Dwie marki, dwie koncepcje samochodu, dwa różne światy. Łączy je jednak jedna wspólna cecha. Oba stoją w moim garażu i oba dają mi równie dużo radości – choć każdy na swój sposób.
BMW E36 coupe to klasyczny tylnonapędowy samochód o dość spokojnym temperamencie. Jest dobrze ułożone, kulturalne i nawet w podbramkowej sytuacji zachowuje spokój i klasę. Jest uosobieniem aforyzmu, że prawdziwy mężczyzna powinien mieć konkretny wał, a nie jakieś tam przeguby. Napęd przekazywany na tylną oś daje dużo radości na krętych odcinkach, a do tego odciąża układ kierowniczy od złowrogich sił napędowych.
Dodatkowo można powiedzieć że tylny napęd jest lepszy niż przedni, bo człowiek nie widzi drzewa w które zaraz przypierdoli.
BMW ma jednak więcej zalet niż tylko klasyczny układ przeniesienia napędu. Jego wykonanie nawet po szesnastu latach użytkowania nie budzi zastrzeżeń. Tak naprawdę kupując nowy samochód nie ma większego znaczenia, czy kupiłeś Volkswagena czy Fiata. Różnice pojawiają się dopiero po czterech, pięciu latach kiedy to daje o sobie znać jakość materiałów i montażu. Dopiero w samochodzie, który ma na karku ponad dziesięć lat można stwierdzić na jakim poziomie stoi jego jakość patrząc choćby na to, czy fotel kierowcy nie próbuje się wybrać na wycieczkę wraz z kawałkiem podłogi.
Stare dobre BMW podczas jazdy po polskich drogach zachowuje się jak uchlany w trupa kumpel, kiedy prowadząc go do domu próbuje się go we dwójkę wtargać po schodach na ósme piętro. Można nim rzucać po schodach, turlać, przekładać z pleców na brzuch, a i tak ma się pewność, że zaraz nie wstanie i w akcie zemsty nie da komuś za to w ryj.
I podobnie jest z BMW.
Nierówne drogi nie robią na nim wrażania. Nie marudzi, nie trzeszczy i nie próbuje uciekać w sobie tylko znanym kierunku. Jest zawsze przewidywalne i wprawną ręką bez problemu sprawisz, że zawsze pojedzie tam gdzie chcesz.
Ford ma z kolei nieco inną naturę.
Nadsterowność BMW wzbudza strach w pasażerach. Podsterowność Forda w kierowcy. Dopóki jedziesz sporo poniżej granicy przyczepności to wszystko jest ok.
Jednak jeśli wszystko jest pod kontrolą, oznacza to po prostu że jedziesz zdecydowanie zbyt wolno.
Kiedy pogonisz trochę na krętym i zarzuconym syfem odcinku ford zaczyna zachowywać się równie rozsądnie co siedemnastoletnia córka piosenkarza rockowego. Nawet chwilowa utrata przyczepności może okazać się zabójcza, a mocniejsze dociągnięcie kierownicy, lub dodanie gazu tylko pogarsza sytuację.
Oczywiście są osoby, które kochają styl jazdy przednionapędówki. Z reguły wywodzą się one z pro rajdowych społeczności z rejonów południowej Polski, w których zresztą sam się również wychowywałem. Sporo razy miałem okazję poszaleć czarną matową fiestą XR2i po słynnych z Rajdu Wisły odcinkach takich jak Salmopol czy Straconka.
Duży wpływ na jakość prowadzenia miała tutaj wspomniana wcześniej prędkość. Jazda „w rytm” z pewnym zapasem dawała sporo radości i czasem potrafiła podnieść adrenalinę kiedy w połowie łuku jechanego na okrągło guma trochę się odkleiła na narzuconym z cięć syfie. Sporo razy przestrzeliłem też zakręty lądując szczęśliwie w krzakach, lub mniej szczęśliwie odbijając się od barierki opasającej szczelnie pobocze.
Z reguły w takich sytuacjach prędkość była dobra… tylko zakręt trochę za ciasny…
Przechodząc dalej. BMW różni od Forda nie tylko sposób prowadzenia ale i sam charakter. Na pierwszy rzut oka widać, że Ford nie został pomyślany do lansowania się pod francuską knajpą w centrum miasta. Można by zaryzykować stwierdzenie, że podjechanie nim pod dobrą restaurację mogłoby zostać odebrane jako lekkie Faux Pas.
BMW e36 w budzie coupe z kolei pomimo, że na polskich drogach zdecydowanie już spowszechniało i opatrzyło się dość mocno, wciąż wygląda elegancko i sprytnie ukrywa swe zmarszczki. Warunkiem jest tutaj oryginalność i nienaganny stan.
Brudne i porysowane BMW wygląda jak Cameron Diaz w podkoszulku z festiwalu kapusty w Buffalo. Niby to ta sama ślicznotka, ale jakoś nie robi takiego wrażenia jak w sukni od Armaniego.
Wypolerowany i wyplakowany do granic przyzwoitości escort wygląda co najwyżej poprawnie. Uzbrojony w rarytasy z logiem Morette, czy Coswortha zyskuje znacznie na atrakcyjności, ale głównie w oczach znawców kultowych smaczków i wspomnianych już osób z rajdowymi korzeniami. Bawarska coupetka z kolei nawet w serii może podobać się większości Barbie spod wiejskiej tanc-budy.
Czy któreś z nich jest lepsze od drugiego? Trudno mi to ocenić, gdyż każde z nich kokietuje mnie na swój sposób.
BMW mruga do mnie gdy za oknem lekko mży, a noc powoli rozpościera swój ciemny płaszcz nad wijącą się wśród gór drogą
Escort z kolei uśmiecha się zadziornie gdy słońce wisi wysoko na nieboskłonie kusząc złożonym dachem i wizją przejażdżki wzdłuż krętego jak włosy młodej cyganki brzegu…
A którego wybiorę dziś?
Aż miło mieć takie problemy…
I pomyśleć, że trafiłem na ten blog, szukając poradnika wymiany oleju w E36. Teraz czytam bloga od pierwszego wpisu
Parafrazując klasyka:
„Przyszedłem na chwilę, zostałem na dłużej, teraz mówią do mnie „po co grzebiesz pod maską, zawieź auto do serwisu”
Dziewczyna się pyta co robimy na walentynki, a ja mówię, że pierdole, podwijaj rękaw potrzebuje twoich małych rączek wymienić czujnik wału w bi em dablju :)
Jak BMW to tylko wypucowane :D Takiego pisania nie powstydziłby się sam Mickiewicz ;) „BMW mruga do mnie gdy za oknem lekko mży, a noc powoli rozpościera swój ciemny płaszcz nad wijącą się wśród gór drogą”