Żyjemy w czasach kiedy pospolity diesel jakiegoś koreańskiego producenta osiąga sto pięćdziesiąt koni z niecałych dwóch litrów pojemności, ABS jest wyposażeniem tak powszechnym jak fotel kierowcy, reklama nowego modelu samochodu odbywa się bez pięknej brunetki w zwiewnej sukience, a jej rolę przejmuje tańczący robot, albo bóbr znający tysiąc bitów…
Dziwne to czasy – szczególnie zważywszy, że jeszcze dwadzieścia lat temu BMW szczyciło się, że przy projektowaniu modelu E36 wzięło pod uwagę zawirowania powietrza występujące w nadkolach… Dzisiaj wydaje się to co najmniej archaiczne, jednak jak dla mnie to postęp w dziedzinie motoryzacji mógłby się zatrzymać na tamtym etapie. Oczywiście, ktoś powie – ale po roku 1992 powstało mnóstwo pięknych samochodów! I to piekielnie szybkich, ekonomicznych, trwałych nad wyraz… Jednak jednej cechy te samochody nie będą miały nigdy… Duszy.
Ktoś kiedyś powiedział, że prawdziwy samochód ma zawierać duże ilości metalu, śladowe ilości plastiku, napęd na tylną oś i chromowane korbki do opuszczania przednich szyb.
Posiadanie podeszłego wiekiem samochodu ma jednak zdecydowanie więcej zalet:
Po pierwsze – nie razi tutaj lekko wgnieciony bok czy ślady korozji na krawędzi błotnika, a kiedy będziesz go spychał na pobocze, gdy nawali alternator nie będzie to wyglądało jak angielska królowa wieszająca pranie na balkonie pałacu Backingham.
Po drugie – podczas spotkania ze znajomymi przy piwie można użyć terminu ‚ośmiozaworowy’ i nikt nie zaproponuje Ci zamiast kolejnego piwa soku pomarańczowego.
I w końcu po trzecie – za komplet sportowych tarcz i klocków hamulcowych płacisz tyle, ile twój sąsiad za wymianę filtru przeciwpyłkowego w swoim nowym passacie kombi.
Zalet jest oczywiście znacznie więcej. Do mnie przemawia przede wszytskim to, że posiadając w garażu zestaw kluczy oczkowych, młotek, siekierkę i wkrętak krzyżakowy możesz wykonać swap silnika, wymienić tylny dyferencjał i zamontować nowy wydech sygnowany przez Eisenmanna. A nawet jeśli okaże się, że silnik zamontwałeś do góry nogami to wartość szkody szacunkowo nie przekracza ceny kompletu nowych opon.
I to jest właśnie w tej zabawie najpiękniejsze. Ja osobiście jestem zdania, że mężczyzna nie powinien kupować swojego samochodu – on powinien go zbudować. Dwa lata poświęciłem na budowę mojej czarnej matowej fiesty XR2i. Ot zwykły piec węglowy na kółkach o zawrotnej mocy nieco ponad stu koni mechanicznych… Żadne kultowe ferrari, supra o momnecie obrotowym mogącym zakręcić ziemią w drugą stronę… Jednak uwierzcie mi – kiedy w letni poranek odpaliłem ten rzędowy wynalazek i wyjechałem na przejażdżkę po górskich serpentynach, nie zamieniłbym go na nic innego… I każda śrubka, każdy centymetr przewodu paliwowego, który własnymi rękami przeciskałem przes stalowy oplot utwierdzał mnie w przekonaniu, że ten kawałek matowej blachy to część mojego życia.
Życia, które pachnie ciepłym wiatrem, benzyną i rozgrzanymi oponami…