Wiedzieliście, że kawałek Gordona Sumnera i The Police zatytułowany „Every breath you take” opowiada o pojebanym podglądaczu-prześladowcy?

Ja nie wiedziałem.

Ze względu na jego ciepłe brzmienie i powtarzający się tekst „I’ll be watching You” zawze uważałem, że jest to typowy utwór o wielkiej miłości, przywiązaniu i innych takich tam romantycznych bzdetach, których pełno na każdej szanującej się liście przebojów rencistów i emerytów (nowsze produkcje typu „um um sexy bitch” się do tego nurtu nie zaliczają). Kiedy jednak zorientowałem się, że piosenka ta wcale nie miała mieć tak pozytywnego wydźwięku, zaintrygowało mnie do tego stopnia, że aż zabrałem się za lekturę biografii Stinga, żeby dowiedzieć się skąd właściwie wziął się u niego pomysł na nagranie czegoś tak specyficznego. Liczyłem na jakieś epizody z jakąś świrniętą fanką, albo żoną, która uciekła z młodym ogrodnikiem.

Nie będę zanudzał Was tym co udało mi się znaleźć w wikiipedii i na kilku okropnych stronach nafaszerowanych ogromnymi ilościami monochromatycznych zdjęć Stinga, ale opowiem Wam o czymś co nasunęło mi się przy tejże okazji.

Z pozoru nieistotny fakt dotyczący dość głupawej piosenki zaintrygował mnie na tyle, że poświęciłem dobrą godzinę życia na czytanie i zgłębianie biografii człowieka mającego na całym świecie miliony fanów, z których pewnie ponad połowa nie ma w ogóle pojęcia jak ów człowiek tak naprawdę się nazywa.

Co mnie do tego pchnęło?

Ciekawy fakt.

Jakaś intrygująca historia.

Pomyślcie sami – spotykacie w barze gościa, który zaczyna opowiadać Wam o swoim życiu. Zwyczajny gościu – metr osiemdziesiąt, jasne włosy, piwne oczy, szara koszulka. Ktoś kto mógłby pracować w tym samym biurze co Wy od pięciu lat i nawet nie wiedzielibyście o jego istnieniu. Wyobraźcie sobie, że taki gość gada o tym jak to kiedyś został głównym księgowym w fabryce łożysk kulkowych i pewnego razu zaszalał jak nigdy zamieniając kolor okładki rocznego sprawozdania finansowego z zielonego na niebieski.

Ha

ha

ha…

Gada i gada.

Śmieje się idiotycznie sam z siebie szczerząc przy tym zęby jak upośledzony umysłowo koń, a Wy siedzicie nad kuflem na wpół wygazowanego piwa i zastanawiacie się czy posadziliby Was do pudła gdybyście niechcący przytrzasnęli jego głowę drzwiami od toalety.

Piętnaście razy pod rząd.

Pomyślcie jednak jaka byłaby Wasze reakcja, gdyby okazało się, że ten gość nie jest księgowym ale ukrywającym się agentem CIA, który ostatnie 10 lat spędził na rozpracowywaniu kolumbijskiego barona narkotykowego jadającego śniadanie podawane na piersiach nagich, nastoletnich dziewic. Zamiast opowiadać o łożyskach i zwrocie podatku pokazałby Wam bliznę na plecach – pamiątkę po obecności przy ataku amerykańskiego drona i ślady na rękach po walce na noże, którą stoczył po pijaku w jakimś zapomnianym przez boga meksykańskim miasteczku podczas operacji wymierzonej w gang nieogolonych handlarzy bronią nadużywających tequili i słowa „cohones”.

Ten sam człowiek.

Metr osiemdziesiąt, ciemne oczy i szara koszulka.

Wiem, że w pierwszej chwili uznalibyście gościa za idiotę i ściemniacza, ale pomyślcie jak zmieniłoby się Wasze podejście do niego gdybyście mieli pewność, że jego słowa wcale nie mijają się z prawdą. Ja od razu chciałbym się dowiedzieć czy miał coś wspólnego z nalotem na kawalerkę Bin Ladena i jak wyglądały jego zeszłoroczne wakacje. Gość zyskałby w moich oczach milion punktów do zajebistości, pomimo, że podobnie jak księgowego znałbym go od piętnastu minut i tak naprawdę swoim zachowaniem wcale by się od niego nie różnił.

Ciekawa historia jest czymś równie magnetycznym co kolorowe opakowanie proszku do prania. Jestem pewien, że gdybym nie umiał czytać albo był jeszcze odrobinę głupszy, od razu próbowałbym napić się Vanisha spodziewając się w smaku czegoś słodkiego o owocowym aromacie.

Ciekawa historia, przeszłość jest niczym innym jak cholernie fajnym opakowaniem.

Zauważcie co dzieje się na różnego rodzaju aukcjach motoryzacyjnych – DeTomasso Pantera GTS – sto tysięcy dolarów. Maseratti Pantera GTS z dziurą po kuli (poszukajcie sobie sami skąd się wzięła – to też fajna historia) – 5 milionów.

Absurdalna sprawa. Dokładnie taki sam samochód jest droższy kilkunastokrotnie bo kiedyś strzelił do niego gość w śmiesznych spodniach.

Idąc tym tropem – gdybym kupił Hyundaia Pony, a potem zrobił kupę na tylnym siedzeniu to ciekawe czy podwoiłoby to jego wartość.

Pomyślcie. Może za dziesięć lat kiedy już zostaniecie sławni i uwielbiani, Wasze stare samochody będą sprzedawane za setki tysięcy złotych, bo kiedyś na polu namiotowym w Rożnowie narzygaliście po pijaku do schowka pasażera.

8 Komentarzy

    1. banita 10 listopada 2012 o 12:58

      a "cohones" pisze sie 'cojones' ;]

      1. Tommy 13 listopada 2012 o 08:01

        A pytał się Was ktoś o coś kiedyś coś? :}

        1. Szczypior 13 listopada 2012 o 09:52

          Oj Tommy coś Ci to zdrowe żarcie nie służy ;)

        2. antares 14 listopada 2012 o 16:22

          Nawet tak perfekcyjne osobniki jak Tommy mają prawo się mylić, a poza tym on pewnie sprawdza tylko naszą czujność.

          P.S. Tommy, masz już te kubki i naklejki z logo ??

  1. ffresh 10 listopada 2012 o 17:10

    Czyżby odcinek legend PRL  był inspiracją do tego wpisu? Ciekawy odcinek, który również traktuje o aucie, z którym związana jest ciekawa historia. Dlatego jest bezcenne. http://tvnplayer.pl/seriale-online/legendy-prl-odcinki,44/-odinekc.6, polecam obejrzeć. Tak przy okazji, to legendy dla mnie są najlepszym polskim programem motoryzacyjnym od wielu lat. Kiedyś fajne było 4×4, leciało na polsacie- Zientarski, Borowczyk i jeszcze 2 prowadzących zawsze lubiłem go oglądać. http://www.youtube.com/watch?v=61RHRc8bGBw.

  2. gustaw august 13 listopada 2012 o 16:10

    ja sie pytam jak on w koncu naprawde się nazywa , nie nie bede czytale tego w googlach bo ma to byc napisane tutaj …

    przeczytalem to do konca az kawa mi wystygla a tu dalej nie wiem kim jest sting…

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *