Ostatnio czytałem ciekawy artykuł traktujący o planach budowy „fotoradarów” rejestrujących czas przejazdu samochodu przez określony odcinek drogi.

Cały bajer polega na tym, że system sprawdzi kiedy przejechałeś przez czujnik na początku danego odcinka i kiedy miniesz drugi znajdujący się na jego końcu. Jeśli zrobisz to zbyt szybko, to oznacza, że przekroczyłeś prędkość i dostaniesz mandat.

Nie rozumiem jeszcze do końca w jaki sposób system rozpozna dany samochód wśród setek innych przy wjeździe i wyjeździe z tego odcinka trasy. Na zachodzie podobno zarządza tym kamera i program komputerowy,  ale z komendy głównej policji wyciekły ostatnio skany zamówień 3 milionów notesików w kratkę, ołówków oraz foliowych pelerynek przeciwdeszczowych w błękitnym kolorze.

W każdym razie do czego zmierzam – taki system byłby moim zdaniem świetny, ponieważ niweluje idiotyzmy typu „hamuj z 200 do 50 bo jest fotoradar, a potem dalej rura”. Spora rzesza kierowców będzie musiała zrezygnować z tej techniki i na rzecz płynnej i nie agresywnej jazdy – zostaną oczywiście tuningowane golfy  GT jeżdżące jakby ich kierowcy cierpieli na ADHD ale i tak płynność ruchu na obwodnicach powinna się wyraźnie poprawić.

Jednak nie w Polsce.

Z góry można założyć, że owe czujniki pojawią się na obwodnicach miast, gdzie zostaną zestrojone na absurdalne ograniczenia prędkości, równie życiowe co Rysio z klanu.

Co z tego, że droga ma 2 pasy szerokie jak pustynia Gobi, czterometrowy pas zieleni, a najbliższe budynki mieszkalne mieszczą się pięć kilometrów na wschód za rzeką, prerią, pasmem górskim, polem minowym i kilkuhektarową plantacją rzepaku.

Jakiś idiota na pewno postawi tam absurdalne ograniczenie prędkości, które oprócz gigantycznych korków będzie powodowało mnóstwo wypadków, bo kierowcy będą zasypiać z nudów za kierownicą i walić swoimi czerwonymi hyundaiami we wszystko co znajdzie się w pobliżu i nie zdąży uciec.

Czy w tym chorym kraju urzędnicy nie są w stanie zrozumieć, że statystyczny kierowca samochodu to nie kretyn z kolczykiem w nosie, jeżdżący starą, brudną hądą z telefonem komórkowym w jednej ręce i butelką wódki w drugiej ?

Czy nikt nie rozumie, że stawianie ograniczenia prędkości do 40 kilometrów na godzinę na prostej, szerokiej drodze nie jest formą próby poprawy bezpieczeństwa, tylko zwykłym idiotyzmem?

Na takim ograniczeniu prędkości pojawią się dwie grupy kierowców – Ci, którzy będą precyzyjnie stosować się do tego ograniczenia i Ci, którzy będą starali się ich ominąć. Oznacza to, że co chwila ktoś będzie tam wyprzedzał co zwiększy ryzyko wypadków kilkukrotnie w stosunku do sytuacji, gdyby na tej drodze obowiązywała prędkość powiedzmy 60-70 km/h

I niech podczas takiego wyprzedzania dojdzie do nie daj boże wypadku.

Telewizja od razu owego wyprzedzającego określi mianem wariata i pirata drogowego. Policja nazwie to brawurą i brakiem odpowiedzialności, a jakiś idiota na wniosek lokalnej rady „jakiejś tam społecznej”, w której skład wchodzą zamieszkujący okolice tej drogi renciści mający zbyt dużo wolnego czasu postawi tam znak ograniczenia prędkości do 30 km/h który spowoduje jeszcze większe zagrożenie.

A jak już poruszyłem ten temat – za sporą ilością kretyńskich ograniczeń stoją nie urzędnicy czy policja, a lokalni mieszkańcy zrzeszani w jakieś dziwne sekty zwane radami osiedlowymi. Większość z członków tych społeczności to wspomniani renciści, którzy z powodu zbyt dużej ilości wolnego czasu spędzają dzień na bezcelowym łażeniu po okolicy i tworzeniu iście gestapowskiej sieci przepływu informacji o tym co się w owej okolicy dzieje.

I wystarczy, że jakiś młody głupiec w maluchu z pomalowanymi pędzlem na biało felgami zajdzie im za skórę zawracając na ręcznym „pod kościołem”, a uznają, że samochody to śmiertelne zagrożenie dla nich i wszystkich mieszkających w promieniu 50 kilometrów ludzi.

Rozpoczną więc krucjatę w którą zaangażują księdza proboszcza, dyrektorkę pobliskiej szkoły podstawowej i jakiegoś niedorozwiniętego radnego usiłującego zaplusować u lokalnej społeczności debilną inicjatywą, ponieważ jest takim imbecylem, że nie potrafił zrobić nic co miało by jakikolwiek wpływ na podniesienie czegokolwiek.

Efektem tych działań jest postawienie ograniczenia prędkości do 30 km/h na idealnie prostej drodze, na której przez 50 lat zdarzyły się dwa wypadki (w których śmierć poniósł jeden indyk). Nawet mieszkańcy uznają to za skończony kretynizm, nie mając jednak pojęcia, że owe ograniczenie wywalczyła „lokalna społeczność”, a więc teoretycznie i oni sami.

Zawsze znajdzie się debil, który nie potrafi prowadzić samochodu i spowoduje wypadek z powodu swojej niepełnosprawności umysłowej.

Często jest to młody człowiek w stuningowanej astrze, który próbuje pokazać coś, czego nie potrafi komuś, kto tego nie rozumie w celu, którego i tak nie osiągnie. Jednak stawianie na równi z nim innych młodych kierowców, jeżdżących pewnie i z rozsądkiem (co nie zawsze jest synonimem słowa „powoli”) jest po prostu zwykłą głupotą.

Pomyślcie o bandzie emerytów zajeżdżających Wam drogę, bo czas między spojrzeniem w lusterko a zmianą pasa wynosi u nich jakieś dwa miesiące. Gość patrzy w lusterko na wysokości Sosnowca – jest wolne. Rozpoczyna więc manewr, który kończy gdzieś za Poznaniem powodując zajechanie drogi czerwonemu BMW.

Że nie wspomnę o tym, że zmienia on pas na lewy jadąc 30 km/h – ta cecha sprawia, że według szeroko pojętej opinii publicznej jest on bardzo bezpiecznym kierowcą.

Czy taki kretyn jest zatem lepszy od młodego gościa w dwulitrowej astrze jadącego pustą, szeroką drogą 70km/h ?

Nie ogarniam tej kuwety…

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *