Jak wiecie sporo jeżdżę samochodem (z drugiej strony trudno, żebym nie jeździł skoro prowadzę blog motoryzacyjny). Tak więc bardzo lubię siadać za kierownicą ale faktem jest, że od czasu do czasu zdarza mi się również podróżować samochodem jako pasażer.
Niespecjalnie często (z reguły później przez kilka tygodni muszę chodzić do psychologa, żeby to odreagować) ale jednak.
I tutaj pojawia się takie bardzo dziwne zjawisko natury psychologicznej, które chciałbym Wam dzisiaj opisać. Bo widzicie – fakt, że zarejestrowałem kiedyś domenę z hasłem „blog” w nazwie oraz to, że lubię od czasu do czasu bez wyraźnego powodu wrzucić samochód w bardziej lub mniej kontrolowany poślizg sprawia, że ludzie, którzy mają mnie gdzieś podrzucić dostają za kierownicą pospolitego pierdolca.
Kiedy tylko siadam na fotelu pasażera i zamykam za sobą drzwi zaczynają oni robić rzeczy, o które w życiu bym ich nie podejrzewał.
To trochę tak, jakbyście znali jakiegoś gościa od dziecka – chodzili z nim na piwo, pożyczali od niego nożyce do żywopłotu, całowali się kiedyś na tyłach szkoły z jego siostrą i tak dalej. Aż tu nagle, pewnego dnia siedzicie sobie jak gdyby nigdy nic przed telewizorem i znudzeni skaczecie po kanałach po czym trafiacie na program na żywo, w którym widzicie jak antyterroryści wyciągają gościa z jego mieszkania.
Bo okazało się, że w piwnicy przetrzymywał przywiązane do kaloryfera, przypalane papierosami prostytutki.
Jakiś czas temu dla przykładu jechałem gdzieś wieczorem ze znajomym (wydaje mi się, że po jedzenie bo to jedna z niewielu rzeczy dla których jestem skłonny podjąć takie ryzyko). I kiedy znalazłem się w jego samochodzie gość po prostu nagle i zupełnie niespodziewanie zwariował.
Wbił pedał gazu w podłogę, puścił sprzęgło z szybkością pocisku i ruszył haratając jedynkę z taką furią, że rozpędzona wskazówka obrotomierza przeleciała przez całą tarczę i prawie owinęła się o ogranicznik. Dosłownie słyszałem jak wyginają się zawory.
Zmieniając bieg na dwójkę omal nie wyrwał całego mechanizmu lewarka.
I nie mam pojęcia dlaczego przez cały czas prowadził lewą ręką jak Robert Kubica – tym bardziej, że z tego co wiem jego prawa ręka jest całkiem w porządku (co najwyżej czasami używa jej do bardzo brzydkich rzeczy).
Jechał więc za szybko, hamował zbyt gwałtownie i za każdym razem wbijał biegi z delikatnością naćpanego, kolumbijskiego boksera.
W efekcie ta przejażdżka była równie komfortowa i odprężająca co upadek na chodnik z czwartego piętra.
Kiedy odebrałem zamówione żarcie w chińskiej knajpie na rogu, poważnie rozważałem wymknięcie się oknem na tyłach i powrót do domu autobusem. Tym bardziej, że teraz miałem przeżywać tę drogową imprezę techno „Energy-7200-obrotów” trzymając niebezpiecznie blisko genitaliów pojemniki pełne gorącego sosu sojowego.
Z tego co jednak zauważyłem, takie ogłupienie wynikające z faktu pojawienia się na prawym fotelu jakiegoś autorytetu (wyimaginowanego czy nie, ale jednak) nie jest niczym wyjątkowym. Po prostu każdy przeżywa je w inny sposób.
Ja dla przykładu, gdy podczas szkolenia w Warszawie miałem wozić na prawym fotelu Darka Burkata, ze strachu omal nie schowałem się pod fotel. Serio – jestem pewien, że gdyby w tej Toyocie było trochę więcej miejsca na nogi to by mi się to udało.
Nie wiem z czego to wynika – chyba chodzi o to, że mamy to poczucie iż na prawym fotelu siedzi ktoś, kto jest w stanie precyzyjnie zlustrować każdy nasz najdrobniejszy ruch i za sprawą jednego pokonanego zakrętu zupełnie obnażyć nasze niedociągnięcia.
To takie „Mam talent” tyle, że w tym wypadku sędzia najczęściej ma jakiekolwiek pojęcie o tym co robi.
Mam do Was prośbę – jeśli kiedyś z jakiegoś powodu znajdę się na prawym fotelu Waszego samochodu (i nie będę miał siedmiu ran postrzałowych, a Wy nie będziecie wieźli mnie do szpitala) to po prostu wyluzujcie.
Nie jestem uzależnionym od heroiny perkusistą, żeby przeszkadzało mi, że samochód nie pędzi 200km/h, a na tylnej kanapie dotykają się trzy wytatuowane, pijane lesbijki.
I prowadźcie obiema rękami.
Gdyby Robert mógł, też by to robił.
Ludzie przy mnie zachowują się identycznie,z tą różnicą że ja nie prowadzę bloga tylko prowadzę własny warsztat samochodowy i od kilkunastu lat dzień w dzień jestem w stanie pojechać wszystkim co ma koła oraz silnik na dwa różne sposoby-sposób pierwszy to ten gdy jajko położone na masce nie spadnie,sposób drugi to ten gdy seryjne pasy oraz fotele bez trzymania bocznego nie są w stanie utrzymać cielska na miejscu kierowcy.Nie wynika to z mojego widzimisię tylko po prostu różne wozy wymagają różnego traktowania celem wykrycia usterek.Dlatego też ludzie myślą że jak jestem w stanie pojechać czymkolwiek nawet bez działającego sprzęgła czy chociażby tylnego koła albo przedniej szyby to się znam na prowadzeniu samochodu (ha ha ha dobry żart!) i zachowują się identycznie jak przytoczony w dzisiejszym poście przykład.
Czyli nie tylko blogery od samochodów mają ten problem ;)
No dobre :D po prostu :D
Ja prawego fotela nie cierpię z prozaicznego powodu:
Nie ufam prawie nikomu przed fajerą!
I potem chcąc nie chcąc, jak jestem trzeźwy, masuję zolę stopami w poszukiwaniu pedałów. A najchętniej siadam na kanapie z tyłu. Na środku. Oczywiście zapięty w pasy.
Jest dosłownie kilka osób z którymi się nie stresuje. Każdy inny musi u mnie na mój szacunek zasłużyć
(albo się tak staje, albo przestaję z nim jeździć :P ).
U mnie sytuacja wygląda zgoła inaczej. Każdy boi się mieć mnie jako pasażera. Nie komentuję, ani nie próbuję pomogać bez wyraźnej prośby.
Po prostu lubię czasem jechać jako pasażer.
Jednakże każdy kto mnie zna i wie jakiego mam pierdolca na punkcie samochodu oraz jazdy to wręcza mi kluczyki i prosi bym poprowadził. Są to zwykle osoby, które ogarniają bez problemu samochód i zwykle są to koleżanki. Tłumaczenie, by ta osoba prowadziła, na nic się zdaje.
Z drugiej strony nie tak dawno jechałem samochodem prowadzonym przez klienta. Zastanawiałem się czy sprzęgło i skrzynia wytrzymają…
Oj tak. Bo wiesz, to jest tak: Ty wiesz, że o jeździe wiesz tak naprawdę mało. Im dłużej jeździsz, tym bardziej zdajesz sobie z tego sprawę.
A oni widza tylko to, że jeździsz dobrze. I łakną tej pochwały, jak uda się zerwać przyczepność spalając niemal całe sprzęgło. Nie dziwi mnie to nawet, ale zazwyczaj bawi.
Tu masz sporo racji – im więcej jeździsz i eksperymentujesz (świadomie prowokujesz poślizgi, próbujesz hamować lewą i tak dalej ) tym bardziej uświadamiasz sobie jak wiele rzeczy musisz się jeszcze nauczyć.
To takie klasyczne „wiem już przynajmniej, że nic nie wiem”.
Ufff… początek opisu już mi zwiastował nasz wypad po „zaginione koło” ale na szczęście reszta historii się nie zgadza :D
Ja tylko z ojcem albo z dwoma znajomymi śmigam, ojciec spokojna płynna jazda, wysokie prędkości na trasie, pierwszy kolega ma typowy dupowóz, nienawidzi go, ale jednocześnie go uwielbia, wszędzie szybko, średnio z płynnością, drugi to ten typ kurwa-chciałbym-duzego-sedana-w-tył-napedzie, ale życie go obdarzyło małym shitboxiem, który nawet przyśpiesza, agresywne starty z piskiem i nawroty w miejscu. Ja z racji, że mam powolne gówno, to wykorzystuje opony do samego limitu i nie używam hamulca, chodzi tylko o precyzje i zachowanie prędkości w zakręcie, co różnie wychodzi. :P A co do pizdowania do kilku tysięcy obrotów na silniku który nie jest w swojej temperaturze operacyjnej, to powiem, że się nie spotkałem. Tzn. spotkałem się raz, u koleżanki, zmieniłem ją za kierownicą, bo była kłębkiem nerwów, a jednak swoje życie cenię :P
Jesteś uznawany za autorytet bo wiesz więcej niż oni i nawet gdybyś umiał liczyć do 10 a oni tylko do 7 to mają cię za kogoś z olbrzymią wiedzą i nie patrzą na to że przecież liczyć można do 100.
A co siedzenia po prawej podczas jazdy cóż sam pierdolca dostaje i pomijam moje zboczenie zawodowe( diagnostyka auta czy innego pojazdu którym się przemieszczam) ale wydaje mi się to takie nienaturalne że chyba równie dobrze mógłbym wypić piwo bezalkoholowe lub zjeść stek sojowy.
P.S.
Z tym liczeniem nie chcę ci ubliżyć a jedynie uwyraźnić to że zawsze znajdzie się ktoś z większą wiedzą czy po prostu lepszy.
Spokojnie – jak się znam to pogubiłbym się w tym liczeniu jeszcze przed trójką ;)
Ja na prawym fotelu jeździć lubię jeździć z ojcem- ten jedzie tak,jakby auto nie dotykało drogi a skrzyni biegów nie było- nie jakiś automat tylko bezstopniowa typu variomatic. Na ogół więc zasypiam :P ale najbardziej lubię jeździć z moją szanowną Lubą. Baba stworzona do kierowcowania. Nie ważne czy wieziemy się twardą sierrą rs czy tapczanowatą zwykłą dwulitrówką clx, czy escortem xr3i czy małą fiestą drugiej generacji- jest dynamika, sprawna zmiana biegów i zdecydowane pokonywanie zakrętów- tak więc albo śpię- z braku innego zajęcia, albo zajmuję się tym co lubię najbardziej – radyjkiem :D Młoda wie jedno- punkty karne otrzymuje się za to,że mi głowa odbija się od zagłówka :P
Czym więcej jeździsz tym lepiej wiesz ile jeszcze musisz się nauczyć. Z tą prawdą trzeba się pogodzić. Nie jestem super kierowcą, ale nie wiem dlaczego jak jadę siedząc na prawym fotelu, wydaje mi się że inni jadą zbyt szybko, nierozważnie. Nie wiem dlaczego nie mam tego uczucia gdy ja prowadzę i to nawet wtedy gdy jadę w tym samym miejscu o 10-20km/h szybciej. Wiem że to nie jest normalne. Wy też tak mocie?
Też tak macie, że na miejscu pasażera odruchowo robicie uniki przed krzakami, albo siedzicie lekko pochyleni do osi wzdłużnej pojazdu? ;)
Ja nie, ale za to odruchowe wciskanie wyimaginowanego hamulca to już podobno norma :)
Oj tak, niewidzialny hamulec i zapieranie się rękoma o deskę to w moim przypadku standard :) Czasami aż mi głupio, że kierowca się speszy, że mu nie ufam ale co poradzić, taki odruch.