Bursztynowe światło zachodzącego słońca, niczym rzeka zalało połacie pachnącego żywicą lasu.

Szmer letniego ciepłego wiatru niósł się w koronach drzew przypominając beztroskie lata dzieciństwa, gdy leżało się w trawie patrząc w niebo i zajadając się czereśniami z pobliskiego sadu.

Wiatr tańczył frywolnie podrywając do lotu drobinki piasku wylegujące się leniwie na poboczach górskiej drogi i niósł je ponad pełnymi kwiatów łąkami, po stromych zboczach starej przełęczy.

Szum opon toczących się po rozgrzanej tafli czarnego jak noc asfaltu nieśmiało zakłócił ten sielankowy rytuał. Słońce delikatnie musnęło szczyt pobliskiego pasma gór przeciągając się leniwie przed ułożeniem się do snu… Chcąc nie chcąc spojrzało z zaciekawieniem na mały czerwony punkt przesuwający się niemal bezgłośnie po drodze biegnącej wśród starego bukowego jaru.

Czerwony escort z gracją pochłaniał kolejne kilometry nisko zawieszoną paszczą zenderowskiego zderzaka. Cichy gwizd dobiegający z wysłużonej przekładni leniwie rysował trasę po krętych odcinkach prowadzącej w kierunku jeziora drogi. Na krwistoczerwonym lakierze raz po raz słońce zaznaczało swą obecność rozpychając się palcami między pniami porośniętych mchem drzew jakby bojąc się, że czerwony kabriolet zniknie mu zaraz z oczu wśród szpaleru okalających pobocze brzóz.

Redukcja na trójkę przed szybką partią naprzemiennych łuków i cisza została złamana przez klang szesnasto zaworowego silnika. Lekkie dociśnięcie gazu wyzwoliło basowy dźwięk wydechu, który odbił się echem od pobliskich zboczy. Pomimo, że wskazówka prędkościomierza zawisła wysoko na białej tarczy to we wnętrzu uzbrojonym w kubełkowe recaro panował niesamowity wręcz spokój.

Nawet figlarz wiatr, który zwykł podwijać sukienki młodych brunetek spacerujących po parku nie odważył się tutaj zbliżyć.

Opuszczone szyby i złożony dach pozwalają zupełnie inaczej patrzeć na drogę, którą pokonywałem do tej pory wiele razu w roku, nie dostrzegając jednak tak wyraźnie jej walorów.

Zmiana na dwójkę przed stromym nawrotem i dociśnięcie gazu do podłogi. Szpaler drzew na chwilę rozstąpił się na boki otwierając nad mą głową błękit nieba zabarwiony lekko bursztynową poświatą zachodzącego słońca.

Silnik, pomimo iż nie pręży się jak Pudzianowski przed walką doskonale radzi sobie z rozpędzeniem otwartego forda na wyjściu z zakrętu. Kolejna szybka partia łuków prowadzi w dół w kierunku tonącego w cieniu lasu. Gdy wjeżdżam w ciemną toń czuję zapach nocy. Od razu otula mnie chłodne, świeże powietrze – zupełnie inne od gorącej mazi, która towarzyszyła mi przez cały dzień.

Promienie słońca zostały parę zakrętów z tyłu, a nad głową powoli zaczęła rozpościerać swe zmysłowe ramiona seksowna, ciemnowłosa noc.

Szybkie spadania, które zwykłem pokonywać na granicy przyczepności dziś przejeżdżam dostojnym tempem delektując się panującym o tej godzinie spokojem. Na skrzyżowanie w Międzybrodziu wnętrze zalewa bursztynowe światło latarni. Ciche klikanie kierunkowskazu rytmicznie odlicza kolejne sekundy. Wszędzie wokół panuje zupełna cisza, a na bezchmurnym niebie nieśmiało rozpalają się kolejne gwiazdy.

W takiej atmosferze, przejażdżka bez dachu przy akompaniamencie Franka śpiewającego gardłowym głosem kawałek „Bewitched” jest lepsza niż finał ligi mistrzów z chłodnym piwem w dłoni.

Czerwony escort kolejne zakręty pokonuje w spokojnym tempie rozcinając niczym bagnet chłodne powietrze.

Dla takich wieczorów warto było kupić tak niepraktyczny samochód…

1 Komentarz

  1. kefson 30 stycznia 2014 o 11:45

    trzeba przyznać, że w pełni oddałeś w opisie urok tej beskidzkiej krainy

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *