Nie wiem czy wiecie ale w związku z coraz częstszymi wizytami rosyjskich turystów na terytorium Ukrainy, polskie wojsko zabrało się w końcu za aktualizację list samochodów, które w razie potrzeby będzie mogło „wypożyczyć” od swoich obywateli na potrzeby związane z szeroko rozumianą obronnością.

Nie mam jednak pojęcia dlaczego wojsko zaczęło od brązowego Dustera.

Jak podejrzewam użyją go jako broni – podrzucą na linię frontu co spowoduje u wroga masowe wymioty, krwawienie z oczu, halucynacje z niedożywienia i śmierć.

O co jednak chodzi – w dużym uproszczeniu, jeśli jakiemuś majorowi spodoba się wasze Mitsubishi Pajero to może on poprosić Was o jego wypożyczenie, a potem zamontować na jego dachu działko przeciwlotnicze i kilka tych bajerancko wyglądających kanistrów na paliwo.

Wy zaś będąc w posiadaniu takiego wozu będziecie musieli utrzymywać go w godziwym stanie technicznym wyczekując dnia kiedy to nastąpi.

Cała akcja to w zasadzie nic nadzwyczajnego – tak naprawdę konflikty zbrojne, w których wojsko poruszało się wyłącznie pomalowanymi w kamuflaż Jeepami i czołgami Abrams są realne tylko gdy w pobliżu jest Brad Pitt z tą jego łobuzerską grzywką. Wystarczy obejrzeć kilka materiałów filmowych z imprezującymi rosyjskimi turystami z okolic pola namiotowego pod Ługańskiem, żeby zauważyć, że Ukraińscy żołnierze, którzy zostali ranni podczas ostrego grillowania, są odwożeni do obozów i szpitali starymi vanami Nissana, a nie Jepaami ze świeżo uczesanym Bradem za kierownicą.

Szczerze mówiąc od jakiegoś czasu zastanawiam się jak jesteśmy przygotowani do ewentualnego konfliktu zbrojnego. Pomyślcie sami – gdyby takie Bielsko-Biała dajmy na to zostało nagle zaatakowane przez odzianych na zielono kibiców siatkówki to po pierwszym lepszym ostrzale dróg większość naszych samochodów nie dałaby rady nigdzie dojechać.

Ja szuram dokładką nawet wyjeżdżając z garażu dlatego z punktu widzenia armii mój samochód jest równie wartościowy co pistolecik na kapiszony z pobliskiego odpustu.

Z jednej strony to fajne bo przynajmniej w razie wojny żaden generał nie będzie rozbijał się nim po okolicznych polach minowych, ale z drugiej strony mam świadomość, że kiedy przyjdzie mi z dnia na dzień wywozić cały swój dobytek jak najdalej od linii frontu, to ten wóz okaże się pod tym względem równie przydatny co złamany w połowie monocykl. Chwała bogu, że mam kilka samochodów bo same moje narzędzia zajmą w bagażniku tyle miejsca co kompletne wyposażenie średniej wielkości mieszkania.

Pomyślcie sami – kiedy przyszłoby nam iść na wojnę to zdecydowana większość współczesnego sprzętu i wyposażenia okazałaby się absolutnie nieprzydatna. Bo niby co – mamy straszyć wroga, że jeśli nie da nam spokoju to zrobimy mu zdjęcie iPhonem i wrzucimy na fejsa jego fotkę z dorysowanym na czole siusiakiem?

Najgroźniejsza broń jaką trzymam w domu to mój nienormalny pies ale żeby ten zaczął przejawiać jakiekolwiek funkcje zaczepno-obronne, to ktoś musi najpierw spróbować zabrać mu jedzenie.

W przeciwnym wypadku będzie równie agresywny co martwa świnka morska.

To samo dotyczy się wszelkiego rodzaju innych „groźnych” narzędzi. Jakieś 10 lat temu miałem chociaż w domu kosę i sierp, ale teraz jedyne co mógłbym wykorzystać jako broń to maszynka do mielenia mięsa i lampa z przeceny, która jest tak okropna, że ktoś mógłby na jej widok przynajmniej chwilowo stracić przytomność.

Cała reszta to syf.

Jeśli w wyniku walk wysiądzie prąd (a wysiądzie) to z automatu 99% domowego wyposażenia będzie nadawało się wyłącznie do wbijania gwoździ. Dlatego zrezygnowałem ostatnimi czasy z wyrzucania jakichkolwiek ręcznych narzędzi i przyborów.

Mam nawet brzytwę i pędzel do golenia zrobiony z włosów łonowych borsuka (który jak podejrzewam jest z tego raczej średnio zadowolony).

To może wydawać się Wam głupie kiedy siedzicie sobie teraz w ciepełku przed komputerem i przeglądacie nie interesujące nikogo zdjęcia z wakacji waszych „znajomych” na ryjksiążce ale prawda jest taka, że świat może wpierdolić się nam do góry nogami w ciągu zaledwie kilku godzin.

I to właśnie od ręcznej wiertarki, piły i młotka może zależeć to czy dane Wam będzie dożyć kolejnego mroźnego poranka.

Po raz kolejny towarzysząca nam od wieków manualna zaradność związana z konstruowaniem i naprawianiem różnego rodzaju sprzętów i narzędzi może się okazać niezwykle ważna. Być może za rok zamiast siedzieć w internecie i oglądać koty będziemy kombinowali z czego zrobić metalowy pojemnik, w którym moglibyśmy zagrzać trochę wody na zupę ze szczawiu.

I choć pewnie podśmiewacie się teraz pod nosem to nikt z Was nie jest w stanie zapewnić mnie w tej chwili, że na pewno tak nie będzie.

W wypadku konfliktu globalnego (a w dobie ogromnego zasięgu rakiet i sprzętu wojskowego na inny w zasadzie nie mamy co liczyć) nie będzie bezpiecznych miejsc. Nie będzie azylu. Nawet jeśli wyjedziecie do jakiegoś Amerykańskiego miasta chronionego wielką łapą wuja Sama to nic nie zagwarantuje Wam, że pewnego dnia nie spadnie Wam na głowę jakaś głowica jądrowa.

Znacznie przyjemniejszym wyjściem powinno być w tej sytuacji tymczasowe zamieszkanie w jakimś zapomnianym prze boga lesie, a tu jak wiadomo nie budują Biedronek i marketów Castoramy.

Przyda się więc siekiera, młotek, ręczna piła i umiejętność peklowania mięsa. Dlatego też w końcu zaczynam widzieć sens w posiadaniu na co dzień jakiejś normalnej terenówki.

Chociaż nie, czekajcie – przecież zabierze Wam ją armia…

19 Komentarzy

  1. Ramoz 19 września 2014 o 16:22

    Masz stu procentową rację. Sporej grupie ludzi na pewno zajmie dużo czasu uświadomienie sobie, że dotychczasowe życie leglo w gruzach i trzeba sobie radzić w nowej codzienności.

  2. maxx304 19 września 2014 o 16:39

    Tommy, tym wyszydzanym przez Ciebie Dusterem wjechałbyś prawdopodobnie głębiej w las, niż obecnie produkowanymi "terenówkami" w stylu Range Rover Evoque. Może Jeepem Grand Cherokee również dałbyś radę. Coś Ty się tak tego Dustera uczepił? Tanie, proste jeździdło, 21 cm prześwit, naprawa prosta, elektroniki zbyt wiele nie ma, prestiżu nie udaje, nawet reklamy mają stonowane. Właśnie w przypadku posiadania młotka, piły i śrubokręta prędzej naprawiłbyś ten wóz, niż jakiś inny z tego segmentu. Wytłumacz proszę, co Ci się w nim nie podoba (poza wyglądem), bo jestem niezmiernie ciekaw.

  3. Tomek 19 września 2014 o 17:23

    Bryła Dustera w odróżnieniu od 99% crossoverów jest moim zdaniem lekko toporna (co jest dla mnie zaletą) – ma charakter. Sam samochód jest wygodny i ma spore możliwości (co trudno zauważyć laikom). Poza tym w wersji 4×4 prowadzi się naprawdę dobrze jak na swoją wysokość (w 4×4 jest niezależny zawias z tyłu) – no powiedzmy nie muszę zwalniać poniżej 110 na winklu na S1.

    Mówię to ja – gość, który zmienił BMW e90 325i z m-pakową zawechą na Dustera.

  4. Parzych 19 września 2014 o 17:40

    Tommy, metalowych pojemników do podgrzewania wody (i nie tylko) będzie pod dostatkiem, wystarczyło będzie zdjac garnek z głowy martwego żołnierza wrogiej armii… ;) 

     

  5. krzyszp 19 września 2014 o 19:25

    Uwielbiam, jak piszący popisuje się arogancją :)

    Bez urazy, ale ewidencja pojazdów do zabrania ma głębszy sens, wszak turyści najpierw załatwią wojskowe pojazdy, a wojsko szybciej się porusza zarekwirowanym sprzętem, niż piechotą…

    Po drugie, w przydomowych warsztatach powstawały pistolety maszynowe (wcale udane) już w czasie drugiej wojny światowej (a teraz mamy drukarki 3D, które już potrafią "samostrzały" wydrukować).
    Po trzecie, jak prądu zabraknie, to są jeszcze generatory dieslowskie…

    Po czwarte, moim skromnym zdaniem nadal bardziej nam grozi wizyta turystów niż atak nuklearny – a wtedy wszystko powyżej jak najbardziej ma sens…

    1. Kuba 19 września 2014 o 19:47

      Ile samostrzałów wydrukowałeś?

      Ile masz generatorów?

      A moim zdaniem, najszybciej to nasza cudna ekonomia padnie ;)

      1. Tommy 19 września 2014 o 20:33

        krzyszp  – w swej "arogancji" wcale nie uważam, że kwestia ewidencji jest głupia (wręcz przeciwnie). Śmieszy mnie jednak trochę to, że znów bierzemy się za to "w ostatniej chwili" i znów musimy to robić praktycznie od zera (a wbrew pozorom dane o ilości i dostępności tych wozów mogą okazać się bardzo ważne dla długoplanowych strategii. Ba – podejrzewam, że wiele z tych, którymi dysponujemy opiera się właśnie na danych z dupy bo przez 20 lat nikomu nie chciało sprawdzić się czy szwagier ma jeszcze swojego Uaza.

        Druga sprawa – z całym szacunkiem ale o ile nie trzymasz dziś w garażu wolnego generatora o dużej mocy to marne masz szanse na to, że w razie wojny uda Ci się taki pozyskać. Wojna to nie simsy. Wojna to brak wody, gazu i prądu. To brak żywności i ryzyko oberwania pociskiem podczas budowy pierdolonej prowizorycznej latrtyny.

        Nie klikniesz kup teraz, a potem w salonie oglądając ligę mistrzów będziesz sobie drukować karabiny w 3D. Kiedy 95% budynków w okolicy zaczyna przypominać gruzowisko, sklepy są splądrowane z resztek żywności, a pomoc humanitarna rodzi się w bólach i jest rekwirowana na potrzeby wojska pozostawiając po sobie nędzne ochłapy, reguły ulegają znacznemu zatarciu.

        Instynkt zawsze bierze górę.

        A instynkt, by zapewnić przetrwanie wymaga umiejętności.

        Co do wizyty turystów – wojna hybrydowa nie jest niczym nowym i łatwo ocenić jakie niesie ze sobą spustoszenie i czystki w ludności. Spójrz na wschód. Zobacz na te drukarki 3d, generatory i działające w każdym domu telewizory LCD.

  6. Kuba 19 września 2014 o 19:50

    Tommy, polecam Vitarę. Poziomem skomplikowania najbardziej zbliżone jest to do cepa. Znolności terenowe posiada więcej niż zacne, mniej-więcej 48 razy większe od Dustera. Zabrać nie zabiorą, bo oficer do tego nie wsiądzie, a na dwóch szeregowców i skrzynkę pancer sucharów SU-2 się nie opłaca. Jedną już miałem, jak ogarnę beemkę to kupuję znowu ;).

    1. Tommy 19 września 2014 o 20:39

      Mamy w domu stare Pajero – wiele razy młotek ratował mi życie ;}

      1. Kuba 19 września 2014 o 20:55

        I czy II? Ja miałem jakiś czastemu II, 3.0 v6, bardzo miło wspominam to auto, ale jednak Vitara była jakaś taka… surowsza.

        1. Sobieski 20 września 2014 o 21:48

          U mnie w pracy(mechanika i blacharka) już jakiś czas dyskutuje się nad kupnem grubej blachy co by czołgi itp było można łatać. :D

          A od vitary lepszy samuraj. ;)

      2. radosuaf 22 września 2014 o 09:14

        Trzymasz je w lodówce, czy na stryszku? :)

        1. Tommy 22 września 2014 o 09:34

          Kuba – II generacja w krótkiej budzie przebudowana na pickup (wywalilśmy tył i wstawiliśmy ścianę z busa Iveco):

          Brzydkie jak noc ale wjedzie wszędzie ;}

          1. Kuba 22 września 2014 o 10:31

            Lubię To! A naklejka przy windzie niszczy system :D

          2. Szczypior 22 września 2014 o 21:02

            Tommy, to tak właściwie ile Ty masz aut? :D

  7. michal 20 września 2014 o 22:24

    Jak zawsze świetny tekst, komentarz mam taki:

    1)jeździłem różnymi terenówkami i SUVami (dla mnie to Sad Users Vehicle) i najlepszy jest Suzuki Samuraj – jedzie wszedzię i naprawisz wykałaczką

    2) Duster ma "urok" prawdziwych terenówek, zawsze gdy go widze to wyobrażam go sobie dobrze zrobinego. Dobre koło, gwint, troche roboty i by wymiatał.  Co nie zmienia faktu ze to padaka od renło

    3) Generator już nie kosztuje fortuny. Ja planuje w domu jakiś jako zapasowe źrodło prądu – uroki życia na wsi. Gorzej z resztą typu jedzenie, ogrzewanie, paliwo. W razie wojny trzeba będzie kombinować, i to bardziej niż wszyscy myślą.

     

  8. Szczypior 21 września 2014 o 22:44

    Wodę można zagotować w… korze brzozy ;) Generalnie ludzie robią sobie bekę, ale tyle ile wyniosłem z harcerstwa na takie okazje wiedzy nikt mi nigdy nie sprzeda, a już na pewno nie na bierząco. Inna sprawa że są harcerze i harcerze… W każdym razie dobry nóż mi wystarczy :] Myślę, że w takim momencie bardziej rozchodzi się o psychikę niż o możliwości techniczne. Współczesny człowiek większość podstawowych rzeczy ma podawane na tacy, nauczony jest, że parę paperków z Władkiem jest w stanie załatwić wszystko- mało kto musi wkładać własną pracę w zaspokajanie podstawowych potrzeb. Przecież nawet gotować nie trzeba umieć. Nie trzeba wiedzieć która roślinka się nadaje do jedzenia. A najgorsze jest to, że nie trzeba wiedzieć jak zrobić samemu wódkę ;)

    1. wisznu 20 lutego 2015 o 14:10

      na wiekszość miastowych to wystarczy kiepski nóż i bez harcerskich umiejętności. ;)

      A poza tym miasto w razie wojny to prawie pewne samobójstwo. Zapasów zgromadzonych w sklepach nie wystarczy nawet dla 1/3 ludności, co widać choćby tuż przed świętami, bez prądu i gazu nic ci nie zadziała, jak zablokuja drogi wyjazdowe, to sie wszyscy piechotą przez pola i lasy będą szlajać i przypominać sobie o rodzinie na wsi…

      A teraz taka rodzina na wsi będzie miała mieć moralny obowiązek wyżywic darmozjadów z miasta co to bez komputera z dostępem do internetu nic nie potrafią zrobić, ale za to przez lata mieli prymitywnych wieśniaków głęboko w dupach, przypominali sobie o nich jak ptrzeba było na zimę wydębić worek kartofli, albo pół świniaka za pół ceny. Ewentualnie jak sie chciało gdizes na grilla pojechać, a działki nie było.

  9. Mieszko 24 września 2014 o 19:51

    Brzydkie, ale wjedzie wszędzie i ma Recaro, pacz go :D
     

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *