Jeśli mielibyście wymienić trzy rzeczy, które najbardziej Was denerwują, to co by to było ? Ja mam swoją prywatną listę:

1. Propagandowe reklamy cyfrowego polsatu.

2. Ciastka, których opakowania nie da się otworzyć bez posiadania czarnego pasa w kung-fu, albo dyplomu inżyniera technologii kosmicznych i paralotniarstwa.

3. Stuki w zawieszeniu

O ile na dwie pierwsze rzeczy nie mam większego wpływu to na tę trzecią zdecydowanie tak. Boże ależ to jest denerwujące… Wystarczy jedno ciche, nieco głuche stuknięcie, żeby zupełnie zepsuć mi całą radość z przejażdżki.

Od momentu tego „stuk” przestaję zupełnie cieszyć się prowadzeniem samochodu, a zaczynam bawić się w Colombo i skupiać się wyłącznie na tym skąd ów dźwięk dochodzi i jaki element może powodować tę bezbożną, plugawą farsę.

Właściciele hyundaia pony muszą mieć strasznie nerwowe życie.

Zawieszenia mają bardzo zróżnicowane konstrukcje. BMW w modelu E36 na przykład ma całkiem przyzwoicie rozwiązane przednie zawieszenie z pancernymi wręcz wahaczami i trudną do zniszczenia tuleją gumową. Escort i Fiesta mają z kolei wahacze klepane z puszek po groszku z włożonymi doń tulejami gumowymi o wytrzymałości zbliżonej do szarego papieru toaletowego.

Rozwiązanie może i sprawdzałoby się, gdybyśmy na co dzień poruszali się po ulicach a nie polach minowych i innego rodzaju preriach, które rząd żartobliwie zwykł nazywać „drogami” i jeszcze pobierać za to haracz w paliwie.

Nawet kupno fabrycznego elementu nie gwarantuje, że wytrzyma on przynajmniej pełen sezon, a co dopiero gdy dodatkowo mamy w samochodzie sportowe, twardsze sprężyny, albo nie daj boże zbrodniczy gwint.

Wyobraźcie sobie wahacz zbudowany z plasteliny i zapałek, który podłączacie do młota udarowego firmy BOSCH. Po 30 sekundach z takiego wahacza zostaje jedna wielka papka przypominająca nieco wzór tapicerki w renault twingo pierwszej generacji.

To właśnie dzieje się z tanim wahaczem kiedy zestawicie go z gwintowanym zawieszeniem i polskimi „drogami”.

Sklepy motoryzacyjne w ofercie mają zarówno te drogie i potencjalnie świetne jakościowo elementy, jak i totalną chińszczyznę, którą produkuje się z trocin i mielonych bananów.

Pewnie każdy z Was stanął przynajmniej raz w życiu przed dylematem czy wydać fortunę na oryginalne części i mieć spokój, czy może jednak kupić tani zamiennik i żyć płonną nadzieją, że jednak nie będzie tak beznadziejny jak to opisują na różnego rodzaju forach. Warto zaznaczyć, że z reguły jest zdecydowanie bardziej beznadziejny niż to opisują, ale ostatnimi laty da się zauważyć również pogorszenie się jakości dotąd renomowanych markowych elementów.

Nie rzadko zdarza się, że wahacz kupiony za pięćset złotych rozpada się po dwóch miesiącach, a zamiennik za stówę hula pięć lat i w zasadzie służyłby kolejne pięć gdyby nie to „niefortunne dachowanie”.

Nauczyłem się jednak, że oszczędny płaci dwa razy i dlatego od jakiegoś czasu wyznaję filozofię „względnej dobrej jakości”. Wszystko co może zużyć się w niedługim czasie lub podlega sporym obciążeniom musi być dobre i markowe jak dresik adidasa. Z kolei elementy nie eksploatowane zbyt intensywnie nawet przy zastosowaniu tańszych zamienników dadzą sobie radę i nie ma zbytniego sensu wkładanie tutaj  droższych trzykrotnie oryginałów.

Idąc tym tropem do escorta kupiłem tarcze i klocki hamulcowe „renomowanej niemieckiej firmy HART” znanej również jako „to jednak te najtańsze proszę”. Ponieważ jednak escorta nie używam do szybkiej jazdy, a jego roczny przebieg oscyluje w okolicach dwóch tysięcy kilometrów jestem zdania, że spokojnie posłużą przez dłuższy czas.

Za to elementy takie jak rozrząd czy przeguby to już producenci, których logo kojarzy się z czymś bardziej solidnym, a nie chińską restauracją na rogu, w rejonie której w tajemniczych okolicznościach znikają psy i koty.

Tarcza hamulcowa z racji swojej konstrukcji jest dość trudna do zepsucia (choć oczywiście dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych). Niemniej jednak uważam, że nawet takie badziewie jak Hart nie ma w zasadzie możliwości zepsuć się bardziej niż TRW czy Brembo. Może co najwyżej szybciej się zużyć, bądź pokrzywić przy wjechaniu w kałużę po dynamicznej jeździe. Ale to jest równie prawdopodobne przy brembo, Lucasie czy każdej innej tarczy wykonanej z metalu.

A poza tym ewentualne szybsze zużycie rekompensuje cena elementu.

Dodatkowo macie możliwość podłubania przy swoim samochodzie nieco częściej co korzystnie wpływa na poziom stresu, cholesterol, dziurę ozonową i smak domowych przetworów. Że nie wspomnę o radości Waszej kobiety, że w końcu ruszyliście swój leniwy tyłek sprzed komputera.

Same korzyści :]

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *