Oglądając mecz Niemcy-Portugalia czy dajmy na to, Grecja-Czechy zauważyłem pewne podobieństwo pomiędzy grą piłkarzy, a walkami z udziałem Marcina Najmana. Gdy tylko jeden zawodników został dotknięty w te swoje kolorowe skarpetki, natychmiast łapał się za piszczel, rzucał się na ziemię i zaczynał płakać co rusz spoglądając kątem oka czy aby na pewno patrzy na niego ten łysy z gwizdkiem. Nie, żebym się czepiał – wiem, że takie są prawa futbolu i chłopaki po prostu wykorzystują przepisy, które wymyślił kiedyś jakiś zniewieściały pacyfista z UEFA. Nie zmienia to jednak faktu, że wygląda to żałośnie i moim zdaniem nie powinni pokazywać tego w telewizji. To tak jakby Jason Statham uderzony w twarz, zamiast oddać komuś łokciem zaczynałby płakać i leciał na skargę do dzielnicowego.

Odkąd sięgam pamięcią wszyscy wpajali mi, że sport to domena prawdziwych mężczyzn. Twardzieli o psychice z betonu i bicepsach ze stali. Herosów będących w stanie przebiec setki kilometrów, podnieść setki kilogramów i wydać setki tysięcy złotych na dziwki i samochody bez dachu.

Tymczasem za każdym razem kiedy widzę jak Ronaldo przed wyjściem na stadion poprawia sobie fryzurę, a potem w przerwie wpada na dokładkę do salonu na małe strzyżenie to odnoszę wrażenie, że w którymś momencie coś najwyraźniej po kroćset poszło nie tak. Wychodzi na to, że dziś wielki sport to domena pięknisiów, którzy majątek zamiast na dziwki i szkocką wydają na żel do włosów, kolorowe adidasy i lekcje aktorstwa.

Zadziwiające, że miliony dzieciaków wielbią niektórych piłkarzy za to jak Ci układają włosy, odgrywają własną interpretację śmierci Hamleta z częstotliwością kilkunastu razy na godzinę i od czasu do czasu celnie kopną piłkę. Koszulki z ich podobiznami sprzedają się równie dobrze co obecnie biało czerwone pokrowce na lusterka, a przecież to po prostu grupa osób potrafiących robić salto i teatralnie się przewracać. Żaden z nich nie zdobył Mount Everestu. Nie walczył na noże w kolumbijskiej dżungli. Nie uratował dzięki heroicznemu poświęceniu i opanowaniu grupy turystów w samolocie spadającym z nieba z płonącymi silnikami.

Przestaje mnie dziwić, że dzisiejsze nastolatki biorąc wzór ze swoich idoli noszą grzywki i różowe t-shirty.

Ostatnio w przerwie meczu widziałem też jakiś serial z tym gościem, który grał Papieża i paroma innymi „aktorami”, którzy pomimo, iż na co dzień z piłką nożną mają równie wiele wspólnego co ja z modelingiem wkręcili się w wybitnie szmirowaty scenariusz tylko po to, żeby zgarnąć kilka tysięcy złotych za zagranie paru żenujących skeczy na poziomie, przy którym żarty Strausbuegera to kwintesencja wielopoziomowej satyry.

Kto na boga pozwolił na nakręcenie takiego ścierwa i puszczanie go w godzinach największej oglądalności? To gówno powstało chyba wyłącznie po to, żeby kilku celebrytów miało z czego zapłacić rachunki za swój żel do włosów.

Bo na pewno nie za lekcje aktorstwa jak podejrzewam.

Masa ludzi ukrytych w cieniu od kilku lat staje na uszach, żeby to święto piłkarskie jakim jest EURO 2012 w ogóle się odbyło i zapewniło Polsce należyty rozgłos i reklamę, a tymczasem banda „gwiazdorów” wpierdziela się wszędzie gdzie tylko się da bo jakiś Sebastian ze skoroszytem uważa, że to czego teraz najbardziej pragną Polacy to zobaczyć jak Katarzyna Zielińska kopie w piłkę.

Celebryci wypowiadają się w radiu, obstawiają wyniki i komentują grę naszej reprezentacji pomimo, że nie są w stanie wymienić poprawnie nawet połowy jej składu.

I gówno mnie obchodzi co o meczu z Grecją sądzi jakiś Kuba Wojewódzki.

A najbardziej denerwujące w tym wszystkim jest to, że najwięcej ochów i achów wyrzucali z siebie przed kameami Ci wszyscy, którzy przez ostatnie dwa lata na każdym kroku pchali się przed te same kamery żeby obsmarować organizację i wróżyć nam wielką kompromitację. Zauważyliście, że przed kamery zaprasza się tylko i wyłącznie marnych piłkarzy, którzy byli na tyle słabi, że teraz zamiast robić prostopadłe podania do Lewandowskiego muszą zarabiać na życie tłumacząc światu to co przed chwilą za pomocą mazaka próbował przekazać mu Jacek Gmoch? Dziwię się jeszcze tylko, że Macierewicz nie zwołał żadnej konferencji pasowej, doszukując się w remisie z Rosją nawiązań do pewnego wypadku pod Smoleńskiem.

Żeby to motorsport cieszył się kiedyś w tym kraju takim zainteresowaniem. Przeżyłbym nawet Dodę komentującą w studiu fryzurę Kajetanowicza…

 

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *