Niedawno gdy jak zwykle w sobotni poranek siedziałem na podjeździe i naprzemiennie zdejmowałem oraz zakładałem przednie koło w moim Escorcie (taki tam sobotni rytuał), zaczepił mnie mój sąsiad (dla niepoznaki nazwijmy go Andrzej – będzie bardziej anonimowo), o którym wiem zaledwie tyle, że ma na oko jakieś sześćdziesiąt lat, a mimo to wciąż nie potrafi kupić normalnych spodni. I teraz tak – ponieważ kilka razy zza szpiegowskiej firanki w kuchni widział on jak leżąc pod moim samochodem uderzam twarzą w wahacz, uznał najwyraźniej, że fakt, iż posiadam segregator z nakrętkami oraz sąsiadujące z jego posesją ogrodzenie z siatki metalowej powlekanej obliguje mnie do tego by zająć się „po sąsiedzku” ulatniającą się do atmosfery krawędzią progu w jego „praktycznie nowej Skodzie”.

„Wiesz sąsiad oczywiście piwko jakieś postawię co nie, he he he, cho no zobacz na to bo znajomy przyjeżdża z żoną w łikend na barbekju, a tu taki wstyd”.

Samochód z czystej słowiańskiej ciekawości obejrzałem i przyznać muszę, że nie spodziewałem się, że „prawie nowe Skody” mogą mieć większe problemy z korozją niż mój 20 letni Ford. Niestety mimo wszystko z bólem serca musiałem odmówić udziału w tak intratnym przedsięwzięciu biznesowo-społecznym (nigdy nie miałem głowy do interesów) i poleciłem sąsiadowi udanie się do pobliskiego warsztatu blacharsko-lakierniczego, bo ten w przeciwieństwie do mnie zrobi to szybko, porządnie i nie będzie co chwila wymiotował na widok tych okropnych kołpaków z marketu.

Jestem pewien, że nie cieszę się zbytnią popularnością wśród moich sąsiadów.

Serio.

Nawet nie chcę myśleć o tym jak długo wspomniany Andrzej musiał zagryzać zęby, żeby przełamać się i wybrać się do mnie z takim uwłaczającym jego godności zapytaniem mającym pomóc mu zaoszczędzić nieco grosza i dać zarazem okazję do pochwalenia się nowo kupionym grillem z gazetki oraz kompletem lampek solarnych z programu w TV. Jak podejrzewam niechęć ta wynika przede wszystkim z faktu, że posiadam szlifierkę kątową oraz kilka starych samochodów, które czasami stoją przy mojej posesji i ni w cholerę nie pasują do obrazu eleganckiej, podmiejskiej dzielnicy, który to tutejsi mieszkańcy starają się rozpościerać przed wpadającymi do nich na grilla znajomymi.

Aby odpowiednio wpisywać się w społeczność powinienem mieć maksymalnie pięcioletnie Audi, albo chociaż nowego Volkswagena Polo bądź „prawie nową Skodę” oraz starannie zamieciony podjazd, a nie stertę obniżanego złomu, walające się po placu alufelgi i czerwonego Escorta stojącego wyzywająco przed bramą na tych plebejskich, chromowanych kołach.

To może wydawać się Wam śmieszne i przerysowane ale naprawdę znam przynajmniej kilka osób, które są skłonne nie rozmawiać ze swoimi sąsiadami tylko dlatego, że Ci nie zmienili jak dotąd samochodu, a ten „ma już przecież prawie 4 lata!”.

Do czego jednak zmierzam – taki, a nie inny „rozkład sił” w mojej okolicy jest spowodowany faktem, że ktoś znajdujący się w tej społeczności świadomie lub nie narzucił innym swój sposób postrzegania świata. Swój własny system wartości, który obecnie jest stosowany przez znacznie szerszą grupę osób.

Samiec alfa.

Gojira.

Dwayne Johnson ogrodowego grilla z gazetki Makro Business.

Pomyślcie sami – z mojej perspektywy ktoś, kto kontakty z sąsiadami uzależnia od ich statusu majątkowego jest po prostu idiotą, a jednak mimo to spora grupa osób przejęła tę metodologię dobierania sobie znajomych i stosuje ją jak własną. Nie stać Cię na nowy samochód więc nikt z okolicy nie powie Ci nawet „dzień dobry”.

To sytuacja autentyczna – jedna z sąsiadek zaczęła przyznawać się publicznie do mojej znajomej dopiero wtedy, gdy ta z kilkunastoletniej beemki przesiadła się do nowego, firmowego Mercedesa (co więcej – teraz widząc ją na ulicy macha jej już z około kilometra co by wyraźnie zaakcentować swą akceptację i fakt przyjęcia jej do społecznościowego stada).

Osobiście ja również lubię zadawać się z ludźmi, z którymi dzielę zainteresowania czy pasje – i nie mówię tu wyłącznie o motoryzacji ale o całej „analogowej” stronie życia, która umożliwia nam budowanie szalonych rzeczy i odstawianie takich numerów, że na starość z jednej strony będziemy mieli masę wspomnień, a z drugiej nie będziemy mogli opowiadać o nich swoim wnukom w obawie o ich zdrowie i życie.

Bo nie daj boże wpadną jeszcze na pomysł, żeby to powtórzyć.

Mimo to mam też sporo znajomych, którzy na pytanie którą stroną wkrętaka przykręca się śrubki zaczęliby się pocić i rozglądać nerwowo po ścianach – i lubię ich bo to po prostu świetni ludzie.

Nie rozumiem jaka może istnieć tutaj zależność pomiędzy ich cechami charakteru czy osobowości, a wysokością raty za kredyt na mieszkanie. To jakby zakładać, że każda knajpa zlokalizowana nad rzeką ma w menu świeże ryby.

A każda zlokalizowana w centrum poda Ci halibuta zrobionego z pary starych tenisówek i kleju do tapet.

W oparciu o aspiracje finansowe można wybierać rodzaj blatu w kuchni ale definiowanie w ten sposób kontaktów z innymi ludźmi jest równie sensowne co wbijanie gwoździ czołem. Doceniajcie ludzi z zagraconym garażem. Z zagraconą pracownią i grillem zrobionym ze fragmentów starej kamienicy i parowozu. Z reguły taki pozorny bajzel stanowi uzupełnienie równie zagmatwanej i barwnej osobowości.

A ta, jak możecie dowiedzieć się z wielu ciekawych książek bywa zdecydowanie bardziej inspirująca niż wielocyfrowy wyciąg bankowy.

28 Komentarzy

  1. Maly 17 września 2014 o 20:34

    ah, ile ja bym dal za sasiada blizszego niz 50km choc troche zafascynowanego grzebaniem przy samochodach i chetnego do pomocy… :)

  2. Corwin 17 września 2014 o 20:42

    Pewnie piwo z biedronki albo nawet i dwa?

    Żart, żart :).

    1. Tommy 18 września 2014 o 08:05

      Nie wiem, negocjacje nie doczekały do aż tak zaawansowanego stadium ; D

  3. michal 17 września 2014 o 20:45

    niestety tak bywa..
    Śmiesznie wychodzi dopiero gdy sąsiad się dowie że twoje kilkunastoletnie bmw jest warte więcej niż „prawie nowa skoda” i do tego nie traci na wartości a zyskuje..

    1. Tommy 18 września 2014 o 08:07

      Ja się trzymam wersji, że to wszystko stare, bezwartościowe graty. Dzięki tej strategii jak dotąd nikt nie próbował podprowadzić mi motporsportów albo morettów z cabrio ;}

  4. Maciek 17 września 2014 o 21:32

    u mnie jest na odwrót….
    miałem e34 gadali ze mną wszyscy…
    kupiłem e39 sedan i była lepsza od sąsiada a6
    teraz mam e38 polifta i nie gadaja już ze mną sąsiedzi no może nie wszyscy….. ale u mnie jest tak.. jak masz coś lepszego to już nie gadają….

  5. maxx304 17 września 2014 o 21:36

    A bo wszędzie jest obecny ten jebany PRESTIŻ, PREMIUM, LUKSUS et caetera. Teraz już nie można być przeciętnym, normalnym, sobą. Teraz trzeba być socjalnie na topie, a że nie zawsze za bardzo jest czym, bo inteligencja zbędna, a dodatkowo media robią wodę z mózgu, no to jak? O czym gadać? O Tusku? Niemodne i nieaktualne, bo wyjechał za robotą za granicę i ma lepiej. O dzieciach? No można, ale i tak sąsiad powie, że jego ma lepiej, więcej, wyżej. No to może chociaż zabijemy mu ćwieka nowym Volkswagenem? Kij z tym, że stare jeszcze jeździ, że często lepiej wygląda, że eksploatacja jest coraz tańsza (lub droższa jak się sypie, ale ja za części do Forda chyba w życiu nie dam tyle co sąsiad za części do nowego Passka czy Audi). Dajemy sobie wciskać kit lansowany przez koncerny, że auto z lat 90. jest stare, niebezpieczne, NIEPRESTIŻOWE. A sami często nie wiemy, co tak naprawdę do cholery ten prestiż znaczy. Ważne że świeci, błyszczy, mruga, a że wahacze są z plasteliny, a podłużnice z kartonu? It’s not a bug, it’s a feature. Ważne że jest PRESTIŻ. A co zrobić z tym, że jesteśmy szarą myszką wśród tysięcy PRESTIŻOWYCH ludzi, bo sporo osób wpadło na tę samą koncepcję? No cóż, życie…
    To przykre, że ludzi ocenia się przez pryzmat ich portfela. To, co jest w ludziach najważniejsze, co ich łączy, co sprawia że chcą być obok siebie, rozmawiać, śmiać się – osobowość – jest coraz mniej ważna.
    Niech to szlag.
    Cieszę się, że spotykam wciąż jeszcze ludzi ze „staromodnym” systemem wartości.
    Bądźcie jak najdłużej.
    I bądźcie sobą.

  6. O.N.A 17 września 2014 o 21:38

    Uwielbiam Cie! :) Masa samochodow, masa złomu, masa alu, i klepanie w garazu od rana do nocy :D Czytam Twoje teksty tak, jakbym czytala o mnie i moim narzeczonym i to jest piekne, ze sa tacy ludzie! :D pzdr!

    1. Tommy 18 września 2014 o 08:17

      Wydaje mi się, że mój sąsiad nie podziela Twojego entuzjazmu ; D

  7. JBS 17 września 2014 o 22:49

    Ale czy nie cieszy was sam fakt bycia „odmieńcami” .Właśnie tego że nie macie samochodow jak sąsiedzi.To jest to ,to jest pokazanie swojego indywidulizmu.

    1. Tommy 18 września 2014 o 08:16

      JBS – bycie odmieńcem jest moim zdaniem przereklamowane bo w większości wypadków wymaga sporych nakładów pracy i (o ile nie masz zaawansowanej schizofrenii) zakładania skóry, w której zdecydowanie nie czujesz się dobrze.

      Patrz na hipsterów – chcą być oryginalni, inni… Chcą być indywidualistami. Odmieńcami. Muszą więc kupować masę drogich rzeczy, wyuczyć się bezwartościowych tytułów, wrzucać do interntu zdjęcia swoich bród i jedzenia oraz udawać całą masę rzeczy, które tak naprawdę nie sprawiają im radości.

      To idiotyzm.
      Szukanie indywidualizmu we własnej normalności jest bezcelowe.

      Trzeba być po prostu normalnym człowiekiem – nawet jeśli ta normalność z perspektywy innych miałaby być kompletnie nienormalna.

      Życie wedle własnych reguł to właśnie moja definicja szczęścia.

      1. Kuba 18 września 2014 o 16:05

        Dobrze mówi. Polać mu!

      2. Tomek 23 września 2014 o 22:37

        Ja coraz częściej odnoszę wrażenie, że normalność zaczyna być odmiennością…

        Więc trochę mainstreamowy jesteś ;) Ni cholery nie wiem co to znaczy, ale fajnie brzmi.

  8. Baju 18 września 2014 o 09:10

    U mnie 70% znajomych patrzy na to kto czym jeździ, ale stare i rzadkie auta budzą podziw, a cokolwiek powyżej 1995 roku klasyfikuje się pod „meh factor”.

    A reszta ma w pompie kto czym jeździ :)

    A co do sąsiadów to ja spotkałem się z zawiścią, bo gdy kupiłem sobie piętnastoletniego Golfa czwórkę (do dziś nie wiem czego tu zazdrościć), to kilka razy znajdywałem pety na szybie czołowej, a raz nawet rozbierałem zamek, bo ktoś nawpychał zapałek. Więc nie jest tak źle, jak ignorują ;)

  9. Zygmunt 18 września 2014 o 15:15

    „Mimo to mam też sporo znajomych, którzy na pytanie którą stroną wkrętaka przykręca się śrubki zaczęliby się pocić i rozglądać nerwowo po ścianach”

    Znam to, a jak już opanuje skomplikowane urządzenie jakim jest wkrętak, to drugie pół dnia zastanawiałby się w którą stronę się śrubkę wkręca, a w którą wykręca :)

    P.S. plusik za tytuł, przywołujący świetny serial no i młodzieńcze lata :)

  10. Marcin 19 września 2014 o 09:06

    No coz – wyglada na to, ze mieszkasz w Warszawie, miejscu gdzie ludzie zyja dla pieniedzy. Spolecznosc lokalna nie istnieje, bo 90% ludzi jest naplywowych z roznych stron Polski. Jest to problem, ktorego nikt nie chce dostrzegac. Z drugiej strony popatrz na to tak – Ty zeby podjac decyzje o przyjeciu kogos w krąg osob zaufanych musisz go poznac, czyli zainteresownia, poglady na wiele spraw, odpornosc na alko :) Beczke soli zjesc.

    O ile latwiej jest rzucic okiem na auto? Pytanie retoryczne ale i tak odpowiem. 10000000x łatwiej, szzegolnie jak sam niewiele masz do powiedzenia/zaoferowania, oprocz rozmow o pieniadzach.

     

    1. Tommy 19 września 2014 o 09:09

      Od Warszawy mieszkam daleko (gdzieś tam hen na południu), ale sama idea rozmawiania o pieniądzch (o ile nie siedzimy właśnie w jakimś banku próbując zrujnować się finansowo na kolejne 30 lat) jest moim zdaniem równie na miejscu co wyciąganie na przyjęciu penisa i omawianie z innymi gośćmi jego długości

  11. radosuaf 19 września 2014 o 10:53

    Co jak co, ale tego Escorta w sąsiedztwie też bym nie zniósł ;). No chyba, że stałby tyłem do mojej posesji (tyłu nie widziałem, ale zakładam, że gorzej niż przód nie wygląda :D.

    Może sąsiedzi za Tobą nie przepadają, bo Ty tą szlifierką kątową w sobotę, o 7:00? ;)

    1. Tommy 19 września 2014 o 10:55

      Tył ma jeszcze lepszy ;}

      Poza tym w soboty rano zaczyna się o 16:00

  12. radosuaf 19 września 2014 o 10:57

    Też tak miałem, dopóki byłem bezdzietny :D. No nie powiesz, że takie cięcie Malana nie potrafi zakłócić poobiedniej drzemki albo obracania kiełbachy na rożnie ze znajomymi…

    1. Tommy 19 września 2014 o 13:04

      Nie bardziej niż odkręcony na maksa utwór "Szalona ruda" uzupełniony opowieściami o przecenie materacy w Realu dobiegający z sąsiedniej działki i zakłócający mi sobotnią wymianę skrzyni biegów na ZF'a

  13. radosuaf 19 września 2014 o 13:06

    Dlatego mi się nie spieszy do wyprowadzki do domu – bo najpierw musiałoby mnie stać na taaaaaaakąąąąą wielkąąąąąą działkę, a potem jeszcze musiałoby chcieć mi się na niej kosić trawę ;).

  14. Tommy 19 września 2014 o 13:07

    Na rozmiar działki nie narzekam ale od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie kupno hektara lasu i postawienia w nim szałasu na weekendowe wypady ;}

    1. radosuaf 19 września 2014 o 13:10

      Nie lepiej jakąś leśniczówkę z własnym kanałem? ;)

      1. Tommy 19 września 2014 o 13:12

        To może się okazać zbyt drogie i trudne do znalezienia, ale widziałem już kilka zalesionych działek rekreacyjnych z małymi altanami do ucieczki przed światem i szaloną rudą z kasety ;}

  15. Mowad 19 września 2014 o 15:25

    Generalnie ze wszystkim sie zgadzam, ale… widzisz, mniej lub bardziej swiadomie robisz dokladnie to samo co oni tylko kierujesz sie innymi kryteriami. Zakladam ze nie masz wsrod bliskich znajomych hipsterow czy tam innej grupy chodzacej w rurkach. Dlaczego? Bo ich juz na wejsciu wykluczasz ze wzgedu na jakies tam cechy/fakty tak samo jak i Ty jestes wykluczany, bo nie masz nowego auta. Czy kierowanie sie faktem ze ktos nie ma nowego auta i worka kasy jest bardziej nie na miejscu niz kierowanie sie faktem ze ktos nosi rurki?
    Zaznaczam ze nie jest to hejt, nie nosze rurek i nie mam nowego auta (najnowszy rocznik to 1995). Musze przyznac ze mam troche brody, ale to by bylo tyle z hipsterskich gadzetow. Daje tylko temat do przemyslenia.

    1. Tommy 19 września 2014 o 15:31

      Mowad – w tym co mówisz jest wiele racji. Zawsze znajdzie się jakaś grupa ludzi, którejś z jakiegoś powodu nie akceptujesz. O ile jednak na przykład można nie lubić nazistów i motywy, które tym kierują są dość jasne i zrozumiałe, o tyle nielubienie kogoś za zbyt mało lub zbyt dużo pieniondzów jest poniekąd dziwne.

      Pewnie Cię zaskoczę ale mam paru znajomych, którzy mylą czasami spodnie ze swetrem (choć nie ukrywam, że jawnie i świadomie im z tego powodu dogryzam). Tak czy inaczej wychodzę z założenia, że nie przyjaźnię/kumpluję/zadaję się z nimi po to, żeby patrzeć na ich spodnie (choć fakt faktem, dostarcza mi to czasem niespecjalnie wyszukanej rozrywki polegającej na wyszukiwaniu coraz to nowych porównań i docinek). Po prostu doszukuję się w relacjach z innymi ludźmi zupełnie innych wartości.

      Usilne dopasowywanie się do czyichś wymagań i potrzeb pozostawiam projektantom plakatów wyborczych.

  16. http://mistrzparkowania.wordpress.com/ 22 września 2014 o 09:01

    Z sąsiadem zabawna sytuacja :) A co do typu ludzi, którzy określając jak bardzo wartościowy jest człowiek patrzą na jego portfel, to myślę, że to wynika po prostu z ich jak to napisałeś systemu wartości. Dla nich jest bardziej wartościowe i lepiej świadczy o człowieku to, że ma nowy mercedes niż stary grat. Coś jakby ta zamożność i sława ich znajomych miała wpłynąć na ich stan i wizerunek

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *