Zapewne wielu z Was chciałoby mieć własnego klasyka, youngtimera czy nawet jakieś coupe z początku lat 90-tych. Wiecie – stary kabriolet, klasyczne gran turismo albo nawet pospolitego z pozoru sedana ze sprężynową kanapą, chromowanymi lusterkami i wentylacją regulowaną za pomocą suwaka, a nie futurystycznego pokrętła czy też innych pikających intrygująco przycisków w sam raz dla fanów białych telefonów.

W teorii kupno takiego samochodu wydaje się być całkiem proste – po prostu zabieracie laptopa, ukrywacie się z nim przed swoją kobietą w jakiejś szafce pod zlewem, do której ta zbyt często nie zagląda, łapiecie wi-fi sąsiada, znajdujecie odpowiednie ogłoszenie i po chwili namysłu – dzwonicie.

Potem czeka Was już tylko krótka wycieczka do zapomnianej przez boga wioski w bieszczadach, dwa podpisy, liczenie wyjętej z bankomatu gotówki i bum – stało się.

Gratulacje, kupiliście właśnie stary samochód, o którym od dawna marzyliście. Co jednak dalej?

Musicie wiedzieć, że teraz czeka Was ta znacznie trudniejsza część zadania. To co przeżyliście do tej pory było bowiem zaledwie niewiele znaczącym prologiem do właściwej opowieści pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji, niebezpiecznych kobiet i iście szpiegowskich intryg.

No bo tak – po pierwsze, ponieważ nie dacie rady zbyt długo ukrywać przed Waszą żoną faktu, że stojąca na podjeździe Lancia ze skorodowanymi błotnikami to powód zniknięcia z Waszego konta sporej sumy pieniędzy, musicie wymyślić jakąś wyciskającą łzy historyjkę, która uchroni Was przed wysoce prawdopodobną śmiercią w wyniku wyjątkowo brutalnego morderstwa popełnionego w afekcie za pomocą tłuczka do ziemniaków oraz blendera.

Musicie więc ponownie zabarykadować się we wspomnianej wcześniej szafce pod zlewem i spróbować uspokoić to miotające się po kuchni dzikie stworzenie, które jeszcze parę minut temu – moglibyście przysiąc, było Waszą ukochaną żoną.

 Z góry uprzedzam Was, że jeśli spróbujecie użyć wody święconej to tylko jeszcze bardziej się wkurwi.

Co więc możecie zrobić?

Możecie na przykład wymyślić historyjkę, jakoby ten samochód należał do Waszego przyjaciela, który właśnie stracił w pożarze dom i w efekcie wylądował na ulicy z siedmiorgiem niebieskookich, wystraszonych dzieci. Tak więc Wy – jak przystało na prawdziwego przyjaciela postanowiliście odkupić od niego tego grata za mocno zawyżoną cenę by tym samym zapewnić jemu oraz tym biednym sierotkom środki na wynajęcie mieszkania, płatki cini-minies i zapas rumiankowych chusteczek do wycierania pupy.

Najprawdopodobniej ona i tak w to nie uwierzy, a Wy przez najbliższe pół roku będziecie musieli spać obok łóżka z psem, który zwykł wietrzyć sobie jajka obok Waszej twarzy ale mimo wszystko zawsze warto spróbować.

Idąc jednak dalej – ponieważ większość osób sprzedających samochody wyprodukowane przed rokiem 1989 jest z jakiegoś powodu przekonana, że są one warte mniej więcej tyle co Ferrari 250 GT, którym jeździł Steve McQueen, ze względu na ograniczony budżet kupicie najprawdopodobniej coś przypominającego nie tyle 250 GT co raczej somalijski kurnik.

Tak więc jest niemal pewne, że Wasz początkowy entuzjazm wyraźnie straci na sile kiedy myjka ciśnieniowa oderwie z tylnego błotnika płat szpachli i rdzy wielkości Tunezji.

A dalej nie będzie wcale lepiej bo kiedy postanowicie wybrać się swoim nowym nabytkiem do sklepu z lakierami żeby kupić trochę rzeczy, które pomogą coś z tą Tunezją zrobić, zauważycie, że przez noc coś bardzo ale to bardzo się w Waszym nowym klasyku zepsuło.

Wczoraj przecież samochód prowadził się komfortowo jak Maybach. Przyspieszał wściekle niczym Maserati i hamował jak bolid F1, a teraz jazda nim przypomina przeprawę zdezelowanym Roburem przez dziką tajgę, tundrę i centrum Sosnowca.

Silnik dzwoni, układ kierowniczy sprawia wrażenie jakby zrobiono go z pasztetowej, a każde z kół wykazuje silne tendencje autonomiczne. Zawieszenie skrzypi, drzwi pasażera otwierają się same na lewych zakrętach i nie da się wrzucić czwórki – o ile ta w ogóle gdzieś tam jest.

Jak to możliwe? Co się wydarzyło? O co chodzi?

Moglibyście oczywiście podejrzewać krasnoludki, które przyszły nocą do Waszego garażu z walizką pełną kluczy nasadowych i powymieniały wszystkie sprawne jeszcze części ale rozwiązanie tej zagadki jest znacznie prostsze.

Po prostu kiedy jechaliście tym samochodem poprzednim razem, byliście na totalnym endorfinowym haju. Naćpaliście się szczenięcymi marzeniami i wizją powolnych przejażdżek wzdłuż malowniczo położonego jeziora tak bardzo, że nie zauważyliście nawet iż tylne koła są przyczepione do podłużnicy wyłącznie za pomocą sznurka na pranie i truskawkowej gumy Hubba bubba.

Silnik się gotuje, wycieraczki kręcą się dookoła i nie działa prawy kierunkowskaz.

A potem okazuje się, że wedle dekodera numeru VIN nie macie wcale starego Taunusa tylko piętnastoletnią Corollę.

Widząc jak Wasza żona wychodzi właśnie do pracy waląc drzwiami tak, że te prawie wypadają wraz z kawałkiem ściany macie ochotę sprzedać czym prędzej tę nieoczekiwaną wpadkę, ale wtedy orientujecie się, że w obecnym stanie jest warta co najwyżej siedemdziesiąt dwa grosze za kilogram.

A to znacznie, znacznie mniej niż zapłaciliście wąsatemu facetowi ze wsi w Bieszczadach.

Dociera więc do Was, że nie macie zbyt wielu opcji i by wyjść z tego z twarzą musicie chcąc nie chcąc doprowadzić jakoś tę jeżdżącą padlinę do ładu.

I tutaj dopiero zaczyna się właściwa przygoda.

37 Komentarzy

  1. zeus 12 sierpnia 2015 o 17:13

    Normalnie jak te wszystkie hAmerykańskie seriale. Ledwie zaczęło się ciekawie dziać, a tu Bum! koniec odcinka. Ty Prentki dawaj kolejne części, bo się strasznie napalam na jakiegoś starocia i może jeszcze uchronisz moją żonę przed morderstwem w afekcie ;-)

  2. beatles 12 sierpnia 2015 o 17:21

    dodaj do tego wszystkiego jeszcze fakt, że w kryzysowych miesiącach ciężko wysupłać $$$ na podstawowe rzeczy, a 100 zł na paliwo do takiego samochodu jest takim naturalnym wydatkiem nie do ograniczenia…

  3. Łysy1303 12 sierpnia 2015 o 17:27

    Wszystko sie zgadza, ale tylko przy zakupie pierwszego klasyka, później jest juz łatwiej. A piąty można powiedzieć ze to juz całkiem rozsądny zakup … :P

    1. Tommy 12 sierpnia 2015 o 20:25

      Piąty, ósmy, ewentualnie dwunasty ;)

  4. Jawsim 12 sierpnia 2015 o 17:56

    Dobry temat Prentki!! A ja powiem tak- jak masz 1)własny garaż lub masz do takowego dojście bez ograniczeń, 2)masz narzędzia oraz 3)co najmniej basic skills oraz knowhow- wtedy zakup i posiadanie auta pełnoletniego jest bezpieczne. Jeśli brak 1) ale są 2) i 3) jest skazany na utrudnienia ( trzeba się wpraszać do garażowych znajomych ). Jeśli brak 1) i 2) jeszcze bardziej bo o ile wyżebranie stanowiska w grg lub na podjeździe nie jest takie trudne to jęczenie o nasadkę albo cokolwiek bywa niefajne dla obu stron. Jeśli brakuje do tego 3) to trzeba się nastawić na :
    -dymanie w dupsko przez fachowców
    -znaczne wydatki
    -brak prawdziwej satysfakcji z wygranych bitewek z zapieczonym zaciskiem albo upierdzieloną szpilką od kolektora wydechowego… na dobrą sprawę jest się tylko inwestorem. Może to nie będzie miłe, ale jeśli ktoś ma już ponad 20 lub 30 lat i doświadczenie z gratami na poziomie 0 to przykro mi,ale jest się już zbyt tępym starym dziadem by nagle stać się mechaniorem tylko przy pomocy forów. Był na to czas jak się miało lat 15. Trzeba było wtedy przestawiać staremu aparat zapłonowy w Zastavie. Przestawić młody giętki rozum i zmysły na zasilanie benzyną lub olejem napędowym.
    W kwestii żony/narzeczonej/dziewczyny to akurat nie rozumiem problemu. Może inaczej.. nie rozumiem jak można mieć z tym problem. Chyba,że mamy dochód mizerny i gromadkę dzieciaków- wtedy nie ma dyskusji. Jeśli natomiast lodówka nie chłodzi samego powietrza i każde z partnerów gromadzi sobie jakieś oszczędności to jakim ku*wa prawem można czegoś takiego komuś zabraniać. Moja nie marudziła mi na drugie, ani na trzecie auto. Czwarte sama dokupiła, piąte kupiliśmy razem, po szóste pojechałem sam bez żadnych zbędnych ustaleń .W zasadzie jaki jest sens pytania „po co ci szósty stary ford??” -już za późno na logiczne uzasadnienia :P Jedyne argumenty to „po co ci trzecia sierra mk2 w sedanie” albo „masz już jedno scorpio” ewentualnie „Transit mk3 maxi na bliźniakach nie zmieści się już przed domem”… które uważam za warte rozważenia.

    1. Anonim 12 sierpnia 2015 o 18:35

      Te Scorpio to mk1 w liftbacku z V6?

      1. Jawsim 12 sierpnia 2015 o 20:28

        Nie podoba mi się Scorpio w liftbacku…podoba mi się z V6. Mam sedana.

        1. Anonim 16 sierpnia 2015 o 09:42

          Sedan fuj

    2. Tommy 12 sierpnia 2015 o 20:32

      Ja tam akurat nie mam z Izą tego typu problemów (na e30 sama mnie namawiała) ale znam parę osób, które omal nie straciły życia kupując starego volkswagena albo opla ;)

      Co do umiejętności – moim zdaniem i z pięćdziesiątką na karku da się wszystkiego nauczyć. Większym problemem są same chęci – piętnastolatek z radością spróbuje wszystkiego co tylko się mu podsunie. Z wiekiem tego zapału jest już coraz mniej…

      1. jawsim 13 sierpnia 2015 o 10:21

        Prentki rozwinąć pewne podstawowe umiejętności- jak najbardziej. Ale zaczynać od zera … nie będzie lekko.

        1. Tommy 13 sierpnia 2015 o 11:25

          Nikomu nie powiem, że będzie łatwo ale każdego jestem w stanie zapewnić, że będzie warto ;)

      2. radosuaf 17 sierpnia 2015 o 11:13

        Też bym zabił za kupno starego VW lub Opla ;).

  5. rafal 12 sierpnia 2015 o 19:21

    są w życiu rzeczy które warto i które się opłaca

    nie zawsze to co się opłaca warto …. i nie wszystko co warto się opłaca

    1. Tommy 12 sierpnia 2015 o 20:35

      Na szczęście termin „opłaca się” nie zawsze musi wiązać się z pieniondzami ;)

      1. YatzeK 13 sierpnia 2015 o 00:15

        nawet nie powinien

      2. zeus 13 sierpnia 2015 o 18:41

        W odniesieniu do pieniędzy i kupowania takich aut nasuwa mi się jedno stwierdzenie: „pieniądze można zainwestować albo przepierdolić, można też zainwestować w klasyka… czyli przepierdolić” :-D

        1. Tommy 14 sierpnia 2015 o 09:00

          Nie musisz mi mówić – ja tam jestem absolutnym mistrzem defraudacji ;)

  6. Bebok 12 sierpnia 2015 o 19:34

    Czy to odpowiedź na moje rozmarzenie się o V12? ;D

    Prawda jest taka że łatwiej jest kiedy się już raz przez wszystko przejdzie przy tańszych projektach.
    Potem już idzie z górki. Wiesz co warto samemu nie-spierdzielić, jak się zabezpieczyć przed każdą wizyta u lakiernika, blacharza. Typowo – pierwszy raz jest średni, potem idzie z górki ;)

    1. Tommy 12 sierpnia 2015 o 20:38

      Tylko widzisz – często jest tak, że kolejny (z reguły bardziej zaawansowany i skomplikowany) projekt jest tańszy niż ten pierwszy.

      Bo dzięki doświadczeniu człowiek wie jak się nie wpakować w jakąś kosztowną minę i unika zbędnych kosztów ;)

  7. Zygmunt 12 sierpnia 2015 o 19:49

    Tak prawdziwe, normalnie jakbym to ja pisał :D
    Identycznie było z moją Ładą, pomijajac żonę i powiązane z nią elementy historii :D

  8. Antek 13 sierpnia 2015 o 06:18

    Dla mnie najladniejsze auto to BMW e46. Chcialbym takie cos z 3 litrowym benzynowym silnikiem. Ciagle sobie wmawiam ze takie cos nie jest mi potrzebne i ze w moim wieku to warto oszczedzac na mieszkanie i garaz:) Oprocz BMW E46 auta ktore sa dla mnie piekne sa grubo ponizej 1990 roku,szczegolnie wspaniale sa stare mercedesy:)
    Dobry blog i taki realistyczny poradnik!

    1. Tommy 13 sierpnia 2015 o 10:32

      Wiesz… nie, żebym Cię namawiał ale zdecydowanie powinieneś kupić to e46 ;)

    2. dapo 15 sierpnia 2015 o 00:24

      Dla mnie też e46 jest najładniejsze. Pojechałem je oglądać z moją żoną i …… przekonala mnie, więc kupiłem.

    3. Grzesiek 20 sierpnia 2015 o 11:09

      A co Ci po garażu jeśli auta nie będziesz miał :) Kup samochód, a w razie problemów ze znalezieniem mieszkania zawsze możesz nocować w aucie.

  9. jedna_brew 13 sierpnia 2015 o 10:01

    hahahaha, skąś to znam :) „a właściwie to iloma samochodami teraz jeździsz? bo ostatnio widziałam jak wysiadałeś z takiego starego hyundaja (hondy, ale nie ważne :)), trzecie auto kupiłeś?” niee, to brata ino mi pożyczył…

  10. Autolawety 13 sierpnia 2015 o 14:53

    Klasyczne samochody są super :) Mają swój styl :) Bardzo dobry tekst :D

  11. Adastra 13 sierpnia 2015 o 19:15

    Heh, przypomniało mi to zakup mojej MX-5 (liczy się jako youngtimer :P, projekt sprzed 1990). Otóż kupiłem ją gdy moja dziewczyna ..była w szpitalu po narodzinach naszego pierworodnego. Świetny moment na zakup 2-osobowego auta bez dachu, z tylnym napędem, bez ABS, klimy i airbagów co? ;D

    1. Jawsim 13 sierpnia 2015 o 21:36

      Nie wiem czy świetny,ale na bank ostatni moment :P

      1. Tommy 14 sierpnia 2015 o 09:02

        W ostatnim momencie uciekłeś sprzed maski rozpędzonego minivana stary – szacunek ;)

    2. radosuaf 17 sierpnia 2015 o 11:14

      Jak kupiłem, jak żona była w ciąży – bo wiedziałem, że to był ostatni moment :).

  12. Sobieski 13 sierpnia 2015 o 23:43

    „po chwili namysłu” Czego??? Raczej impulsu.

    A poza tym brzmi jak opis własnych doświadczeń? Zwłaszcza z tą wodą święconą.

    1. Tommy 14 sierpnia 2015 o 09:06

      Impuls to chyba dobre określenie – ostatnio na przykład pojechałem do znajomego kupić listwę paliwową do 328, a wróciłem z brokatowym e30…

      Na szczęście jestem w o tyle komfortowej sytuacji, że Iza (podobnie jak ja) jest trochę zwichrowana na punkcie sprawnego realizacji swoich marzeń i pomysłów – dlatego przeważnie to ona namawia mnie na takie nieprzemyślane zakupy (jak chociażby w wypadku Forda).

      Znam jednak parę osób, którym woda święcona nie pomogła ;D

      1. Sobieski 15 sierpnia 2015 o 21:09

        Te pomysł i marzenia z grupy tych szalonych spełnianych zwłaszcza pod wpływem impulsu zmienią się w najlepsze wspomnienia i na starość będziesz opowiadał o nich dzieciom jak i wnukom z uśmiechem na ustach.

        P.S.
        No może nie o wszystkim wspomnisz dzieciom i wnukom ;)

        1. Tommy 17 sierpnia 2015 o 07:57

          Właśnie problem w tym, że jeśli kiedyś dzieciaki dowiedzą się co ja właściwie wyrabiałem to będę skończony jako rodzic i autorytet ;D Chyba muszę już zacząć zacierać ślady – wiesz, polikwidować świadków i takie tam ;)

  13. Pomoc drogowa łódź 14 października 2015 o 09:28

    Ciekawy artykuł, niestety w naszym kraju ciężko znaleźć (nawet w zapomnianej wiosce) jakiś dobrze utrzymany egzemplarz, a zarobki nie pozwalają bawić się jak Amerykanie w zakup samej budy i zrobienie auta od zera :/.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *