Jak wiecie od dłuższego czasu współpracuję z marką Shell Helix. Tak się składa, że z Shellem współpracuje również Marcin, czyli autor bloga motoryzacyjnego Spalacz.pl
I co fajne – w ramach tej współpracy mogliśmy poznać się ze Spalaczem trochę lepiej.
Najpierw bowiem, podczas zawodów kartingowych na ostatnim okrążeniu zgarnąłem mu sprzed nosa największy puchar (tak – będę wypominał mu to do końca życia ;) ), a jakiś czas później odwiedziliśmy wspólnie laboratorium Shella w Hamburgu (wspomnę tylko, że Spalacz przechodził tam poważny kryzys egzystencjalny spowodowany kontaktem ze zdrową żywnością).
Mówiąc krótko, bardzo się ze Spalaczem polubiliśmy (i to pomimo, że jeździ on takim nudnym Audi dla starych ludzi ;) ).
I teraz tak. Podczas jednego z naszych spotkań, wspólnie z ekipą Shell Helix wpadliśmy na pomysł, żeby zorganizować dla Was jakiś konkurs. Pomysł był fajny więc bez zbędnej zwłoki zabraliśmy się za organizację – Shell wziął na siebie przygotowanie nagród, a ja i Spalacz zajęliśmy się obmyśleniem zadań konkursowych.
A ponieważ jest nas dwóch, to również konkursy są dwa – i co fajne, możecie spróbować swoich sił w każdym z nich. O tym jakie zadanie konkursowe i nagrody ma dla Was Marcin, możecie przekonać się zaglądając na Spalacz.pl.
A co przygotowaliśmy dla Was na prentkim? Na początek najważniejsza sprawa, czyli zadanie konkursowe.
Aby wziąć udział w konkursie, należy odpowiedzieć na pytanie:
Za co najbardziej lubisz silnik swojego samochodu?
Odpowiedzi zamieszczajcie w formie komentarzy (nie powinny być dłuższe niż 5-6 zdań). Autorzy najciekawszych zgłoszeń otrzymają nagrody ufundowane przez Shell Helix – a jest o co walczyć,, bo Shell przygotował naprawdę fajne nagrody:
3 nagrody I stopnia: Oryginalne, licencjonowane plecaki Ferrari
3 nagrody II stopnia: Zestawy Czapka Ferrari/Shell Helix + koszulka Ferrari (rozmiar XL):
3 nagrody III stopnia: Olej Shell Helix Ultra 5w40 (4 litry)
Na Wasze zgłoszenia czekamy do 8 stycznia 2017. Wyniki konkursu pojawią się na blogu i prentkim fejsbuku najpóźniej 16 stycznia.
Szczegółowy regulamin konkursu znajduje się tutaj. Dodając komentarz pamiętajcie o wpisaniu prawidłowego maila tak, abym w razie Waszej wygranej miał jak się z Wami skontaktować.
Powodzenia!
Swój silnik cenię za to, że poniżej 3 tyś jest cisza i spokój, można zawieźć rodzącą żonę do szpitala i nie obudzić dziecka. Za to, że powyżej 3 tyś obrotów drze się niemiłosiernie ale zawsze zdanżam do kolegów na piwo i chrupki (i Pan zdanża). Na koniec za to, że sam go dziada poskładałem ;)
Jako że bardzo lubię konkursy od Ciebie, to pobawię się i w ten :)
Mój silnik to jedendziewienć kle kle kle (czy tam JTD jeden pies) stopietnaście koniuw.
Za co go lubię? Ano za to, że mam na maxa wyrypany osprzęt, a on dalij jedzie.
Dymi i jedzie, zasilany mieszanką olejową (silnikowy plus napędowy) klekocząc sobie wesoło.
Lubię go też za to, że przy odrobinie dobrej woli (plus napotkaniu żwawego tira przed sobą) spali poniżej 4,5litra na sto.
Mój silnik czyli poczciwe M42b18 uwielbiam za umiarkowaną moc, która wymusza na kierowcy szlifowanie techniki jazdy bez której nie da się wykrzesać 110% z samochodu. Za każdy pieprzony wężyk podciśnienia który zawsze jakiś luźny się wala, za prostą budowę dzięki której widzę gołą pokrywę zaworów, kolektory i przepustnicę. Za potencjał do modyfikacji mechanicznych ponieważ dla mnie to sztuka i najważniejsze…
Gdy ktoś z zainteresowaniem pyta się co mam pod maską strzelając między 2.0 a 2.5, z dumą mogę odpowiedzieć 1.8!
Za co? Sam nie wiem, przecież nie za to, że jest bezawaryjną szóstka BMW (oczywiście z czasów kiedy kolektory, pokrywy i obudowy termostatow były metalowe, a plastikiem wysadzano stare mosty) Może za to, że można zrobić w nim stroker z 2,5 na 2,7 2,8 3,0 lub 3,1… Rozebralem i poskladalem ten silnik nie mając pojęcia o mechanice, wyjalem go z mojego pierwszego samochodu który mam do dziś- tak ten silnik do dziś go napedza – od ponad 30lat… Kocham swoje m20 właśnie za to.
Ps. Łututututu!
Silnik mojego samochodu najbardziej lubię za to, że jest dynamiczny i spala przy tym niewielkie ilości paliwa. Dzięki temu mogę szybko pokonywać trasy, pędząc autostradą na tempomacie i klimatyzacji, wyprzedzając samochody większe i szybsze, lecz nie tak oszczędne jak mój. Lubię go również za to, że jest bezawaryjny, prosty w obsłudze i naprawach, które mogę wykonać samodzielnie :) . I mimo, że nie ma dwustu koni, sporo nadrabia momentem obrotowym, co pozwala poszaleć i nie zabija przy tym portfela :)
Ja swój silnik lubię za to, że po prostu pracuje. Taki z niego badass. Nieważne, co bym z nim robił, nic go nie rusza.
” – Co Ty mi tu lejesz za olej? Platinum 10W40? Dawaj go. Wypalony olej po frytkach? Co? Że ja nie dam rady? Przytrzymaj mi uszczelkę.”
„- Regulacja zaworów? Jaka regulacja? Diesla udaję”
„- Jak za mało oleju? To dwa litry nie wystarczy? Dobra, jak już musisz, to dolej”.
Zagazowałem go jakieś 70 tysięcy kilometrów temu. Oczywiście wkoło jazda, bo to Ford, bo Durateców się nie gazuje, bo lubryfikator potrzebny. Komentarz?
„- A pierdolą głupoty. Fachury za pięć złotych. Dawaj ten gaz. Ooo, git, temperatura się podniosła, dzieje się”. I tak ciśnie. Na przekór przebiegowi, opiniom i normom Euro. Uwielbiam ten silnik, mimo że czasami go zaniedbuję. A on i tak robi swoje. Przez 440 tysięcy kilometrów. Dając mi codziennie sporą dawkę pozytywnych emocji. Kocham tego starego dziada. I jak pomyślę, że kiedyś będzie musiał odejść, to jakoś tak smutno się robi. Wiem, przyczyniam się do tego nieraz. Ale i tak go kocham. Mojego Camaro.
Za to że po całonocnej libacji rozebrałem go, bo zrobiło się jasno a spać nadal się nie chce. Na podwórku, na kobyłkach. Że po tygodniu oczekiwania dał się złożyć, choć nie wiedziałem co gdzie było, gdzie odłożyłem i po przestawieniu wałka o 90 stopni nadal jest bezkolizyjny. :) Za to że od tego czasu nie spala oleju, nie grzechocze i ogólnie nawet działa, choć ma parę śrub od Opla a w jednym miejscu nie ma jej wcale. Przez takie sytuacje człowiek się przyzwyczaja do żelastwa. No i przede wszystkim dlatego że przyzwyczaiłem go do palenia LPG i za każdym naciśnięciem gazu nie muszę szukać kalkulatora. A mowa o 2.0 FS 115km od Mazdy
Za to że gdy dam w gaz to słyszę bas. Za duży moment już z dołu. Za 6 garnków w rzędzie. Za to że jest zabudowany pod podszybiem i kręci tylne kapcie. Za to że spali tyle ile wleję. Za to że się ochoczo kręci do odcinki.
Wozidełko me podjadę silnik se, aby przewieźć moją pupę musi robić pracy kupę. A więc daje ile może żebym nie był w złym humorze. Zawsze dotrze ze mną wszędzie, sił na powrót także będzie. I choć Francuz to z krwi i kości, to niemieckich rusza gości.
Silniczku kocham cię za to że nawet po bułki jadę z pełnym zestawem narzędzi. Za ten przestawiony rozrząd i instalację lpg strzelającą jak dobrze zrobione supry i skyliny. Za to że leje do Ciebie mixol zamiast 10w40. Za to że twoja pojemność jest mniejsza niż elektryczny czajnik do wody. Za to że na złomie kupuje dwa takie same za pół paczki papierosów i uściśnięcie ręki. Na końcu za to że może dzięki tobie wygram coś z ferrari a wszystkie czerwone auta mają coś z ferrari, wiem coś o tym.
Swój silnik uwielbiam za to że głowice wymieniałem do tej pory tylko raz, za to że wbrew obiegowym opiniom jakie mają stare TDSy zapala od cyknięcia w największe mrozy, olej i paliwo zużywa w akceptowalnych ilościach. Oraz co najważniejsze, na przelotowym wydechu podczas jazdy w tunelu robi taki ryk, że właściciele wymuskanych Porsche czy innych Ferrari z opuszczonymi głowami potulnie zjeżdżają na boki :)
YYyyy zależy który silnik :) 2.0D w W124 lubie za to ple ple ple i nie zużywanie praktycznie paliwa podczas wożenia tyłka, M52B28 w E36 coupe lubie za to WRAAAAA UTUTUTUTU które mi serwuje swoimi sześcioma garami, 600tke w maluchu lubię za to jak radośnie i nieporadnie jak dziecko buja się na wolnych obrotach rytmicznie podskakując starając się zachować powagę. Dwucylindrowego 700cm dwusuwa w motorówce lubię za to jak pięknie mieli wodę i w cudowny sposób wprowadza w ślizg ten kawałek laminatu z kierownicą.
A ja tylko za to, że mam 2,8 vr6, a wcześniej miałem tdci i dti. Zaorane po całości nawet jeśli chodzi o wymowę. Howgh!
