Ostatnio kupiłem sobie okulary. A w zasadzie powinienem sprostować, bo tak naprawdę kupiła mi je moja dziewczyna i chyba tylko dlatego nie wyglądam w nich jak kompletny idiota.

I może zacznę od tego, że ten Hyundai i30, którym jeździ mój sąsiad wcale nie wygląda teraz lepiej.
Przypomina to trochę oglądanie na Discovery programu o kupie w jakości HD. Tak, okulary to codzienność w HD.

To naprawdę zadziwiające – zawsze uważałem się za okaz zdrowia. Poza okresem, w którym jako dziecko łamałem co chwila różne kości w wyniku coraz to bardziej karkołomnych (nieudanych jak można się domyślić) ewolucji kaskaderskich nigdy, ale to absolutnie nigdy nic mi nie dolegało.

Nawet przeziębienie było dla mnie czymś abstrakcyjnym jak oferta modeli Maseratti na rok 2012.

Zawsze miałem pełno energii i potrafiłem wykonywać rzeczy, o których inni mogli tylko pomarzyć. Byłem zwinny jak Krzysztof Ibisz, szybki jak rdza atakująca tylne nadkola w fordzie mondeo i niepowstrzymany niczym bąk puszczony przypadkiem na spotkaniu biznesowym.

Zdawało by się, że jestem nieśmiertelny.

A tymczasem gość w białym fartuchu posadził mnie przed czymś wyglądającym na narzędzie tortur z czasów III Rzeszy po czym poinformował, że jeśli kiedyś nie chcę przez pomyłkę zaparkować w tyłku nad wymiarowej miłośniczki restauracji KFC zamiast w garażu to powinienem wydać sześćset złotych na kawałek drutu do którego gratis dostanę dwa szkiełka.

Taka informacja może i była traumatyczna, ale ja pokiwałem tylko głową i zacząłem zastanawiać się, czy nosząc okulary przestanę w końcu wyglądać na przygłupa.

Teraz czasem faktycznie je noszę i wysiadając ze starego BMW z teczką w dłoni wyglądam prawie jak profesjonalny i godny zaufania sprzedawca filtrów do wody. Albo nawet doradca ubezpieczeniowy – muszę tylko nauczyć się wymawiać w odpowiedni sposób termin „korzystny”. Oczywiście mógłbym posłuchać porady owego lekarza i kupić sobie soczewki kontaktowe ale podejrzewam, że z moją cierpliwością miesięczny ich zapas wystarczyłby mi na całe dwa dni.

A po tygodniu ich zakładania zostało by mi już tylko jedno oko i to nie do końca sprawne.

Ale wracając do sedna – zrozumcie co człowiek czuje w takiej chwili… Potrafię przebiec bez problemu kilkadziesiąt kilometrów z dodatkowymi kilogramami na plecach. Jestem w stanie wdrapać się przy pomocy samych rąk na sporą skałę i w pojedynkę przeturlać poczciwego malucha na dach… Gdyby trzeba było to gołymi rękami dzieliłbym drwa na opał.

A teraz okazuje się, że powinienem nosić okulary bo moje oczy są popsute, a kiedyś może odpadną.

W pierwszym momencie to poczucie było totalnie do dupy…

Naprawdę dużą wagę przywiązuję do mojej sprawności fizycznej, a te wyniki są dla mnie jak strzał w pysk zadany mi przez matkę naturę. Czuję się jakbym miał jakiś wrodzony defekt. Jak telefon ze skazą na wyświetlaczu. Robot kuchenny śmierdzący spalenizną. Samochód z trzycylindrowym dieslem…

Albo kojot bez nogi.

Jakbym narodził się jako samochód Ferrari, a potem okazało się, że to na masce to wcale nie wierzgający koń tylko gołębia sraczka o przypadkowo zbliżonym kształcie.

Do dupy.

Ale nie ukrywam, że noszenie okularów ma również i dobre strony. Po pierwsze nawet stojąc w kolejce w warzywniaku będziecie wyglądać tak profesjonalnie, że możecie sprzedać komuś niechcący ubezpieczenie na życie. Po drugie nie dostaniecie po pysku jeśli w podmiejskiej dyskotece zaczniecie filtrować z eks dziewczyną największego z bramkarzy (przynajmniej w teorii, bo zwyczaj nie bicia okularników ewidentnie zamiera).

I w końcu po trzecie – nawet jeśli Wasz iloraz inteligencji nie odbiega od wyniku uzyskanego przez kilogram ziemniaków to będziecie wyglądać na kogoś, kto stoi w kolejce do kiosku, żeby kupić „Gazetę Wyborczą”, a nie nowy numer „Wielkich balonów”.

Co prawda nie jest ze mną tak źle, żebym wyglądał jak Stępień z 13 posterunku bo moje szkła to -0,25 i naciągane -0,5. Nie jest to wada, która sprawia, że wyglądacie jak kret po sporej dawce LSD ale mimo wszystko warto założyć okulary aby móc bez problemu czytać ulotki dołączone do opakowania jeśli nie chce się Wam konsultować z lekarzem bądź farmaceutą.

Mimo to jeszcze przez jakiś czas będę czuł się głupio.

Choćby z tego powodu, że przez jedno badanie zostałem magistrem, a niektórzy muszą na ten tytuł pracować kilka lat. A teraz wybaczcie – idę zakładać nowy układ hamulcowy do mojego coupe.

I kto wie, może przy okazji sprzedam jakiś filtr do wody…

2 Komentarze

  1. Piotr 19 sierpnia 2014 o 01:03

    Tommy,

    co do "kolejnych oczu" – wcale nie jest tak źle u Ciebie:-) U mnie -3,5 sfera, – 2,0 cylinder na każde ślepie. Oczywiście dziękujemy Mamusi, bo wada dziedziczna:-) ale mimo wszystko (albo i aż) jeżdżę samochodem – teraz Małżonki (na H- ale to nie Huinday) – bo e30 ciągle w rozsypce. Chociaż się staram…. Zatem – idac za Twoim innym postem – wytrwałość. Za innym – zacząłem biegać po Rzeszowie i okolicach. Na razie wypluwam organy wewnętrzne…. I tu środki jaikekowiek nie pomagają… Ale cóż. Myśmy w okopach nie takie rzeczy robili:-) Więc chyba dam radę.

    PS. Moja aktywność na forum jest warunkowana tym, że Małżonka dopiero jutro od obowiązków wraca. Czekam…. Co Scarlet Johannson, to Scarlet. Co cycki, to cycki:-)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *