbym przez tydzień czy dwa jeździć udostępnioną przez lokalnego dilera Hondą, którą ten usilnie próbuje mi wcisnąć od ponad pół roku i zapisywać w tym czasie swoje obiektywne wrażenia. Kiedy jednak miałbym usiąść przed laptopem i napisać to wszystko co mi się w niej nie podoba, było by mi zwyczajnie głupio. Pomyślcie sami – gość, którego poznaliście za darmo udostępnia Wam nowy samochód. Poświęca swój czas, żeby go dla Was przygotować, przesyła Wam materiały prasowe, a nawet prosi długonogą dziewczynę w krótkiej spódniczce, żeby zaparzyła Wam kawę i trochę się przy tym do Was zalotnie pouśmiechała.
Czy mając tę świadomość potrafilibyście z czystym sumieniem pojechać po tym samochodzie za wszystko co nie przypadło Wam do gustu?
Byłoby to jeszcze ok, gdyby nie spodobał mi się kształt guzików na kierownicy albo umiejscowienie uchwytu na kubek bo takie drobne uwagi dodają autentyczności każdej pozytywnej opinii. Ja jednak należę do grupy osób, które nie mają zielonego pojęcia o tym jak powinien jeździć współczesny samochód dlatego najprawdopodobniej przypierdoliłbym się do absolutnie wszystkiego poza kołem zapasowym.
I to tylko dlatego, bo go nie zamontowali.
Choć po chwili namysłu stwierdzam, że to również jest głupie.
Nie mógłbym pisać obiektywnie i nie odczuwać z tego powodu wyrzutów sumienia, dlatego wolę oszczędzić sobie (i Wam) takich dylematów. Że nie wspomnę już o tym, że jeśli spróbujecie zmieszać jakiś samochód z błotem, zagwarantujecie sobie od ręki dożywotnie wykreślenie z listy osób zapraszanych po darmową kawę i zalotne uśmiechy pani Katarzyny. Napiszcie źle o jakimś modelu, a możecie być pewni, że kolejnego do testów już nie dostaniecie – to dlatego w internecie praktycznie nie ma negatywnych recenzji. Na luksus obiektywnego oceniania samochodów możecie pozwolić sobie chyba tylko jeśli czyta Was kilka milionów osób. Dlatego właśnie zupełnie nie ciągnie mnie do opisywania nowych samochodów – z mojej perspektywy to po prostu nie ma najmniejszego sensu.
To dlatego za każdym razem kiedy dostaję zaproszenie na jakąś premierę albo testy nowego modelu, dziwnym trafem dopada mnie wyjątkowo zaraźliwy rodzaj kolumbijskiej czkawki.
Ostatnio kiedy zaproszono mnie na weekend do Krakowa dopadła mnie tak ostra odmiana, że przepona prawie wyskoczyła mi uszami.
Sami rozumiecie – chyba będzie lepiej jeśli zostanę przy moich młotkach i starych gaźnikach…
Kwintesencja!
Sam tego spróbowałem i nie jest łatwo cokolwiek sensownego napisać. Komputer na kołach nijak się ma do mojego ideału czysto mechanicznego. Dodatkowy problem to czas takiego testowania – nie jeździłem „przez tydzień czy dwa”, a raczej „przez godzinę czy dwie”. W takim przypadku głównie można się przyczepić do przycisków, które się nie spodobają. O nowym Mustangu nie jestem w stanie od miesiąca nic napisać, bo przejechałem się kilka km w trybie „śnieg / mokra nawierzchnia” – handlowiec na miejscu pilota rządził :-(
Chyba pierdolnę to całe blogowanie i wyjadę w Bieszczady. I tak mi wielka dupa z tego wychodzi, bo zamiast śledzić wszystkie nowinki motoryzacyjne (szczególnie te pierdołowate), to siedzę nad swoimi projektami.
A to nie dlatego, że w testach musiałbyś jechać za każym razem z Bielska do Warszawy (względnie Krakowa) po samochód? Kilka godzin, po to aby wracać po kilku dniach. Raz po raz:)
:)
PS. Pamiętaj, że reszta zazdrości umiejętności kręcenie krzyżakiem! :)
Lubię jeździć więc dla mnie to nie problem :) Do Krakowa zdarza mi się jeździć tylko po kebaba z budki (dobrego mają przy rynku). Do Katowic mam trochę ponad pół godziny więc luz. Z resztą, miałem nawet możliwość odebrać coś bezpośrednio w BB ale jednak się nie zdecydowałem. Nie chcę tu nikomu bruździć – po prostu tak to wygląda z mojego punktu widzenia ;)
Nie nadaję się do tego – nie znam się, nie potrafię, nie rozumiem, nie widzę sensu ;)
Tak sobie dzięki Tobie pomyślałem – może by tak pomyśleć nad testowaniem czegoś z cyferką „1” na początku roku proukcji?
Tommy, ja Ci powiem tak. Przerzucasz tony żelastwa. Siedzisz, dłubiesz w tych kolektorach i innych sprawach, o których budowie 99% ludzi nie ma pojęcia. Z tego co Cię znam, jesteś człowiekiem o trochę staroświeckim podejściu do życia ( w pozytywnym sensie, żeby nie było).
Gdybyś więc jeździł czymś nowym, to zby blisko by Ci było do jakiegos Michała Milowicza. ty po prostu musisz jedzić starymi samochodami i tyle ;)
To robimy akcję „Nie sprzedawaj swojego starego samochodu! Oddaj go do Tommy’ego”
Ale ja nie mam starego samochodu :(
Peter – spoko, mam jeszcze trochę wolnego trawnika i miejsca na serwerze ;)
Bartek – a ja Ci ciągle mówię, że powinieneś coś z tym faktem zrobić ;)
Zgadzam się w 100%, mam tak samo ale dziwi mnie, że nie wpadłeś na pomysł napisania porównania np. Twojej 328 do nowej 328 i nie mam tu na myśli testu na zasadzie – w nowej jest masa bajerów których nie ma w starej wiec nowa jest lepsza. Chetnie bym przeczytał porównanie np. jak te wszystkie elektroniki maja się do frajdy z jazdy, tak zupełnie subiektywnie czy fajniej się zapierdala po zakretach nową 328 czy starą.
Ja np chętnie bym wsiadł na 2-3 dni i do 735 z salonu tylko po to żeby wiedzieć jak dużo i czy w ogóle coś tracę jeżdżąc moją e32.
Chodzi mi po głowie pewien materiał z serią 3 ale dopiero powoli układam to sobie w głowie :)
No widzisz, Tommy, tylko dlatego to czytamy, że nie ma tutaj testów nowych samochodów (co prawda zwykłem je nazywać mobilami, albo przemieszczaczami).
No pomyśl, czemu masz tylu czytelników?
Myślałem, że robicie to głównie z litości ;P
Ja dla cycków. I coraz rzadziej tu zaglądam, bo cycków jakby mniej. Nawet Sandra już nie wpada :D.
mówisz masz ;)
Wiem, że już trochę za późno, ale POLECAM:
https://www.youtube.com/watch?v=pqKb1OGpDjo
Mozart lepszy ;)
Z litości też :)
Ale fakt, jak mam ochotę to wchodzę na blogi gdzie spodziewam się testów nowych aut, i nieraz nawet je przeczytam.
Jednak bardziej mnie jara długi na kilka stron opis wykonania dolotu, remontu blacharskiego malucha czy escorta. Jak ktoś ma umysł techniczny i wykorzystuje fakt posiadania rąk, to właśnie takich informacji szuka.
Dodatkowo pracuję w reklamie, i jestem wyczulony na marketingowy bełkot, promowanie produktów, czy średnio obiektywne testy.
A szału dostaję jak widzę nowe reklamy jednej z marek z udziałem Pan Zientarskiego.
Nie odbieram mu absolutnie żadnych zasług i tego jak lata temu prowadził program. Ale robienie biednych ludzi w konia, którzy uważają że Zientarski w swoim programie poleca to auto, i dlatego ono jest dobre, zasługuje na kopniaka w dupsko.
Wojtku, jeśli ktoś reklame uważa za program Zientarskiego to sorry, ale on chce byc zrobiony w balona. Innymi słowy, jeśli nie potrafisz odróżnić nachalnej i głupiej reklamy od czegokolwiek innego to jak u diaska zdałeś na prawko? Nie masz, wrażenia że.ta reklama trafia tylko do ludzi po 90-tce?
Czyli „target” Toyoty :D.
Ależ ja to doskonale rozumiem, i widzę że to reklama. Żal mi trochę tych ludzi, którzy są targetem Toyoty. Oni pamiętają doskonale Zientarskiego z programu tv, i nadal jest dla nich autorytetem.
Ludzie chcą być robieni w balona, jak inaczej wyjaśnimy chęć kupowania skręconych licznikowo niemieckich fur? Temat podejmowany niejednokrotnie.
Prawko zdałem nawet więcej niż jeden raz, doświadczenie mam :D
Ja byłem ostatnio takim trochę testerem nowych samochodów (zakup nowego) – kurde, nie warto. Chyba jestem za stary na nowoczesną motoryzację.
To może zostawię Ci Szkaradę albo betkę i zrobisz sobie jej recenzje? :D
Ciekawe co napiszesz o tej 3 garowej poczwarze :D taka modna, taka eko itp
Jaka prowokacja :D
Rozwiązanie jest jedno – testy starszych samochodów tak powiedzmy do 1999 roku max :) Dasz radę coś sensownego napisać, nikogo nie obrazisz, a i materiał ma duży % przydatności – te auta mają ten sam problem co nowe brak rzetelnych opinii- każdy swoje chwali :)
Nawet się poświęcę i dam przetestować Skodę Favorit ’90, mój daily car :D A daleko nie masz, wszak od Prentki City do Chrzanowa daleko nie jest :)
Ale jakich blogerów masz na myśli pisząc „innych blogerów”? Dziennikarzy z internetowych redakcji? dziennikarzy z „papierowych” redakcji którzy przy okazji wrzucają teksty do sieci? czy blogerów którzy nie są w żadnej redakcji a robią testy po to aby sobie pojeździć nowym autem?
Moja szklana kula mówi ;) że motywem do napisania tego tekstu było to zaproszenie do Krakowa. Czyli bezpośrednio do dilera na kawę i jazdę autem. Normalnie są udostępniane auta prasowe i tylko dostaje się kluczyki, podpisuje papier i tyle. On nawet nie wie kim jesteś i o czym będziesz pisał, nawet tego nie będzie czytał. Za krytykę nikt poważny nie będzie się obrażał. Za napisane bzdury i głupoty też się nie obrazi tylko po prostu uzna, że dany bloger jest niepoważny.
Z tego co mi wiadomo to takie typowe blogi blogerów są traktowane bardzo po macoszemu czyli tym którzy udostępniają auto jest wszystko jedno co będzie napisane ale jeżeli jest jazda po „łysej kobyle” to aby była to uzasadniona krytyka. A nie taka, że „nie wiem kto poważny kupi nowe BMW 7er jeżeli ten samochód kojarzy się z gangsterską i dresiarzami”.
Z racji tego, że bloger nic nie musi to nie musi testować tego co go nie interesuje więc może testować tylko to co go interesuje. Dzięki temu jest niewielkie ryzyko, że będzie się męczył nad tekstem i nie będzie wiedział co ma o danym samochodzie napisać.
Ja tam bym chętnie potestował auta jakie mnie interesują i o jakich mogę sporo napisać nawet teraz, zanim do nich wsiądę. Np. interesuje mnie Audi R8 jako „ucywilizowane” Lamborghini Gallardo którym jeździłem i jest dla mnie siermiężnym i topornym autem. Generalnie mógłbym z hektar tekstu napisać o tym co myślę o R8 choć nim nigdy nie jeździłem i drugi hektar tekstu o tym co myślę już po jeździe. Przy czym jednocześnie zupełnie nie interesuje nowe Q7 i inne takie i nikt mnie nie zmusi do jazdy tym autem a już szczególnie to opisywania tego :)
Pamiętam naszą rozmowę w Sopocie ;)
Spalacz, jak czytam, jak to fajnie, to prawie mam ochotę zostać blogerem motoryzacyjnym :). Domagałbym się testowych Citroenów, Volvo i Subaru. I czasami Renault. Mógłbym jeszcze Alf i Lancii, ale tutaj ciężko oczekiwać, że będzie jeszcze coś do testowania :D.
A to są gdzieś jakieś zapisy na tych blogerów? Też bym się zgłosił :D
Ty już spełniasz pierwszy warunek – masz niemiecki samochód:
Blogo – BMW
JWD – VW
Prentki – BMW
Spalacz – Audi
Automobilownia – MB
Widzę niepokojącą prawidłowość tutaj… Dobrze, że jest Cubino i Złomnik z Francuzami, ale z włoszczyzną bieda… Jest jeden Fiergloo, ale za to blog kozacki :D.
Podpisuję się obiema rękami (może za wyjątkiem czytania instrukcji obsługi – jestem tego gorącym zwolennikiem i polecam wszystkim, z resztą po części jest to związane z moją pracą i wiem jak ciężko napisać dobrą instrukcję zrozumiałą dla każdego).
P.S. W Krakowie są lepsze opcje niż kebab z budki ;)
Co do instrukcji obsługi – trzeba czytać, czytam nawet instrukcje gotowania makaronu bo jednemu wystarczy trzy minuty a inny musi sie gotować 10. I nie chcę jeść rozgotowanej papki tylko dlatego że czytanie instrukcji jest niemęskie :-)
a co do nowych aut, pracowałem kilka lat temu w Fordzie, a wczoraj oglądam autko, i myśle że taki nijaki i podobny do wszystkiego ten nowy focus. patrze bliżej a to jakiś Hyundai:-)
także wydaje mi sie że testując nowe auta to mozna tylko pisać suche fakty o walorach użytkowych cx, spalanie, co2 i wejściach usb i systemach samoczynnego parkowania… noo chyba że w chodzimy w lige jak pisał spalcz R8,Mustang, 911 itp to może być ciekawiej
Natomiast opisująć starsze samochody które nas kręcą – tutaj same włączą się emocje już przy autach dużo niższej klasy :-)
Kurde, prentki, jak ty coś napiszesz to szok.
To są właśnie współczesne zalety przeciętnego człowieka, tak w c**j rzadkie jak: skromność, brak lansu, robienie własnej, przez siebie wyuczonej/szlifowanej roboty z pasją. W dobie gówna intelektualnego, rzadko spotkać kogoś, kto odstawi wszystkie zbędne przyjemności na bok i z biegiem czasu, będzie tym starym, dobrym… np. Tommym;)
Pozdrawiam
Dla mnie spoko, że masz własną drogę prowadzenia swojego bloga. Jak wszyscy testują nowe samochody, Ty możesz wyczarować artykulik bardziej techniczny np. dotyczący usterek w starym BMW. Temat niby stary jak świat, ale masa osób dalej buja się w E36 i takie wiadomości są dla nich cenne. Także dzięki za szczerość i trzymaj dalej swój poziom!
trzeba trafiać w nisze, robić swoje z pasją. wystarczy nam lansu, płytkości i przeciętności :) prawie jak oda, prawie robi wielką różnicę. samochody używane mają duszę :)
Cyt:”…Zauważyliście, że choć prowadzę blog motoryzacyjny to praktycznie w ogóle nie testuję tu nowych samochodów? To może wydawać się Wam nieco dziwne bo w końcu zdecydowana większość blogerów motoryzacyjnych poświęca nowościom i testom bardzo dużo miejsca…”
Dla mnie jest to zrozumiałe…
A ja jestem zwolennikiem starych samochodów i rozumiem tutaj, że nie ciągnie do testowania nowych :)
Przyznam szczerze, że stare samochody dla mnie są o wiele lepsze niż nowe modele. Nawet jak się popsuje coś to bez problemu można samemu naprawić, a w nowych jest tyle elektroniki, że za nic nie można się samemu wziąć