Co prawda zima jest chwilowo w odwrocie ale załóżmy, że wygląda to tak:

Szaro-bury poranek. Za oknem wielka, ciemna chmura bombarduje śniegiem wszystko co tylko nieroztropnie wychyli się z bezpiecznego schronienia. Nie oszczędziła nawet psa, który biega właśnie po ogródku w śnieżnej euforii co chwila uderzając nosem w ukryte pod śniegiem przedmioty.

Z okna na piętrze wygląda jak skunks z porażeniem mózgowym wrzucony do basenu pełnego kokainy.

Wieje mroźny, lodowaty wiatr. Na fragmencie ulicy, który widać z okna zalega już kilkucentymetrowa warstwa śniegu. Na poboczach tworzą się sporych rozmiarów zaspy, a kawałek dalej sąsiad łamie właśnie kolejną łopatę do śniegu próbując wydostać swoją Hondę z grobowca, w którym pochował ją przejeżdżający godzinę wcześniej pług. Śnieg, mróz i klasyczny domek w Karkonoszach.

W telewizji kobieta w czerwonym żakiecie maca trójwymiarowe chmurki informując, że znów najbardziej piździ w Suwałkach.

Nie wychodźcie z domów.

Śmierć.

Karambol na A4.

Chleb z glutenem.

Stoicie w oknie w ulubionych spodniach od dresu, trzymacie w dłoni kubek ciepłej kawy i drapiąc się po tyłku zastanawiacie się jak dostać się dziś do pracy. Normalni ludzie myślą czy lepiej będzie wybrać się na autobus czy może jednak na tramwaj. A może zabrać urlop i przeczekać to w domu?

Wy zaś myślicie czy jechać standardową drogą czy też strzelić sobie rundkę trasą, na której jest kilka naprawdę fajnych zakrętów.

Bo jebło śniegiem, nadsterowność i w ogóle.

Widzicie, nie wiem jak to wygląda u Was ale dla mnie nie istnieje chyba pojęcie zbyt trudnych warunków drogowych. Nie przeraża mnie zawierucha, śnieg, koleiny, lód czy wichury. Szczerze mówiąc jedyną rzeczą jakiej się boję są kobiety w Fiatach Punto, które myślą, że im mocnej wgniotą w dywanik pedał gazu, tym większe mają szanse wyjechać z zaspy, w którą wpadły przed chwilą z powodu takiego samego obchodzenia się z pedałem hamulca. Czasami jedno takie Punto wystarczy, żeby skutecznie sparaliżować połowę miasta – i to jest moim zdaniem najbardziej przerażający scenariusz jaki może się przytrafić.

Punto z zero-jedynkowym pedałem sprzęgła stojące na oblodzonym podjeździe.

Mimo to uwielbiam jeździć w czasie deszczu czy opadów śniegu bo jazda robi się wtedy znacznie bardziej wymagająca. Nieustannie trzeba analizować, przewidywać i reagować. Szukać przyczepności, ustawiać się do zakrętów i z nieufnością spoglądać na nadjeżdżające z naprzeciwka kobiety w wypłowiałych Fiatach wyposażonych w oblepione śniegiem zderzaki. Sprawdzać przyczepność testowymi hamowaniami, nabierać rozpędu przed podjazdami i hamować silnikiem na zjazdach. To wszystko sprawia, że nawet stosunkowo prosta trasa nabiera zupełnie nowego wymiaru.

Bardziej niż kolejny smętny film z Julią Roberts przypomina Helikopter w ogniu Ridleya Scotta.

W takich warunkach prowadzenie samochodu angażuje Was w stopniu, który jest nieosiągalny dla przejażdżek w słoneczne ciepłe dni.

Przez cały czas Wasze mięśnie są napięte, wzrok skupiony a ruchy – cholernie dobrze przemyślane. Przednie koła nieustannie walczą z zalegającym na drodze śniegiem podczas gdy tył samochodu próbuje wyrwać się przy który narzucacie mu z wyczuciem operując pedałem gazu.

Nie zmienia to faktu, że nawet pomimo tragicznych warunków i tak próbujecie figlarnie wrzucać tył w kontrolowane poślizgi – bo wrzucanie tyłu w poślizgi jest jednym z tych pradawnych instynktów, nad którymi zwyczajnie nie da się zapanować.

To część naszej natury.

Poza tym w czasie gdy na zewnątrz odbywa się ten prawdziwy zimowy armagedon rodem z „Pojutrza”, samochód daje takie wyjątkowe poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Jest jak wyposażony w kółka domek w górach z leżącym na fotelu kocem i kominkiem, w którym radośnie tańczą płomienie. Uwielbiam ten moment kiedy w tak dziką pogodę zamykam za sobą drzwi i nagle otacza mnie wszechobecna cisza.

Spokój.

Na zewnątrz szaleje wichura, przed przednią szybą przeleciał właśnie kot sąsiada, a ja siedzę sobie tutaj i ze spokojem przekręcam kluczyk w stacyjce.

Jestem u siebie.

W bagażniku trzymam rozkładaną saperkę, linkę i latarkę – tak na wszelki wypadek, gdyby wpakowanie się w jakiś zakręt lekko nadsterownym poślizgiem okazało się być jednak niezbyt rozsądnym pomysłem.

Takie z reguły są najlepsze.

Czasem trzeba co najwyżej namachać się trochę saperką ale przynajmniej od razu robi się cieplej… ;)

27 Komentarzy

  1. Trek Fan 2 lutego 2016 o 10:46

    Kobieta w Punto straszniejsza od śnieżycy :D
    Bać się jezdzić w innej pogodzie niż w słońcu to równie dobrze można w ogóle z domu nie wychodzić.

  2. Dapo 2 lutego 2016 o 15:07

    Też lubię, jednak u nas jeździ za dużo fiatów punto i za dużo kobiet. Dlatego nie ma gdzie poszaleć wszędzie korki. droga którą normalnie pokonuje się w ok 10-13 min ostatnio przez fiaty punto zajęła mi prawie 40 min i to tylko dlatego że pojechałem częściowo inną trasą dłuższą lecz nie za zakorkowaną.

  3. Tomek 2 lutego 2016 o 16:58

    Super jest to, że śnieg tłumi hałas. W aucie cicho, dookoła biało i spokojnie.

    Tylko ta sól na drogach. Dlaczego nie możemy wymagać od drogowców łagodzenia skutków zimy zamiast ich odwracania?

    1. Tommy 3 lutego 2016 o 08:02

      Sól to największy dramat bo skutecznie morduje nam klasyki (czy też sprawia, że nie wyjeżdża się nimi zimą – to zależy od podejścia) .

      Autostrady i ekspresówki powinny być oczyszczone idealnie ale nie miałbym nic przeciwko odśnieżaniu dróg lokalnych tak, żeby zostawała na nich cienka warstwa śniegu.

  4. zeus 2 lutego 2016 o 17:41

    Dlatego ja zamiast obawiać się Fiatów Punt (ewentualnie Opli Corsa) postanowiłem zaaplikować sobie adrenalinę w rajdówce. Z jednej strony fotel pilota w Imprezie, a z drugiej fotel kierowcy w Astrze GSi. Oczywiście latania Lalką GT sobie nie odpuszczam, ale w rajdówkach emocje są ciut inne… większe :-D

  5. Beddie 2 lutego 2016 o 17:47

    Wyleciałeś jełopie – saperka wykopie, stara indiańska zasada. Zima bez niezbyt kontrolowanego spaceru po okolicach dróg się nie liczy. Kurde, a jak fajnie było jak jeszcze zimy było więcej, rozumu mniej i jakieś auto z RWD przeznaczone do próby przejeżdżenia zimy. Słowo próba jest tu istotne, gdyż przeważnie były to auta z naturą włóczykija. Każdy kto szedł z psem na smyczy wie jak to jest. Idziesz sobie spokojnie, a on nagle postanawia sprawdzić co jest w rowie. Tamte auta miały tak samo, lecisz sobie spokojnie bombą i nagle znajdujesz się w rowie ;)

    1. Tommy 3 lutego 2016 o 08:04

      Lądowanie w rowie to cholernie ważny element tworzenia stylu jazdy – coś jak pierwsze dzwony podczas jazdy na rowerze.

      Nie zna życia kto choć raz nie wykopywał malucha wbitego w przydrożną zaspę ;)

  6. dżoł 2 lutego 2016 o 18:07

    Samochód jest oazą ciepła, o ile to nie fiesta, w której przymarzasz do fotela i nie rozgrzewa cię nawet obdrapywanie szyby zamarzniętej od środka…
    A fun podczas jazdy w trudnych warunkach to tylko jedna strona medalu. Druga jest taka, że w normalnym, w miarę gęstym ruchu miejskim i tak trzeba zdychac z nudów, ale jechać jak cipa, w tempie trzykołowego rowerka, żeby jednak kogoś nie zahaczyć frywoląc zadem. Ale jeszcze gorsza, niż konieczność wleczenia się, jest własnie świadomość istnienia bab w punto i ich męskich odpowiedników, które w każdej chwili mogą wrypać się w Twój wóz, bo w trakcie armagedonu poziom ich stresu związanego z koniecznością poruszania się tym niezrozumiałym, przymusowym środkiem transportu wzrasta o pińcet procent. W twój wypieszczony wóz, który jeszcze nie ma opinii rzeczoznawcy, że jednak nie jest zwykłym 25-letnim działkomobilem, tylko jest wart trochę więcej, niż 800 zł szkody całkowitej.

    1. Tommy 3 lutego 2016 o 08:05

      Forda wycenili mi kiedyś na 950 zł :v Po odliczeniu wartości wraku wyszłoby pewnie z 400 ;D

      1. dżoł 3 lutego 2016 o 15:36

        No więc właśnie… A ONI czyhają wszędzie, najchętniej atakując na rondach i parkingach pod marketami ;)

  7. Andrzej 3 lutego 2016 o 06:47

    Za każdym razem jak zwierzam się komuś, że lubię jeździć w przerąbanych warunkach to patrzy na mnie jak na wariata. Dziękuję, że nie muszę już się czuć samotny..

    1. Tommy 3 lutego 2016 o 08:05

      Spokojnie – jest nas znacznie, znacznie więcej ;)

  8. Shift 3 lutego 2016 o 15:55

    Jest jedna rzecz w klasie zagrożenia- MGŁA, inne warunki mnie nie ruszają zbytnio :P

  9. Springfield 3 lutego 2016 o 16:51

    Oh, jak cieszę się, że nie jestem jedyny. Żona, gdyby mogła, zakazałaby mi takiej jazdy, wchodzenia w poślizgi i ogólnego zabielania tylnej blachy śniegiem. Bo po co, bo coś się stanie, bo trzeba będzie naprawiać, bo psychicznie nie dam rady… Był gdzieś taki obrazek: zima wg kobiet / zima wg facetów. Na pierwszym ciepłe skarpety wełniane, herbatka, świeczki, biały kot. Na drugim szaleńcze drifty ekipy Mad Maxa w czasie zimy nuklearnej. Osobiście także sądzę, że im trudniej tym lepiej, a im trasa dłuższa tym bliższe to przygodzie w prawdziwie męskim stylu. Jak jechać czarnym, dzikim ogierem w długą wyprawę. Ujeżdżać niedzwiedzia albo samego Putina siedzącego na niedźwiedziu. No i Bereza Kartuska dla każdego, kto wydał nakaz sypania solą po drogach.

  10. Marek 4 lutego 2016 o 11:29

    Zima jak co roku zaskoczyła kierowców, a na takim świeżym puchu na drogach pełno kierowców typu ” Szybki i wściekły” . Trzeba uważać na drodze. Jestem zwolennikiem jazdy w trudnych warunkach bo w nich tak na prawdę najlepiej dochodzi się do wprawy jeśli chodzi o prowadzenie samochodu. Inaczej się zachowuje samochód w różnych warunkach.

    Często słyszy się od kobiet: Nie jadę autem bo jest ślisko albo nie jadem bo jest mgła. No to kiedy będziesz jeździć. Jak słonce świeci i jest sucho? wtedy nic się nie nauczysz.

  11. Marcin 4 lutego 2016 o 13:32

    Co Ty z tym Fiatem Punto, każda generacja fajna jest, a najlepsza jedynka w gt;)

  12. sova 4 lutego 2016 o 19:35

    hehe wszystko co czytam – takie życiowe:-) mam to samo, żona sie boi jechać bo śnieg lub mgła i o borze ślisko może? a ja obmyślam którędy tu jechac żeby fure bokiem wrzucać w zakręt:-) jeszcze przednionapędówki nie miałem i nie planuje bo to bez sensu, przychodzi zima i trza łapą szarpać a frajda dużo mniejsza niż jak ze sprzęgła sie strzeli przed zakrętem ;-)
    niestety druga zima że praktycznie śniegu nie maa, śniegu przybywaj!

  13. matew 4 lutego 2016 o 20:42

    Dobrze wiedzieć, że są i inni którzy lubią cięższe warunki na drodze.
    Jak widziałem ostatnio pierwsze płatki śniegu, to już wiedziałem co będę robił wieczorem, nawet propozycja wieczornego piwka z kolegą nie zmieniła planu. :) Tak ładnie zabieliło drogi, że nawet nie było widać śladów po samochodach, wziąłem tylko klucze z mojego auta i pojechałem pojeździć po mieście dla czystej przyjemności, zero myślenia o pierdołach tylko ja, moje auto i białe drogi. :)

  14. Carfast 5 lutego 2016 o 11:55

    Także uwielbiam jazdę w zimowych warunkach :) Paradoksalnie trudniej wtedy o wypadek, jako, że nawet wspomniani we wpisie kierowcy Fiatów Punto bardziej wtedy uważają i skupiają się na drodze :)

  15. szpachlowaniec 5 lutego 2016 o 17:44

    Śnieg, w przeciwieństwie do gołoledzi czasem wybacza błędy, dlatego zdecydowanie bardziej obawiam się marznącego deszczu. Wtenczas nawet najlepsze zimówki nie pomogą.

  16. Gareth 8 lutego 2016 o 13:08

    @ szpachlowaniec – prawda to, zdarzały się sytuacje „o włos”. Anyway – u mnie w regionie już od 3 lat prawdziwej zimy nie było ;)

  17. Auto-gratis 10 lutego 2016 o 08:56

    Mnie najbardziej dobija jak spadnie 5cm śniegu i wszyscy jeżdżą 20km/h. Chyba jednak ludzie w naszym kraju odzwyczaili się od prawdziwych zim :)

  18. MMM 15 lutego 2016 o 10:47

    Święta prawda, też mnie szlag trafia, jak się kilometrowe korki robią, jak tylko kilka płatków śniegu spadnie. Ale to chyba nie kwestia łagodnych zim, zawsze tak było ;)

  19. Wycier 3 stycznia 2018 o 15:19

    Nie przepadam za zimą, ale jakoś trzeba sobie radzić w tych dziwnych warunkach. Zresztą: to dobrze, że warunki są ciężkie momentami, bo pozwala to być gotowym na niespodziewane sytuacje na drodze, których się nie spodziewamy.

  20. Jay 5 grudnia 2018 o 13:00

    Też lubię „mało, biało, najebało” do tego codzienna trasa w pracy po wioskach ma parę fajnych, szerokich łuków, Scania ma prawilny napęd, tylko ludzie się jakoś tak w głowy pukają jak sprawdzam czy opony na pędnej nie są zbyt przyczepne… :P

  21. Martin 5 grudnia 2018 o 15:55

    Czemu tylko poprzez wejście z linku fb wyświetla mi się felieton, natomiast poprzez wejscie na stronę bezpośrednio ostatni felieton to o idealnym samochodzie do miasta ? :(
    Ktoś również ma taki problem ?

  22. maxx304 5 grudnia 2018 o 23:27

    @Martin mam to samo, po odpaleniu głównej pierwsze na liście jest „auto na miasto”.
    @Tommy, coś zjebał? ;)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *