Zacznę od tego, że jakiś czas temu wspólnie z Izą zapragnęliśmy kupić sobie stół.
Wiecie – taki prostokątny, rozkładany stół, najlepiej od razu w komplecie z sześcioma krzesłami, żeby nie trzeba było potem kombinować, że te są za szerokie, tamte za niskie, że kolor nie ten i tak dalej… Normalny, zrobiony z drewna stół, posiadający cztery nogi i na tyle solidny, żeby po roku jego blat nie wyglądał jak lakier na dachu 25 letniego Fiata Uno parkującego obok osiedlowego śmietnika.
Normalny, kurde stół.
I teraz tak – ponieważ jestem mężczyzną (a więc posiadam uwarunkowany genetycznie lęk przed piwem bezalkoholowym, śmiercią przez przeziębienie i wszelkiego rodzaju zakupami), nakreśliłem sobie plan mający na celu jak najszybsze ogarnięcie tego tematu.
Wyglądał on mniej więcej tak:
1. Pojechać do Agaty tudzież innej Grażyny.
2. Kupić stół.
3. Uciekać.
Uciekać nim Iza zauważy dział z tymi szklanymi pierdolnikami i znów będzie tydzień w plecy, debet na koncie i symulowanie rozległego wylewu (to mój autorski sposób na wymuszenie szybszego powrotu do domu).
No i klasyczne:
Iza: Podoba Ci się ten wazon?
Ja: Nie, nie podoba mi się.
Narrator: Podoba mu się ale widział cenę.
I teraz tak – nie mam pojęcia co wydarzyło się na przestrzeni ostatnich kilku lat ale pierwszą rzeczą jaką zauważyłem po wejściu do pobliskiego salonu meblowego był fakt, że dziś w salonach meblowych najwyraźniej nie sprzedają już normalnych mebli. Dziś sklep z meblami wygląda jak wystawa „ja i moje LSD”, plan zdjęciowy z taniego sitcomu albo muzeum Star Treka.
Dotąd nie wiedziałem na przykład, że do biało-czarnej, skórzanej kanapy można zamontować błękitne ledy.
Autentycznie – biało-czarna kanapa z niebieskimi ledami.
Poważnie rozważałem nawet zapytanie gościa z obsługi czy w opcji jest subwoofer i podłokietniki z imitacji włókna węglowego. Poza tym owszem – na etykiecie pisało, że kanapa jest zrobiona ze skóry, ale szczerze mówiąc jeśli obicie pochodziło z żyjącej krowy to musiał to być osobnik od małego wypasany na igielicie. Wracając jednak do stołów – te, które widziałem dzieliły się na dwie zasadnicze grupy:
Pierwsza to stoły zrobione ze szkła i metalu, a druga – modele produkowane przez firmę Tupperware.
Bo choć z odległości dwudziestu metrów wyglądały jeszcze od biedy na drewniane, to z bliska były równie drewniane co „drewniane” listwy w moim e36 (wyglądały więc jak pomalowane na pomarańczowy brąz puste opakowania po jogurcie).
Jeden stół co prawda radził sobie z imitowaniem drewna na tyle znośnie, że miałem nawet zamiar go zamówić, a następnie ewakuować się cichaczem przez okno na piętrze (i wrócić do domu, żeby poharatać w Farkraja) ale wtedy zauważyłem, że jedna połowa blatu ma inny wzór niż druga.
Pośrodku przebiegało łączenie służące do jego rozsuwania i szczerze mówiąc było dopasowane tak, jakbym odpowiadał za to ja z Tadeuszem.
Nie jestem co prawda jakimś nazi-estetą ale jestem pewien, że za każdym razem kiedy patrzyłbym na tę linię, automatycznie drżała by mi lewa powieka, a w tle zaczynałyby coraz szybciej i szybciej grać jakieś skrzypce.
Jak sami widzicie z wyborem stołu szło słabo dlatego po mniej więcej kwadransie postanowiłem porzucić ten temat i zobaczyć co okropnego trzymają na dziale z krzesłami. Pierwsze z brzegu stały krzesła zrobione z przezroczystego plastiku po trzy stówy sztuka i choć w pełni rozumiem, że ludzie mają różne gusta, to wolałbym zapłacić te trzy stówy za gwałtowną biegunkę niż za ten plastikowy dowód zbliżającego się nieubłaganie upadku zachodniej cywilizacji.
Naprawdę – nie chciało mi się wierzyć, że coś takiego mogła stworzyć ta sama cywilizacja, która dotarła na księżyc, wynalazła piwo i dała mi bezprzewodowego pada do konsoli.
Poza tym były tam jeszcze krzesła w kolorze burdelowej czerwieni (niewygodne), dwa wzory przypominające kształtem warsztatowe taborety (bardzo niewygodne) i dwa modele drewniane, z których jeden wyglądał jak mokry sen białoruskiego handlarza ogórkami, a drugi – niczym przerobiona po pijaku drabina.
Nie mam pojęcia jak powinno się na niej siedzieć, ale jestem pewien, że musiało to być równie komfortowe co postrzał śrutem.
W krocze.
Poza tym jedno takie krzesło kosztowało prawie 600 złotych co oznaczało, że za komplet musiałbym zapłacić więcej niż dałem za moje e30.
I nadal nie miałbym stołu.
O wyprawie do Ikeła nawet nie wspominam bo zabrakłoby mi na to internetu. Powiem tylko, że w przeciągu pół godziny widziałem więcej wrzeszczących Brajanów niż w całym swoim dotychczasowym życiu, a po minięciu działu z pościelami zacząłem biec do wyjścia, bo zwyczajnie bałem się, że zaraz zatłukę któregoś z nich na śmierć za pomocą łyżki HJÄLTE i w efekcie trafię do pierdla.
A teraz najlepsze – firmę zajmującą się produkcją drewnianych stołów i krzeseł bez oświetlenia led znaleźliśmy w końcu na giełdzie, na którą wybraliśmy się z Izą w niedzielę, żeby kupić sobie zapas jabłek i kilka innych drobiazgów.
Okazuje się, że miejsce gdzie spodziewałem się spotkać największe badziewie i stylistyczne inspiracje wyrwane żywcem z roku 1996, stanowi dziś ostoję normalności w świecie pełnym mebli robionych z plastikowych krów i kartonu. Serio – nie dość, że bez problemu wybraliśmy stół, który wygląda jak stół, to na dokładkę mogliśmy przebierać w kilkudziesięciu wzorach i kolorach krzeseł, które przypominają krzesła, a nie designerskie akcesoria do sado-maso po 600 złotych sztuka.
Tak więc jest radość bo w końcu mam stół, przy którym mogę równocześnie pisać felieton i opierdzielać kotleta.
Widelcem SEDLIG, niedoszłym narzędziem zbrodni…
Co Ty masz do Brajanow?
Założyłbym że tyle co do Dżesik, Dżejmsów, czy innych Dżonów – oraz Aleksów tudzież Dżastinów :D
W moim świecie Brajanek to nie imię, a raczej metafora stanu umysłowego pewnej grupy rodziców.
Dam Wam przykład – niedawno mój znajomy opowiadał o zebraniu w przedszkolu, na którym część rodziców przez ponad godzinę kłóciła się między sobą o to czy dzieci powinny myć zęby pastą jabłkową, truskawkową czy jeszcze jakąś tam inną.
Przez ponad godzinę.
Po czym kiedy większością głosów przepchnięto w końcu pastę o smaku truskawkowym, jedna z mam zrobiła się fioletowa, po czym wstała i ryknęła, że to jest skandal i, że jej Brajanek nie będzie mył zębów takim gównem bo on od małego używa PASTY JABŁKOWEJ!
I wyszła.
To jest właśnie typowa mama Brajana, a Brajan zwykle nie lepszy ;)
A jaki ma być Brajan, skoro od małego ma tylko taki przykład…
I o tym właśnie mówię ;)
– Mamo! Możemy iść na Halloween?
– Nie!
– No mamo! Weź, możemy?
– Powiedziałam już, NIE!
– No, ale dlaczego?
– Brajan, Dżesika, nie wkurzajcie mnie już. To nie jest przecież Polskie święto!
To idealnie obrazuje mentalność rodziców Brajanów i Dżesik.
„Poza tym owszem – na etykiecie pisało, że kanapa jest zrobiona ze skóry, ale szczerze mówiąc jeśli obicie pochodziło z żyjącej krowy to musiał to być osobnik od małego wypasany na igielicie.”
TOMMY nie pisało a było napisane.
Nie żebym był jakiś pedantyczny w tej kwestii, ale Ty mi się kojarzyłeś raczej z dość inteligentnym troglodytą więc nie wypada tak brzydko pisać.
Jan Miodek kurde się znalazł,.. język potoczny fe ale jakiś cholerny chamerykanizm ‚majkel’ (a nie czasem MICHAEL?) jest ‚ołkej’? :D Uwielbiam poprawiaczy.
poprawiacz, który sam ma problemy z interpunkcją… koledze ‚majkel-owi’ trzeba wysłać parę przecinków, bo na jego klawiaturze się skończyły.
nie wspomnę już o komentowaniu własnego komentarza – poziom gimnazjum (póki jeszcze są).
a tekst jak zwykle zacny. pod wieloma tekstami sam bym się podpisał, ale pod tym to chyba oboma rencami! (majkel, nie komentuj tego!)
Wydaje mi się, że wszyscy pijecie trochę za dużo kawy ;)
no i zepsułeś zabawę ;)
Hahahah Tommy wygrałeś z kawą, chociaż ja nie piję kawy od pół roku, bo siedzę na L4. A swoją drogą zwróć uwagę na dość rażący błąd to od razu wszyscy sobie skaczą do gardeł i nie, nie zrobiłem tego złośliwie jak taki Januszek, a tu fala hejtu i pomyje. Co do „chamerykaznizmów” też nienawidzę, ale mówią tak na mnie w domu to się przyzwyczaiłem. A teraz, gdy już się wytłumaczyłem i odpokutowałem swe nędzne zachowanie to trzymajmy poziom Tommy’ego i miejmy to wszystko w DUPIE.
Tylko tak mogę to skomentować :D
http://www.pakamera.pl/meble-stoly-i-stoliki-pieniek-sosna-palona-nr1586911.htm
Kiedyś trafiłem na taki oto film: https://www.youtube.com/watch?v=TBb9O-aW4zI
I wydaje mi się, że idealnie tu pasuje ;)
gdzie kupiłes te krzesła? daj nazwę jeśii takową posiadają
Meble Pływacz z Kalwarii – wybieraliśmy indywidualnie (na podstawie czegoś co mieli w ofercie – wybraliśmy inny materiał, proste zakończenie dołu, pikowanie i ciut grubsze oparcia)
Dlatego po wykopkach w necie stół zrobiłem sobie „sam”, zamówiłem dębowy blat na wymiar na allegro, nogi ze stali malowanej proszkowo u jakiegoś ślusarza/spawacza na Podkarpaciu, a potem jak już kurierzy to wtargali zaolejowałem i skręciłem w domu za 1/3 ceny gotowca – taki jak chciałem i w rozmiarze jaki mi pasuje ;)
Hmmm mnie wizyta w ikeła zajmuje z reguły niecałe 60 minut z czego najwięcej czasu zajmuje mi zgarnięcie interesującego mnie artykułu z magazynu samoobsługowego… Gaty, Żyny i inne Ambry Red and Łajty omijam z daleka…
niestety fakt jest taki, że nie które meble to po prostu kicz :)
Jakbym przeczytał reportaż ze swojego życia…
Jak już wybiegasz w panice z ikei to zablokuj za sobą drzwi porwanymi przed chwilą z półki klinami Hodor! Przetestowane i działa! Przynajmniej nikt cie nie dopadnie i zdążysz odjechać.