Jeśli śledzicie motoryzacyjną blogosferę to wiecie zapewne, że Blogo ma właśnie „te dni”, w związku z czym większość czasu spędza obecnie na zamykaniu się w łazience i płakaniu, słuchaniu piosenek Kamila Bednarka albo też narzekaniu, że z jego BMW znów zaczynają odpadać różne rzeczy.

Podejrzewam, że fakturę za naprawę vanosa oglądał w tym tygodniu już tyle razy, że zna na pamięć nawet nip warsztatu, który ją wystawił.

Do czego jednak zmierzam – część z Was pewnie turla się teraz po podłodze i jeździ mu po rajtkach sugerując, że jest miękka faja bo w ogóle przejmuje się takimi pierdołami. W końcu czymże jest niewielki, wysuwany za naciśnięciem stopy półautomatyczny dyfuzor podpodłogowy wobec problemów z DPF-em albo silnikiem w starym 156 twin spark?

Z drugiej strony pojawiają się głosy sugerujące, że to najlepszy moment by zadzwonić na pobliskie złomowisko i umówić transport, bo lada moment czarne e46 zacznie zakradać się do sypialni i wyjmować pieniądze schowane w szufladzie ze skarpetkami (oczywiście nie, żeby miało to jakiś związek z jego kolorem).

Wiecie o co chodzi – nie minie wiele czasu, a BMW wyczyści Rafałowi konto, a potem zacznie sprowadzać na parking roznegliżowane Barchetty i jarać z nimi olej za śmietnikami.

Spójrzcie jednak na to w ten sposób – to e46 ma już na karku kilkanaście lat i jak twierdzi Blogo pokonało przez ten okres około 270 tysięcy kilometrów. To mimo wszystko całkiem sporo i raczej nie zanosi się na to by kolejnych latach zaczęło nagle młodnieć albo samoczynnie się naprawiać (automatyczne uzupełnianie oleju płynem chłodniczym się nie zalicza).

W związku z tym jest raczej logiczne, że można spodziewać się dalszych problemów z blacharką, układem napędowym czy zapiekającymi się łożyskami.

Sami przyznajcie, że jeśli taki samochód pełni rolę Waszego podstawowego środka transportu to raczej kiepskie perspektywy – tym bardziej, że jak sam udowadniam na przykładzie bordowej, nawet prosta wymiana błotnika może w pewnych okolicznościach przeciągnąć się na jakieś pół roku.

Co wobec tego można uczynić?

Z jednej strony można wyłożyć trochę buły na ogarnięcie blacharki i najważniejszych elementów i przynajmniej mocno odwlec w czasie dzień, w którym diagnosta z SKP wyjdzie z kanału z miną sugerującą, że pieczątki w dowodzie z całą pewnością nie będzie. To chyba całkiem rozsądna perspektywa – szczególnie, że e46 raczej nie należy do kategorii samochodów, które co drugi dzień bez powodu tracą ładowanie albo ni stąd ni zowąd stają w płomieniach.

Można więc zakładać, że jeśli wydamy trochę pieniędzy na dobrze wykonaną naprawę danego elementu to nie przez kolejne kilka, kilkanaście lat nie trzeba będzie do tego tematu wracać.

Z drugiej strony, w samochodzie znajduje się kilka milionów części i trudno jest oczekiwać, żeby po prawie dwudziestu latach jazdy zepsuły się co najwyżej cztery czy pięć z nich – a to szczególnie istotne jeśli należycie do grupy osób, którym z czystym sumieniem spojrzeć w lustro nie pozwala fakt, że w ich samochodzie brakuje zaślepki jakiejś śrubki, której i tak za cholerę nie widać.

W takim wypadku naprawiać samochód będziecie na okrągło.

Idąc tym tropem można stwierdzić, że brnięcie w „stare” jak na dzisiejsze realia e46 to opcja dobra dla ludzi, którzy lubią spędzać czas leżąc na podjeździe i wylewając sobie na twarz gorący olej przekładniowy. Mając tak specyficzne preferencje przynajmniej będziecie w stanie większość napraw ogarnąć we własnym zakresie co moim zdaniem jest bardzo fajne i znacznie obniża koszta.

Żeby jednak móc w spokoju oddawać się takim dewiacjom, potrzebny jest Wam własny garaż, albo przynajmniej kawałek własnego podjazdu – a to ciężki temat jeśli mieszkacie w bloku, a na dokładkę macie sąsiada, który Was nienawidzi bo jakieś cztery lata temu nieświadomie zajęliście „jego” miejsce parkingowe.

I tylko czeka by w ramach rewanżu o coś się do Was przypierdolić.

W takiej sytuacji niegłupią opcją zaczyna wydawać się kupienie stosunkowo nowego samochodu, który owszem – również będzie potrzebował wizyt w warsztacie, ale w przeciwieństwie do e46 wizyty te nie będą wymagały użycia spawarki, szlifierki kątowej i konserwacji na pędzel.

I, który będzie miał wszystkie zaślepki od śrub fotela.

Można również połączyć te dwie opcje i sprawić sobie nowszy samochód wykorzystywany jako daily, a e46 zostawić do zabawy czy też po prostu – jako drugi samochód w rodzinie. To daje ten komfort, że nawet kiedy coś popsujecie to nie będziecie musieli przez kolejne pół roku jeździć po bułki autobusem.

Z drugiej strony z doświadczenia wiem jak kończy się kupowanie samochodu na daily.

Mam już takie cztery…

22 Komentarze

  1. Marcin 10 czerwca 2016 o 14:56

    Na daily nie można kupić auta które się będzie szczególnie lubiło.
    Miałem e34 525i na daily – porażka,
    Miałem e39 540i – porażka,
    W końcu kupiłem coś w mojej ocenie nudnego – nie aż tak nudnego, że chce się zwrócić 3 poprzednie posiłki ale jednak nic z czym wiązałby, większe emocje – e46 328i. I jak dotąd wychodzi :) A resztę energii i kasy można wtedy poświęcić na coś naprawdę ciekawego

  2. Olaf G 10 czerwca 2016 o 22:39

    E46 mojego kuzyna stanęło samoistnie w płomieniach. Do dziś nie wiadomo czy to dlatego że było słabo poskładane po dzwonie, czy dlatego, że dał auto narzeczonej na kilka dni, nie wytrzymało i popełniło samobójstwo :V

    1. krzyszp 11 czerwca 2016 o 00:48

      Jeżeli narzeczona pochodziła również z niemiec, to się nie dziwię, że auto nie wytrzymało napięcia…
      Ale i wersja z dzwonem jest realna ;)

      1. Tommy 13 czerwca 2016 o 07:37

        Po prostu aż paliło się do jazdy
        (ba dum tsss… :v )

  3. Dapo 11 czerwca 2016 o 01:18

    Mój błotnik leżał w garażu ponad rok. Założyłem go dopiero jak zobaczyłem pierwsze oznaki korozji na progu. Co do nowych aut mam takie drugie auto które jest 10 lat młodsze nuż e46 i od ponad 2 lat i też się psuje, może nawet częściej niż e46.

    1. Tommy 13 czerwca 2016 o 07:37

      Z tego co widzę leżące w garażu błotniki to drażliwy temat :D

  4. Peter Moto Soul 11 czerwca 2016 o 13:45

    Jeżeli chodzi o roznegliżowane Barchetty to polecam się jako ekspert :)

    1. Tommy 13 czerwca 2016 o 07:38

      Jak przy jakiejś okazji będę u Ciebie na dzielni to muszę się przejechać bo od dłuższego czasu chodzi mi po głowie kupienie takiej Izie – tak, żeby miała też w końcu jakąś całkiem swoją zabawkę w skali 1:1 ;)

  5. Edd 11 czerwca 2016 o 14:37

    Ja tutaj podzielę się swoją może dość nietypową opinią ,ale mam nadzieje ,że wniesie to coś do dyskusji.

    Moim zdaniem auta nowsze niż e46 i podobne już niestety nie są tak przyjazne dla użytkownika po okresie gwarancji jak nieco starsze auta w ,których diagnoza i naprawa usterek jest wyjątkowo prosta( nie dotyczy to wtrysku mechanicznego) jak również w razie awarii nie musimy w nich walczyć z niepotrzebnie rozbudowaną elektroniką i ogromem czujników(które nie są tanie).

    Dodatkowo drobna ,ale ważna rzecz: Klima na R12 jeśli tylko auto nie było uderzone w przód prawie na pewno działa co w przypadku delikatnych nowoczesnych układów klimy nie jest już takie pewne w przypadku r134a i nowszych(po prostu R12 lepiej smaruje i jest wydajniejszym gazem)

    Generalnie wydaje mi się ,że najlepszym rozwiązaniem jest posiadania jako codziennego auta
    czegoś w solidnym ocynku (typu stare volvo 700/800/900 czy audi 80/100) i z mega prostą mechaniką bo wtedy po prostu odpada problem korozji.

    Mechanika w takim aucie(audi 80 ,volvo) jest tania do naprawy i zbliżające się usterki są przewidywalne i w stosunkowo niedużych pieniądzach możemy wymienić sobie „pół auta” (i to w dodatku na podjeździe pod blokiem-to akurat mówię na podstawie własnych doświadczeń).

    A po wymianie większości mogących ulec awarii podzespołów w ocynkowanym aucie naprawdę mamy spokój na długie lata ,tylko po prostu trzeba kupić dobrą bazę co najczęściej wiąże się z zapłaceniem pewnej wielokrotności aktualnej ceny rynkowej modelu (choć nie zawsze).

    Pozdro

    p.s.
    a odnośnie tak ważnego dziś „prestiżu” to zadbany youngtimer po polerce i z ładnym felgami naprawdę wygląda o wiele bardziej reprezentacyjnie(nawet dla osób nie znających się na motoryzacji) niż przykładowo kolejna e90 czy a4 b7 itd.

    1. MArcin 11 czerwca 2016 o 14:59

      Ja się nie zgodzę w prawie całej rozciągłości.
      Kiedyś głosiłem że nowe auta są be itd.
      dzisiaj uważam, że do przemiesczania się – im nowsze auto tym lepsze. A psucie się nowych aut to mity głoszone przez ludzi których nie stać na nowe, a moja opinia jest oparta o obserwacje w blikim otoczeniu kilku nowych -5-10 letnich aut, które wcale się psuć nie chcą. Klimatu mają coraz mniej, przynajmniej w większosci, ale bądzmy obiektywni.

      Sam wolalbym na codzien f30 328i niż e36 328i. Smutna prawda jest taka że budzet mam raczej na e36/e46, mooooże e90 gdyby sie wyzylowac

      Takie audi 80 na codzień to musi być dramat. Ja na codzień potrzebuję się przemieszczać szybko i bezpiecznie, efektywnie hamować i móc przeprowadzić rozmowę telefoniczną przy prędkości 150km/h, w taki sposób żebym nie musiał się drzeć do słuchawki bo 20 letnie uszczelki szumią a studwudziesto konny silnik wyje w niebogłosy.

      A prestiż – audi 80 czy volvo o ktorych piszesz prestizowe będą ale za 75 lat, na razie choćby były w konkursowym stanie, to takimi nie będą. I nic tego nie zmieni, że jakis fan motoryzacji doceni to. Choc koniecznosc prestizu auta niekoniecznie musi miec znaczeni

      1. Sobieski 12 czerwca 2016 o 10:02

        Jeździłem 80 b4(1,9tdi) i b3(benzyna z lpg) do tego audi a6 c4 2.5tdi i pomijając tą b3 która była dobra ale nie w trase to nie jeździło mi się w cale gorzej niż a4 b8 2008r 2.0tdi ba nawet tymi starszymi audicami jeździło mi się wygodniej ze względu na wnetrze a na autostradzie mogłem spokojnie rozmawiać bo były to auta zadbane(brak wyjacych łożysk, wszystkie wygłuszenia pod maską itd.)

        A co do awaryjności nowych i młodszych aut niż e46 to auta są bez awaryjne ale do czasu.
        Mniej więcej do czasu aż skończy się okres gwarancyjny lub (zależy co wcześniej) osiągnie pewien przebieg. I mówię to jako praciwnik naprawdę sporego warsztatu w tym aso kilku gigantów motoryzacyjnych.

      2. Kubutek 13 czerwca 2016 o 00:36

        Młodyś Marcinku na bank jesteś:) Znam na prawdę bogatych ludzi i lubią się wozić (jak ja,tyle,że ja pół życia odkładałem na moje cacko) oldtimerami.Wyjedź na ulice takim „dramatem” jak Volvo 262 C chociażby i zobaczymy,czy panowie w nowych BMW nie będą się oglądać:))
        Zaręczam,że przy 150 km/h jest w tym samochodzie cisza.
        Pomijam,że w takiej „zwykłej” 740-760 panuje też cisza,a osiągi przy większych motorach dają o sobie znać.

        P/S mój baaardzo bogaty znajomy,jak mu zayebali Lexusa ,się wkurvił był i kupił MB 115.Została z niego buda,wstawiony silnik V8 4.2 bodajże,klima itd.Zapyerdala aż miło,w środku cisza przy 200.Ale nikt nie chce go kraść:)
        Kocham stare auta

        1. Tommy 13 czerwca 2016 o 08:07

          Jeśli chodzi o awaryjność to zwykle jest to po prostu loteria, na którą wpływa też trochę wiek i sposób użytkowania samochodu (a nawet trochę temperament kierowcy). Mercedes GLK, którym czasem miałem okazję jeździć ma jakieś 3 lata, a był w serwisie już z 15 razy. To pękł filtr paliwa, to pojawił się wyciek płynu chłodniczego spod kolektora dolotowego, to padły czujniki parkowania na tyle albo jakiś dziwny zawór w rejonie turbosprężarki.

          A niby nowe i jeszcze Mercedes więc powinno jeździć milion lat i dopiero wymiana oleju…

          Tymczasem kupione przeze mnie za 3 tysiaki e30 miało przez ten czas tylko jedną awarię bo padł akumulator, który na pewnym skrzyżowaniu stwierdził po prostu, że od teraz nie będzie już akumulatorem tylko ziemniakiem (i został)

          Zawsze jednak pozostaje tu czynnik losowy i dlatego nawet w wypadku takiego samego samochodu jeden będzie chwalił, że jeździ już pięć lat i przez ten czas popsuła się tylko jedna opona, podczas gdy drugi będzie klął bo w serwisie jest tak często, że ma tam już nawet własny kubek na kawę i kapcie.

          A co do prestiżu nowych/starych fur – nie wiem jak to się ma do typowych uczestników dróg ale jeśli o mnie chodzi to obejrzę się i za F30 w fajnym kolorze, i za jakimś ładnie utrzymanym 80 B4, i za W115 (tu już nawet za nieładnym bo to generalnie porno).

          Dla mnie nie ma większego znaczenia czy wóz ma 2, 10 czy 40 lat – osobiście najlepiej czuję się w pudełkach z napisem 80’s i 90’s bo na tym się wychowałem i dlatego pakuję się głównie w nie. Nie znaczy to jednak, że na ulicy nie interesują mnie nowsze albo starsze modele.

          Jak śpiewała Majka Jeżowska „bo wszystkie samochody nasze są” (czy jakoś tak)

          To wszystko jest bardzo mocno indywidualne i tyle ;)

        2. Marcin 17 czerwca 2016 o 00:38

          Ależ ja nie twierdzę że za fajnym youngtimerem nie będą się oglądać. Każdy świadomy petrolhead będzie.
          Twierdzę natomiast że w nowym BMW jest większa cisza niż w takim volvo czy 15 letnim BMW.
          A jeśli mówisz że 20 letnim audi 1.9 tedei jeździło Ci się nie gorzej jak prawie nowym i 2x szybszym to…nie mamy o czym rozmawiać chyba…

  6. Edd 11 czerwca 2016 o 16:53

    Ja akurat miałem odmienne doświadczenia z obserwacji usterek w „świeżych” autach(też z bliskiego otoczenia) ,choć to pewnie dlatego ,że spora część 5-10 latków przebieg 100kkm miało pewnie jakieś 100kkm temu ,ale nawet te pewne i z realnym małym przebiegiem nie były bezawaryjne (awaria-czyli niemożność kontynuowania jazdy).

    A odnośnie hamowania to oczywiście niezależnie od auta należy kupować możliwie jak najlepsze opony i wtedy drogi hamowania są porównywalne a w przypadku lżejszego(starszego) auta możemy niskim nakładem kosztów znacząco poprawić hamowanie czego w nowym aucie tak łatwo nie zrobimy…

    A odnośnie silników zapomniałem dodać ,że w dzisiejszych czasach sens mają tylko najmocniejsze jednostki(które mają więcej niż wystarczające osiągi-i w razie potrzeby można je tanio zwiększyć).

    Specjalnie napisałem też o tym aby znaleźć „dobrą bazę” czyli m.in takie auto o ,które ktoś dbał ,a uszczelki i pasowanie wciąż jest jak trzeba i wtedy takie auto z dużym silnikiem i szczelnym wydechem jest naprawdę ciche i spokojnie można rozmawiać przy 160 nie krzycząc(polecam przejechać się zadbaną 900-tą z turbobenzyną-naprawdę można się zdziwić-jak na moje ucho jest ciszej niż w e46 ,ale to może kwestia danych egzemplarzy bo jechałem tylko dwoma e46)

    A z tym „prestiżem” to fakt trochę poleciałem bo rzeczywiście ani taki youngtimer ani e90/a4b7 już nie są reprezentacyjne ,ale też nie uważam ,że to akurat ważny czynnik.

    Tak więc moja opinia wynika z moich doświadczeń -ty masz inne więc masz inne zdanie ,ale mimo to polecam spróbować przejechać się choćby wspomnianą wyżej 900-tą bo z tego co sprawdziłem to niestety rzeczywiście wszystkie powszechnie dostępne audi 80(poza wersjami turbo-które są ekstremalnie drogie/niedostępne/zajechane) mają raczej słabe osiągi jak na dzisiejsze czasy.

    Nie mówiłem już o kosztach utrzymania ,ale tu wiadomo co jest tańsze w utrzymaniu.

    Odnośnie bezpieczeństwa to nie zabieram głosu bo słyszałem mieszane opinie m.in. od laweciarza ,który jeździł do wypadków i też nie był taki pewny co do przewagi nowych konstrukcji nad starymi- ale nie wiem więc się nie wypowiem- W ogóle coś nie widzę od dawna jakiegokolwiek rozwoju w motoryzacji ,ale pewnie mi ekran LCD zasłania :)

    Niemniej miło było poznać twój punkt widzenia z ,którym akurat się nie zgadzam-ale na tym przecież polega dyskusja.

  7. Sobieski 12 czerwca 2016 o 09:42

    Cóż jak chcesz typowego daily to polecam skodę w leasingu albo dacie. Nowe auto bez ciągłych usterek ze wszystkimi zatyczkami a jak coś się zepsuje to masz gwarancję i auto zastępcze indentyczne więc nawet nie zauważysz różnicy. Ale z tego co się orientuje to auto dla izy nie miało być typowym nudnym „szarym” daily tylko jednak czymś czego prowadzenie nie będzie plastikowe a satysfakcjonujące choć w ułamku tak jak jazda bordową.

    1. Tommy 13 czerwca 2016 o 08:16

      Skoda albo Dacia w leasingu to w moim systemie wartości takie ideologiczne samobójstwo.

      Nie żebym coś do nich miał ale zwyczajnie sama idea kupowania samochodu wyłącznie pod kątem ekonomicznym/praktycznym sprawia, że aż przechodzą mnie ciarki ;)

  8. pyrzowice wynajem samochodów 13 czerwca 2016 o 15:21

    Świetny tekst, pozdrawiam!

  9. Spalacz 14 czerwca 2016 o 15:35

    W starszych autach najlepsze jest to, że można sobie z bez żadnego bólu serca ignorować kolejne usterki i jeździć dalej bez naprawiania. A czasami można nawet sobie wmówić, że ich nie ma bo skoro samochód jest jak członek rodziny to może mieć humory, zmieniać się z czasem i jak trochę pofaluje na zimnym to przecież nic nietypowego w aucie co ma 13 lat.

    Jak nie domaga klima w 15 letnim aucie no to otwiera się okno i jedzie dalej bo w sumie nie jest aż tak gorąco. Ale ta sama osoba przy tej samej usterce ale w 8 letnim aucie będzie je naprawiać, szukać dobrego serwisu, czytać w internetach o problemie aby jak najszybciej go naprawić bo w tym samochodzie to jakoś bardziej gorąco niż starym przy tej samej temperaturze. Gdyby w 3 letnim aucie psuła klimatyzacja no to już człowiek byłby w stanie wywalić i kilka tysięcy na naprawę byle tylko mieć działającą klimę.

    1. czarli 15 czerwca 2016 o 11:49

      przecież 13 letnie auto to prawie nówka!

  10. dapo 15 czerwca 2016 o 13:36

    Co do usterkowosci to mogę napisać ze z mojego doświadczenia Stare psują się rzadziej. Mam samochód 16 letni i 6 letni. W 16 letnim przez ostatnie 2 miałem mniej usterek. W 6 letnim przy przebiegu niecałych 70kkm padła pompa wody (rozszczelniona). W starszym wymieniłem wachacz przy 220kkm który był założony w 2006 roku, wytrzymał 10 lat! W nowszym już wymienialem górne mocowania amortyzatorow ( poniżej 70kkm).

  11. Wtrysk 29 sierpnia 2016 o 10:12

    Świetny blog! :) Podoba mi się tutaj. Będę częstszym gościem :)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *