Czasami sprawia wrażenie jakby matka zamiast „Kubusia Puchatka” czytała mu do snu instrukcje serwisowe do Opla Omegi. Jest w stanie zlokalizować usterkę elektryki po aurze przewodu masowego. Moment obrotowy mierzy na węch, a uderzając twarzą w drzwi podaje grubość lakieru z dokładnością do dziesiątej części mikrometra.

Niektórzy twierdzą, że olej we frytkownicy zmienił ostatnio na półsyntetyk, a do zdejmowania skarpetek używa łyżki do opon.

I młotka.

Bo widzicie, na świecie jest wielu mechaników. Mechanik jednak od mechanika bardzo się różni – jak wynika z moich obserwacji, dziś w zasadzie każdy kto posiada granatową bluzę z polaru i wąsy ma już tym samym wystarczające kwalifikacje by od czasu do wymienić komuś olej i zabrać za to pieniądze. Jednak znalezienie kogoś, kto jest mechanikiem z powołania – z pasji, a nie dlatego, że zwyczajnie był za głupi aby zostać adwokatem albo ginekologiem nie jest już wcale takie proste.

Właśnie ten irracjonalny lęk przed różnej maści patałachami i oszustami wymieniającymi filtry cząstek stałych w benzynowych fordach wykształcił w polskim społeczeństwie jeszcze jeden typ mechanika inżyniera. Bożyszcze, któremu nikt nie boi się zaufać, i które to posiada kompletną wiedzę z absolutnie wszelkich dziedzin życia.

Stworzyliśmy potwora.

Stworzyliśmy szwagra.

Bo widzicie, szwagier to tak naprawdę nie tylko używane na zakrapianych imprezach określenie uwielbianego przez męską część rodu członka rodziny. Szwagier to tytuł naukowy. Szwagier to styl życia.

Szwagier to stan umysłu.

Tak naprawdę szwagrem może zostać każdy kto ma w domu wiertarkę udarową i piwo. Jak nietrudno się domyślić, definicja „szwagra” jest niezwykle szeroka, jednak na potrzeby tego artykułu postanowiłem nieco ją doprecyzować.

Przyjmijmy zatem, że „szwagier” to człowiek, który potrafi naprawić absolutnie wszystko tylko, że nie wie jak.

Jego rola ogranicza się zatem do funkcji czysto doradczych i krytykowania wszystkiego co nie wyszło spod jego ręki. A jest tego sporo, bo jedną z niewielu rzeczy, które szwagier zrobił dobrze i całkiem sam jest ukryte na poddaszu wino jabłkowe. I ewentualnie dzieci (choć tutaj, znając jego żonę Jadwigę nie można być niczego do końca pewnym).

To w gruncie rzeczy przerażające bo świadczy o tym, że polscy mechanicy muszą być niesamowicie nieudolni skoro jakiś normalny (myślący dodajmy) człowiek woli oddać swój wart przynajmniej kilka tysięcy złotych samochód komuś kto posiada zestaw kluczy oczkowych z Lidla i dymion na poddaszu, niż komuś posiadającemu takie atrybuty jak granatowy polar i wąsy.

Nawet ja unikam serwisów. Jedyny raz, kiedy oddałem mój samochód komuś z wąsami miał miejsce jakiś rok temu kiedy musiałem ustawić zbieżność i kąty zawieszenia.

A i tak zrobiłem to tylko dlatego, że mój cyrkiel z podstawówki okazał się mieć za krótkie ramiona.

Takie cholera jestem nieufne bydle.

Teraz sytuacja na szczęście staje się coraz lepsza, bo mamy internet umożliwiający nam anonimowe obsmarowywanie tyłka każdemu kogo nie lubimy (nie wyłączając prezydenta i baby ze spożywczego, która znów wcisnęła nam nadgniłe pomidory) ale z drugiej strony jeśli wejdziecie na jakiekolwiek forum motoryzacyjne to okaże się, że jedynym serwisem w mieście, który nie ma żadnych negatywnych opinii jest ten należący do brata administratora.

Jak zatem zweryfikować czy dany mechanik jest patałachem czy profesjonalistą?

Ja mam swoją własną teorię, która wedle dotychczasowych doświadczeń i obserwacji sprawdza się całkiem nieźle – doszedłem po prostu do wniosku, że jeśli w warsztacie panuje względny porządek to mechanik ma na tyle poukładane w głowie, że potrafi przewidzieć pewne następujące po sobie procesy i unika wyrzucania z szafek wszystkiego jak leci (oraz co z tego wynika prawdopodobnie nie ma on oporów przed zruganiem pracującego u niego śmierdzącego fajkami siedemnastolatka kiedy ten próbuje składać pompę paliwa na stole pełnym tanich niedopałków i opiłków pozostałych po tym ostatnim nawierceniu reperaturek). Druga sprawa – można założyć, że taki gość nie lubi bałaganu więc po naprawie nie zostawi pod maską plątaniny taśmy izolacyjnej, tyrtytek i resztek swojej wczorajszej kanapki z salcesonem.

I w końcu po trzecie – nie jest typowym flejtuchem więc podczas jazdy próbnej nie powinien wycierać swoich smarków w siedzisko waszego fotela.

Nie myślcie jednak, że możecie spokojnie oddać kluczyki gościowi z wąsami jeśli siedzi on w warsztacie, który wygląda jak laboratorium z reklamy proszku Ariel.

To pułapka.

Sterylne warsztaty są moim zdaniem najgorsze. No bo umówmy się – coś takiego jak naprawa samochodu, który dzień w dzień pokonuje setki kilometrów po dziurawych, pełnych brudu drogach nie jest zabiegiem równie higienicznym jak plombowanie zęba. Tutaj nieodzowne są duże ilości błota, oleju i smaru więc jeśli ktoś ma wystarczająco dużo czasu na szorowanie fug w podłodze to albo zaoszczędził parę godzin dzięki prowizorycznej naprawie Waszego samochodu, albo też ten sympatyczny z pozoru gość z wąsem i dziwnym uśmiechem jest tak naprawdę psychopatycznym mordercą przyzwyczajonym do pedantycznego zacierania śladów.

Kropelki smaru zmywa z taką precyzją, jakby była to mogąca zdemaskować jego mordercze zapędy krew.

Nawet nie chcecie wiedzieć co trzyma w swoim składziku z oponami.

Takie przesadnie czyste serwisy często też zatrudniają wychudzonych ludzi z wielkimi uszami, którzy do naprawiania samochodów używają wyłącznie kabla Euro, dwudziestoletniego laptopa marki IBM, oraz zainstalowanej na nim gry strategicznej „Warcraft”. Tym samym ich ingerencja w Wasz zepsuty samochód ograniczy się do wysłania do Waszego sterownika oddziału orków, który usunie tę irytującą pomarańczową kontrolkę EPC.

I wystawienia za tę usługę rachunku na bombilion euro + VAT.

A potem kontrolka zapali się ponownie.

Tak naprawdę w dzisiejszych czasach jesteśmy zmuszeni do bycia ekspertami w praktycznie każdej dziedzinie. Przykład – chcecie kupić telewizor… Jeśli nie chcecie wrócić do domu z przepłaconym trzykrotne, przestarzałym modelem posiadającym rozdzielczość ekranu porównywalną z wyświetlaczem od pralki to chcąc nie chcąc musicie poświęcić przynajmniej parę godzin na zapoznanie się w internecie z informacjami o stosowanych obecnie technologiach, paroma testami modeli i średnim poziomem cen.

To samo tyczy się kupna kosiarki czy chęcią zatrudnienia kogoś do pomalowania Waszej sypialni. Jeśli nie chcecie aby po miesiącu farba odpadła razem z kawałkiem ściany i zabiła Wam kota, musicie mieć przynajmniej śladową wiedzę na temat techniki malowania. Musicie wiedzieć, że Pan Miecio powinien najpierw położyć grunt, a następnie malować tak, by na ścianie nie powstały pasy i smugi.

To samo dotyczy warsztatów – oddając samochód do warsztatu w celu wymiany sprzęgła naprawdę warto zapoznać się z zasadą jego działania i ogólnym zarysem procesu jego wymiany.

To Was nie pogryzie, a dzięki temu będziecie przynajmniej wiedzieć dlaczego ten zabieg zrujnował Wasz budżet. Dowiecie się też jak właściwie działa sprzęgło i co się z tym wiąże, dlaczego warto wydać tu parę złotych więcej na elementy, których nie zrobiono z tektury i opakowań po serkach homogenizowanych.

Warto czasem trochę poczytać o swoim samochodzie – nie jest to może tak wciągające jak dzieła Tolkiena, ale dzięki temu łatwiej będzie Wam stwierdzić kiedy opowieści mechanika zaczynają zakrawać na dzieło fantasy.

19 Komentarzy

  1. Szczypior 18 lutego 2013 o 18:56

    Ja tam od jakiegoś czasu zamiast książek czytam „Sam naprawiam” do mojego przyszłego E30. Albo do Almery mamuśki. Dowiedziałem się bardzo ciekawych rzeczy, np, że japoniec ma czujnik poziomu płynu spryskiwaczy. Który oczywiście nie działa :D

    Prawda jest taka, że warsztaty jadą na fuszerce. Widziałem po moim koledze, z którym wymieniałem skrzynię. Jedno jest pewne- następnym razem do niego nie jadę, nie będę się użerał z bądź co bądź wykształconym w tym kierunku gościem, który owszem- potrafi, ale dla mnie to za mało, auta trzeba pieścić, a nie naprawiać ;]

    1. Narzędzia 2 stycznia 2018 o 13:38

      „Sam naprawiam” też staram się czytać i uczyć swojego auta, nawet jak nie masz smykałki do mechaniki to i tak warto mieć wiedzę aby mechanik Cię w wała nie robił.

  2. Serdak 18 lutego 2013 o 19:58

    no to kurde już wiem czemu tak się boję zabrać się za zmianę starego, głębszego niż szerszego telewizora, który zajmuje mi pół salonu! bo mam pralkę bez wyświetlacza – dwa pokrętła, dwa przyciski i koniec.

    1. Tommy 19 lutego 2013 o 10:53

      A widzisz – ja tu mam pewną teorię.

      Otóż dawno, dawno temu miałem tak wielki telewizor, że Wojciech Mann mi się w nim bez stresu mieścił w całości i jeszcze dawał od czasu do czasu radę Maternę do przodu przed ekran przepuścić.

      Teraz mam nowoczesny, wiszący na ścianie telewizor i chyba przez to programy w nim są równie cienkie jak i on sam.

      1. Serdak 19 lutego 2013 o 16:33

        no niestety w moim też są równie kiepskie, wiec pewnie w cienkich puszczają cienkie jak sam telewizor, a w grubych fajne odwrotnie proporcjonalnie do grubości.

        ale radzę sobie z tym całkiem nieźle, po prostu nie włączam :)

  3. Grzesiek 18 lutego 2013 o 20:37

    Najbardziej boli, kiedy jedziesz do mechanika, rozmawiasz o tym, co ma zrobić, i okazuje się, że on wie na ten temat mniej niż Ty, choć skończył technikum samochodowe i ma na ścianie pierdylion certyfikatów, zaświadczających o jego niewątpliwej fachowości w różnych dziedzinach mechaniki, przypominających wszakże z nazwy rodzaje uciech, jakie możesz zamówić w holenderskim domu publicznym.
    Boli jeszcze bardziej, kiedy to Twój kolega i wiesz, że MUSISZ się jednak jakoś wykręcić od oddania auta w jego ręce.
    I gdzie ja teraz oddam Mondeo na wymianę rozrządu?????

    1. Grzesiek 18 lutego 2013 o 21:55

      Nie ma to jak porady Szwagrów, senkju maj dżentelmen ;)

  4. Zbyszek 18 lutego 2013 o 21:24

    Kurde, mój znajomy mechanik w jakimś ciemnym polarze często chodzi, wąsa na szczęście brak (chociaż bardziej na szczęście, że szwagra nie mam).
    No ale tenże mechanik konsultuje ze mną różne prace przeprowadzane w jeździdle mym (w których to zazwyczaj mu towarzyszę). Mechanika trzeba sobie wychować, „mój” sam przyznaje, że wiedzę o aucie mam pewnie większą od niego (teoretyczną), on ma ogólne doświadczenie, uzupełniamy się nieźle.

    1. Tommy 19 lutego 2013 o 10:41

      Jeśli Twój mechanik jest w stanie znieść, że staniesz czasem nad nim i podpowiesz mu co i jak powinien Twoim zdaniem zrobić to moim zdaniem jesteś już tylko o krok od tego żeby się mu oświadczyć i zabrać go ze sobą do domu ;}

      To skarb!

      Większość mechaników dla zasady za Twoje dobre rady podbije Ci rachunek o 50% i jeszcze z premedytacją coś źle dokręci… No bo w końcu prawdziwy mechanik to taki garażowy samiec alfa co wszystko wie najlepiej i się jakiegoś buraka-specjalisty słuchał nie będzie ;}

      1. szwagier 21 lutego 2013 o 09:14

        A ja na przykład nienawidzę kiedy klient mi się patrzy na ręce jak coś mu naprawiam. Chce coś powiedziec, podpowiedziec? Proszę bardzo, ale nie jak coś robię, albo co gorsza pcha łapska żeby mi pomóc. Jednego takiego miałem co się pytał gdzie może się przebrac to mi pomoże….

  5. motocentrum 19 lutego 2013 o 14:43

    Ciężko teraz znaleźc dobrego mechanika. Ostatnio kumpel mi opowiadał, że pojechał do mechanika coś tak wymienić, a mechanik stwierdził (bez wiedzy kumpla), że wymieni mu jeszcze dwie inne rzeczy oprócz tego :/

  6. Pan Jan 20 lutego 2013 o 16:13

    … Mnie kiedyś magik od Citroenów wymieniał koło dwumasowe w silniku benzynowym, z rocznika, kiedy w tym modelu nie było dwumasy…. Następny wymienił mi końcówki drążków, ale zapomniał zbieżności sprawdzić. I tak dalej i tak dalej. Podsumowanie jest takie, że jak mam jechać do mechanika to dostaję objawów typowych dla kobiet w cyklu miesięcznym.

  7. zibi54 21 lutego 2013 o 21:49

    Panowie
    -prowadzę warsztat
    -sterylności nie mam
    -certyfikatów nie mam
    -cierpliwości do wszechwiedzących klientów nie mam
    -majątku z tego też nie mam
    -zdrowia dzięki tej pracy też nie mam

    ale mam chęc dalej to robić bo to kocham!
    w/g zasady
    JA KUDŁATY DURNOWATY REPERUJE STARE GRATY

  8. Tony 28 kwietnia 2013 o 22:36

    Trzeba znaleźć mechanika z pasją, z sercem do aut. To trudne, ale możliwe, ja poznałem takiego, w 2002 roku, z polecenia kolegi. Do dziś korzystam z jego usług, a robił mi różne mniej lub bardziej dziwne naprawy w normalnych autach, jak i w autach z dupy ;) Ma dwie wady – jest dobry, więc ma masę klientów, tym samym trzeba się umawiać na 2-3 tygodnie wcześniej. Druga wada – ma sporo klientów "kaucjonersów", co to by wymieniali jeden cieknący amoryzator, przez co raz się zapomniał i kupuł mi najtańsze zamienniki. Kosztowało go to kolejną robotę, bo zamiennik się wysrał po tygodniu i znów trzeba było rzeźbić. Po za tym koleś chyba nie ma wad. Wszystko robi sam, nie ma pracowników. Jeśli się na czymś nie zna, lub nie ma odpowiedniego sprzętu, nie bierze się za to (automatyczne skrzynie, elektryka, geometria, LPG) ale poleca inny zaufany warsztat, który specjalizuje się w danej dziedzinie. Jest komunikatywny, nie ma oporów by patrzeć mu na ręce, ceny ma umiarkowene, nie krzywi się kiedy przywożę mu swoje złomy.

  9. Janusz 29 listopada 2013 o 09:53

    Dokładnie, jak zleca się komuś jakąs usługę to trzeba mieć o tym chociaż minimalne pojęcie żeby móc zweryfikować działania tej osoby.

  10. mechanikexpress 13 grudnia 2013 o 12:03

    No czysta prawda zawarta w artykule. Niestety dzisiejsze czasy wymagają od człowieka wiedzy w każdym temacie. A jeżeli chodzi o samochody to tym bardziej. Jeżeli do warsztatu przyjedzie szczupła blondynka, która nie wie nic w temacie motoryzacji i stwierdzi po prostu, że coś stuka. Różni mechanicy mogą albo naciągnąć panią na pieniądze, albo znaleźć przyczynę i wziąć tyle ile wyniosła naprawa. Niestety ciężko znaleźć zaufanego mechanika, ale myślę, że wyznacznikiem dobrego mechanika z powołania jest to, że trzeba po prostu się do niego umówić na konkretny termin, i nie jest to dzień, dwa, tylko ponad tydzień.

  11. Pablo 2 października 2018 o 10:15

    Ja też wolę takie „domowe” warszataty, ale ostatnio z przyczyn w sumie nie do końca zależnych ode mnie trafiłem do warsztatu Volvo w Gdyni i jestem pozytywnie zaskoczony, młodzi panowie a wiedzą co robią.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *