W większości wypadków za decyzją o kupnie starszego wiekiem samochodu stoi jego niska cena – co samo w sobie nie jest złe o ile nie próbuje się dorabiać do tego na siłę jakiejś wyższych lotów filozofii mającej zamaskować fakt, że nie stać nas na lepszy wóz. Przykładowo – jeśli spotkacie na ulicy pordzewiałą, zdezelowaną Hondę z wielką naklejką w stylu „gardzę plastikiem jeżdżę klasykiem”, możecie być pewni, że siedzący za kierownicą gość w śmiesznych spodniach ma jakieś związane ze swoim autem kompleksy.
Z tego samego powodu najprawdopodobniej należy on do kategorii osób, które publikują w internecie zdjęcia rozłożonych na stole banknotów, które chwilę wcześniej otrzymali w zamian za kilka podpisów od lokalnego przedstawiciela providenta.
Do czego jednak zmierzam – jeśli z listy powodów, które skłaniają nas do kupna starszych samochodów z pierwszego miejsca wyrzucimy ich śmieszną cenę to okaże się, że takie auta mają też szereg innych, naprawdę wartościowych zalet.
Nie mają na przykład zbyt wielu wygłuszeń, elementów wyposażenia czy wzmocnień – w efekcie ważą więc niewiele więcej niż standardowych rozmiarów jamnik. Ma to oczywiście swoje wady bo w sytuacji kiedy wjedziecie w drzewo to zginiecie na miejscu, a do trumny wsadzą Was razem z kawałkami tylnego spoilera, którego pomimo usilnych starań nie udało się oddzielić od czegoś, co przed wypadkiem najprawdopodobniej było Waszym tyłkiem.
Z drugiej strony niska masa samochodu sprawia, że w większości wypadków jeździ on naprawdę ge-nial-nie.
Angażuje Was w prowadzenie znacznie bardziej niż typowa, współczesna ciężarówka uwięziona w ciele hatchbacka (czy też innego kros-ołwera bo to nie wiedzieć czemu teraz modne).
Lekkie samochody znacznie lepiej radzą sobie z rozpędzaniem i zatrzymywaniem się, a także bardzo dobrze skręcają. Niska masa naprawdę robi różnicę – kiedy przyjdzie Wam do głowy nagła zmiana kierunku, Wasz samochód nie będzie musiał zabierać ze sobą tych wszystkich nadprogramowych walizek, które targa jego młodszy brat, rocznik 2018.
Jazda po ciasnym torze w dwutonowym sedanie przypomina start w konkursie szermierki z dwuręcznym mieczem zamiast szpady.
Poza tym jeśli nie musicie wozić ze sobą tych wszystkich uchwytów na kubki, pikających guzików i bocznych kurtyn powietrznych, odbije się to również na średnim spalaniu. Przy odpowiednim obchodzeniu się z pedałem gazu starsze auta potrafią spalić niewiele więcej paliwa niż ich nowoczesne odpowiedniki z systemami pit-stop i pokazującymi rosnące krzaczki marichuanen wyświetlaczami LSD.
Poza tym lżejsze samochody są z reguły wyposażone w cieńsze opony, a cieńsze opony to taki samochodowy odpowiednik imprez w żeńskim akademiku – wyposażona w asymetryczny bieżnik gwarancja świetnej zabawy.
Dzięki cienkim oponom praktycznie każdy samochód będzie wchodził w zakręty niczym Charger R/T ze słynnego pościgu rodem z Bullita – i to pomimo że wskazówka prędkościomierza ani razu nie przekroczy wartości 45 kilometrów na godzinę.
Takie rubaszne zachowanie może oczywiście być nieco problematyczne – szczególnie jeśli jesteście pięćdziesięcioletnią bibliotekarką i macie problemy z odróżnieniem włącznika wycieraczek od wajchy ręcznego. Każde nieprzemyślane hamowanie na mokrym może sprawić, że wpadniecie na drzewo i zginiecie. Jeśli jednak interesuje Was to jaką szerokość mają Wasze opony to najprawdopodobniej należycie do grupy osób spędzających masę czasu na oglądaniu w internecie aukcji z felgami, na które i tak Was nie stać.
A to znaczy, że doskonale wiecie co można, a czego nie można robić kiedy Wasz samochód jest wyposażony w opony niewiele szersze od tych montowanych w typowym motorowerze.
Zobaczcie sami – od jakiegoś czasu jeżdżę sobie na co dzień starym, poczciwym BMW e30. To auto jest tak lekkie, że na parkingu pod biedronką trzeba przywiązywać je do wiaty z wózkami, żeby przypadkiem nie porwał go wiatr. Dzięki temu prowadzi się jednak niesamowicie – pomimo ,że ma ledwie 90 koni, przypomina trochę psa, którego po raz pierwszy od bardzo dawna zabraliście na spacer.
Węszy nisko zawieszonym nosem zmieniając kierunek z taką łatwością jak gdyby poruszało się po niewidzialnych szynach.
Kiedy wchodząc w zakręt wykonacie energiczne dohamowanie i lekko skręcicie kierownicę, auto radośnie zapiszczy oponami i zacznie sunąć poślizgiem wszystkich czterech kół niczym pełnokrwiste, wyczynowe subaru.
Stare, 90 konne BMW z oponami rozmiar 185.
Do dobrej zabawy wcale nie trzeba ogromnych mocy i zaawansowanych zawieszeń – czasem wystarczy po prostu trochę braków w sferach, które dziś uchodzą za podstawy.
Ja jeszcze zauważyłem że auta technologicznie pochodzące z drugiej połowy lat 90 mają mniejsze spalanie niż te współczesne auta niby eko będące w większości ofiarą downsizingu podczas normalnego i sprawnego przemieszczenia się po mieście :/
A ja mam pytanie trochę odbiegające od tematu, chociaż o BMW. Ile wyniósł cię remont blacharski E36 i co tam robiłeś? W moim 328 wypadałoby zrobić podłogę i progi, póki co jeden blacharz wycenił to na ok 2 tys zł, dlatego zastanawiam się, czy mi się to opłaci. No i czekam na relację z odbudowy :)
Co znaczy opłaca się? :)
Chcesz zrobić i sprzedać? Każda inna opcja opłaca się, będziesz mieć zdrowszy wóz!
Zastanawiam się nad „robić i jeździć aż odpadną koła” czy „sprzedać i zostawić temat przyszłemu właścicielowi”
Wygląda to tak – reperaturki, nowy przedni błotnik, pas tylny i poszycia progów (klokkerholm – grubsza wersja) kupiłem we własnym zakresie i przed oddaniem auta do blacharza zabezpieczyłem je sobie od wewnętrznej strony podkładem epoksydowym (po wspawaniu nie ma już tam dojścia).
Co było u mnie robione:
– progi zewnętrzne po obu stronach,
– reperaturki tylnych nadkoli (+ poprawki w wewnętrznych),
– pas tylny (+mosiądzowanie połączeń),
– elementy wewnętrzne progu (mocowania lewarków itp),
– fragmenty progów wewnętrznych i połączenia z podłogą,
– totalna rekonstrukcja przestrzeni pod mocowaniem przednich błotników (mocowania, obudowa podłogi, profile boczne pod wzmocnienia, odpływy szyberdachu),
– łatki na podłodze, odbudowa gniazda mocowania pedału gazu,
– wyciągnięcie kilku wgnieceń na drzwiach i przedniej klapie
Do tego doszło:
– położenie podkładu na wymieniane elementy
– konserwacja wszystkich profili zamkniętych (Novol – chemię kupiłem sam)
– konserwacja całego podwozia
Za wszystko zapłaciłem 2 500 zł (nie licząc moich w/w zakupów).
Stary wóz jest dobry, bo jest dobry i stary :D
Szkaradka ma 35 koni a do 120 rozpędza się niewiele gorzej od nowego Qubo który ma dwa razy więcej koni, ale waży już 1150kg a nie 750 :)
Moja Fiesta ma 50, a konstrukcja silnika pamięta jeszcze wielkie wymieranie gatunków. A mimo to jeździ żwawiej niż sporo mocniejsza Ibiza.
Kurde, te E30 chodzi za mną cały czas. Ostatnio nawet drogą o tym numerze jechałem. Non stop przeglądam aukcję, ale wciąż nie jestem pewien czy podołam wyzwaniu.
Raz się żyje – okaże się chujowe to po prostu je sprzedasz i stracisz jakieś 500 złotych ;)
Dlatego „z nowych” BRZ/GT86 robi taką robotę. 1200kg + 200kg. No i świetna baza do dalszych zabaw ;)
Kumpel ostatnio wiózł mnie swoją siedemdziesięciokonną, gaźnikową Jettą drugiej generacji. Nie wiem jak, ale mimo tego, że to generalnie nie jeździ, E36-tki i kilka nowszych aut miały problem, żeby za nim nadążyć.
Wtedy stwierdziłem, że nie chcę mocniejszego auta niż moje 100KM dopóki nie będę jeździł tak, jak on. :D
To jest wielka zaleta „słabowitych” samochodów – jak jasna cholera uczą szanować prędkość, którą z trudem sobie uciułałeś ;)
Wreszcie ktoś to rozumie. Ludzie się dziwią, kiedy pytają jakie auto kupić do nauki szybkiej jazdy i w odpowiedzi słyszą – słabe i niekoniecznie słynące z dobrego prowadzenia.
Jak nie masz jak przyspieszyć, bo nie masz silnika tylko słabnik, ani gwałtownie skręcić, bo zawieszenie masz zbudowane z gumolitu i rabarbaru to uczysz się szanować prędkość i obierać dużo lepszą trajektorię lotu w zakręcie.
No i nic nie daje takiej satysfakcji jak poganianie słabszym autem mocniejszych ;)
Najbardziej satysfakcjonujący jest moment kiedy zjeżdżasz na jakiś parking czy stację i gość, którego poganiałeś zatrzymuje się, żeby zapytać co tam masz pod maską.
1.0 – 45 koni :v
To mi przypomina zabawną sytuację jak wywoziłem 33 letnią Fiestą złom do skupu. Złom był posegregowany w skrzynkach plastikowych, gruby, blachy i alu. Kazali wjechać na wagę- 870kg. Myślę sobie- kurde a wydawało się,że ładowałem tego dziesiątki kilogramów. Wywaliłem złom- wjazd na wagę- 735kg. Tyle waży gotowa do jazdy Fiesta z 55konnym silnikiem a jedyna zdemontowana rzecz to była tylna półka bo składałem oparcia. Ale do czego zmierzam- razu pewnego wycieczkowaliśmy sobie tą fiestą- obutą w alufelgi rozmiar 12cali i oponki z pełnym balonem- zdaje się 155. I przypadło nam w udziale wrąbać się w mega głęboką kałużę na dnie której było błoto i liście- i fiesta wyjechała sobie normalnie nie z racji super ofrołdowych gum- po prostu jest za lekka by ugrzęznąć :) Lećmy dalej- Sierra 2.0. Normalne-wydawałoby się -auto Wspomaganie, jakieś elektryki, pierdy śmierdy. 1190 kg na wadze. I ma 120KM. I spalanie Pb 95 w trasie bez problemy maca się z szóstką z przodu. A co do wzmocnień,bezpieczeństwa i innych pierdół- jeżdżę też motocyklem- moim głównym założeniem jest- nie rozpierdalam się niczym i tyle. A to,że ktoś we mnie wjedzie.. no cóż. I tak będę szczęśliwszy niż gdybym w tym momencie stał sobie na chodniku.
Ja w piatek sprawilem sobie forda taunusa z 73 roku i w pelni zgadzam sie z autorem tekstu. Lekka dupa, naped na tyl i 30 letnie dziecko cieszy sie jak małolat:)
Taunus <3 Granada, która tak bardzo chciała zostać Mustangiem, że aż zgubiła dwoje drzwi :D
Co Ty pierdolisz Tommy?! A E21 to dwudrzwiowe e28?
Chodziło mi o stylistykę TC2 ;) Zawsze podobał mi się ich kwadratowy „granadowaty” wygląd. Po roczniku widzę jednak, że masz generację TC, a to już jest czysta pornografia :v
No nawet granda była bardziej kanciata. TC to czyste porno bo koronki i fishnet zamiast nadwozia ;)
Może chcesz z tej okazji pospawać moje TC2? ;) A Maniek ma wersję zajebistą, bo 73 to jest jest końcówka TC1 przedliftingowych, czyli skośna deska. To już jest srogie porno :)
Jednym z najlżejszych samochodów z napędem na tył jest (albo był bo niewiele ich zostało) OPEL Kadett C. Waga ok 700kg. Były różne wersje nadwoziowe i silnikowe. Oczywiście najpopularniejsze silniki to 1.0 i 1.2 (45-60KM) ale były też 1.6 i 1.9 (75-105KM). Z ciekawych wersji nadwoziowych były Coupe i kombi 3 drzwiowe. Za nastolatka trochę jeździłem kadettem C i w stosunku do maluchów skód 105 czy trabantów był po prostu jak „piorun – syn burzy” ;-)
Mój sąsiad miał kiedyś takiego kadetta w kolorze porannej kac-kupy – był piękny choć niesamowicie zmęczony. Pamiętam, że strasznie podobało mi się jego wnętrze – pod względem prostoty i lekkości przypominało trochę kokpity w pierwszych generacjach 911
Auta używane mają przewagę nad nowymi przede wszystkim dlatego, że po prostu są tańsze. Mimo, że wiele osób wolałaby coś prosto z salonu. Niektórzy używają odświeżacza o zapachu nowego auta heheh… Używane ma dla mnie jakąś historię, jakiegoś większego ducha, tak jak książki używane ;)
Ale jeszcze fajniej jest, jak piszesz tę historię Ty, a nie Hans i Ahmed, a dopiero potem Ty :).
Wonskom już znamy, pokazuj e46 w końcu ;)
A kogo by tam interesowało jakieś masowe e46 ;)
Blogo, może niedługo będzie chciał odkupić :D.
Nie jest w jego typie – nie ma białych pasków a’la viper ;)
Mam kadetta c.jest taki jak mowicie.a ma 1.2 pod maska.Corka go odziedziczy na 18 :-).Pozdro.
Kupiłbym kadetta c znowu jakby trafił się jakiś z dobrym nadwoziem bez rdzy. najlepiej 1.6 lub 1.9 bo miały skrzynię od ascony b z drążkiem ustawionym pod skosem. Niestety to już prawie nie do zdobycia. A za czasów młodości sami jednego przerobiliśmy na żyletki.
Jedź do Chrowacji, tam Kadettów C jest od zasrania.
Daleko, słabo u mnie z językiem, ryzyko czy taki Kadett da radę dojechać do Polski?
One jeżdżą na codzień, wiec czemu maja nie kliknać 1200-1400km?
Z Chorwacji to lepiej sobie przywieźć R4 :).
Albo zapas wina
Quartellek jest w cholere, ale ejdnak wygrywają TAS-Golfy (do wglądu na kknie jak coś, akurat weszła galeria) :)
Zapomniałeś napomknąć o takim uroczym zjawisku jak silny wiatr boczny… ;)
Załóż sobie na felgi najtańsze, najbardziej badziewne gumy typu „nalewka”, najwęższe, jakie się uda zamontować. 155, 165 – będą świetne ;) Na asfalcie wtedy możesz ćwiczyć jazdę jak po szutrze.