Jakiś czas temu odezwał się do mnie Korneliusz z OXIMO z pytaniem czy może podesłać mi nowe wycieraczki, żebym trochę się z nimi obwąchał (i w domyśle polubił).
Stwierdziłem, że to w sumie fajny pomysł bo i tak musiałem zorganizować Izie jakieś nowe pióra do złotej – korzystając z okazji mógłbym więc na spokojnie przetestować jak będą się one spisywać. Potem doszedłem jednak do wniosku, że trudno jest sprawdzić wycieraczki w tydzień czy dwa bo po takim czasie względnie dobrze będą pracowały nawet chińskie marketówy za 6,99 za komplet.
Co najwyżej będą bardziej świszczeć na wietrze.
Żeby więc nie pisać tu jakichś dyrdymałów zasięgniętych z ulotki reklamowej postanowiłem po prostu rozdać Wam dwa komplety wycieraczek od OXIMO tak, żebyście sami mogli sprawdzić jak to będzie.
Wydaje mi się, że to uczciwy układ.
Korneliusz również nie miał nic przeciwko więc tak oto mamy dla Was ten mały konkurs. Do oddania mam dwa komplety przednich wycieraczek dedykowanych do podanego przez Was modelu auta (robią praktycznie wszystkie więc siądą nawet do multipli). Wycieraczki dla Was są dokładnie takie jak te, które dostałem do złotej – po jakimś czasie będę mógł więc zapytać Was o wrażenia i zobaczymy czy są warte uwagi czy nie.
Co już teraz mogę powiedzieć o samych wycieraczkach – póki co pierwsze namacalne wrażenia są naprawdę bardzo spoko.
Są fajnie zapakowane (podwójny karton), dodatkowo same pióra mają takie bajeranckie, dyskotekowo-zielone osłonki, a system mocowania jest tak prosty, że bez większego problemu poradził sobie z nim nawet pewien przygłupi szympans z paluchami jak parówki, czyli, że ja.
W ostatnich wycieraczkach, które samodzielnie zakładałem połamałem od razu całe te aerodynamiczne osłonki bo ktoś tak idiotycznie je zaprojektował (i tej wersji będę się trzymał). Z mojej perspektywy jest to więc spory plus. Jak będzie z trwałością samych wycieraczek okaże się za jakiś czas.
Wracając jednak do samego konkursu – zadanie konkursowe jest stosunkowo proste:
W 2-3 zdaniach napiszcie dlaczego jazda w deszczu jest Waszym zdaniem fajna, bądź też niefajna.
Odpowiedzi umieszczajcie w komentarzach, czekam na nie do piątku 29 kwietnia 2016 do godziny 23:56.
Spośród nadesłanych odpowiedzi wybierzemy z Tadeuszem i Izą dwie naszym zdaniem najfajniejsze, a ich autorzy otrzymają wycieraczki.
I to chyba tyle – powodzenia ;)
Jazda w deszczu jest niefajna. Poważnie. Za każdym razem, kiedy próbuję zahamować albo sprawnie wyjść z zakrętu na drugim biegu, albo po prostu odjechać spod świateł deszcz mi mówi, że nie mogę. No po prostu – NIE.
Poza tym i tak nie warto szybko jechać, bo deszcz rozmazuje się na szybie. Wszystko przez ten deszcz.
Tak że – niefajnie.
To przecież nie może być wina 10letnich opon o jeszcze całkiem dobrym, 2,5mm bieżniku i pięcioletnich rozklekotanych wycieraczek, prawda?
PRAWDA??
PS. Takie refleksje mnie ostatnio naszły niezależnie od Twego wpisu – godzinę temu wróciłem od wulkanizatora, nowe wycieraczki założyłem w ostatni weekend.
Ej, to opony się zużywają? ;)
To wycieraczki też można wulkanizować? Musze jutro ze swoimi podjechać!
Wycieraczki jak wycieraczki i tak zmieniam 2 razy w roku więc i te z marketu dają radę, więc po co przepłacać.
Pada, wieje, wiatrem dmucha
To na zewnątrz zawierucha
Wali deszczem, wodą ciska,
Mokną biedne dziś ludziska :]
W furce ciepło z kratki leci,
Łona w radiu rymy kleci
Zakręt? Ważna dzisiaj wprawa!
Taka w deszczu jest zabawa ;]
A mi się deszcz kojarzy z nadnerczami bo zawsze wracam do przejażdżki Mercedesem blaszanką- kaczką pożyczoną od kumpla, kiedy to na trasie nr 1 zalewały mnie ściany wody z kolein, a nie działały wycieraczki, Tiry oblewały mnie tak, że nabierałem powietrza jak do nurkowania, woda lała się do środka przez dziury w podłodze, a mój brat desperacko grzebał w wiszącej i skrzącej skrzynce bezpieczników szukając tego od świateł bo oczywiście nie działały. I to wszystko przy zawrotnej maksymalnej 60km/h. Adrenalinę pompowało jak w lotniskowym wozie gaśniczym :D Fajnie. Lubię.
Tył napęd- chyba nie trzeba więcej :)
Odpowiem filmowo.
https://www.youtube.com/watch?v=eWjPdFlO7NM
Niestety mam FWD ze zdecydowanym nadmiarem mocy jak na mokre i nawet szpera niewiele pomaga.
Kurde, ale fajnie Ci to jeździ :)
Jazda w deszczu jest równie fajna co niefajna. W deszczu można wpaść w poślizg… ten kontrolowany co sprawia, że jazda w deszczu jest fajna ponieważ nie każdym autem można poślizgać się na suchym, jak i poślizg niekontrolowany, gdy nie panujemy nad niczym a już na pewno nie nad samochodem. Jednak moim zdaniem ogrom frajdy jaką dostarcza kontrolowany poślizg pozwala mi stwierdzić, że jazda w deszczu jest fajna.
Jest mokry i śliski
Wpadasz w poślizgi
Jedne lubisz innych nie
Zanim gaz zastanów się
Hamując krzyczysz o rany
Nic nie widzisz
Deszcz jest zje*any
Deszcz.
Jest zdecydowanie nie fajna, bo za każdym razem jak pada to rodzi mi się w głowie wizja, że będzie można trochę poszaleć i pójść bokiem po jakimś rondzie, bez zbędnego nadwyrężania samochodu, że pod światłami można będzie sobie zabuksować kołami i w ogóle te kropelki na nawoskowanym samochodzie wyglądać będą tak ładnie…
Ale jak przychodzi co do czego to leje, stoję w korku, lub jadę za 70 latkiem, który jedzie akurat na zakupy i na wszelki wypadek zwolnił do 15km/h, a zamiast kropelek na lakierze, jest upieprzony błotem cały samochód…
Nie lubię deszczu bo mam mokre lusterka i wtedy zmniejsza się w nich widoczność, bo samochody z przeciwka chlapią mi na szybę.
Ale z drugiej strony to lubię deszcz bo jak pada to słońce mnie nie razi :P
Jazda w deszczu jest doskonała.
Większość kierowców jeździ wolniej i uważniej.
Paradoksalnie świat wcale nie wygląda smutno i ponuro, krople deszczu radośnie spływają po lakierze, dopiero wtedy czuć różnice w dostawcach opon.
Jedyna wada jest taka, że zawsze, ale to zawsze w czasie dużej ulewy okazuje się, że twoje niby nowe wycieraczki nagle marzą szybę.
No i na lakierze zostaje troche brudu;)
jazda w deszczu jest fajna, bo swoją 115 konną mazdą doganiam o wiele mocniejsze pojazdy. tylko dlaczego po każdym deszczu ta moja mazda robi się coraz bardziej ruda? :P
Jazda w deszczu odzwierciedla umiejętności kierowcy, pokazuje czego unikać i uczy nas jak się wykaraskać z różnych problematycznych sytuacji. Dlatego uważam iż jest jazda fajna, nie przyjemną ale fajną:)
Jazda w deszczu nie jest może aż tak fajna jak jazda nocą kiedy pada śnieg ale i tak daje radę. Można sobie spokojnie zarzucić tyłem (czasem niespokojnie) nie martwiąc się, że podczas jednej podróży trzeba będzie 3 razy zmieniać opony. Jedyne co jest niefajne to to, że akurat moje wycieraczki nadają się już do wymiany i zostawiają taki jeden pasek, z którego nie zbierają wody… Tak, oczywiście na wysokości moich oczu przez co musiałem ostatnio jechać zgarbiony jak jakiś Sebek, żeby cokolwiek widzieć.
Jazda w deszcze jest niefajna… Pomijając kwestię, że deszcz przypomina o fakcie, że akurat wczoraj umyliśmy pięknie autko, to w e39 nie ma wycieraczki tylnej szyby… niby sedan, niepotrzebna. Mimo to wjazd na parking, zorientowanie się, że nie ma wolnych miejsc i przejazd kilkaset metrów do tyłu w rzęsistym deszczu nie jest fajne… ciągle stres, że akurat ktoś biegnie zmoknięty do klatki, a moja widoczność głównie opiera się naprzemiennie na bocznych lusterkach.
Ogólnie jazda w deszczu jest fajna,ale pióra wycieraczek mam do wymiany więc aktualnie jazda w deszczu jest niezbyt fajna…
Jazda w deszczu jest spoko. Wsiadasz w samochód w deszczową, ciepłą letnią noc, jedynka, dwójka, trójka… Nieśpiesznie przemierzasz trasę z Nowego Targu do Knurowa (nie tego na śląsku ;) ). 12 kilometrów spokoju… Ciszę w samochodzie przerywa tylko dudnienie kropel o przednią szybę… Skręcasz w lewo na trasę prowadzącą do przełęczy knurowskiej i już w głowie rysuje się przepiękny obraz: 59 zakrętów, każdy piękniejszy od wcześniejszego… Każdy coraz bardziej wymagający… Pierwsze kilka pokonujesz delikatnie – w końcu to spokojna przejażdżka… Sposób na ukojenie nerwów… Mijasz ostatnie domy… Zaczyna się las – pierwsze 180 stopni w lewo, tuż za nim 180 w prawo które pokonujesz z coraz większym uśmiechem na twarzy… W końcu jest pusto na drodze – przywilej zimnej, mokrej deszczowej niedzielnej nocy… Jutro do pracy? Kto by się w tej chwili tym przejmował… Który to już zakręt… Nieważne… Ważne że coraz bliższy perfekcji… Kolejny idealnie sprawdzający prawa fizyki… I w głowie siedzi tylko ta mała myśl – jak ja kocham mój samochód… Docierasz do celu – małe pobocze wysypane żwirem na samym czubku przełęczy… Mała wiata z ławeczką… Wysiadasz, patrzysz na obrys swojego samochodu wyznaczany tylko światłami pozycyjnymi i stwierdzasz iż mimo nie jest to upragnione Maserati to i tak kochasz tego 12 letniego skurczybyka… Po chwili dociera do twoich nozdrzy ten zapach ciepłego asfaltu schładzanego kroplami deszczu mieszający się z zapachem iglastego lasu. W końcu przez cały dzień w upale ten deszcz jest zbawienny. I tylko w głowie pojawia się smutek… Trzeba wracać do domu… Ale na szczęście jest alternatywna droga… Dłuższa… Równie kręta… Uśmiech wraca…
Za każdym razem zastanawiam się jaki mózg wykombinował algorytm obliczający jak szybko/wolno mają pracować wycieraczki w mojej Renacie. Dzięki deszczowi mam rozrywkę. A co najważniejsze ekologicznie myję auto. Przynajmniej do czasu wyschnięcia auta…. Reasumując. Lubię jazdę w deszczu jak mój kot robić bajzel w mieszkaniu.
Wyobraźcie sobie leniwe niedzielne popołudnie, nic sie nie dzieje, jesteśmy obżarci po obiedzie i leżymy na kanapie z pilotem w ręku patrząc na nudny familijny film. Nagle zaczyna kropić….. Zrywam sie z kanapy, patrze przez okno… TAK JEST! Leci z nieba wyśniony wymarzony „drift lubrycant”. Z szafki zgarniam klucze i portfel, na nogi wrzucam trampki, truchtem biegne przez ulewe do auta… Trach… Odpalony… Ptsryk… Wycieraczki zebrały nadmiar wody z szyby, i wtedy ja cały w skowronkach jade ulicą mijając bignących z parasolami pieszych, udaje sie w strone pobliskiego parkingu szkoły, na którym znajduje sie gładki jak stół asfalt z kilkoma wyprofilowanymi zakrętami…. BAJKA!
Mkniesz sobie po północy pustą drogą, wsłuchujesz się w dźwięki silnika i padającego deszczu, od kropel odbijają się światła miast… czujesz się jak w arcygniotowym, romantycznym teledysku, ale czym jest życie bez kiczu? ;) Albo druga opcja: pędzisz autostradą, ekhm „pędzisz”, bo nagle zaparowały wszystkie szyby (uroki autka, któremu blisko do sweet16) i nie widzisz NIC, modląc się zjeżdżasz na prawy pas, razem z lewym śmigacie sobie wszyscy uśrednioną prędkością 95km/h, płacząc, łącząc się w bólu, śpiewając smutne piosenki i przecierając łokciem boczną szybę co chwila, żeby wyprzedzić czasem tego tira #rym. A potem dostajesz opinię na blabli, „mimo okropnej pogody, rewelacja”! No i aquaplaning, którego spróbowałam już nawet jadąc elką, samo dobro ;) Bo nie ma trudnych warunków, są tylko cele do wyćwiczenia! No i… słabo życzyć komuś przed trasą „suchości” :D
Lubię jazdę w deszczu, ponieważ moim 316 też mogę poczuć się jak drifter :v
Do tego jazda w deszczu jest bardzo klimatyczna. O ile ma się dobre wycieraczki, które nie zamazują drogi :)
Lubię jazdę w deszczu, bo wututut. Ale tak właściwie to mam niebieskie Twingo.
Deszcz ma fajną właściwość – wszyscy najszybsi „miszczowie” suchutkiego, lewego pasa i zwolennicy całowania zderzaka zaczynają odczuwać prawicowe ciągoty i nabierają dystansu do poprzedzających ich kierowców. Jednocześnie odkrywają, że świat jest pełen idiotów jeżdżących po lewym, którym to normalnie „pokazali by” gdzie ich miejsce.
Jestem w takim wieku, że zarabiam pracując w pizzerii jako operator Opla Astry G, z jakimś mulastym benzyniakiem na podtlenku gazotu. I tak sobie myślałem ostatnio jadąc tą Astrą i szukając na podkarpackie,j nieoświetlonej wiosce numeru domu, w noc i w deszcz, z zaparowanymi szybami (od ciepła z pizzy), że jazda w deszczu jest c$*&#@.
Z drugiej jednak strony wracając do domu swoim Stilo, również w deszczu, nie spiesząc się, jadąc sobie spokojnie i słuchając uderzających w przednią szybę kropel to stwierdziłem, że w sumie to ten deszcz nie jest wcale taki zły.
Doszedłem do takiej konkluzji, że to nie jest ważne, czy deszcz, śnieg, upał czy chłód. Po prostu jazda samochodem, tak na napinki, a szczególnie bez celu, jest super. Bardzo super. Dlatego w deszcz też jest super. Chyba że akurat nie, to w takim przypadku nie.
Cholera, nie jestem najlepszy w myśleniu. Kupiłem Fiata.
