Pamiętam jak parę lat temu mój znajomy, po raz pierwszy w życiu zobaczył moje czerwone cabrio. Stwierdził wtedy, że to najbardziej bezsensowny, homoseksualny i pozbawiony gustu projekt jaki w życiu widział. „Wygląda jak wyposażony w błyszczące kółka kryzys wieku średniego” – stwierdził.

Naturalnie słysząc takie słowa musiałem odpowiednio zareagować – wstałem więc, poprawiłem spodnie, wziąłem głęboki wdech i bardzo, ale to bardzo stanowczym tonem odparłem: „a żebyś ku*** wiedział!”.

Widzicie, chodzi o to, że Escort z lat 90-tych to naprawdę gówniany samochód. Samochód, w przypadku którego słowo „korozja” nabiera zupełnie nowego znaczenia. Samochód, który już nawet nie rdzewieje – on ulatnia się do atmosfery w takim tempie, że wymieniając olej w kiepsko wentylowanym garażu możecie zatruć się tlenkiem żelaza i umrzeć w konwulsjach w kałuży własnych wymiocin.

Słyszałem, że w niektórych Escortach korodowały nawet opony.

Na domiar złego mój egzemplarz to kabriolet. Nie dość więc, że ma nadwozie wykonane z jedynej w swoim rodzaju, podatnej na korozję, fordowskiej plasteliny, to na dokładkę pozbawiono go bardzo istotnego elementu spinającego całą konstrukcję, czyli dachu.

W efekcie jest on sztywny i zwarty jak świąteczna galaretka z kurczaka.

Albo penis chorującego na miażdżycę 90 latka.

Jeśli trzaśniecie mocniej klapą bagażnika, to nie dość, że rozregulujecie zbieżność na przedniej osi to na dokładkę fala uderzeniowa pędząca po nadwoziu pokrzywi przednie wycieraczki.  Dziś nie będę przynudzał Wam jednak o największych zaletach mojego Forda, bo temat felietonu jest inny…

Widzicie, zmierzam do tego, że tamtego dnia mój znajomy naprawdę się zdziwił. Chodzi o to, że chyba po raz pierwszy w życiu zmieszał z błotem samochód należący do kogoś, kto identyfikuje się jako miłośnik motoryzacji (a także Batman i zadeklarowana lesbijka ale to akurat bez związku), a mimo to nie dostał za to prewencyjnie pięścią w twarz. Co więcej – przyznał, że spodziewał się, że kiedy powie coś złego o moim Fordzie to ja, jako fan benzyny, piosenek Sary Brightman i spodni z ortalionu przynajmniej konkretnie się tym faktem zbulwersuję.

Wiecie – obrażę się, kategorycznie zaprzeczę, powiem mu, że sam  jest gruby, skieruję groźby karalne pod adresem jego psa i tak dalej.

Tymczasem nie dość, że bez namysłu przyznałem mu rację (całkowicie słusznie z resztą) to na dokładkę przez kolejne kilka minut razem z nim zaśmiewaliśmy się z tego jak głupi i pozbawiony sensu jest ten wóz.

Bo jest głupi i to bardzo, tak żebyśmy mieli jasność.

Ma właściwości jezdne przeładowanej taczki, nadwozie ulatnia się szybciej niż perfumy kupione u cygana na parkingu pod Castoramą, jego wartość rynkowa nie odbiega od ceny kiepskiej jakości roweru i co chwila rozładowuje się mu akumulator. Z resztą – nawet gdyby był samochodem idealnym to i tak nie widziałbym niczego złego w tym, że komuś nie podoba się to, co z nim zrobiłem.

W tym właśnie tkwi cała ta pogrzebana kózka co nie chciała pić mleczka, czy jak tam szło całe to ludowe przysłowie.

Ja nie podobam się zdecydowanej większości kobiet, a mimo to nie czuję potrzeby, by z tego powodu mówić im, że są grube, albo walić je pięścią w twarz.  Nie czuję się również tym faktem zbulwersowany – ot, po prostu kolejny dowód na to, że kobiety mają mimo wszystko dobry gust. A jednak wiele osób ma na punkcie swojego samochodu takiego pierdolca, że jeśli zasugerujecie im, że waszym zdaniem zrobili coś nie tak, obrażą się, nazwą was debilem albo zaczną wplatać w dyskusję argumenty w stylu „nie podoba się to nie oceniaj” bądź „lepiej pokaż czym sam jeździsz”.

„Pedale”.

Jakby miało to jakikolwiek związek z faktem, że nie podoba się Wam jakaś rzecz.

Jeszcze gorsze są pod tym względem grupy skupiające miłośników danej marki. Jeśli wejdziecie na grupę „prawdziwych fanów BMW” i powiecie coś nieprzychylnego o autach z biało-niebieskim śmigiełkiem to nie minie kwadrans, a pod waszym oknem pojawią się widły, kije bejsbolowe, wydachowane wersje 316i i płonące pochodnie. Z Audi, Volkswagenem, Fordem czy Alfą jest z resztą podobnie.

Niektórzy ludzie mają do swoich samochodów tyle dystansu, ile typowy kierowca Audi do tylnego zderzaka jadącego przed nim auta {wymowne mrugnięcie lewym okiem}

Zmierzam do tego, że niektórym z nas zdecydowanie brakuje luzu.

Sam jestem postrzegany jako fanatyk BMW (i to mimo, że na placu mam też dwa Fordy, Seata, Jawę i różowy motorower na pedały „Gary De Lux”) i muszę przyznać, że za cholerę takiego podejścia nie rozumiem. Owszem – lubię markę BMW, bo produkowane przez nią 30 lat temu modele są dziś tak tanie, że zwyczajnie mnie na nie stać (a na dokładkę mają one szereg cech, które bardzo sobie cenię).

Wiecie – napęd na tylną oś, pozbawione ramek drzwi czy przekręconą w stronę kierowcy deskę rozdzielczą.

Nie rozumiem jednak jak można nie dopuszczać do siebie opinii, że komuś te samochody mogą się nie podobać. Oczywiście, że mogą – wystarczy, że będzie na nie patrzył ktoś, kogo nie jara tylny napęd, drzwi bez ramek i przekręcone w stronę kierowcy deski rozdzielcze. To normalne, że kogoś mogą kręcić zupełnie inne tematy niż nas i nikt nie powinien czuć się z tego powodu urażony. Co więcej – część osób bardzo lubi BMW e36, ale już to co zrobiłem z moim egzemplarzem uważa za gwałt analny, zbrodnię przeciwko ludzkości i kotlety sojowe – i szczerze mówiąc doskonale tych ludzi rozumiem.

Mając wybór i tak ponownie zrobiłbym wszystko tak samo, ale mimo wszystko ich rozumiem.

Nie ma co się oburzać, że mamy różne gusta bo prawda jest taka, że to właśnie dzięki temu na ulicach jest dziś tak ciekawie, momentami śmiesznie i intrygująco.

Gdybyśmy wszyscy patrzyli na motoryzację w taki sam sposób, dziś na ulicach mielibyśmy same szare Hyundaie i30, albo przebudowane według jednego schematu, zglebione beemki (szczerze mówiąc to sam nie wiem, która wizja jest bardziej przerażająca). Jeśli więc następnym razem ktoś powie wam, że nie podoba się mu wasz samochód, po prostu się uśmiechnijcie bo to wbrew pozorom bardzo dobra wiadomość.

To znaczy, że idziecie pod prąd.

Jesteście na swój sposób ORYGINALNI.

Zupełnie jak Tofik ;)

17 Komentarzy

  1. TaTo 19 grudnia 2017 o 16:35

    Dziękuję. To miłe co Pan piszesz o mnie i mojej zapuszczone Pandzie, w której po odbiciu błota ukazała się rdza.

    1. Prentki 20 grudnia 2017 o 07:21

      Dlatego mam stracha za każdym razem kiedy myję moje e30 ;)

  2. Szeryf 19 grudnia 2017 o 17:54

    Kurde, to jest takie prawdziwe, kupa napinaczy którzy nie mają za grosz dystansu do siebie. Masakra…

  3. Kacper 20 grudnia 2017 o 09:21

    Fanboje marki to jest nic…

    … napisz na grupie motoryzacyjnej ,że FWD jest lepsze od RWD. To się wtedy zacznie burza argumentów xd.

  4. Regis 20 grudnia 2017 o 12:11

    I wtedy argument ze 4×4 rządzi ;) Szach-mat :D

    1. Kacper 20 grudnia 2017 o 12:57

      Szach-mat?

      Gdyby Bóg lubił napęd 4×4 chodzilibyśmy na 4 łapach !!!

      ;D

      No przyświrowałem trochę. Jak pada zdanie „AWD najlepsze” to nagle wszyscy kiwają potwierdzająco głowami i się nie silą na argumenty. To jest jak „proszę się rozejść, tu nie ma nic do oglądania” ;D

      1. Marcel 21 grudnia 2017 o 12:09

        FWD jest najlepsze… dla dziadka, który wozi wnuczka do przedszkola, dla matki, która jeździ na zakupy, dla kierowcy z przeciętnymi umiejętnościami, który samochód traktuje jedynie jako dupozów do przemieszczania się z miejsca na miejsce.

        RWD jest najlepsze… dla kogoś, kto przede wszystkim ma umiejętności żeby je ogarnąć, bo jest bardziej wymagające niż FWD, dla fana konkretnej marki ze śmigiełkiem ma masce, która (poza małym wyjątkiem) robi samochody tylko z tylnym napędem.

        4×4 jest najlepsze… dla szpanerów, którzy swoim 15to tonowym 4×4 superchargerbajerwypasexptralux w leasingu wypruwa sobie flaki żeby zapłacić kolejną ratę, dla fana offroadu, który nie płacze jak ubłoci się od bieżnika po dach i od skarpetek po czubek głowy.

        każdy ma swoje ‚najlepsze’, tylko nie każdy potrafi uszanować ‚najlepsze’ drugiego.

        1. jonas 22 grudnia 2017 o 22:51

          Miałem FWD, RWD, teraz mam 4×4 i rzeczywiście jak dla mnie jest najlepsze. W lizing zdarza mi się wziąć żonę, po błocie nie jeżdżę, wziąłem 4×4 bo mimo układu kierowniczego zbudowanego z rozgotowanego makaronu całość idzie jak po szynach, również po śniegu. No i jakby się zrobiło bardzo źle, to jest blokada mechanizmu różnicowego i reduktor.

          Ale nigdy w życiu bym nie powiedział, ze ten samochód jest najlepszy dla każdego, a kto przeciw to go kęsim.

        2. KL 28 grudnia 2017 o 22:55

          Wow, generalizacja level max.

  5. marcin 22 grudnia 2017 o 00:22

    Bardzo przyjemny tekst… pozdrawiam i oby tak dalej.

  6. Jerzy 22 grudnia 2017 o 11:08

    Tekst mega, pozdro z VW ;)

  7. zwardek 22 grudnia 2017 o 11:38

    Panie, mnie tam się ten twój Escort podoba

  8. Tomek 23 grudnia 2017 o 22:09

    Ja mam naprawdę dużo dystansu do siebie, trochę mniej do mojego auta i gustu muzycznego. Ale jak na miłośnika grupy Vag, to jestem naprawdę otwartą osobą na różnego rodzaju dyskusje i ciekawe wymiany opinii na temat aut, tym bardziej że jestem jeszcze młody i nie wiem wszystkiego. Ale gdy w końcu kupiłem swoje cacuszko, wymarzonego klasyka i próbuję doprowadzić go do perfekcji. A codziennie słyszę od moich znajomych „Na ch** ci taki stary trup” „patrzcie jakim on padłem pod szkołę dzisiaj podjechał”, „je**ć vw tylko honda i vtec „. Albo takie dogadywanie naprawdę bliskich znajomy których często wożę „Ciekawe czy tym złomkiem dojedziemy?” albo ” dawaj odpalaj tego złoma”. to jest naprawdę irytujące, i nawet święty nie wytrzymał by takiej presji, i kiedyś wybuchnął. Najlepsze jest w tym to, że spora część z osób komentujących w ten sposób, nie miało nawet jeszcze auta. A za kierownicę siadają dwa razy w miesiącu, kiedy tatuś w końcu pozwoli się przejechać swoją nową e-klasą, ale on zna się na motoryzacji najlepiej, i tylko jego zdanie się liczy, bo on jeździ mietkiem, a ty starym pordzewiałym volkswagenem :( Ale na szczęście czasami zdarzają się osoby, którym jak powiesz, że kupiłeś niedawno jettę 88r w coupe i w tydzień po zakupie przeznaczyłeś na nią całe oszczędności, a za następną wypłatę kupujesz do niej felgi i jak starczy to jeszcze gwint, powiedzą „weź mi to wytłumacz jak można tak kochać stare samochody”, ” Nie no fajnie, ale czy nie lepiej było to wydać na jakiegoś nowszego Opla?”. Albo prawdziwi maniacy którzy nie ważne czy jeżdżą Hondą, Bmw czy Fordem powiedzą ” To świetnie, dawaj wieczorem się spotkamy, to zrobimy sobie rundkę po mieście, pokażesz mi jak to chodzi”.

  9. TorquedMad Mind 26 grudnia 2017 o 09:54

    Tomek – a skomentuj jeszcze nadużywanie słowa „hejter”, czy „hejtowanie”. Masz materiał na drugą notkę o tym jak ludziom pęka żyłka przy braku znajomości znaczenia danego słowa :D

  10. Escobar 29 grudnia 2017 o 11:54

    Jednak bycie miłośnikiem klasyków bywa uciążliwe to fakt ale uspokoaja mnie to , ze inni maja podobnie …. na codzień jeżdżę touring 328 e 36 a nie na codzień 328 e36 coupe …nie ukrywam, ze tylko żona hamuje chec kupna nowego samochodu …. e 36

  11. Escobar1 29 grudnia 2017 o 11:58

    Jednak bycie miłośnikiem klasyków bywa uciążliwe to fakt ale uspokoaja mnie to , ze inni maja podobnie …. na codzień jeżdżę touring 328 e 36 a nie na codzień 328 e36 coupe …nie ukrywam, ze tylko żona hamuje chec kupna nowego samochodu …. e 36

  12. jedzze.pl 2 stycznia 2018 o 14:40

    Zawsze znajdą się tacy co wiedzą najlepiej. „Po co ci ten grat?.” „Sprzedaj i kup coś normalnego.” „Nigdy tego nie skończysz”. Nie ma się co spinać tylko robić swoje :)

    Prentki, dobry wpis! Kiedy będzie Lancia i relacja z dostarczenia malucha?

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *