Lewy szybki łuk przeszedł szczytem w krótką prostą i ostry lewy hak. Podbicie na wyjściu podniosło lekko samochód sprawiając, że poczuł jak żołądek podnosi się mu do gardła. Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy wyczekując ostrego szarpnięcia, gdy zaraz zacznie hamować. Czerwona wskazówka prędkościomierza przekraczała sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, gdy na granicy przyczepności wypadł na prostą ledwo mieszcząc się na wymalowanej w biało-czerwone pasy krawędzi trasy.
Lekko dohamował i dosunął się jeszcze bardziej do zewnętrznej oceniając odpowiedni łuk wejścia w ciasny zakręt. Gdy zbijał kolejne biegi, głośny huk wystrzałów z wydechu wybuchł w ciasnym wnętrzu salwami zagłuszając niemal wszystkie jego myśli.
Spojrzał przez zmatowiałą szybę z poliwęglanu w małe chromowane lusterko po czym ostrożnie wszedł w zakręt na dwójce. Gdy tylko przed jego oczami zaczęła się otwierać kolejna prosta docisnął zdecydowanie gaz do podłogi. Ryk silnika wybuchł za jego plecami, a przyspieszenie natychmiast wbiło go w twardy, czerwony kubełek. Pewnym ruchem skontrował kierownicą gdy tył zbyt wysunął się do zewnętrznej.
Wiedział, że opony są już na granicy wytrzymałości, i nawet najmniejszy błąd może kosztować go wiele.
Zbyt wiele…
Zmrużył oczy kiedy ostre promienie marcowego słońca wdarły się do kokpitu. Drobinki kurzu znad ogołoconej deski rozdzielczej zatańczyły na moment w świetlnych strugach by zginąć po chwili w ciemnościach kiedy stare porsche wjechało pod wiadukty łączące trybunę z drugą stroną toru. Setki ludzi wstało z miejsc krzycząc z całych sił i machając przeróżnymi flagami. Cały świat lekko zwolnił gdy mijał trybunę. Wypatrywał jej z lekkim niepokojem, jednak odnalazł ją po chwili.
Była tam gdzie się spodziewał. Stała z boku, otoczona promieniami porannego słońca.. Wyglądała jak nimfa ze snu. Ciemne włosy rozwiewał wiatr, a dyskretny uśmiech na jej pełnych ustach sprawił, że na moment zapomniał o całym świecie.
Z zamysłu wyrwało go czerwone światło shift lighta, które rozbłysło we wnętrzu gdy wskazówka obrotomierza szturmem wdarła się na czerwone pole spłowiałej tarczy. Kolejne zmiany biegów poprzedzone głośnym trzaskiem sekwencyjnej skrzyni błyskawicznie rozpędziły pomarańczową dziewięćsetjedenastkę do ponad dwustu kilometrów na godzinę. Hałas z lewej strony bolidu nasilił się i odruchowo spojrzał ponownie w lusterko.
Błękitna toyota zaczęła atakować go z lewej strony ustawiając się po wewnętrznej stronie widocznego w oddali zakrętu. Spojrzał w lewo i zauważył przednie koło na wysokości swoich drzwi.
„Prentki jest, cholera” wycedził przez zaciśnięte zęby.
Gdy kątem oka dostrzegł tabliczki z odległością zakrętu zsunął się bardziej do prawej starając się obrać jak najlepszy tor. Wiedział, że przy niższej mocy musiał szanować prędkość. Wiedział również, że to ostatni zakręt przed ostatnią prostą. Ostatnie okrążenie. Położył dłoń na chłodnej, metalowej gałce zmiany biegów i zacisnął dłoń. Wyczekał do ostatniej chwili i niemal równocześnie wcisnął hamulec i mocnym szarpnięciem zbił bieg w dół.
Błękitna Toyota na moment wyskoczyła w przód zrównując się z nim.
Zbił kolejny bieg, trzask rozszedł się po kabinie. Wskazówka obrotomierza wystrzeliła w górę tarczy. Promienie słońca przesunęły się w prawą stronę, gdy porsche zaczęło pokonywać pierwsze metry lewego łuku. Toyota nie odpuszczała, jednak zbyt duża prędkość i zbyt ciasny tor jazdy zmusił ją do lekkiego hamowania w zakręcie. Wykorzystał to natychmiast zacieśniając nieco skręt i blokując tym samym wyjście z zakrętu swojemu rywalowi. Przepustnice w obu samochodach otwarły w pełni się niemal w tym samym momencie.
Dźwięk przelotowych wydechów rozszedł się po dolinie tak głośno, że zagłuszył wszystkie inne dźwięki, które wydawał z siebie pełen tysięcy ludzi tor. Ryk wyczynowych silników przebił powietrze niczym grom. Wszyscy mechanicy, inżynierowie, kibice, sędziowie podbiegli do krawędzi toru wypatrując, który samochód pierwszy pojawi się na horyzoncie. Stali w ciszy wysłuchując zbliżających się wyścigówek.
Przed jego oczami otwarła się ostatnia prosta i po chwili zobaczył przed sobą linię pit stopu i setki zgromadzonych ciasno przy barierkach ludzi. Kolejne biegi wbijał bez odpuszczenia gazu. Normalnie szanował skrzynię, jednak teraz dbałość o sprzęt straciła całkowicie znaczenie. Zacisnął dłoń na gałce zmiany biegów starając się co do setnej sekundy trafiać idealnie w prędkość obrotową. Nic więcej nie mógł zrobić. Nienawidził uczucia, kiedy coś zależało od sprzętu a nie od jego umiejętności.
Zawsze uważał, że na prostych najlepszym sposobem na zabicie nudy jest przyspieszanie. Tutaj jednak mogło się to okazać zbyt mało.
Toyota wysunęła się z jego lewej strony wypadając z tunelu powietrza za jego tyłem. Zbliżała się nieubłaganie i zaczął w myślach odliczać kolejne sekundy dzielące go od mety. Błękitny przód pojawił się po jego lewej stronie. Jeszcze mocniej docisnął metalowy pedał do podłogi starając się choćby o milimetr mocniej uchylić przepustnicę.
200 metrów.. 150.. 100…
Po kręgosłupie zaczęły przesuwać się wibracje, gdy wskazówka wspięła się na czerwone pole. Nie zmienił biegu na wyższy gdyż wiedział, że do decydującej linii zostało zaledwie kilkadziesiąt metrów czarnej asfaltowej tafli. Na torze zapanowała cisza. Tłum stał w milczeniu patrząc ze zdenerwowaniem na sunące równo bolidy. Nawet słowik zaniechał swego śpiewu zaintrygowany wyraźnie zbliżającym się rykiem doładowanych silników.
30 metrów, 20, 10, 5
Gdy czarno-biała flaga zatrzepotała w powietrzu obok dźwięku silników wybuchł ryk tysięcy gardeł. Setki flag zatrzepotało w powietrzu, setki trąb zatrzęsło powietrzem zwiastując koniec wyścigu. Odpuścił lekko pedał gazu i docisnął głowę do oparcia kubełka.
Wiedział, że przegrał. Wiedział, że kilkadziesiąt morderczych okrążeń nie przyniosły mu zwycięstwa, lecz miano pierwszego przegranego. Mimo tego, że miał pełną świadomość porażki, nie mógł się pozbyć dyskretnego uśmiechu ze swojej spoconej, naznaczonej dwudniowym zarostem twarzy.
Za bardzo to kochał…
Czy można prosić o interpretację tego felietonu? Coś jak na maturze. Kim był podmiot liryczny i gdzie tak zapieradadalał? ;
Od dawna zbierałem się przeczytać wszystkie felietony Prentkiego.
Właśnie to robię. Nie zdawałem sobie sprawy mimo,że jestem stałym czytelnikiem od dawna, jak bardzo dojrzały jest ten blog od samego początku.
Ten tekst jest tak dobry jak dobra książka. Czytasz i angażujesz się całym sobą i myślami i utożsamiasz się z bohaterem. Gdy nadchodzi koniec nastaje pustka, smutek i nawet jeśli jest to happyend- po prostu wiesz, że to koniec bycia „częścią tej historii”.
Tutaj było to samo już mi się zrobiło smutno, że tak dobry obrazowy tekst i nagle koniec, czytam komentarz i wypełniłeś mnie śmiechem :D
Ale co racja to racja, Prentki winien jest nam pewne wyjaśnienia/ interpretację tego co napisał.