Jazda w deszczu robi naturalną selekcję na dobrych kierowców i reszte kapeluszników itp :p
Jazda w deszczu jest zawsze po tym jak umyję swoje auto :/
Jazda w deszczu tym monstrum to dopiero będzie Gymkhana :P
https://scontent-cdg2-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xap1/v/t1.0-9/13076558_1175155452529787_1719288199249745054_n.jpg?oh=50c308bbc0aa01c582243c524aa32501&oe=57B0A045
Gdy jest deszcz, zawsze widzę na drodze stłuczki. No zawsze – taka selekcja kierowców. I zawsze jestem najlepszy :D
Jazda w deszczu jest fajna bo: mokro, rondo, tylny napęd. A niefajna jest kiedy masz na tyle słabe wycieraczki, że tylko rozmazują smugi i nie widzisz ronda.
Ja tam lubię jazdę w deszczu. Deszcz zawsze nastraja jakoś tak… refleksyjnie. Miarowy ruch wycieraczek odgarniających wodę na boki działa niemalże hipnotyzująco. Dobrze, jeżeli wtedy mam przed sobą dłuższą, spokojną drogę. Wiele myśli kłębi się w głowie, przesuwają się różne obrazy. W głośnikach Chris Rea, „Road to Hell”. Wtedy wracam myślami do dzieciństwa, czasów, kiedy jeszcze cała nasza rodzina była razem. Teraz zostałem z niej tylko ja… Myślę o tym, jak to się stało. Czasem nie chcę o tym myśleć, czasem sam do tego wracam.
Deszcz kojarzy mi się ze smutkiem. Ale smutek i żal za tym, co utracone też jest potrzebny.
Pozwala mi uśmiechnąć się, bo po powrocie czeka na mnie ukochana Żona i wspaniały Synek, dzięki którym wiem, że życie jest piękne. Ze swoimi wzlotami i upadkami, smutkami i radościami. Właśnie takie, jakie jest. Mimo tego, że czasem jest inne, niż chciałbym, żeby było.
Jazda w deszczu jest be!
Niemieckie inżyniery nie ocynkowaLY E CZY CZTERY.
Do Blitzkrieg’u soli ziemi Polskiej się nie przytotowaLY.
Ruda Szmata panoszy się na nim jak ruskie w Polsce po wojnie.
Próby utrzymania spalania w trybie ekonomicznym kończą się najczęściej trybem łutututu.
Wycieraczki z prawdziwego zdarzenia na przód do E34 tylko w ASO. ;(
Z drugiej strony:
Kropelkowanie na E34!
Tryb łUtu…
łUtutu…
łUTUTUTUTUTUTUTUuuu!
P.S.: Powyższy komentarz nie ma na celu obrazy żadnych mniejszości, czy to niemieckich, rosyjskich czy rudych.
Obydwie uwielbiam , niemiecką za E34, rudą za rude. :D
Zakupiłem takie kilka miesięcy temu do obu samochodów. W Corsie jest ok bo maja te nowe mocowanie (takie z buku dość płaskie). W e46 niestety ramiona są przystosowane fabrycznie do montażu wycieraczek przegubowych (i takie wyglądają ok bo pióra i ramię wygląda jakby stanowiły całość) więc wycieraczki bezprzegubowe takie jaki tu widać na zdjęciu nie wyglądają zbyt dobrze.
Jeśli chodzi o wycieraczki są ok. Ciche i dość dobrze zbierają wodę.
Fajnie w deszczu się pomyka, ale trakcja ledwo dycha. Trzeba skupiać się bardziej, jak prawdziwy twardziel. A gdy uślizgi kochasz, to i opon tak nie pogruchotasz!
Deszcz jest fajny i nie :) Lubię jeździć jak pada deszcz czy śnieg bo odrazu na ulicach jest mniej niedzielnych kierowców. A NIEFAJNE jest to że jedziesz w deszcz a jeszcze jak dojdzie noc do tego deszczu to Janusze tuningu z HIDAMI, ZENONAMI czy jak im tam oślepiają Cie bo mało który ma odpowiednio ustawione światła.
W deszczu nocą po pustych ulicach jak najbardziej TAK, trzeba się bardziej skupić i wytężyć, szczególnie fajnie jest etrzydziestką polatać – nie trzeba szpery, spada zużycie ogumienia, no i moc tak nie gra roli. Niefajnie jest w trasie (też doświadczenia z e30) – lecieć setką to już zwoje mózgowe się plątają, a jak do tego dojdą koleiny, to jesteśmy bardziej zdani na św. Krzysztofa niż na samochód. Mimo wszystko wymagająca jazda i towarzyszące jej skupienie pozwala oderwać się na dobre od myślenia o problemach na przykład.
jak kiedyś gdzieś napisałeś o deszczowej pogodzie i przygodzie z bordową – „zamykam drzwi. jestem u siebie.”
:)
Lubię jazdę w deszczu, dlaczego? Siedzisz kilka godzin doprowadzając bolida do ładu – odkurzanie, mycie, suszenie, woskowanie. Po skończeniu cieszysz się jak głupi do swojego odbicia na masce, a następnego dnia budzisz się, a za oknem leje. Jesteś wściekły bo auto będzie uwalone piaskiem, błotem i innymi jelitami rozjechanego przy drodze jeża. Dywaniki tak nastrojowo nasiąkną wodą i wchłoną dawkę błota, którą ponownie będziesz musiał ponownie odkurzyć. Znowu spędzisz czas przy samochodzie na wyprowadzeniu budy i całej reszcie obrzędu. Ale o to przecież chodzi prawda?
Lubię jazdę w deszczu, w śniegu, itp.
Napisałbym dlaczego, ale nie chce mi się kombinować jak to ubrac w słowa. Bo tydzień temu kupiłem sobie motgumy w markecie.
Na głowie okulary, w ręku kierownica.
Jazda w deszczu mnie nie zachwyca.
Refleksy światła mam ci ja w nosie.
Wolę po suchej jeździć szosie.
A ja lubię jeździć w deszczu, bo wtedy jest miękko.
Nie możesz atakować zakrętu jak szatan, wiedząc że i tak dasz radę się wyratować heblami, tylko delikatnie jak motylek muskasz gaz w zakrecie, żeby osiągnąć apex na tej cieniutkiej granicy. Pewnie że można sobie przygazować na prostej, ale w sumie po cholere – za moment jest kolejny zakręt, a płynne przejechanie go sunąc po cichutku na limicie daje uczucie zajebistości dużo większe niż mielenie kołami w miejscu ;)
Dawno temu, kiedy byłem młody i głupi jechałem z kolegą na spotkanie przez zalane deszczem miasto (największe oberwanie było już za nami, ale jeszcze całkiem solidnie lało). Lewy pas był zakorkowany, jak diabli, ale prawy pusty, bo cały w wodzie. A że spotkanie było ważne, a spóźnienie znaczne, to ciąłem prawym. Na chodniku pustki – tylko jeden rodzynek: rowerzysta wyglądający jak mokra szmatka, na którym skupione były pełne współczucia oczy kierowców stojących w korku. I dokładnie w chwili, kiedy go mijaliśmy auto wjechało w jakąś nieckę i spod kół chlusnęło tyle wody, że przewróciło biedaka. Tak cudownie klapnął w kałużę, jakby to był długo ćwiczony upadek do komediowej sceny, a ja z kolegą wybuchliśmy śmiechem. I z jednej strony było nam obu strasznie głupio , ale z drugiej nie mogliśmy przestać się śmiać…
Do dziś jest mi wstyd, ale po tym zdarzeniu ani kropelka spod moich kół już nigdy nie trafiła w żadnego pieszego.
Oximo nadal bardzo spoko z tego co zauważyłem na tle innych marek.
Sama mam wycieraczki oximo i faktycznie bardzo dobrze działają.Są one starannie wykonane i co ważne ich cena nie była wcale wysoka