Zawsze uważałem, że częste przesiadywanie w garażu bardzo dobrze mi robi. I nie mam tu bynajmniej na myśli tylko faktu, że po siedzeniu przez kilka godzin w pomieszczeniu pełnym oparów rozpuszczalnika i lakierów robiłem się niezwykle elokwentny i czarujący (bądź też zaczynałem zastanawiać się, czy panewki nocami wychodzą z silników i toczą walkę na lasery z wrogą rasą popychaczy zaworowych).
Chodzi także o samo odprężenie się przy czynnościach które lubię wykonywać. W tle zawsze sączą się moje ulubione kawałki, a z fotografii przywieszonej nad stołem spogląda na mnie moja uśmiechnięta kobietka. Mam swoje ulubione chrupki i zapas dietetycznej pepsi. A do tego mogę udoskonalić nieco mój samochód i przy okazji popracować nad logicznym myśleniem analizując jego poszczególne układy i elementy.
W moim garażu jest fajnie jak na imprezach w żeńskim akademiku.
Ostatnio jednak zauważyłem pewien niepokojący objaw – otóż mam wrażenie, że po prostu nieco, jakby to ująć „zdziczałem”. Owszem, zdaję sobie sprawę z faktu, że nigdy nie klasyfikowałem się do kulturalnej elity naszego narodu, ale daleko też mi było do ludzi, którzy na elegancką kolację podają bigos i myślą, że najsłynniejszy utwór grupy Haddaway nosi tytuł „Władysław”.
Niemniej jednak ostatnio po raz pierwszy od niepamiętnych czasów w sytuacji, która tego wymagała zabrakło mi klasycznej ciętej riposty.
Do tej pory nie miałem z tym problemu – wprawiony w rekreacyjnym rzucaniu mięsem (wspólnie z niektórymi kumplami uprawiamy tę dyscyplinę zawodowo) dysponowałem słownictwem tak rozbudowanym, że sam Profesor Miodek czułby się zawstydzony. Potrafiłem szybko odnaleźć adekwatne sformułowanie w zależności od sytuacji i krótką, celną z reguły ripostą bezbłędnie ukrócić czyjeś słowne pląsy.
Lecz ostatnio po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie potrafiłem tego zrobić.
Albo inaczej – oczywiście byłem w stanie rzucić szybką „awaryjną” ripostę, jednak nie byłaby ona tak lotna i subtelna jak zwykle (no chyba, że sformułowanie „wypierdalaj” uznacie za finezyjne).
Zauważyłem że aby zachować trzeźwość umysłu konieczne jest ciągłe rzucanie sobie intelektualnych wyzwań. Jednak kiedy człowiek zbyt wiele czasu zaczyna poświęcać wyłącznie na rozwiązywanie problemów czy zadań matematycznych, albo myślenie o kolejnych krokach które musi wykonać żeby coś złożyć bądź zepsuć to po prostu zaczyna robić się nieco otępiały.
Otępiały w sensie twórczym.
W taki sposób rodzą się ludzie , którzy śmieją się z dowcipów o całkach i serwerach.
Owszem – ich umysły ewoluują w niezwykle precyzyjne urządzenia potrafiące dostrzegać i błyskawicznie analizować różne złożone zagadnienia. Jednak kiedy taki gość pragnie uzewnętrznić to co dzieje się w jego głowie to jeśli nie dacie mu do dyspozycji tablicy i kredy zdobędzie się co najwyżej na coś, co wywoła dość wymowne milczenie i wyraz politowania na twarzach słuchaczy.
No chyba, że słuchacze też należą do grupy osób, którym cyfra 16 w pierwszej kolejności kojarzy się z bitami, a nie dziewczynami, które z imprezy wracają z majtkami założonymi na leginsy.
Tak – jestem perwersyjnym humanistą.
I bynajmniej nie mówię tego aby podkreślić moje artystyczne zdolności czy kreatywną osobowość. To po prostu ładniejszy sposób powiedzenia, że jeśli chodzi o przedmioty ścisłe to jestem tępy jak maszynka do golenia zbudowana z trocin i kleju do papieru.
Ale kontynuując myśl – moja humanistyczna dusza co jakiś czas domaga się paliwa w postaci nieokiełznanej głupoty, która to stanowi niezwykle istotny element składowy mojej twórczości.
Jeśli przez dłuższy czas robię mądre rzeczy (albo przynajmniej nie robię tych głupich) to zmienia się moja zewnętrzna aura, przez co zaczynam się robić interesujący i porywający niczym instrukcja montażu suszarki do prania.
Nie potrafię przypomnieć sobie błyskotliwych anegdotek i ciekawostek z historii, które dotyczących tematów tak istotnych jak cycki, silniki spalinowe czy piwo butelkowe. Nie jestem w stanie przytoczyć jakiegoś inteligentnego, nawiązującego do sytuacji dowcipu o pierdzeniu czy przysłowia rodem z repertuaru Jarosława Kreta.
Zachowuję się wtedy jak typowy mężczyzna postawiony przed wyborem zawieszki zapachowej do samochodu.
Rozdziabiona gęba, tępy wyraz twarzy i absolutny brak reakcji na bodźce zewnętrzne.
Przerażające jeśli ten stan utrzymuje się dłużej.
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko zrobić coś głupiego, co by przepędzić te grudniowe chmury, które zasnuły nieco mój umysł.
Beware…