Mamy już prawie grudzień , więc jak co roku powoli włącza mi się tryb związany z rozpamiętywaniem swojego życia – zawalonych tematów, niespełnionych noworocznych postanowień i tak dalej, i tak dalej… Myślę, że doskonale wiecie co mam na myśli.

Ponieważ jednak nie przywykłem do jakiegoś specjalnego zamartwiania się, bądź użalania się nad swoim umysłowym i społecznym kalectwem, postanowiłem podejść do tematu od nieco innej strony.

Bo widzicie, owszem – sporo rzeczy po prostu zawaliłem. Zaniedbałem, zarzuciłem bądź w ogóle świadomie się ich nie podjąłem. Z drugiej jednak strony jestem już na tym świecie prawie dwadzieścia osiem lat i niejeden drobny sukces udało mi się jednak w tym czasie odnieść.

Czasem przypadkiem, czasem dzięki pomocy innych osób, czasem w wyniku ciężkiej pracy – sami wiecie najlepiej jak to jest.

Dlatego też kilka dni temu usiadłem późnym wieczorem nad kubkiem gorącej czekolady (tak nawiasem mówiąc to nie wiem czy wiecie ale w takie „przedzimowe”, mroźne wieczory wszyscy internetowi blogerzy siedzą nad kubkiem gorącej czekolady i głęboko rozmyślają – bo to takie modne, fajne i w ogóle) i zacząłem zastanawiać się co też tak istotnego udało mi się w tym roku osiągnąć.

I przypadkiem zwróciłem uwagę na coś ciekawego.

Tak naprawdę to codzienne dążenie do postawionych sobie celów tak bardzo absorbuje naszą uwagę, że rozmywa nam się sama idea cieszenia się przebywaną każdego dnia drogą. I owszem – wiem doskonale, że to banał. Wiem, że wiele osób przede mną stwierdziło już, że celem życia nie jest sama śmierć, do której to wszystko niestety zmierza ale właśnie to, co będziemy robili zanim ona nastąpi.

O ile jednak wiele osób zwraca uwagę na wagę wspomnień, radosnych chwil i cieszenia się chwilą, o tyle ja skupiłem się na czymś nieco innym – na doświadczeniach i drobnych lekcjach, których przez te prawie dwadzieścia osiem lat udzieliło mi życie.

A wierzcie mi lub nie – było ich naprawdę całkiem sporo. Żeby jednak nie być gołosłownym spróbowałem spisać kilka takich drobiazgów, które przyszły mi do głowy podczas tego wieczoru mającego w założeniu być festiwalem dekadencji i fatalizmu.

Tak więc prezentuję Wam dzisiaj listę kilku istotnych z mojego punktu widzenia spostrzeżeń.

Nie jest to w żaden sposób uporządkowane ale nic na to nie poradzę – spisywałem po prostu to, co przyszło mi do głowy.

Może coś się Wam spodoba, albo przynajmniej da do myślenia:

 

  1. Wrzucanie kogoś dla draki do basenu straciło cały swój urok w chwili, gdy większość moich znajomych zaczęła nosić przy sobie telefony warte więcej niż mój samochód.
  2. Ciasteczka za 5 złotych kupione na szkolnym kiermaszu poprawiają humor znacznie skuteczniej niż 100 złotych wydane w ulubionej kawiarni w centrum.
  3. Wszystkie pomysły, na które wpadłem po drugiej w nocy zdecydowanie nie były dobrymi pomysłami.
  4. Lepiej kupić jeden, niepasujący do reszty ale solidnie wykonany mebel niż zestaw tanich mebli z gazetki.
  5. Warto myć samochód przynajmniej te dwa razy w miesiącu. Niezależnie od pogody. Raz, że czystym samochodem po prostu jeździ się lepiej to dwa – zauważyłem, że inne osoby zwracają na to uwagę i odbierają mnie bardziej pozytywnie. Nawet, pomimo tego, że jeżdżę starym E30 kupionym za trzy tysiące złotych.
  6. Nie wręczajcie kwiatów owiniętych w te wszystkie folie, fliseliny i inne papierowe gówna z motylkami na klamerki. Natura wie co robi – nie ma nic piękniejszego niż świeże kwiaty związane po prostu kawałkiem wstążki.
  7. Zawsze otwieraj drzwi swojej kobiecie. I nie tylko jej. Ale jej przede wszystkim.
  8. Jeśli spotkacie przypadkiem swojego idola, nigdy nie proście go o autograf albo wspólne zdjęcie. Macie dosłownie chwilę żeby nacieszyć się jego obecnością i zamienić z nim kilka słów – głupio marnować ten czas na szukanie telefonu albo nerwowe przebieranie nogami w oczekiwaniu na podpis, który i tak zgubicie. Tym bardziej jeśli robicie to tylko po to, żeby pochwalić się tym na fejsbuku ludziom, którzy i tak mają to w dupie.
  9. Zawsze warto dopłacić za lepsze miejsca. Zawsze.
  10. Kiedy jestem na imprezie i ktoś zaczyna rozmowę ze mną od pytania o moją pracę albo zarobki, zawsze odpowiadam, że jestem trenerem pcheł cyrkowych i nie robię tego dla pieniędzy. To najlepsza możliwa odpowiedź dla ludzi z tak specyficznymi priorytetami.
  11. Nigdy, przenigdy nie zrobię sobie selfie w łazience. Nikt nie powinien.
  12. Pieniądze, które zostały roztrwonione na przyjemności, wcale nie zostały roztrwonione.
  13. Warto mieć swoją ulubioną książkę.
  14. Warto mieć dużo książek.
  15. Najprostszą metodą odchudzania jest zastąpienie napojów zwykłą, niegazowaną wodą. Wcześniej piłem zawsze soki i pseudoowocowe napoje w kartonach, a po miesiącu picia samej wody zszedłem z wagi o ponad 2 kilogramy. Jeśli ktoś pije dużo pepsi to efekt powinien być jeszcze lepszy.
  16. Kupując pierścionek omijajcie różnego rodzaju Aparty i inne sieciowe salony. U jubilera w starej kamienicy za te same pieniądze dostaniecie większy i lepszej jakości kamień. Poza tym, o ile nie posiadacie w domu oświetlenia o mocy wystarczającej żebyprzemysłowo przetapiać stal, nigdy nie uzyskacie blasku kamieni z wystaw w galerii handlowej. Na wysatwie w galerii handlowej każdy pierścionek wygląda znacznie lepiej niż w rzeczywistości. Każdy.
  17. Słuchanie ciekawych audiobooków podczas samotnej jazdy samochodem jest naprawdę świetnym pomysłem.
  18. Jeśli nie pamiętacie zupełnie swoich snów, popracujcie nad tym, żeby to zmienić (są na to sposoby). Dzięki temu wydłużycie sobie dobę o jakieś osiem godzin.
  19. W piekle jest specjalne miejsce dla ludzi, którzy robią zdjęcia swojego jedzenia i publikują je później w internecie.
  20. Nigdy nie zanudzaj ludzi gadaniem o efektach swojej diety albo treningów. O tym ma mówić Twoje ciało, nie Ty.
  21. Każda złotówka wydana na poprawki i dopasowanie garnituru to dobrze wydana złotówka.

Pozdrawiam,

Tommy

 

38 Komentarzy

  1. Bio 28 listopada 2014 o 18:17

    No to za punkt 19 pójdę do piekła… ale to było tylko raz – eeej… :(

  2. Seba 28 listopada 2014 o 18:19

    Bardzo fajny teks, jak zawsze, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że 3. jest wyjęte z HIMYM ;)

    1. Tommy 1 grudnia 2014 o 08:07

      Aż musiałem wygoglować co to jest HIMYM – niestety nie oglądam ;)

  3. Kuba 28 listopada 2014 o 18:30

    Właściwie ze wszystkim się zgadzam, w szczególności podoba mi się pkt 19, nigdy tego nie zrozumiem. Jaka jest Twoja ulubiona ksiażka? :>

    1. Tommy 1 grudnia 2014 o 08:38

      W sumie są dwa tytuły, które uwielbiam – pierwszy to "Kronika ptaka nakręcacza" Murakamiego (niesamowita książka – na swój sposób popierdolona ale w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa)

      Drugi to stary dobry "Piotruś Pan" – czytałem go w okesie wakacji w podstawówce i tak wymieszał mi się w głowie z tym beztroskim okresem życia skupiającym się na leżeniu w trawie i łapaniu pasikoników, że do dzisiaj tkwię jedną nogą w Nibylandii ;}

      1. Kuba 1 grudnia 2014 o 11:01

        Rzuć okiem na książkę "Chłopcy" Ćwieka.

        1. Tommy 1 grudnia 2014 o 11:05

          Teraz jeszcze przerabiam biografię Henrego Forda i "Siewcę Wiartu" Kossakowskiej ale gang motocyklowy z dzwoneczkiem na czele brzmi intryugująco – dorzucam do listy zakupów i pewnie wezmę się za niego jak skończę. Dzięki ;}

          1. Beddie 1 grudnia 2014 o 14:00

            Co do Ćwieka to możesz atakować losowe książki. Mi zajebiście siadło 'Ciemność płonie', choć ma elementy ciężkiego, narkotycznego bad tripu ;)

  4. Bebok 28 listopada 2014 o 21:01

    Naprawdę zacne! :-) dopisalbym że żadna złotówka wydana na hobby nie jest źle wydana złotówka. Warto dopłacić do lepszego pieczywa, sera, jajka i ogólnie żarcia :-)

  5. Jawsim 28 listopada 2014 o 22:27

    Mi 7 nie pasuje. No chyba,że ma zajęte ręce jakimiś bagażami,torbami. Kobiety nie są ułomne. No chyba,że niespełnione księżniczki. Mnie osobiście by to wkurzało jakby ktoś mi coś otwierał,podawał,przesuwał. Kobieta to też człowiek, nie zapominajmy :P!!

     

  6. 0125gd 29 listopada 2014 o 00:34

    21. do poprawki: Każda złotówka wydana na poprawki i dopasowanie swojego samochodu, to dobrze wydana złotówka.

  7. Parzych 29 listopada 2014 o 04:12

    Punkt 15, może to nie jest moje szczytowe osiągnięcie, ale od 19 czerwca 2013r. do 26 listopada 2014r. straciłem 10kg, mając (UWAGA!) wszystko w dupie i nicnierobiąc, okazuje się że obecnie mam AŻ 2 kg nadwagi (mierząc 177cm ważę teraz 80,2kg, a kilka lat temu dochodziłem do setki)… :)

    1. Norbix 30 listopada 2014 o 10:37

      I właśnie opowiadając o pkt 15, zajebiście wpisałeś się w pkt 20 :P

      1. Parzych 30 listopada 2014 o 11:40

        Niezupełnie, bo u mnie nie było ani diety ani treningów, było za to nicnierobienie i wszystkowdupiemanie… :P

  8. Dawid 29 listopada 2014 o 08:53

    "W piekle jest specjalne miejsce dla ludzi, którzy robią zdjęcia swojego jedzenia i publikują je później w internecie" – Zgadzam się w 100%. Dziwna moda zapanowała na tego typu publikacje, szkoda tylko, że większość ludzi, którzy się w tym lubują dodaje zdjęcia potraw, które mnie raczej odpychają.

  9. 0125gd 29 listopada 2014 o 11:34

    „19. W piekle jest specjalne miejsce dla ludzi, którzy robią zdjęcia swojego jedzenia i publikują je później w internecie.” Kiedy ja zabieram się za gotowanie to zawsze zamieszczam zdjęcie na fejsie. Najczęściej jest ono wraz z załogą jednostki Państwowej Straży Pożarnej która dojechała na pożaru miejsce jako pierwsza….

    1. Szczypior 1 grudnia 2014 o 00:56

      No jeszcze powiedz, że robiłeś je w łazience przed lustrem.

      1. 0125gd 1 grudnia 2014 o 23:46

        niestety nie, bo łazienka spłoneła zaraz po kuchni…

  10. Bartek 1 grudnia 2014 o 14:54

    Tak punkt po punkcie czytam pozycje z listy i uznałem, że pewnie byśmy się dogadali, bo w większości sytuacji mam podobne zdanie.

  11. radosuaf 3 grudnia 2014 o 09:24

    Cześć kolego Tommy, sorry że nie na temat, ale właśnie piszę emocjonalny komentarz u Blogo i jestem ciekaw, jaka jest Twoja ocena nowej akcji marketingowej firmy BMW:
    http://www.blogomotive.pl/index.php/2014/12/02/bmwstories-kobieta-w-czerwieni/

    Czy BMW się, kurwa, ostatecznie kończy? Czy po pierdolnięciu Active Tourerem, poprawką przyszłym BMW 1 FWD teraz faktycznie dotknęła dna? Czy trzeba kupować E30/E34 i sadzić bekę z tych, którzy jeżdżą czymś nowszym? Czy Ultimate Driving Machine stała się na naszych oczach Ultimate Facebook Machine? DLACZEGO? Dużo pytań i tak mało odpowiedzi…

    1. Tommy 3 grudnia 2014 o 10:32

      Powiem Ci, że sama idea akcji jest moim zdaniem zajebista. W końcu (przynajmniej z mojej perspektywy) BMW kupuje się właśnie ze względu na emocje. Dziecięce aspiracje, parcie na radochę za kierownicą, przywiązanie doklimatów motorsportu i tak dalej.

      Pod tym kątem zrobienie akcji zbierającej od ludzi mających BMW ich historie, inspiracje i pomysły jest zajebiste.

      Za cholerę nie rozumiem jednak skąd u licha oni wzięli tę laskę. Nie ogarniam. Nie pojmuję. Nie wiem kto miał zanik funkcji myślowych, że zdecydował się wybrać ją spośród wszystkich zgłoszeń ale nigdy, przenigdy nie powinna była się tam znaleźć…

      1. radosuaf 3 grudnia 2014 o 10:36

        Hmmm, czyli mam czekać na następny wpis pt.: "Kupiłem sobie BMW F30?" :D. Pewnie BMW kupowało się ze względu na emocje. Tak gdzieś do 1995 roku :).

        Umówmy się, że >50% ludzi w Polsce przynajmniej kupuje wersję bieda diesel, żeby się pokazać przed znajomymi. Zdaje się w PL ponad połowa sprzedaży BMW to wersja xDrive – jakoś nie podejrzewam, że te samochody kupują ludzie ceniący sobie sportowe emocje. Raczej Ci, którzy się boją, że zimą nie będą dawali rady dojechać do roboty…

    1. Tommy 3 grudnia 2014 o 11:55

      Tyle, że to wciąż informacja o preferencjach nabywców, a nie ideologii marki. To, że ktoś chce kupować akurat X3, a nie 3er coupe to już nie wina BMW tylko kultury, która wypromowała przeświadczenie, że samochód z podniesioną masą, spalaniem i popsutym w stosunku do sedana prowadzeniem jest fajniejszy.

      O tym, że ideologia marki leci na ryj wiem. To jednak nie tylko problem BMW bo podobnie za trendami podąża wiele marek – po prostu w BMW razi to wyraźnie bo jako jedna z niewielu przestawia się o wiele stopni, a nie robi delikatną korektę.

      Mimo wszystko moim zdaniem największym problemem przed jakim samo postawiło się BMW (a w zasadzie dopiero się postawi bo odczuje to dopiero za jakiś czas) jest odejście od wartości, za które lubią tę martkę wszelkiej maści petrolheady. To, że BMW uchodzi dziś za synonim dobrego prowadzenia, sportowego stylu czy wypadowej wieloletnich doświadczeń w motorsporcie to w dużej mierze zasługa ludzi, którzy podobnie jak ja czy Blogomotive dostrzegamy w tych samochodach coś więcej niż "rozsądną alternatywę dla Audi A4". Pojebów. Ludzi trzymających w szufladzie niebieską czapeczkę saubera i oglądających z wypiekami na twarzy sceny poślizgów na północnej pętli.

      To może zabrzmieć buracko i nieskromnie ale faktem jest to my budujemy i promujemy markę wśród swoich znajomych czy szaroburych hatchbacków na ulicy. To, że można dziś spotkać na ulicach Bielska-Białej jakoś tam w miarę utrzymane i zadziornie warczące 328i to efekt tego, że widzę w BMW coś więcej niż tę dziwną babę od torebki i rozsądne spalanie.

      Jeśli jednak BMW dalej będzie szło w stronę takich akcji to jestem pewien, że za kilka lat kiedy pewnie pomyślę o jakimś drugim, nowszym samochodzie, bez wahania wybiorę Alfę. Albo Mercedesa.

      Bo BMW nie będzie miało mi nic do zaoferowania.

      Nie będę więc przez kolejne 10 lat jeździł czystą, stylizowaną beemką i z wypiekami na twarzy zachwalał ją znajomym. Nie będę odpowiadał na pytania ludzi pod marketem i machał na ulicy dzieciakom wskazującym ją palcami z szokiem pourazowym na ustach.

      Obraz marki będą budowały blondynki czujące awersję do myjni samoobsługowych jeżdżące poodzieranymi na parkingach X3, które bez wahania przesiądą się do Audi jeśli tylko stanie się ono choć odrobinę bardziej trendy.

      Tego się kurwa boję…

      1. radosuaf 3 grudnia 2014 o 13:30

        Czekaj, czekaj… To ideologią marki jest robienie szybkich, sportowych samochodów, ale przez przypadek wychodzi im tłuczenie obrzydliwych SUV-ów? :)

        Kiedyś wypowiadał się jakiś menedżer BMW, który powiedział, że X5 (wtedy ich jedyny SUV) jest dla tych, którzy chcą jeździć BMW, ale drogi nie pozwalają im jeździć ich sedanami (miał na myśli konkretnie Ruskich). Kupiłem to. Brzmiało fajnie. Gdyby to był jeden model, dwa, zrozumiałbym.

        MINI też się kompletnie pogubiło… Kiedyś to był mały, stylowy samochód (pomijam, że nieco się rozjechało z pierwotnym zalożeniem, gdzie Mini miało być głównie tanie), teraz MINI nazywany jest samochód o długości 4,1 metra (!!!) – gdzie E30 ma 4,3 metra…

        Jak by nie było, charakter zachowują tanie marki – jak pisałem u Blogo, najbardziej wyraziście jawi mi się chyba Dacia w tej chwili. Konkretne, sprecyzowane produkty dla konkretnego klienta. Bo już w Skodzie się to rozjechało, bo można sobie kupić "prestiżowego" Superba. Kiedyś Maserati było 4-drzwiowym Ferrari, a dzisiaj pakują tam silniki diesla… Zostają tylko marki ultra drogie, typu Aston Martin (chociaż też mieli "odpał" w stylu Cygneta) albo Rolls-Royce.

        Ostatniemu akapitowi wypada tylko przyklasnąć. Z drugiej strony, BWM pewnie "kupi" jakimś debilnym hasłem reklamowym klientów MB albo Audi. I biznes się jakoś będzie kręcił…

        1. Tommy 3 grudnia 2014 o 13:46

          Tylko widzisz – co prawda z ekonomii jestem noga, ale zakładam, że jeśli na rynku byłoby wystarczająco dużo ludzi pragnących kupować serię 3 w nadwoziu coupe to BMW mogłoby produkować tylko i wyłącznie takie samochody.

          Problem polega jednak na tym, że pewna grupa ludzi, którzy do tej pory jeździli normalnymi samochodami jak choćby A4, 406 czy e46, w wyniku bliżej niewyjaśnionych okoliczności uderzyła się w głowę i zapragnęła nagle sprawić sobie taką podniesioną furgonetkę listonosza.

          Bo to modne, prestiżowe i w ogóle. I bo sąsiad ma. I ten biznesmen w "M jak Malaria" też takim jeździ.

          BMW mogło więc albo stwierdzić, że to idioci i pozwolić im pójść do Audi czy Mercedesa, którzy takie furgonetki postanowili produkować, albo przyłączyć się do tej dziwnej, niezrozumiałej zabawy i zacząć robić SUV-y, za które Ci dziwni ludzie pragnęli im oddać swoje pożyczone od banku pieniądze.

          Ja to na serio rozumiem.

          Nie pochwalam ale rozumiem.

          I poniekąd akceptuję póki tylko produkowanie tych wielkich wywrotek i elektrycznych wózków golfowych umożliwia im zachowanie płynności finansowej niezbędnej do robienia M3 i innych wartościowych z mojego punktu widzenia modeli.

          Tak naprawdę dziś kursu nie zmienia chyba tylko kilka małych manufaktur specjalizujących się w produkcji zabawek, które rozpędzają się do setki w pół sekundy, pomimo, że mają układ hamulcowy wyjęty żywcem z Forda Mondeo.

          Takie czasy.

          1. radosuaf 3 grudnia 2014 o 13:59

            Ja skończyłem Uniwersytet Ekonomiczny. Więc mały wykład :).

            Prawdopodobnie istnieje wystarczająca ilość osób, która kupiłaby BMW 3 coupe, gdyby nie było innej wersji nadwozia. Problem polega na tym, że wtedy firma BMW nie mogłaby pokazać swoim akcjonariuszom: "nasza sprzedaż wzrosła o 10%". Pan Karl-Heiz Buntermeister, czy jak tam się nazywa prezes BMW ma pewnie z 5 celi na 5 lat wyznaczonych na zasadzie:
            1. wzrost sprzedaży o 10%
            2. wzrost rentowności o 5%
            3. wejście na rynek malezyjski i sprzedaż minimum 50.000 sztuk
            4. budowa fabryki w Chinach
            itepe itede
            Zauważ, że żaden z tych celi nie ma wpisanych "wartości BMW" (jakie by one nie były), ani nie mówi "jeśli za 20 lat przez Pana postępowanie firma się zesra, to będziemy żądać zwrotu Pana premii w wysokości 10 mln EUR". Więc Panu prezesowi długa, owocna przyszłość marki zwisa, o wartościach marki nawet nie wspominając.
            O! Druga marka mi się przypomniała – Subaru – poza małymi odpałami robią boksery 4×4 i dalej robić je będą, bez ambicji sprzedaży sryliona egzemplarzy do 2030 r… Dlaczego BMW nie może uznać, że sprzedaż na poziomie X egzemplarzy im wystarczy po wiek wieków i że są dumni z produkcji samochodów, które nie będą przypadać do gustu księgowej Zosi i masarza Mariana, to nie rozumiem :).

            1. Tommy 3 grudnia 2014 o 14:04

              W chwili, kiedy wspomniałeś o tym uniwersytecie dotarło do mnie, że nie ma sensu żebym szukał jakichkolwiek racjonalnych argumentów bo pewnie i tak je zagniesz (użyłeś tylu znaków % że Twój komentarz wygląda jak protokół PKW. Ja tymczasem miałem z matmy litościową dwóję i to wyłącznie dlatego, bo zgodziłem się nie bekać głośno na lekcjach).

              Tak więc pragnąć uniknąć porażki w dyskusji pozwolę sobie na ripostę na moim poziomie:

              "i chuj."

               : D

              1. radosuaf 3 grudnia 2014 o 14:08

                Oj tam, Ty na pewno byłeś lepszy ode mnie z polskiego, rytorykę masz opanowaną, więc śmiało możesz polemizować.
                Ja taką księgową taktykę obserwuję we Fiacie – Lancia zdechła, Alfa dogorywa, Fiat w ciemnej dupie, Maserati robi kopciuchy, ale premie dla Sergio spływają szerokim strumieniem, bo cele przecież realizuje…

                1. Tommy 3 grudnia 2014 o 14:13

                  Z tą taktyką księgową się w pełni zgodzę ale jak zauważyłeś nie jest to wcale problem BMW tylko całej branży moto (i jestem pewien, że nawet Dacia w końcu wpadnie na pomysł żeby robić wóz klasy premium albo coś w ten deseń bo przecież chodzi o poszerzanie rynków i produkcji).

                  Wracając jednak do sedna tematu – sama akcja BMW skupiająca się wokół poszukiwania pasjonatów, ciekawych historii i dokonań jest moim zdaniem zajebista.

                  Tyle, że do jury konkursu zamiast szefa działu posadzili chyba przez pomyłkę gościa, który przyszedł naprawić automat do kawy.

                  1. radosuaf 3 grudnia 2014 o 14:20

                    To nawet nie jest problem branży moto. Kiedyś firmy produkujące czekoladę miały 3 genialne recepty na 3 czekolady i robiły 3 czekolady. Potem ktoś doszedł do wniosku, że warto by rozszerzyć paletę do 28 czekolad, smakowych, białych (chociaż to KURWA MAĆ nie jest czekolada), nadziewanych, dmuchanych i nie wiadomo jeszcze jakich, potem jeszcze ktoś zauważył, że te 3 oryginalne receptury są trochę zbyt "hardkorowe" na globalny rynek (bo taką samą czekoladę musi lubić Chińczyk, Brazylijczyk i Włoch) i dostosowano odpowiednio receptury. Efekt jest taki, że dobrą czekoladę możesz kupić za 10 zł z jakichś mini manufaktur, bo w spożywczym jest samo g***o. Problem z branżą moto jest taki, że tutaj małej manufaktury za bardzo nie da się otworzyć, a nawet jeśli się da, to samochód kosztuje też 3 razy więcej, tak jak czekolada z manufaktury w porównaniu z marketową, tylko zamiast 3zł vs 10 zł robi się tutaj 150 tys. zł vs 450 tys. zł…

                    Ostatni argument może być celny, ale może też być tak, że BMW faktycznie nikt z pasją do motoryzacji nie kupuje. Nawet sobie pomyślałem, że Blogo powinien zrobić wywiad z Tobą, ale Ty jeździsz "starym trupem", bezwartościowym z punktu widzenia marketingu i pewnie większość pasjonatów marki ma dłubane lub wymuskane "starocie", a nie F30 prosto z salonu. W związku z czym do BMW Stories prawdopodobnie nie było z czego wybierać :).

                    1. Tommy 3 grudnia 2014 o 14:27

                      Pewnie masz rację z tymi starymi gratami ale zwróć uwagę na jedną rzecz –  jeśli za pstryknięciem palców wywaliłbyś w tej chwili z dróg takie e36 i e46 jak moja i Rafała to okazałoby się, że BMW to tak naprawdę trochę białych diesli w sedanie, garść X3, czarne X5 na korpoblachach i M3 bogusia.

                      Takie stare, uchowane beemki są bezwartościowe dla excela z wynikami sprzedaży, ale bezcenne dla wizerunku marki.

                      Siła marki tkwi właśnie w dopieszczonych staruszkach za którymi oglądają się dzieciaki i wiekowych coupe, na które z zazdrością spoglądają stateczni tatusiowie pakujący pod marketem paczki z pieluchami do swoich Dacii Logan.

                      To sprawia, że postrzegasz BMW jako fajny, wartościowy wóz.

                      W nowym BMW jesteś postrzegany głównie jako buc, bo BMW to drogi samochód, a Polacy to naród, który nie przepada za ludźmi w drogich samochodach. Co więcej – promowanie przez markę takich kobiet jak ta z wywiadu o torebce nie pomaga w zmianie tego trendu.

  12. radosuaf 3 grudnia 2014 o 15:46

    Masz rację, tylko przełożenie na aktualną sprzedaż jest żadne – ze względu na klientelę, jaką sobie wyrobiło BMW. "Ki ekant" z korpo nie kupuje BMW widząc E30 z klatką tnące bokiem na YT, bo nawet takiego filmiku nie szuka. Na E36, nawet M3, nie spojrzy, bo dla niego to "dresowóz". BMW to nawet rozumie, oferując części do starszych modeli w swoich serwisach (a np. Alfa nie), czy też utrzymując muzeum w Monachium (a Alfa swoje zamknęła – co uważam za zbrodnię, bo ilość motoryzacyjnego porno w tych murach przekracza wszelkie oczekiwania – mam zdjęcia na potwiedzenie), ale to jest wychowywanie klienta, który BMW w salonie kupi za jakieś 20 lat. A to obecne kierownictwo dość średnio interesuje…

    Spójrz na Audi, które nie ma historii, ani kultowych modeli (wymienisz 3?). Jedyne, czym mogą się pochwalić, to sukcesy Audi Quattro w rajdach (i trzeba przyznać, że wycisnęli to w 101%, każdy wie, co to kłatro i wie, że kłatro jest super). Audi nie ma nawet tożsamości. Bo ani to super sportowe (BMW), ani super luksusowe (Mercedes), ani oryginalne (Jaguar), ani uwodzicielsko piękne (Maserati), ani nie-mainstreamowe (Volvo). Jest takie sobie pośrodku. Robi samochody od Sasa (A1) do Lasa (R8), bez szczególnego wyróżnika. I ludzie to kupują. Tylko faktycznie, dzisiaj to może być Audi, a jutro BMW albo Mercedes. W końcu to tylko samochód :).

    1. Tommy 4 grudnia 2014 o 08:09

      Z korpoklientem się zgodzę – przykre ale sporo ludzi wybiera dzisiaj BMW bo jest trendy i sąsiad pozazdrości, nie zastanawiając się jednak nad zaletami dopracowanego układu napędowego czy historią modelu (leasing, podpis i sru na dwupasmówkę mrugać wszystkim długimi na lewym pasie podczas korpotras Warszawa-Wrocław-Warszawa).

      To jednak jak zauważyłeś głównie ludzie wybierający białe X3 i czerwone 3er w czterocylindrowym dieslu (z opcją bez znaczka na tylnej klapie – chooy, że nie jedzie. Ważne, że było 50k tańsze i wygląda kozacko bo dzięki silnikowi starczyło na m-pakiet).

      Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że BMW wciąż ma potężną grupę klientów postrzegających markę właśnie przez pryzmat tych wszystkich starych E9, CLS-e, M3 i innych modeli spotykanych od czasu do czasu na ulicach. Do kupna nowego BMW się dojrzewa (i finansowo i psychicznie) ale to, że pewnego dnia staniesz akurat pod tym, a nie innym salonem musi być w jakimś stopniu podyktowane Twoimi przekonaniami co do tego czym właściwie jest ten samochód. Plakatami zbieranymi za dzieciaka, obecnością modeli w większości gierek na wyścigowych na konsole i faktem, że stare M3 wciąż zwraca na ulicy uwagę nie mniejszą niż laska w mini kończącym się na wysokości pępka.

      Odejście w kierunku maksymalizacji zysków widać jak jasna cholera, ale mimo wszystko wydaje mi się, że parę osób w BMW zdaje sobie sprawę z tego jak cholernie ważna jest dla nich subtelność na poziomie surówki hutniczej i walka na gołe pięści na torach wyścigowych (patrz dostępność części do starych modeli, dostęp do pełnego katalogu real oem, muzeum, otwarte jakiś czas temu restoration center i stała obecność w motorsporcie).

      Mimo wszystko pozostaję optymistą – obecne trendy w motoryzacji traktuję bardziej jako dewiację, która choć z początku fajna i zabawna za niedługo zacznie ujawniać swoje ograniczenia i problemy. Myślę, że na powrót do tradycyjnych wartości nie będziemy musieli czekać zbyt długo.

      1. radosuaf 4 grudnia 2014 o 09:03

        A tak serio, ile widziałeś ostatnio w miarę nowych BMW w benzynie? Jak dla mnie to coś jak skrzyżowanie jednorożca z ładną Niemką – ktoś kiedyś widział, ale zdjęć nie ma… :)

        Słuszna uwaga z tymi konsolami – i dlatego pewnie opłaca się pakować kasę w sport motorowy. Bo co prawda nie znam nikogo, kto by się pasjonował WTCC, za to swoje M3 w NFS czy tam innej Forzy pucuje co drugi nastolatek… Z drugiej strony, taki Citroen gniótł WRC przez długie lata, a kapitału nie potrafił na tym zbić w zasadzie żadnego. No ale skoro samochody seryjne mają z tymi WRC wspólną jedynie budę, to ciężko się spodziewać cudów.

        Z tym zwracaniem uwagi przez stare M3 to przesadzasz. Nie mam pojęcia jak wygląda M3 jakiejkolwiek generacji. Serio. Przyklejcie na to znaczek ///M i łyknę wszystko ;). Fakt, nie jestem entuzjastą BMW, ale coś tam motoryzację ogarniam. Większość ludzi (a już szczególnie grupa docelowa nowych BMW) raczej nie…

        Oczywiście, zarządzanie marką jest na wysokim poziomie, chciałbym móc wejść do ASO Alfy i podając VIN wybierać części jak bieliznę w sklepie internetowym Victoria's Secret, z podobnym ślinotokiem i świecącymi oczkami, ale niestety – jedyne, co udało mi się tam kupić to uszczelkę korka wlewu oleju (bo pasowała od Fiata Palio) i filtr oleju (od Ducato). W BMW u Smorawińskiego można dostać oczopląsu ;).

        Miejmy nadzieję, że powrót do tradycji jednak wróci, przynajmniej w przypadku pojazdów spalinowych. Elektryczne mogą sobie być unisex, unibrand i nie wiadomo, co tam jeszcze…

        1. Tommy 4 grudnia 2014 o 11:51

          Widzisz – znam kilka osób, które do kupna nowego BMW dojrzewały dość długo (głównie finansowo). Jednak to, że pewnego dnia stanęły akurat pod drzwiami do tego, a nie innego salonu było spowodowane wieloma latami jarania się całą ideologią marki i spotykanymi na ulicach beemkami. Oni od dawna wiedzieli jaki samochód chcą kiedyś mieć i nie było to spowodowane korzystnym stosunkiem ceny do jakości czy modą panującą na ich osiedlu wzniesionym z tanich płyt gipsowych i bloczków ytonga.

          Po prostu przez wiele lat z zazdrością patrzyli na beemki porykujące na inne samochody na ulicach. Ruszające z lekkim slajdem trójki, sunące z gracją siódemki w ciemnych kolorach…

          Chyba każdy kto oglądał pierwszą część "Transportera" choć przez chwilę pomyślał o kupnie czarnego E38 bo Statham po mistrozwsku zrobił z niej archetyp samochodu dla prawdziwego faceta.

          Ja wiem, że większość osób nie odróżnia E36 od E34, o M3 nie wspominając ale istnieje też duża grupa osób, którym pragnienie posiadania BMW tli się w trzewiach od dawien dawna i to właśnie cała ta uliczna, klasyczna kultura, z którą chcąc nie chcąc się na codzień stykają na różnych płaszczyznach sprawia, że to cholerstwo jeszcze nie zgasło.

          Nowobogacki ignorant pójdzie do BMW bo jest ono teraz na topie. Jeśli jednak za jakiś czas takie beemki jak on będzie miała większość jemu podobnych ludzi (w wyniku czego mocno przylgnie do nich chujowa metka) to za cztery lata bez większego oporu pójdzie do Audi.

          Bo dla niego to po prostu samochód, w którym wypada się pokazać, a nie mieszanina emocji, dziecięcych wspomnień, ideologii czy historii. Jeśli za dwa lata lepiej będzie pokazać się w CLS-ie to raczej nikt z nich nie wróci do BMW po kolejną generację tylko pójdzie do Mercedesa.

          Po ludziach "wychowanych" w świecie pełnym starych trójek, piątek i siódemek można jednak spodziewać się większej lojalności – o ile jednak będziesz trzymał w salonie samochody, które spełnią zbudowane na historii marki oczekiwania takie jak doskonałe prowadzenie, zadziorność czy prestiż, a nie będą robione pod pana ignoranta.

  13. radca prawny wrocław 15 grudnia 2014 o 16:22

    7 punkt mistrzostwo ale nie tylko jej… :D

  14. wigmet 16 grudnia 2014 o 22:58

    Same życie – wszystko szczera prawda podpisuje się obiema rękami ;)

    ps. do pkt. 10 , kiedyś w jednej książce przeczytałem że autor na podobne pytania odpowiadał że po prostu handluje koksem ;)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *