Z natury nie jestem estetą.
Lubię chaos, nieład i na swój sposób przemyślany bałagan.
Nie jestem też specjalnie uzdolniony artystycznie – laurki, które robiłem w przedszkolu na dzień babci były tak porąbane i paskudne, że gdyby zrobił je jakiś współczesny dzieciak to od razu trafiłby on pod opiekę bardzo zatroskanego pana psychologa.
Poza tym wyglądam jak menel, którego podczas kradzieży kabli popieścił prąd, na co dzień noszę stare, wytarte dżinsy, a mój ulubiony samochód przypomina piec CO z przyczepionym do tylnej klapy stolikiem turystycznym.
Zdecydowanie nie jestem estetą.
Z drugiej strony cierpię na nerwice natręctw sprawiające, że nieistotne dla większości ludzi drobiazgi doprowadzają mnie do szału.
Klamki tylnych drzwi widoczne w lusterkach bocznych.
Gumowe dywaniki.
Uniwersalne kołpaki.
Gąbka wrzucona do zlewu.
W ścisłej czołówce TOP 10 rzeczy sprawiających, że w tle rozbrzmiewa gitara, a mnie w dramatycznym zbliżeniu zaczyna drżeć lewa powieka znajduje się jednak bez wątpienia to:
Serio – mało co denerwuje mnie tak, jak widoczne na jasnym lakierze czarne zacieki powstałe z tego co parę godzin wcześniej jakiś średnio rozgarnięty sąsiad wrzucił do swojego kominka.
Najbardziej denerwuje mnie to, że o ile latem utrzymanie auta w czystości wymaga mycia go mniej więcej raz na dwa tygodnie, o tyle w sezonie jesiennym i zimowym z powodu tego raka instant wypadałoby witać się z gąbką i wiaderkiem dosłownie co 2-3 dni.
Wybaczcie, ale znam wiele ciekawszych sposobów na marnowanie wolnego czasu niż spędzanie go na myjni bezdotykowej w towarzystwie taksówkarzy uważających, że mycie nowego Audi A6 starą szczotką, którą chwilę wcześniej jeden kurier szorował koła swojego Fiata Ducato jest świetnym pomysłem.
Poza tym za pięć złotych zaoszczędzone na myjni można chociażby kupić zimne piwo i wypić je w czasie wyścigu na Circuit de Spa-Francorchamps rozgrywanego przed telewizorem na starym xboxie.
Do czego jednak zmierzam – jakiś czas temu na prentkiej twarzksiążce wspominałem Wam o tym, że Agnieszka Kujawa namówiła mnie do przetestowania na Złotej powłoki o dźwięcznie brzmiącej nazwie Q-Glym Premium Q Glass Coating AIO.
Początkowo niespecjalnie miałem na to ochotę, bo tego typu zabiegi kojarzą mi się z siedzeniem w garażu i szorowaniem czystych felg kosztującym 80 złotych pędzelkiem (a to jest moim zdaniem jeszcze większą dewiacją niż to co odjaniepawlają na myjniach wyposażeni w wąsy i kamizelki marki Bomber taksówkarze).
Ponieważ jednak namawiała mnie na to Agnieszka, doszedłem do wniosku, że z całą pewnością nie będzie to jakaś mina w stylu magicznych filtrów do naprawiania wody w kranie kosztujących po pięć koła sztuka.
Poza tym stwierdziłem, że jeśli ta powłoka sprawi, że będę mógł odpuścić sobie chociaż kilka wizyt na wspomnianej wcześniej myjni to chyba i tak już warto spróbować.
Tak więc dzisiaj pokażę Wam jak przebiegał proces nakładania powłoki Q-Glym, plus opowiem Wam pokrótce co właściwie o tym wszystkim myślę.
Od początku więc – tak wyglądała Złota w chwili kiedy zabierałem się za przygotowania do nakładania (uprzedzając pytania – myłem ją całą dość porządnie dwa dni wcześniej):
Jeśli przyjrzycie się drugiemu zdjęciu to zobaczycie piękną pionową linię tworzącego się zacieku, rysującą się mniej więcej w połowie tylnego błotnika.
DWA DNI PO MYCIU.
Pierwsze co musiałem więc zrobić to ponowne porządne mycie całego auta – użyłem tu myjki ciśnieniowej, nowej gąbki i taniego szamponu bez wosku, który kupiłem specjalnie na tą okazję w sklepie z częściami.
Następnie potraktowałem całe nadwozie irchą i potrzaskałem trochę drzwiami i klapami co by pozbyć się wody z wszystkich zakamarków i szczelin.
Tu zwróćcie uwagę na to jak zachowuje się woda pozostała na nadwoziu – jest dużo drobnych kropelek, które niespecjalnie chcą ściekać z powierzchni:
Mówię o tym bo to będzie pierwszy (i miejmy nadzieję nie ostatni) widoczny efekt zastosowania powłoki Q-Glym – o tym jednak nie dziś.
Po umyciu i wysuszeniu auta irchą zająłem się drobinkami asfaltu przyklejonymi do dolnych części nadwozia, a na koniec wyglinkowałem wszystkie miejsca, gdzie zebrał się co bardziej odporny na mycie brud.
Do tego momentu cały proces (mycie, irchowanie, asfalt i glinka) zajął mi około 2 godzin – absolutny rekord jeśli chodzi o mycie auta w moim wykonaniu.
Kolejnym krokiem było użycie IPA Cleanera i porządne odtłuszczenie wszystkich powierzchni za pomocą miękkiej szmatki:
I teraz tak naprawdę mogłem przejść do najważniejszego punktu wieczoru, czyli do nakładania na Złotą powłoki od Q-Glym Polska:
I teraz tak – pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to rozmiar buteleczki.
Patrzyłem na nią i po prostu byłem pewien, że z moim subtelnym podejściem do kwestii dozowania płynów skończy się ona gdzieś w połowie pierwszego błotnika.
Okazało się jednak, że po położeniu jednej, naprawdę solidnej warstwy na całe nadwozie, w butelce zostało mi jeszcze około 2/3 płynu.
Nie mam pojęcia jakim cudem to ma takie małe zużycie, ale gdybym podszedł do tego trochę bardziej oszczędnie to jedna butelka powinna wystarczyć na położenie dwóch pełnych warstw powłoki na dwa samochody.
No dobra – ale jak właściwie wyglądało nakładanie Q-Glym?
Od Agnieszki oprócz samej powłoki dostałem też trzy ściereczki z mikrofibry i dwie szmatki służące do aplikacji. Według instrukcji po nałożeniu powłoki powinno się wypolerować ją 3 różnymi ściereczkami.
Teraz już mogę stwierdzić, że zdecydowanie warto kupić sobie te ściereczki w trzech różnych kolorach – tak, żeby zwyczajnie się nie popierdzielić (kolejność ich używania ma pewne znaczenie).
Druga rzecz, która będzie bardzo pomocna (szczególnie przy jasnym lakierze) to mocna latarka ledowa – bo nawet mimo dobrego oświetlenia w garażu, w niektórych miejscach po prostu nie było widać gdzie kończy się warstwa powłoki, albo czy została ona już dobrze wypolerowana.
I teraz tak – powłokę nakłada się bardzo cienką warstwą, a najlepiej robić to metodą na krzyż tak, żeby pokryć cały element w płaszczyźnie góra-dół i lewo-prawo.
Dodatkowo większe elementy (takie jak maskę czy dach) warto podzielić wcześniej na mniejsze sekcje.
W moim przypadku schemat nakładania wyglądał mniej więcej tak:
W ten sposób mogłem pokryć porządnie całą powierzchnię elementu, bez zostawiania „niedojechanych” miejsc.
Po skończeniu nakładania warstwy czekałem około dwóch minut i polerowałem element za pomocą wspomnianych wcześniej trzech ściereczek.
Cała operacja zajęła mi około 3-4 godzin, a efekt końcowy wyglądał tak:
Auto zostawiłem w garażu na kilka godzin, żeby powłoka wstępnie się utwardziła. Następnie przez 7 dni od aplikacji miałem go nie myć – od razu wydłużam ten okres tak, żeby móc pozbierać trochę brudku do oceny skuteczności działania Q-Glym-a.
O tym jak działa ta powłoka pokażę Wam za niedługo przeprowadzając niezwykle profesjonalny test penisa.
Generalnie założenia są proste – liczę na to, że za sprawą Q-Glym Złota będzie się wolniej brudzić i w efekcie po jakimś czasie zwróci mi się te kilka godzin poświęconych na przygotowanie auta i skrupulatne nałożenie powłoki.
Prosta kalkulacja – jeśli zaoszczędzę około 6 godzin życia spędzonych na myciu auta to czasowo wyjdę na zero.
Każde kolejne uniknięcie wizyty na myjni czy skakania po podjeździe z gąbką w dłoni to już czysta korzyść – zobaczymy jednak jak wyjdzie to w praktyce bo wiadomo, że teoria teorią, a życie życiem.
P.S. Mówcie co chcecie ale patrzę kurde na zdjęcia Złotej i stwierdzam, że ten wzór felg od Carbonado to był jeden z moich najlepszych wyborów ever.
Serio.
O ile w przypadku Jużniebordowej kusi mnie trochę, żeby na wiosnę zastąpić czymś innym te matowe Azevy, o tyle w przypadku Złotej nie czuję najmniejszej potrzeby, żeby zmieniać coś w jej wyglądzie.
Mam tak chyba pierwszy raz w życiu i w sumie to trochę się boję.
Co do wyglądu, no ładnie…ale bez xenonów to to nie wygląda…
Tak wyglądała kiedy wyjechała z fabryki więc raczej nie będę na siłę jej apgrejdował ;)
Miód na moje serce :) Też jestem fanem utrzymywania samochodu w takiej konfiguracji, w jakiej wypuściła go fabryka. Czasem korci zmiana lakieru, dołożenie czegoś ekstra z wyposażenia albo choćby wrzucenie nowocześniejszego radia, ale przypominam sobie fiaciora 125p kumpla. Na osiedlu w owym czasie (przełom XX i XXI wieku) było kilka kredensów, ale tylko o tym jednym mówiliśmy, że ma duszę. Wyróżniało go właśnie oryginalne radio z epoki. Więc jeżdżę bez bt czy aux, ale jeżdżę jak wtedy, gdy samochód nowiutki wyjeżdżał z salonu. I podoba mi się to :)
końcowy efekt oczywiście powala tylko co ile nalezy taki zabieg wykonac ? bo napewno to nie sa tanie rzeczy a autodetailing rośnie w siłe i firmy takie rosną jak grzyby po deszczu bo ludziska patrzą na wyglad :)
Dużo tu pisać nie trzeba bo Złota robi robotę na Bielsku a co do felg z Jużniebordowej to chętnie przygarne
Prentki co sądzisz o tej chemii na car washach? Jest nawet woskowanie itd, wiadomo nie jest to co ręcznie, ale w sumie możesz przetesować
Noo roboty trochę z tym jest. Tylko jaki koszt i czy faktycznie zmniejsza ilość wizyt na myjni? Bo mam ciężarówki w tym jedna w kolorze granat z ziarnem fioletowym metallic i myślałem o polerce i zastosowaniu podobnego środka.
Dobra robota, uzyskany efekt znakomity :)
Wow! Efekt miażdży moim skromnym zdaniem! Aż żałuję, że dopiero teraz to zobaczyłem. Ostatnio wydałem 350 zł na tzw. kompleksowe mycie i w sumie efekt mnie zadowolił, ale po tygodniu było tak, jak gdybym w ogóle w myjni nie był od dawna…
Zrobiłeś robotę. Największą radość moim zdaniem i tak daje kropelkowanie. Auto po takim zabiegu myje się o wiele szybciej i przyjemniej. A i efekt jest kozacki bo blask aż się od niego odbija. Popieram jak powyżej napisałeś, że zostawiasz auto w takim stanie jak fabryka wydała. Świetnie wygląda i nic mu nie brakuje.