Trzask drzwi.
Trzask drzwi jeszcze raz, bo się nie domknęły.
Z odrobiną lęku przekręcam kluczyk… Włoski na rękach stają dęba, gdy gwałtownie rozbudzona drapieżna, czterocylindrowa rzędówka w napadzie złości potrząsa całą budą – „Czysta rozkosz!” – myślę. Może powinienem być delikatniejszy, albo głaskać ją przed odpaleniem… Lecz to nie pora na takie rozważania, bo jedynka już wbita! Na obrotomierzu odcinka, leci dwójka, odcinka, trójka, odcinka, przy 60km/h odpuszczam już gaz – starczy tego szaleństwa, spalanie doszło do 10l/100km – przyszła wypłata staje pod znakiem zapytania. Dobrze że to tylko tysiąc kilogramów, inaczej agresja 73 koni mogłaby wyrwać przednią oś. Muszę przyznać, że lubię dźwięk tego silnika. To lepiej dla mnie, bo nie słychać go tylko wtedy, gdy jest zgaszony.
Dbam o niego. Może jest mały, może Solaris bierze go na światłach, ale jest mój. Nigdy nie zawiódł, nie płacze olejem, nie zajada się nim (it’s a trap?). Ale dzielnie ciągnie moje i swoje tysiąc kilogramowe cztery litery po 500 km trasach.
Silnik mojego samochodu najbardziej lubię za to, że po prostu odpala bez zająknięcia w każdych warunkach. Jest genialnie prosty można go jednego dnia wyjąć, rozebrać, złożyć, zamontować i odpalić. A najbardziej lubię go za to że przekroczył moje oczekiwania myślałem, że będzie to muł na dojazdy do pracy i szkoły a okazało się, że obraca tylne koła w miejscu na drugim biegu :) wierzcie lub nie jest to 1.8 8 zaworowe najzwyklejsze m43b18 z 93roku.
Właśnie się zacząłem zastanawiać czy aby na pewno go lubię (silnik w moim parchu).
No bo w sumie ciągle coś mu dolega, trzeba przy nim grzebać, co chwile coś wymieniać itp. ale dzięki temu nauczyłem się wielu rzeczy nt. mechaniki, zaoszczędziłem worek pieniędzy na mechaników i mam dobrą wymówkę na „nadgodziny” w garażu” :P
No ale jak już działa… to jest petarda, mocy dużo nie ma bo jakieś 130km ale siedzi w małej i lekkiej budzie więc zbiera się przyzwoicie.
Uwielbiam patrzeć na obrotomierz, który po prostu mnie hipnotyzuje – im bliżej czerwonego pola tym bardziej odpływam do krainy wiecznych autostrad i ciasnych winkli :)
No i ten dźwięk rasowej, rzędowej, 16sto zaworowej…. CZTEROcylindrówki :D
Pojemność – ledwie przekraczająca karton mleka.
Moc – jak na tę pojemność iście piekielna.
Moment – ciągle poszukiwany w wyższych partiach obrotów.
I te chwile, kiedy mały silniczek niestrudzenie walczy z fizyką, udowadnia że on może więcej, niż ja śmiałem oczekiwać.
Cztery cylindry prosto z Japonii… Zawsze przywodzą mi na myśl małego samuraja, precyzyjnego w ruchach, nieco szalonego w działaniu, dającego z siebie więcej, niż mikra posturka może sugerować. Teraz już, Panie, takich nie robią…
1.4 TSI EA 211, szczyt niemieckiej myśli technicznej (ojczyzny silników – Diesel, Otto), później będzie tylko gorzej (nowe 1.5 tsi i elektryczne). Nie ma już awaryjnego łańcucha rozrządu tylko super hiper pasek kewlarowy (nawet w ASO nie wiedzą jak często się go wymienia, poza tym nie można go dostać, bo jest prawdopodobnie niezniszczalny). Pękające tłoki i wadliwe pierścienie tłokowe odeszły w niepamięć. Silnik obrócony o 180 stopni z wodnym chłodzeniem kolektora spalin- nie żłopie już paliwa przy dużym obciążeniu jak EA 111 (wzbogacanie mieszanki w celu schłodzenia kolektora) i szybko nagrzewa się zimą. Filtry powietrza i oleju tanie jak barszcz (2x w porownaniu z EA 111). Silnik marzenie, ma newet ładny basowy pomruk z zewnątrz przy odejściu. Japońce dopiero po 7 latach się pokapowały, że bez turbiny nie bedą konkurencyjni i wprowadzają swoje silniki, podczas gdy VW szykuje już 3. generację ;).
Lubię moje m50
Ten silnik to symbol marki, którą miłuję.
Ten układ cylindrów, który wśród innych marek jest rzadko spotykany.
Ten piękny mocarny, a zarazem lekko metaliczny dźwięk, który jest nie do podrobienia- nie musisz być znawcą by wiedzieć, że zbliża się do Ciebie właśnie BMW.
No i na koniec… Te poczucie winy pomieszane z uglą spowodowane głupim błędem, który całe szczęście nie był tragiczny w skutkach-a mianowicie miss shiftem z czwórki na dwóję przy 140km/h który nie był w stanie zabić tego silnika. Ba! nie był w stanie zrobić mu większej krzywdy bo mimo delikatnego spadku kompresji na zaworach on wciąż jeździ i cierpliwie czeka, aż wynagrodzę to co mu zrobiłem….
M50B25-poprostu za to, że jest to M50B25!, za to, że po przekręceniu kluczyka na chwile przesuwa cała budę w prawo-przynajmniej tak mi się wydaje, za to, że po przekroczeniu 4 tys czuję mrowienie na plecach, wszystko mu jedno czy przyspieszam od 0 do 100 czy od 60 do 160 nigdy nie ma dość-czasami aż strach tym w ogóle jeździć! jest stary, żeliwny, nie bierze oleju ma 22 lata i już takich nie robią i nie zrobią!
Za co lubię swój silnik? Za to że jest silnik BMW? Za to że jest to rzędowa szóstka? Że pomimo już dawno jest pełnoletni odpala każdego dnia, pracuje że go nie słychać praktycznie, chyba że dodam gazu i wtedy wiem że pod maską jest MOC. Za dzwiek którego słuchasz gdy przeciągnięsz go po obrotach, który jest tak wspaniały że chcesz więcej redukcja i do odcinki prawie :-) a te spalanie rośnie i rośnie….
w moim sportowym bolidzie banda zdesperowanych makaroniarzy zamontowała prawdziwego potwora o pojemności 1,4 i niesamowitej mocy 95 KM.
pomijając typowe bolączki osprzętu włoskich silników to sama jednostka jest żwawa i w zasadzie bezobsługowa – do tego stopnia, że nawet nie wymaga zbyt częstych wymian oleju.
i za to właśnie cenię to niewielkie serducho mojego samochodu – mimo że nie dbam o nie jak należy to ono i tak zachowuje się jak przygarnięty kundel – wdzięczne za każde przekręcenie kluczyka, każdą przygazówkę na światłach i każde rozkręcenie to oszałamiających 6 tysięcy obrotów…
Mój silnik cenię za to, że…
– waży tyle co LS1 (nawet 5kg cieższy – BMW what u doing?!)
– ma mniej cylindrów niż LS1
– ma mniejszą pojemność niż LS1
– ma mniej mocy niż LS1
– jest bardziej skomplikowany niż LS1
– pali trochę mniej od LS1
– nierówno pracuje przy temperaturach poniżej 7 stopni
Tak – mam totalnie głupi i bezsensowny silnik. Ale jest mój. W Moim samochodzie. I ma humory jak marudny 50-latek. Jest jak starszy pies w domu. Wiesz, że nie będzie biegał za piłką, ale i tak go kochasz i lubisz jak jest przy Tobie i Cię grzeje (albo grzeje się o Ciebie, bo znowu musisz spojrzeć pod maskę).
Moje m20b20 uwielbiam za to, ze mimo 27lat i nieznanego przebiegu liczącego pewnie w 100 tysięcy nadal ma się świetnie i nigdy nie zawodzi.
Do każdej części jest świetny dostęp pod maska i można rozkręcić wszystko za pomocą kilku nasadek.
A wygląd? Korektor z m20 z niczym się nie może równać można patrzeć i podziwiać godzinami :D
I ten cudowny dźwięk rzędowej szóstki, gdy jadę z odsuniętymi szybami to czuję się jakbym co najmniej Messerschmittem leciał, a jazda w tunelu to już ekstaza.
Nigdy nie zamienię go na nowszy model ;)
Bo dodałem do silnika trochę czerwonego koloru i tadaaaam, moc wzrosła ze 125 do 270KM ;) A ponieważ „pics or it didn’t happen” to daję linka:
Lubię tego małego żwawego gnoja za to, że się nie chce zepsuć po zakupie. Dalsza część opisu będzie wyglądała jakbym go nie lubił,ale to pozory. Serio.
Kupiłem ostatnio to eczysześ znowu z 1,6 pod maską no i wrzucłbym ISa, ale ta pierdziawa dla emerytów się po prostu nie psuje. A jak już się zepsuje to bardziej opłaca się wymienić uszczelkę pod głowicą albo i całą głowicę- w poprzednim M43 kosztowało mnie to jakieś dwanaście groszy i odmrożenia drugiego stopnia na tyłku (tak to jest jak się dokręca głowicę przy -10 na dworze). Lubię go też za to, że jak w końcu padnie przepływomierz, czujnik położenia wału, wałka i co tam jeszcze można kupić tylko w ASO to bez wyrzutów sumienia zawiozę go do przetopu na korbowody dla nowego Opla i po prostu wrzucę tego ISa, no. Bo generalnie lubię ten silnik- ale chętnie się gnoja spod maski pozbędę, ku chwale niutonometrow, marchew z wydechu i płonących Opli Adam.
W moim silniku lubię to, że póki co ma moc całkiem wystarczającą, a jak jej zabraknie, to zniesie wyższą. Lubię go za to, że bulgocze niczym gorące źródła na Islandii tuż przed erupcją, a redukcja do trójki w tunelu potrafi doprowadzić do orgazmu nawet najbardziej zatwardziałe stare panny i samotne nauczycielki. Jaram się nim, bo połowa naszych „mechaników-wymieniaczy” nie potrafiłaby znaleźć swiec zapłonowych. A także dlatego, że jeszcze nie przekręciła się panewka i cały czas chce współpracować z fabryczną skrzynią biegów, zbudowaną z margaryny,
Silnik w moim samochodzie jest nieoceniony ponieważ, nie zawraca mi głowy. Nie „je” oleju więc nie muszę za bardzo pilnować jego poziomu. Jest dość głośny i dzięki temu nie słyszę wrednych komentarzy o męża o mojej sztuce kierowania! Ogólnie LUBIMY się :)
Za to, że jest ze mną od 15 lat i na trasie zawiódł mnie tylko raz. Jednakże dzięki temu, zatrzymał się facet, który pomógł mi uruchomić moją strzałę. Od tamtego pamiętnego dnia idziemy z Kamilem przez życie razem. A w nagrodę moją peugeocinkę zimą zawsze trzymam w garażu. Niech wie jak jestem jej wdzięczna :)
W moim silniku – mam Hondę brykę-
Najbardziej lubię jego muzykę.
Na „C” wysokie muzyka warczy,
Ale zawsze jestem na tarczy.
I nie zadziwię żadnego dżentelmena,
Że jest to piękne jak muzyka Chopina.
Aby nastroić silnika brzmienie,
Zawsze stosuję Shella oleje.
Ja jeszcze nie mam samochodu, ani silnika. Chociaż jestem już bardzo blisko decyzji o zakupie pierwszego samochodu. Będę go kochać za to, że jest ;)
2.0 TDI, PD, ze stajni VW to (nie)brzmi dumnie… Ale to tylko teoria, bo kocham go właśnie za to, że mimo wszechobecnej krytyki, całej listy bolączek i uśmiechu politowania kolegów nigdy się na nim nie zawiodłem. Mało tego, cyferblat wskazuje, że już po raz siódmy właśnie okrąża ziemię, przy tym nie raz potraktowany został wątpliwej jakości ON, a wciąż nie zrobił jeszcze OFF. Po tym zaś jak „poczęstowałem” go chipsem (choć nie był bekonowy;)) stał się prentki jak strzała(Amora). Wniosek: w motoryzacji jak w miłości – kieruj się sercem, nie rozumem…
Jako, że moje auto jest już pełnoletnie, ale od urodzenia jest w naszej rodzinie, cenię silnik za to, że nadal jest niezawodny (zazwyczaj) i działa (jak wyżej).
Swój silnik uwielbiam za bezawaryjność. Posiadam Daewoo Nexie z silnikiem 1,5 75KM od 7 lat. Wcześniej te same auto miał mój tata przez około 5 lat. Przez te lata do silnika nie dokładałem ani złotóweczki (oczywiście pomijając koszty wymiany oleju).
Na początek wyjaśnienie – silnik to znane 1,4 K16 Rovera napędzające ulepioną replikę Poloneza Coupe. Silnik uwielbiam za: Stosunkowo duża moc jak na tą pojemność, wystarczająca żeby pojawił się uśmiech szczególnie mając napęd na tył. Odcięcie zlokalizowane dopiero na poziomie 7200 rpm powodujące że uśmiech jest wyjątkowo szeroki. Świetne brzmienie pustego układu dolotowego przy nabieraniu obrotów od dołu aż do końca na każdym biegu – uśmiech może przerodzić się głośny śmiech! Wbrew obiegowej opinii- nie wypluwa uszczelki przy każdym mocniejszym depnięciu, pod warunkiem że czerwone pole pojawia się wtedy gdy silnik już jest nagrzany – powoduje że uśmiechu nie zaburzają wydatki na naprawy. I zawsze zapala z półobrotu ;)
Swój silnik kocham za:
– dźwięk (w odróżnieniu od moich sąsiadów, którym jego wydech czasami o 6-tej rano podrywa kołdry z łóżek)
– za to, że idzie „z płuca” i praktycznie przy każdej prędkości obrotowej jestem w stanie bezpiecznie wyprzedzać
– zapewnia nieocenione efekty dźwiękowo-wizualne przy redukcjach
Przyznaję, że to trudna miłość. Pomimo tego, że pije tyle co osiedlowy żul, że jest silnikiem wysokiego ryzyka, że z duszą na ramieniu nasłuchuję czy któraś z panewek nie puka mi do drzwi – każde jego odpalenie przyprawia o dreszcz i sprawia, że nie chcę się z nim rozstawać;)
Od 12 lat napędza moją ukochaną Imprezę WRX.
Lubię symfonię mojego silnika podczas przyspieszania.
Lubię ten moment niepewności podczas przekręcania kluczyka w stacyjce.
Lubię dźwięk jego dojrzewania i ewolucji po wyjeździe z salonu.
Lubię bicie serca mego samochodu!
kocham mój silnik za bezawaryjność i niskie spalanie paliwa :) jest cichutki i milutki dla mnie życzę nam 100 lat takiej wzajemnej miłości !!!
Uwielbiam swój silnik, za to że mam zagrzany jeden wtrysk, którego nie idzie wyciągnąć. Za to że jest w miarę bezawaryjny, a także mało „piję” bo tylko 4,7/100 km przy normalnej jeździe. A także ma taką moc, że w stresowych sytuacja mógłby spróbować(!) przekroczyć magiczną liczbę prędkości, która jest ustawiona na drogach ekspresowych w Niemczech.
Mój silnik uwielbiam za jego cichą pracę oraz miłe mruczenie gdy wchodzi na wysokie obroty ;-)
Do tego uwielbiam go za jego niezawodność i wiem, że mnie nie zawiedzie wsiadając do samochodu.
Swój silnik lubię za: moc , energię , adrenalinę. To są jedynie trzy cechy ale każdy kierowca wie o co chodzi .
Moje m20 lubię za to, że kiedy je odpalam chłodnym wieczorem dźwiękiem przypomina starego rzucającego się na lewo i prawo diesla, jakbym zrobił do e30 swapa na jakieś 1.9 TDI, a zagrzana brzmi jak prawdziwy silnik, w prawdziwym aucie, i jak na prawdę mocne bydle, którym wszak jest. Lubię je też za to, że prawie się nie psuje, i prawie zawsze dojeżdża do celu, a nawet jak się już zepsuje to czaruje mnie kształtem swojego fikuśnego kolektora dolotowego i wypolerowanymi paskami i napisem BMW na pokrywie zaworów. Lubię je za to, że przez cały Nasz romans wymieniłem pół układu chłodzenia, a ona dalej mówi wskaźnikowi, że jest niedogrzana, oraz za to, że dzięki połączeniu z kołami przez krótki dyfer zostawia prawie wszystkie plastiki z tyłu, i co jakiś czas próbuje zabić mnie wywijając tyłkiem na lewo i prawo, a na domiar złego pali więcej niż Pan Wiesław, który remontował mieszkanie wujkowi. To nie jest zdrowa i rozsądna relacja, i chyba to jest w niej najbardziej pociągające. :)
lubię za pracę jaką gwarantuje mimo lat dzięki zaufaniu najlepszym specjalistom od prawdziwego oleju oraz dzięki tankowaniu na zaufanych stacjach ,gdzie paliwo jest naprawdę paliwem nie niszczącym silnika i jego dodatków …
Mój silnik nie kaszle, nie rzęzi, o pomoc nie krzyczy, nie jęczy, nie wariuje, nie szokuje, nie irytuje, nie straszy mnie i nie denerwuje, lecz gra tak pięknie, że słucham jego motoryzacyjnej muzyki chętnie i jest dla moich uszu niczym symfonia dźwięków przemiłych, za którą podążam przez drogi, lasy, góry i doliny
Posiadam Ford Focus MK1 2003 R 1,6 – choć nie jest pierwszej młodości to jego „serce” czyli silnik „bije ” jak dzwon .Lubię silnik mojego Focusa za to że się nie buntuje ,gdy czasem go pomęczę gdy podrażni go moja żona. Naprawdę trudno mi znaleźć kogoś drugiego tak cierpliwego i wyrozumiałego jak on :-) Naprawdę Szacun :-)
S-erce mojego samochodu
I-nteligentne urządzenie
L-ubię słuchać jego dźwięków
N-igdy nie zawodzi
I-nspiruje do dalekich podróży
K-ocha wyzwania tak, jak ja!
A ja nie mam samochodu tylko posiadam rowerek którym dojeżdżam do pracy i tylko wiem jedno jest na pewno ekologiczny
Ale ja nie lubię swojego silnika… ja go kocham!
Za to, że to właśnie on nadaje charakter całemu autu. Mógł być spokojnym ułożonym grzybem, a jest skurczybykiem, który na każdym kroku mnie podpuszcza i swoją chrypą namawia do hałasowania…
To prawdziwa miłość, bo… nie umiem mu odmówić.. Im wyżej wskazówka na obrotomierzu, tym bardziej bydlak jest zadowolony… i ja też, bo to szczęśliwy związek. Ja mu kupuję paliwo, dużo paliwa, a on mi daje radość ;)
Krótko i na temat za :
-moc silnika
-małe spalanie
-to ze cicho pracuje
– to ze nigdy mnie nie zawiódł czy to mróz czy upal.
LUBIĘ …….. kiedy słyszę za oknem głos jego V6 bo to znaczy, że mąż wreszcie wrócił z pracy
JESTEM SZCZĘŚLIWA…….. kiedy dzięki dynamice bezpiecznie dowiezie naszą rodzinę do celu
CHWALĘ GO…… kiedy bezawaryjnie dojedzie i wróci z wakacji
UWIELBIAM…….. kiedy synek próbuje wubruczeć jego odgłos
KOCHAM……..patrzeć na radosne miny męża i synka kiedy wozi ich bokiem po śniegu
NIE ZNOSZĘ…… kiedy podjeżdżamy na stacji pod dystrybutor :))
Dla odmiany napiszę, że nie wiem za co miałbym lubić swój silnik, niby na papierze jego osiągi wyglądają imponująco (ponad 100 KM z 1,4 początkiem lat 90′ robiło wrażenie zwłaszcza, że silnik to zwykłe 16V, bez zmiennych faz itp. cudów), w praktyce jednak nie jest on ani idiotoodporny, ani strasznie ekonomiczny, nie jest też demonem prędkości. Na zimnym klekocze jak rasowe 1,9 TDi, pali dużo oleju (jak zresztą każdy silnik, w którym Honda maczała paluchy :P ), przyspieszenie czuć dopiero, gdy wskazówka obrotomierza zbliża się do tej bardziej radosnej strony skali, a obroty jednocześnie wyznaczają wartość spalania na roboczo minutę, przy czym 0-100 trwa w przybliżeniu pół dnia. Niemniej przy odpowiednim traktowaniu jest wstanie nakręcić przyzwoity przelot i odwdzięcza się stosunkowo niską awaryjnością. A wisienką na torcie jest jego dźwięk gdy but jest w podłodze. Dźwięk, którego nie da się pomylić z żadnym innym dźwiękiem i jest on zarezerwowany tylko dla Poloneza z K16 pod maską :)
nie lubie go… jest za slaby
Swój silnik kocham za to że daje moc mojej wymarzonej honduni i dzięki temu mogę realizować wszystkie swoje pomysły, niezależnie od miejsca w którym się znajduje, wszędzie mnie zawiezie i nigdy nie zawodzi. Obie dbamy o siebie na wzajem.
a ja jeszcze nie mam auta :<. i co teraz…
Najbardziej lubię mój silnik za to, że jeszcze wszystko z nim jest w porządku. Mój CAXA dzielnie znosi nasze wspólne jazdy pomimo mojej niepewności co do jego dalszej trwałości. Liczę, że dużo jeszcze razem zjeździmy.
Lubię swój silnik bo jest bogiem, prędkość nałogiem, turbo podstawą, a nitro zabawą!! :D
Cenię swój silnik za duży komfort jazdy, cichą pracę. Baza konstrukcyjna mojego silnika jest na tyle solidna, że wierzę w jego długowieczność. Dodatkowo rozrząd na łańcuchu i niewielkie spalanie. Czego chcieć więcej?
Silnik mojego samochodu lubię najbardziej za to że go w ogóle…nie mam ;-)
Kocham wolność na rowerku więc muszę lubić i dbać o moje…nogi bo to one są moim silnikiem ;-)
Mam z moim silnikiem w aucie podobne upodobania. Lubimy dalekie podróże, długą jazdę nocą i dniem, postoje na przydrożnych parkingach (z zajazdami). Obydwoje natomiast zdecydowanie nie lubimy wizyt w serwisach samochodowych. Mój silnik nie lubi, jak obce ręce grzebią mu we wnętrznościach i poufale dotykają (też tego nie znoszę)- ja dodatkowo nie lubię rachunków za te poufałe dotyki. Obydwoje też nie lubimy hałasu, i nie lubimy hałasu generować- dlatego silnik cichutko pomrukuje, a ja mu to wynagradzam tylko odrobinę głośniejszą muzyką, odtwarzaną z mojego samochodowego pendraczka.
Kiedy słyszę jak przepięknie mruczy, to aż chce się jechać.
Kiedy czuje jak leciutko wibruje, to aż serce się raduje.
Kiedy ma jakiś problem to wie, że może na mnie liczyć.
Ja wierze w jego niezawodność, o on mnie w niej utrzymuje.
kocham ten silniczek i choć wiosenek ma kilka smakuje jak czekolada milka,
i nie wygląda na alkoholika bo nie popija olejowego mlika,
chodzi jak sprężyna nie trzeba lać w niego wina wystarczy PB Dziewięćdziesiąt Pięć i ci towarzyszy gdy tylko masz chęć,
ma żona mówi że samochodzik ten bzyka – wiedziałem co robię kupując zgrabnego Perzocika !!
Świątecznie i bezpiecznie – AHOJ pozdrawiam Dariusz
Silnik w moim aucie lubię z kilku powodów. Największa jego zaletą jest oszczędność. Bo gdy jadę nawet dynamicznie to nie przekroczył 10l mało tego nigdy nawet 8-ki z przodu nie zobaczył. Drugi powód to to że jest dynamiczny, mimo 12lat mojego auta to dalej mogę wyprzedać większość aut na drogach i to bez problemu. Ostatni powód – bezawaryjność. Poza chwilami szaleństw, silnik i całe auto szanuję. Piąty rok leci jak jest u mnie a rzeczy, które robił mechanik to generalnie same eksploatacyjne. Tak ARL 150KM :)
Cztery cylindry ułożone wzdłużnie zestawione z najlepszym rodzajem napędu, czyli mechanicznym 4×4, żadnych heteroseksualnie wątpliwych kompromisów na elektronicznie dołączane osie. Szemrzące 700 obrotów na biegu jałowym, ale śmiało można cisnąć do pełnych ryku 6000 jeśli trzeba. Elitarna w dobie downsizingu pojemność 2.4 litra w samochodzie o długości 4,3 metra od zderzaka do zderzaka. Odgłos pracy – gdyby to był człowiek, mówiłby tonem krzepkiego faceta po czterdziestce, któremu śmiało można wręczyć kluczyki do samochodu i zlecić skomplikowaną naprawę lub powierzyć remont domu, wyjeżdżając beztrosko na dwutygodniowe wakacje. Ten uspokajający, ale bynajmniej nie senny i rozlazły głos, oznajmiający swą barwą, że są jeszcze tacy, co znają się na swojej robocie i na tym, by była ona wykonana jak należy. Lubi wypić, jak to krzepki facet po czterdziestce – średnie spalanie to okolice 10 litrów benzyny. Rozrząd na łańcuchu, całość produkcji japońskich robotów, owych idealnych niewolników pracujących bez słowa skargi podobnie jak silnik.
J24B produkcji Suzuki, moc 169 KM. Prawdziwy dinozaur, już takich nie robią.
Nie lubię go za to, że działa, bo to jego obowiązek. Nie lubię go też za to jakimi parametrami dysponuje, to motoryzacyjny szarak, ani słaby, ani mocny, nie brzmi pięknie, napędzał różne rodzaje karoserii różnych typów pojazdów i do unikatowości mu bardzo daleko.. Tym razem napędza nie najstarszą niespełna 10 letnią budę i się nie poddaje, podobnie jak jego starsi bracia, urodzeni w połowie najlepszych moim zdaniem dla motoryzacji lat 90.
A za co go lubię? Jeszcze nie było okazji, żeby się to lubienie ujawniło, ale jak się pojawi to wiem, czym się objawi: łatwością diagnozy usterki i niskimi kosztami jej naprawy. Bo w nim jeszcze można. Nie zatruty chorobą ekologii, wirusem nadmiernej elektroniki, kręci się jakby z nudów dając mi pewność, że dojadę gdzie chcę. A to chyba esencja motoryzacji, prawda?
BMW E46 2.8 proste prawie trzy litry , prawie dwieście kucy 6 garków :-) benzyna a nie jakiś uturbiony ropo połykacz, do tego brzmienie tego motoru, pali jak smok ale i tak kocham ten silnik daje frajdę przyjemność, a do tego to jedna z najlepszych jednostek lat 90, odpowiednio użytkowany mało awaryjny. Pozdrawiam
Historia mojego silnika może nie jest jakaś bardzo ciekawa i wciągająca ale zacznę od początku jak to się z nim poznałem.
A więc zakupiłem swoje pierwsze auto. Dla niektórych wół roboczy, dla innych wieś wagen, dla mnie spełnienie marzeń. Mianowicie sweter trzeciej generacji. Pod maską tej czerwonej bestii budowanej przez krewniaka inżyniera z Ferrari (wiem po kolorze bo czerwony a czerwony jest bardzo szybki) siedzi 1.6. Wtedy jeszcze zastanawiałem się czy będę tym chciał jeździć czy pchać z tym mułem. Jednak szybko okazało się że potężna połowa R32 wcale taka słaba nie jest. Siedemdziesiąt pięć…. No dobra… Tyle co zostało wściekłych koni żwawo rwie czerwoną budę do przodu. Jak trzeba to i laczka spali a dźwięk odcinki na zrobionym własnymi rękoma wydechu jest tak piękny że rozwiewa wszelakie myśli o swapie które kiedyś krążyły po mojej głowie. Ale tak naprawdę to nie to jest w nim takie cudne. Punktem kulminacyjnym całości jest że jednostka ta chyba zna sekret nieśmiertelności. W drodze do domu zaraz po kupnie, lecąc lewym pasem 160km/h i sprawdzając możliwości tego maleństwa włączył się alarm olejowy. Okazało się że oleju jest minimum. To to jeszcze pół biedy. Ciśnienia też było minimalne. No ale cóż. Autko pokonało tak 70km i dojechało do domu cały czas piszcząc jakie to ma słabe smarowanie. Teorii było wiele. Czujnik, pompa, zatkany smok. Sam nie wiedziałem od czego zacząć ale jakoś tak wyszło że postawiłem na wymiane oleju. No i prawie w tym czasie na prentkim pojawił się wpis o oleju Shella. Nie wiedziałem wcześniej jaki olej wybrać i zdecydowałem się na Shella. Konkretnie HX7 10W40. I od tamtego czasu gdy zalałem Shella alarmik olejowy nawet nie pisknął, kontrolka w czasie jazdy nawet raz nie mrugła, a po odpaleniu auta przy tych temperaturach mruga tylko raz. Pamiętam jak na forum mówili że u nich 3 razy to minimum… Silnik po dziś dzień śmiga jak wściekły, nie zawiódł ani razu, wszystko co wymaga wymiany w 21 letnim aucie wymieniam sam i dzięki temu wiele się nauczyłem. Krótko mówiąc, nie zamienił bym tego silnika na nic innego, no chyba że KR’a jakby już korby wyleciały bokiem co raczej jest mało prawdopodobne a jeżeli mocy będzie mało to już jest plan na wyciągnięcie z niego kilku dodatkowych kucy.
Trochę się rozpisałem co chyba już dyskwalifikuje mnie z udziału w konkursie bo 5-6 zdań to to nie jest ale chciałem Ci jednak Prentki podziękować za to, że to dzięki tobie zalałem Helixa do mojej połówki z R32 i tym samym zażegnałem wszelkie problemy ze smarowaniem.
[img]http://i.imgur.com/I9cuOwX.jpg?1[/img]
Za 150 posłysznych kucy w tonowej budzie.
Za pewność działania i na mrozie i w brudzie.
Za masaż pleców podczas przyspieszania.
Za kulturę pracy i poziom spalania.
Za radosny pomruk, kiedy go odpalam i
Za ryk zwycięstwa, kiedy sobie pozwalam.
I na koniec za minę posiadacza „wypasionej” fury, kiedy wącha spaliny mojej „starej rury”.
Ja mój silnik cenię za to, że działa.
…mój silnik kocham za miłe mruczenie i to, że zawsze się czuję jak w odrzutowcu:)
Wiesz co, nie zależy mi na wygranej…
Ale po prostu chciałbym się pochwalić, że mój leciwy y22dtr zawsze dowiózł mnie do domu.. Począwszy od rozwalonej turbiny z którą dowiózł mnie aż 20km do domu, a kończąc na powrocie z Katowic (ponad 30km), z przeciętym wężem turbiny.
Daje radę ? Daje..
Ciekawostka, przez 14lat zrobił 227tyś km!
Więc za chwilę go dotrę!!
Za to, że się psuje.
Że za każdym razem kiedy coś sie rypnie, musze sie w niego zagłębić.
Że żeby go naprawić musze przewertować cały internet.
Że nie jeade od razu do mechanika i daje mu tysiaka za… w sumie nie wiem za co.
Ża to uczucie kiedy dojdziesz co sie stało, naprawisz/wymienisz, odpalasz i on jedzie.
Uwielbiam swój 2E:
ZA nowe życie dla staruszka z Wolfsburga
ZA ochocze zastąpienie zdrajcy który pewnego ranka uznał że woli być trzycylindrowy – niech się smaży w piekle (no, w hucie)
ZA wdzięczne przyjęcie nowych panewek bez kręcenia nosem (oraz rzeczonymi panewkami)
ZA moment obrotowy jak pożyczka gotówkowa – dostępny szybko i bez zbędnych formalności
ZA wskazówkę obrotomierza która mogłaby dostać mandat za przelatywanie „na czerwonym”
ZA miny tych których objechało ich coś leciwego i kanciatego jak meblościanka
Silnik swojego samochodu najbardziej lubię za niepowtarzalny i dający mi satysfakcję z jazdy dźwięk.
Lubię go za to że ma swoje „skromne” 150 KM i niezły moment obrotowy. Że dzięki niemu kilka razy udało mi się uniknąć poważnego wypadku samochodowego. Za to, że lubię jego dźwięk, szczególnie kiedy wrócę z dłuższej delegacji/urlopu – wtedy uruchamia się z bardzo stęsknioną nutą charakterystycznego warkotu. Za to, ze pomimo sporej mocy, nie płaczę podjeżdżając pod dystrubutor na stacji benzynowej. A najbardziej za to, że nie chcę go zmieniać, pomimo upływu lat.
Uwielbiam konkursy.. Jest co czytać w komentarzach wtedy!
Kurde chciałbym co wygrać ale akurat nie ma weny ;)
Uwielbiam swój silnik za to, że jest idealny. Mam golfa IV 1,9 SDI nie jest on najnowszy gdyż jest z zeszłego stulecia, nie ma wielkiej mocy (68KM) lecz po prostu ma ten urok i czar, który przyciąga mnie by zasiąść za kołkiem. Nie jestem Panią szosy nigdy nie będę i nie chce być. Gdy jadę i słyszę mój silnik czuje się wyjątkowo, gdyż wiem że liczy się to, iż poruszam się w mym ukochanym samochodzie. Z pierwszym samochodem jest trochę jak z pierwszym chłopakiem/dziewczyną pewnie dzień rozstania nadejdzie lecz nigdy w życiu nie poczujesz tej samej magii, tego samego uczucia.
Jestem kobietą więc nie napiszę, że sama go poskaładalam, czy też że dźwięk który wydaje jest idealny dla tego modelu silnika w takim a takim samochodzie, bo zwyczajnie tego nie wiem…
Wiem tylko, że kocham go bo tak cudownie mruczy kiedy dodaję mu gazu, że przestałam męczyć kota, który wcześniej zapewniał mi takie kojące dźwięki :)
Bardzo szybko się rozgrzewa by wejść na poziom swoich najlepszych ruchów,
przy których mogę odczuć wygodę jeżdżenia samochodem.
Za to myślę tak najbardziej lubię silnik swojego samochodu.
Kocham swój silnik za równą pracę,
Za dźwięk który pozwala mi się czuć jak FACET ;)
Że dużo pali!? niech nikt się nie złości,
On ludziom po prostu nałogów zazdrości.
Dbam o niego – nic się nie psuje,
Zawsze mi za to osiągami dziękuje.
Mój silniczek to jest bestia!
Chociaż tylko 1.4
Na nic Escort ani Fiesta
Ja mam swoje tu bajery!
W mej Cytrynie się ugościł
Siedzi już tak długie lata
O nic nigdy nie poprosił
Nic nie zgrzyta, nic nie lata!
Zwiedził Polskę wszerz i wzdłuż
Widział morze, zdobył góry
Pokrył go nierzadko kurz
Trochę kolor złapał bury
Ale pracy się nie boi
Spala miło też dla oka
Właśnie se w garażu stoi
Gdy sam tworze tego posta
Lubię go za niezawodność
Choć demonem nie jest wcale
Teraz jednak w cenie skromność
Więc przesadnie go nie chwalę
Lubię też za kilometry
te dalekie i te bliskie
Za wycieczki gdzieś do Biedry
i wakacje oczywiste!
Kiedy późnym wieczorem otwieram garaż i wyjeżdżam swoim wozem, niczym shake z Dubaju, rodzi się w głowie tylko jedna myśl: ważnych jest tylko kilka tych chwil, tych na które czekamy. Przejeżdżając przez prawie puste ulice wciskając coraz mocniej pedał gazu, czuję się jak na imprezie przechylając kolejny kieliszek wachy do cylindrów, bo jemu ciągle mało. Zaczyna się powoli, trzy, potem cztery tysiące i potem idzie już jakby z górki, 5 ty(s), 6ty(s) i tak do odcinki. Tyle, że on przy odcince potrafi od razu się pozbierać, ja nie … I tak jadąc dalej redukuję bieg z lekką przygazówką zwiększając mu ilość życiodajnego płynu z oazy oktanów, jak słynny aktor zalewający się Full Mocnym. W uszach dudni mi wtedy Sylwia, mówiąca swym jakże charakterystycznym i jakże spokojnym głosem: co z Nami będzie, kiedy spotkamy się na zakręcie. Ja wtedy równie spokojnie, pewnie trzymając kierownicę wciskam pierwszy pedał z prawej strony mówiąc do Niego: zrób co się da, co tylko się da. To prawdziwa bajka, kiedy siła odśrodkowa równoważona przez energię ze spalania życiodajnego płynu wysokooktanowego z szybu owego shake-a z mało znanego miasta (tuż obok jego garażu) powoduje sprzężenie z moim organizmem, a dokładnie z mięśniami twarzy powodując skurcz mięśni zwany uśmiechem – tak przynajmniej twierdzi doktor House. Dopamina i endorfiny leją się wtedy jak paliwo z wtrysków potęgując przy tym sprzężenie opisane przez doktora. Można powiedzieć, że to uzależnia – skłamałbym mówiąc, że nie. Jedni piją, inni palą, a ja mam swoje dwie kreski, które delikatnie muskam oponami wkręcanymi przez niutony. To właśnie On, przez te parę sekund stanowi ze mną owe sprzężenie, coś jak w Matrixie. Obie pompki pompują życiodajny płyn (P)B(rh)98+ zwiększając obroty. Krzywki na wałkach rozrządu uderzają tak płynnie i precyzyjnie jak młoteczki w struny fortepianu wygrywając własną odę do radości, zawstydzając samego Beethoven-a. Zabawa trwa nadal. Dalsza przejażdżka to kolejne wyzwania i zabawa pedałem gazu, która powoduje podnoszenie się wskazówki od obrotów i równocześnie opadanie wskazówki od zawartości płynu w jakże pojemnej 47-io litrowej menaszce. Silnik nie wielbłąd, pić musi. Są jednak chwile jak te, kiedy na zegarku pojawia się godzina 6:00 i musisz iść w poniedziałek do pracy a sił jest mniej niż zero. Z nim jest podobnie. Po takiej jeździe zapala się magiczna kontrolna check bak, która według książeczki serwisowej sugeruje udanie się do najbliższego wodopoju, gdzie lokalny szaman odmierzy nam porcję życiodajnego płynu za „jedyne” 4,89 za litr. Wtedy jest jak kobieta na zakupach robiąca słodkie oczy przy półce ze szpilkami. On wtedy przy wodopoju patrzy przez przednie soczewki, ale nie ze słynnej promocji ile masz lat tyle masz zniżki (bo miałbym wtedy teleskop Hubble’a), robiąc mi telepatyczną projekcję nadchodzących emocji. I jak Mu odmówić. Nie mam wtedy serca. Ten piętak, niby tak niewiele, ale ratuje życie Jemu i mi. To coś w rodzaju podświadomego szantażu emocjonalnego, oczywiście pozytywnego. Tak to właśnie z Nim jest. Zaczyna się od sprężania, potem jest praca. Około 10-tego przychodzi wydech (część muszę oddać szamanowi na napój) a wieczorem ssanie. I jak mam nie kochać mojego Silnika. To cztery garnki pełne emocji i życia, dobrze ułożone i jak to się mówi w naszych czasach „ustawione”. Mówią, mówią że, ż to nie jest miłość, że się tylko zdaje mi. Ale ja zawsze chciałem mieć takie Coś. Tak bardzo go kocham, że kupiłem mu nie jeden a 12 pierścionków – i ślubuję Ci wachę i olej i że Ci nie odpuszczę aż do czerwonego pola.
W poprzednim komentarzu się trochę rozpisałem (trochę więcej niż 5-6 zdań – moja była polonistka byłaby teraz ze mnie dumna), więc wyskrobałem coś krótszego:
Za ten wtrysk tuż przed,
I tą iskrę tuż po,
Za ten moment w tę noc,
I za tę moc.
On dobrze wie, że to sport,
I że się nie skończy to.
Swój silnik cenię za to że mało pali nie mam problemu z jego uruchomieniem nawet w zimę i nie bierze oleju traktuję go dobrze wymieniam filtry i olej zawsze na wiosnę a on mi się odwdzięcza swoim pomrukiwaniem
Silnik swojego samochodu lubię za … przywoływanie fajnych wspomnień. Jest o rok starszy ode mnie, siedzi w dużym fiacie, samochodzie mojego dzieciństwa, młodości i pierwszych motoryzacyjnych przygód. Od zawsze chciałem mieć coś swojego, mechanicznego, coś nie współdzielonego z małżonką, coś, co pozwoli na chwilę uciec z domu, usiąść z butelką piwa i po prostu posiedzieć i popatrzyć. Czasem coś naprawić, czasem coś zepsuć. Przypadkiem, choć nie do końca, kupiłem fiata. Takiego, jak miał mój Ojciec, identycznego, nawet kolor. Lubię cały ten samochód, lubię nim pojeździć ot tak, bez celu. Silnik pracując, przywołuje wspomnienia dzieciństwa, kiedy jeździliśmy z Ojcem do jego rodziny, kiedy dwustupięćdziesięciokilometrowa podróż była wydarzeniem całodniowym. Kiedy podczas jazdy zdarzały się drobne awarie, i mogłem Mu pomagać przy ich zdiagnozowaniu, i przy naprawie. Kiedy pozwalał siadać na siedzeniu kierowcy i „gazować” przy otwartej masce, a on patrzył szukając usterki. Moje małe ręce czasem docierały w miejsca, w które ciężko było Mu się dostać jego męską dłonią. Pamiętam zapach tego silnika wówczas, i pochylając się dziś nad motorem mojego auta, czuję to samo. Przypominam sobie brzmienie silnika wkręcanego na wysokie obroty, gdy Ojciec, widząc moją radość z takiej jazdy, kręcił go wysoko, żeby osiągnąć jak największą prędkość. Pamiętam, że momentami zachowywał się tak jak ja, albo ja się zachowuję jak On, starając się dokręcać na każdym biegu, żeby jazda była jak najbardziej dynamiczna. Lubiłem zawsze postoje w trasie, z otwieraniem maski, uwielbiałem ten uderzający ciepłem moment, i rozpływający się zapach rozgrzanego oleju, spalonego paliwa, zapach silnika właśnie. I za to właśnie lubię silnik swojego samochodu. Bo przez chwilę wracam do tamtych czasów.
Ja mój silnik uwielbiam za wziuuuuuuuu, kiedy kompresor ładuje powietrze i za bum bum bum z wydechu kiedy zdejmuję nogę z gazu.
Swój silnik lubię za jego prostotę, jego dźwięk. Za to że można jednocześnie powoli się toczyć słuchając jak pracuje a gdy trzeba potrafi zaskoczyć i całkiem sprawnie przyspieszyć. No i za to że jest ekonomiczny chociaż to nie diesel :P A najbardziej za niezawodność chociaż ma już kilka kilometrów nakręcone :) A sam silnik to 2.8 V6 :)
Ja to lubię te konie co sobie w nim biegają. Jeszcze nie wiem co to za rasa jest. Ale siana mi dużo na nich idzie ;-)
Za to że jest i nie muszę się nim zupełnie przejmować. Od serwisu do serwisu. Po prostu działa i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Czy trzeba czegoś więcej?
Jeżdżę starym 21 letnim Jeepem Grand Cherokee ZJ z 1995 roku, i wiem że już się nie robi takich silników. Mam rzędową szóstkę która tuż po odpaleniu wydaje z siebie niesamowity pomruk o basowej barwie. Silnik działa sprawnie już dwie dekady i jak się o niego dba to podziała jeszcze ze dwie. Uwielbiam go za swobodny dostęp do wszystkiego z czego się składa dlatego w dużej mierze można go konserwowac samemu, za to że mimo 185 koni potrafi na światłach wszystko zostawić w tyle (choć trwa to zaledwie chwilę ) i za to że potrafi pojechać prawie wszędzie, w każde błoto. I za co go nie kochać
Mój silnik najbardziej lubię za jego sportową, waleczną duszę. Nie sportowe parametry, dużą pojemność czy moc, wysoką odcinkę, bo te cechy wcale go nie opisują.
Mówię tu o charakterze, o tej trudnej do oddania słowami, za to ewidentnej podczas jazdy osobowości i temperamencie. Lubię go za to z jaką walecznością wkręca się na obroty, jak pięknie wykorzystuje cały swój moment, jak dzielnie daje z siebie całe (skromne) maksimum, przy akompaniamencie najczystszych, mechanicznych dźwięków. On wprost cieszy się, gdy może się wykazać!
Świetna jest ta jego niezłomność i waleczność, cenię sobie to, że zawsze daje z siebie więcej, niż można by się spodziewać. Taki z niego towarzysz, waleczny i oddany. Za to go lubię!
Swój silnik najbardziej lubię za jego dźwięczny baryton, który towarzyszy mi podczas każdej podróży i dobrze wróży. :)
W żołnierskich słowach!
Szkarada
Ma 3 cylinderki o pojemności mniejszej od literatki na wódkę, przez co sam mało pije (w dodatku taniego ON), ale nawet w 3 osoby rozpędza się do 130, a zimą sama się otrzepuje ze sniegu przy zimnym starcie :D
Betka
Za „efekt wow” kiedy mówię że mam V8 mimo że to wykastrowana trzylitrówka :D Doskonały klang i moment od 1800obr. Za brak problemu „przegrzałeś mnie to wyjebie Ci uszczelkę, jeszcze nie wiem którą”, i ogólną idioto-odporność (stworzona dla mnie <3)
Fiacik
Bo ma 8 zaworów i Euro 6 (szach mat eko-szmaty). Bo przyjmuje LPG i przy przy prędkości około 80 pali 9,5l LPG, a przy 140 10,5l LPG. A olej żłopie bardziej niż dwa razy większy M60B30 po 620tyś km!
A wszystkie są wdzięcznym i niezawodnym żelazem! :)
Silnik mojej pięcioletniej foczki 1,6 (115KM) mruczy delikatnie, jest nowoczesny i niezawodny, dynamiczny i zapewnia przyjemność z jazdy. Jego kształt, kolor i te reflektory wydają się być delikatne i lekko drapieżne, wygląda jakby szukał mnie za każdym razem kiedy się od niego oddalam. Uwielbiam ten jego dostojny styl, zawsze pięknie o niego dbam, kosmetyki z wyższej pułki, a on oddaje mi swój dźwięk i łagodność jazdy.
No to i ja:
Lubie swój silnik za to, że pali jak smok (olej też), drze się jak opętany kręcąc się pod 8k rpm, ma ładnom czerwonom pokrywę zaworuff na której jakiś nieuk wypisal korektorem przebieg przy zmianie rozrządu no i co mnie cieszy ma pojemność większą niż butelka wody. I na koniec najważniejsze. Jest to silnik z Twojej ulubionej i najukochańszej marki :3 Honda – love forever <3
Silnik w moim aucie cenię za bezawaryjność i kulturę pracy. Uwielbiam jego budowę i wygląd. Cenię to, że jest w cenie:) Tzn. moje auto potrafi przejechać naprawę duży dystans na pełnym baku. No i ten dźwięk, gdy wduszę pedał w podłogę. Mniam!
Lubię mój silnik, bo każdy zimowy dzień dzięki niemu jest zaskoczeniem… zaskoczy, czy nie
zaskoczy? WeSHELLowych Świąt i SHELLowego Nowego Roku:)
Swój silnik lubię za wyjątkowy klekot prostego Diesla który bez problemu kręci następne dziesiątki tysięcy kilometrów. Poczciwe Audi 80 w pełnym ocynku z niezawodnym 1,6 TD jest lubiane.
Silnik lubię za dźwięk i mułowatą dynamikę.
Pozdrawiam
Rysiek Riedel śpiewał: ,,On wyleczył mnie z kompleksów, dał mi swoją moc. Nigdy mnie nie zdradził, nie zawiódł ani raz”. I to jest prawda i za to go kocham. A szczególnie lubię, gdy mruczy do mnie wrrrrrrrrrrrwrrrrrrrrrr……………….
Swój silnik cenię najbardziej za to, że działa ;) poza tym niewielkie spalanie i moc wystarczająca do dynamicznej jazdy po mieście
Swój silnik cenię za to, że charczy jak żaden inny – jest już na wykończeniu. Kiedy jadę ulicą wszyscy się za mną oglądają, a w końcu każda kobieta chciałaby, żeby się za nią oglądano, no nie? :)
Mój silnik lubię za to, że mimo kręcenia go do odcinki mam gwarancję nieprzekroczenia Świętej I Niepodważalnej Dopuszczalnej Prędkości, za to, że ma dużo mocy jak na silnik z kosiarki oraz za to że dzięki niemu nikt nie wchodzi na przejścia dla pieszych jak jestem w okolicy 500m, bo troszkę głośna ta kosiarka. Uwielbiam też mój silnik za to, że współpracuje z resztą samochodu aby być szybszym (wiadomo – redukcja masy). A mimo wszystko, najbardziej lubię mój silnik za to, że jest MÓJ
Silnik w moim samochodzie lubię najbardziej za to, że jest taki silny, że porusza ten cały ciężar razem z pasażerami i nigdy nie mówi, że nie ma siły. Po prostu Mistrz!!!!
Witam,
silnik mojego samochodu lubię najbardziej za to,
że chodzi chodź nóg nie ma;
że pracuje chodź rąk nie posiada,
że ciągnie chodź nie jest „białym” pięknym koniem,
że napędza chodź nie jest lokomotywą,
że daje /jak to mówi młodzież/ chodź kobietą nie jest,
że dużo nie je,
a wszystko to,
że
karmię go „rarytasami”, „bakaliami”,
mogę rzec słodkościami marki „Shell”.
Pozdrawiam
ZA TO że działa jak życie : zawsze do przodu ale od nas zależy w jakim kierunku
Oboje się dotarliśmy – silnik mojego samochodu i ja. Służy mi od kilku lat i nie sprawia żadnych problemów. Jest ropożerny i doskonale wie, kiedy powinien dać z siebie wszystko. Ja za to dbam o niego stylem jazdy oraz pielęgnacją… i tak żyjemy sobie w przyjaźni i w zgodzie. Lubiąc się nawzajem :D
Uwielbiam mój silnik a za co? Za:
– Swąd spalonych opon, który mi gwarantuje, gdy wcisnę mocniej pedał gazu
– Imponujące obroty, które osiąga w zaskakująco, krótkim czasie szczególnie, gdy akurat się spieszę (czyli zawsze)
– Ledwie widoczne spaliny wydobywające się z rury wydechowej, dające mi pewność, że dbam również o środowisko
– Naprawdę dający się wyczuć, zadowalający moment obrotowy, który pozwala wciskać w fotel moją żonę
– Irracjonalne drifty, których mogę dokonywać zawsze wtedy, kiedy mam ochotę na odrobinę szaleństwa
-Kocha mnie tak jak ja jego i nigdy mnie nie zawiódł.
Kocham silnik swojego samochodu po pierwsze za prostote. Jestem w stanie sam we wlasnym zakresie go naprawić i wymienic podstawowe płyny. Podoba mi sie równiez jego dźwiek kiedy wchodzi na obroty powyżej 3000. Jest on niezawodny i praktycznie niezniszczalny, jest ze mna od dobrych paru lat i nadal działa idealnie.
Lubię mój silnik, bo niby czemu by nie. Odpala (prawie) zawsze, a zaraz po tym radośnie potrząsa całą karoserią. Wmawiam sobie tym że mam ekskluzywną wersję Malucha z funkcją masażu w fotelu, kierownicy i każdym innym elemencie. Oprócz „komfortu” dostarcza też mocnych wrażeń, na każdym śliskim zakręcie, pchając 600kg badziewia i śrubek, z siłą 24 kontuzjowanych kucy mechanicznych, wydając różne szalone dźwięki, przy których jazda z prędkością 60km/h pozwala poczuć rajdowe emocje. Ale chyba najbardziej lubimy się za to, że żaden z nas nie sprawia sobie nawzajem zbytnich problemów. Ja go karmię odpowiednio (czasem lubi powybrzydzać i wypluje nieco), a On za to dowozi mnie (wprawdzie nie za szybko) zawsze do celu, przy tym masując i ogrzewając współpasażerów i mnie :)
Ja swój silnik w aucie cenie za niezawodność i poczucie wolności. Dzięki niemu mogę zabrać całą rodzinkę na wspaniałe wycieczki po, ciągle jeszcze nie odkrytej do końca przez nas, Polsce. Dzięki niemu i takim podróżom mamy czas tylko dla siebie, na długie rozmowy, wygłupy i może to banalne ale ciągłe budowanie relacji opartej na prawdziwej miłości. Za to własnie najbardziej lubie silnik w moim samochodzie.
Pozdrawiam
Krzysztof z rodzinką
Z19DTH nie da się nie lubić, bo jako silnik roku 2008 zasługuję na to solennie!
150KM dawało sobie radę, ale teraz 180KM i 415NM robi robotę i co lepsze… mało wcina.
Silnik i samochód traktowany przeze mnie jak dziecko którego nie mam odwdzięcza się funem z jazdy i bezawaryjnością Czasem wydaję mi się, jakby do mnie mówił: „Wyjazd do Chorwacji? Dawaj jedziemy, tylko nie lej tyle paliwa, głodny jakoś nie jestem” :D
„Oda do silniczka” (Vtec)
Przez wielu znienawidzony, przez wielu wzgardzany to dla mnie zawsze będziesz kochany.
Choć czasem przeze mnie zaniedbany, to pracujesz dla mnie dzielnie niczym sługa oddany.
Śmieją się że oliwę palisz, że dźwięk wiertarki przypominasz, ale kiedy dwójkę wpinam i odcina, leszczom nagle rzednie mina.
Pojemność twoja jak butelka Coli, lecz moc nie mała będzie ze 130 koni.
Konstrukcja prosta jak w polonezie, to czysta przyjemność naprawiać ciebie.
Ten wierszyk długo tworzyłem, bo o plecaku Ferrari zawsze marzyłem.
Mój silnik w samochodzie cenie jak moje serce ma swoją duszę i właściciela którego dbam codziennie,jest czysty i nigdy nie sprawiał kłopotów jak branie oleju.
silnik w swoim 15 letnim Mitshubishi Colt uwielbiam za to że jak ostatnio wjeżdżałem nim do mechanika to ten zapytał się czy to elektryczne auto bo silnika w ogóle nie słychać:) odparłem ze stoickim spokojem że nie elektryczne tylko hybryda:)
Za to że od razu robi wu,wu,wu a nie przez dłuższy czas eee…eee…eee i cisza.
A ja za co lubię swój silnik własnie za to że jest niezawodny i od lat mogę na nim polegać w sytuacjach codziennego dojazdu do pracy a mam naprawdę daleko :D
1.2 fire lubię za to, że wprowadził mnie do świata praktycznej motoryzacji, przetestowałem na nim 10 różnych olejów, wymieniłem 3/4 osprzętu, po awarii uszczelki dojechałem na 3 cylindrach do mechanika, cała rodzina i kumple gadali weź go sprzedaj, 4 razy już regulowałem luz zaworowy, musiałem go zrozumieć i wyczuć jakie fochy za co odpowiadają… Ale z gazem jest po prostu najtańszym powszednim wehikułem, prowadzę dziennik kosztów i licząc wszystko razem ostatnio schodzę z 0,45 gr za km do 0,42… A km to nim tłukę, po każdych 10k domaga się nowej oliwy w międzyczasie trochę jej podkradając.
3gse yamahy to inna historia, wyciągany od święta w trasy ma inny charakter pomimo, że też jest wolnossący to zamiast planować wyprzedanie 5km wcześniej, wystarczy redukcja, przekroczenie 5k obr i zmienna srednica dolotu w postaci dodatkowych klap pozwala na wystrzelenie jak z procy. Ciekawe, że spalanie nie zależy tak od prędkości jak od dyscypliny hamowania silnikiem. Można spalić 8L jadąc 120, 9L 160… Ale jak po butowaniu się nie oszczędza hebli to i 10 spali. Olej zmieniam co 5k, w myśl zasady że olej jest tani a silnik drogi. Na szczęście jak się budzika nie zamyka to go nie pali wcale.
Jestem oznaczeniowym dyletantem, oczywiście nie 3gse, tylko 3s-ge.
Za to,że w lecie się nie poci, jesienią nie łapie alergii,zimą nie ma kataru ,a na wiosnę nie stoi w kolejce u znachora.Taki prawdziwy facet,choć w kobiecie,ale wie jaka jego rola.
Za to, że jest cichy. Nie mam samochodu.
Kocham moje e36 1,8 za to, że pomimo przejechanych już 300tys. km nigdy mnie nie zawiódł. Odpala na tzw „strzała” i czuć, że serce boje jak dzwon! Śmieją się ze mnie gdy mówię, że moja betka ma duszę, że podczas jazdy jesteśmy jak jedność. Niech się śmieją, ja wiem, że to więcej niż zwykłe auto. To auto z charakterem! Od dziecka zawsze chciałam takie mieć bo podobał mi się w nich wskaźnik spalania :D
Zdrowy, cichy i niezawodny silnik to cechy które wyróżnia mój silnik. Nie sprawia problemów w trakcie jazdy, jest cichy i odpowiednio współgra z moimi oczekiwaniami. Mogę cieszyć się przyjemną jazdą, a wyprzedzanie nie sprawia problemów ;-) I tak już kilka lat – bez rozczarowań!
Za to lubię silnik, że brzęczy prawdziwie : )
Samochód dostałem po swoim świętej pamięci dziadku. Jest ode mnie rok starszy, mianowicie chodzi o Corsę klasy B. rocznik 97. Jednak przejdźmy do silnika – napędu towarzysza podróży mojego dziadka. 1.4, idealne do samochodu takich rozmiarów, nigdy go nie zawiodło. W ciągu tych 19 lat nic nie wymagało naprawy, a teraz wspaniale służy mi, kierowcy od niecałego miesiąca :) Mimo niektórych podejrzanych dźwięków, Opla prowadzi się bardzo przyjemnie, a silnik pracuje, aż miło. Każdy centymetr samochodu kojarzy mi się z dziadkiem, bo wiem, że wkładał w ten samochód całe serce.
Najbardziej lubię silnik swojego samochodu za to, że jeszcze nie odmówił mi posłuszeństwa, a to już szósty rok, odkąd „bije” prężnie w posiadanym przeze mnie samochodzie…
Uwielbiam swój silnik za niską awaryjność. Podoba mi się w nim dobra kultura pracy. Cenię go za to, że potrafi mi pomóc w tak wielu sprawach jak dowiezienie ciężarnej żony do szpitala czy dotarcie do rodzinnego domu na Wigilię.
Mój silnik uwielbiam za to, że jest duży 2,4 silny i cichy. Bezawaryjny :)
Wiem, że zawsze mogę w siąść do autka i zawsze mój silniczek odpali :) i zawiezie mnie tam gdzie sobie wymarze :D
Kocham go za to że jeśli ktoś rzuci hasło: „chodź, zwiedzimy świat” albo „zobaczmy gdzie się kończy horyzont”, to ja muszę tylko otworzyć schowek i sprawdzić czy mam fundusze na paliwo. I tak od 746kkm…
Za co najbardziej lubę silnik swojego samochodu? Za ryk gdy go piłuję i mega duże spalanie!
A ja powiem troszkę inaczej :) uwielbiam mój silnik za to, że zawsze w niespodziewanym momencie coś się musi zepsuć :) ale za to naprawy zbliżają mnie do mojego autka i im więcej w niego inwestuję tym bardziej nie chcę go sprzedać :)
Mój silnik lubię dlatego, że jest najfajniejszą częścią mojego samochodu, a dokładniej jest jedyną fajną częścią mojego nudnej Toyoty Avensis. Moje auto jest jak brzydka dziewczyna z dużymi, fajnymi cyckami – niby wiesz, że czegoś jej brakuje – no ale te cycki!
Czasami budzę się w nocy, odpalam otomoto i w pocie czoła szukam auta myśląc sobie – chłopie, na studiach zamiast jeść ciepłe pokarmy żywiłeś się pasztetową i jeździłeś Alfa Romeo, a teraz masz takie nudne auto. Kup sobie chociaż Lexa z V6 i gdy w pracy Twój kolega powie, że znowu przebudował swoje Passerati w dieslu i ma teraz 1000 KM to odpowiesz mu, że Ty masz V6 a olej napędowy jest do traktorów.
Niestety, za dużo emocji, wsiadam więc do mojej nudnej Toyoty, odpalam, jadę, czekam aż trochę się zagrzeję, wciskam gaz a ta ciągnie tę nudną karoserię tak fajnie i lekko powyżej 3000 obrotów, czuć te 150 KM. I od razu myślę o tej niezbyt urodziwej koleżance z dużymi, fajnymi cyckami…
Ja w moim silniku najbardziej cenie to iż jak mam „przyjemność” jezdzic z moja teściową (a często odwoze ją po niedzielnym obiadku do domu) to nie musimy już za dużo dyskutować w moim starym poczciwym dieselu, ponieważ tak silnik głośno klekocze i do tego puszcze jeszcze dmuchawy to mam spokój na czas tej milej przejażdżki:)
Praca silnika mojego auta to poezja godna Mickiewicza, która literka po literce wciąga w swoją historię i wielkością słów zachwyca. Wersy ma perfekcyjne, a wiersze w tomiku pt ,,Bezawaryjny” prestiżowe. Zawsze do dzielenia się swoim pięknem gotowe. Wsiadam do samochodu i słuchać ich chcę godzinami, choć nie potrafię podzielić się z Wami parametrami, ale to właśnie kolejna jego zaleta, bo znać się na nim nie muszę. Wystarczy, że słyszę jego inteligentną, mądrą duszę i, że przy nim czuję się tak bardzo bezpieczna jak w ramionach Miłości, która jest wieczna.
A ja go lubię za to, że jest. Wiele lat go nie było.
Ja nie lubię mojego silnika.. Ja go uwielbiam! Jak na swoje lata trzyma się perfekcyjnie, jest idealnie cichy, dzięki czemu mogę słuchać (i śpiewać, pardon.. drzeć się ;) ) moich ulubionych piosenek, mogę bez problemu rozmawiać przez zestaw głośnomówiący i nie muszę się bać, że Mama będzie 100 razy dopytywać: „Co? mów głośniej, bo chyba traktorem jedziesz!”, mogę też po prostu kontemplować ciszę miasta w korku ;) Cisza i równa praca silnika gwarantuje mi też możliwość malowania kreski eyelinerem w korku – jaka oszczędność czasu rano! ;)
Silnik mojego samochodu to poezja – wspaniałe 1.8, dzięki czemu mój portfel AŻ tak nie cierpi i 115KM sprawiają, że chce mi się żyć!
Uwielbiam silnik w mojej Haneczce za to że nigdy mnie nie zawiódł. Chodź Hania jest już pełnoletnia to jej serce nadal uwielbia jeździć na pełnym syntetyku, nie potrzebuje wielkiej dolewki oraz nie kopci jak smok. Jest niezawodny a to tylko 90 konny 1.4 :)
Mój silnik uwielbiam za to, że jak wybieram się do warsztatu Pan mechanik wiedząc, że mam włączony samochód prosi mnie, abym zapaliła silnik. Ja zaś niezmiennie odpowiadam mu: „Proszę Pana moja chmurka cały czas jest na chodzie” a on dodaje „robi to bardzo dyskretnie” ;)
Silnik mojego najukochańszego Saaba? – jest niczym serce. Uwielbiam słyszeć jego głośne bicie naciskając pedał gazu. Uwielbiam jego delikatne mruknięcie, gdy siadam za kierownicą. Uwielbiam jaką radość mu sprawiam i przyspieszam jego pracę pozwalając mu swobodnie mknąć przez teren niezabudowany. Uwielbiam jego porywczość, zrywność, gdy napoję go droższą benzyną….
Silnik swojego 320d cenię za to, że nigdy mnie nie zawiódł w trasie, nie potwierdzając przy tym obiegowych opinii. Za prostą konstrukcję i to, że znam każdą śrubkę. Za niskie spalanie i nie najgorsze osiągi i za to, że nie męczy buły klekotem w trasie.
Autka jeszcze nie posiadam, ale jak już je nabędę to silnik będę cenić za to, że jest! ;)
Cenie za niezawodność…. Opel to jest to
Uwielbiam mój silnik za jego cichą pracę dzięki, której mogę rozmawiać przez telefon (oczywiście przez zestaw słuchawkowy;)) a każdy rozmówca myśli, że siedzę sobie w biurze czy w domu. Czasem wykorzystuję perfidnie ten fakt i urywam się na ryby. Niezła moc silnika sprawia, że jestem nad zalewem trochę szybciej. A i ta jego niezawodność… miodzio!
Uwielbiam śpiewać za kółkiem – bez sprawnego radia nie ruszam w żadną trasę! Dlatego lubię mój silnik, bo doskonale akompaniuje mi do każdej możliwej piosenki, czy to pop, czy rock, czy poezja śpiewana, bo i taką uprawiam od czasu do czasu. Mruczenie mojej maszyny to doskonałe tło, basy i chórek!
Wsiadam , odkładam torebkę na fotel obok, wkładam kluczyk do stacyjki, na pozycje zero, zapinam pasy, sprawdzam czy i syn zapiął swoje,
Sprawdzam czy lusterka są dobrze ustawione, ustawiam radio na stacje gdzie jest najbardziej ulubiony kawałek , mój o syna, przekręcam kluczyk , odpalam silnik….
I reszta idzie jak z po maśle, to dzięki niemu docieram do szkoły z synem, do pracy na czas.
Za. To go lubię ,ze nie muszę sprawdzać czy jest, czy się wyspał, czy ubrał, czy zdążył , jest zawsze i zawsze moge na niego liczyć. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł
Lubię mój silnik za to, że się nie psuje i miło warczy jak dodaję gazu.
Podobno po ślubie wszystko jest wspólne więc i silnik w Mustangu mojego męża mnie po prostu jara …. jego mrku i jego chęć do zerwania kostki….silnik az się rwie i prosi aby mu troszkę przycisnąć i znowu mrukkkk ….
Mój silnik lubię za to,że mnie nie zawodzi.Za każdym razem,gdy wkładam kluczyk do stacyjki,to mój silnik „odpowiada mi” prawidłowym hasłem…,bo jest bezawaryjny!Do tego „niezła” moc i niedużo paliwa na 100!Tworzymy zgrany duet!!!:-)
Nalewam bak i wiem że to się stanie już
Przekręcę kluczyk on powie mi rusz, rusz!
Rozbrzmiewa bas z tej metalowej duszy
Pedał w podłodze, czego mnie dziś on nauczy?
Nieprzewidywalny ciąg na miasto jest,
Lecz po północy by uwodzić kogo chcę.
Czasem spokojnie, czasem ospale,
by zaraz znaleźć się na piedestale.
Kolejny raz zamykam drzwi, gaszę światło,
Oni się martwią, a ja wiem że dobrze śpi.
Silnik mojego auta cenie najbardziej za bezawaryjność jak na razie nie było żadnych problemów mimo już znaczącego wieku i przebiegu. Cenię go też bardzo za ekonomiczność w stosunku do swojej pojemności co jest dla mnie bardzo ważne, ze względu na ciężką nogę oraz brak zadowalających środków finansowych
Mój silniczek 1,6 lubi sobie nieco zjeść ,gdy poczuje zapach gumy puści dymka z swojej rury.
klawiatura cicho gra ,gdy 113 pod maską ma
do doktora mało chodzi bo kontrolę ma na co dzień
Helix-Ultra i V-Power do silnika życie całe
Gdy o silnik swój się dba ,on ci radość z jazdy da
jak opary w baku ma ,na shell stację szybko gna
Mój silniczek jednym słowem kocham za to że jest zdrowy !!!
Przede wszystkim swój silnik cenię za to, że…… jest, że co dnia postanawia okazać mi swą wszechobecną dobroć i odpalić. Ten warrrrkot radości mojego silniczka napiewa mnie entuzjazmem i nadzieją, że kiedyś zamiast tego rzężenia usłyszę ” wrr wrrr wrrrrrrum” silnika legendarnego Ferrari w moim ekskluzywnym nowym samochodzie.
Najbardziej lubię gdy moj silnik podczas przyspieszenia tak cudownie, łagodnie , tak subtelnie i tak seksownie mruczy. Jest to moment sprawiający ze mam motyle w brzuchu. Szału radości dostaje wtedy gdy stojąc w korku czy jadąc bardzo powoli moj silnik przełącza sie na elektryczny i jest tak cudownie słyszeć ze paliwa w korku moj silnik nie pobiera. Za to wręcz kocham silnik i moj wóz
Uwielbiam go za swobodny dostęp do wszystkiego z czego się składa dlatego w dużej mierze można go konserwowac samemu, za to że mimo 185 koni potrafi na światłach wszystko zostawić w tyle (choć trwa to zaledwie chwilę ) i za to że potrafi pojechać prawie wszędzie, w każde błoto. I za co go nie kochać
Mój silnik najbardziej lubię za jego sportową, waleczną duszę. Nie sportowe parametry, dużą pojemność czy moc, wysoką odcinkę, bo te cechy wcale go nie opisują. Świetna jest ta jego niezłomność i waleczność, cenię sobie to, że zawsze daje z siebie więcej, niż można by się spodziewać. Taki z niego towarzysz, waleczny i oddany. Za to go lubię!
Uwielbiam swój silnik za to, że jest idealny. Nie jestem Panią szosy nigdy nie będę i nie chce być. Gdy jadę i słyszę mój silnik czuje się wyjątkowo, gdyż wiem że liczy się to, iż poruszam się w mym ukochanym samochodzie. Z pierwszym samochodem jest trochę jak z pierwszym chłopakiem/dziewczyną pewnie dzień rozstania nadejdzie lecz nigdy w życiu nie poczujesz tej samej magii, tego samego uczucia.
Lubię mój silnik, bo niby czemu by nie. Odpala (prawie) zawsze, a zaraz po tym radośnie potrząsa całą karoserią. Wmawiam sobie tym że mam ekskluzywną wersję Malucha z funkcją masażu w fotelu, kierownicy i każdym innym elemencie. Oprócz „komfortu” dostarcza też mocnych wrażeń, na każdym śliskim zakręcie, pchając 600kg badziewia i śrubek, z siłą 24 kontuzjowanych kucy mechanicznych, wydając różne szalone dźwięki, przy których jazda z prędkością 60km/h pozwala poczuć rajdowe emocje.
Ja swój silnik w aucie cenie za niezawodność i poczucie wolności. Dzięki niemu mogę zabrać całą rodzinkę na wspaniałe wycieczki po, ciągle jeszcze nie odkrytej do końca przez nas, Polsce. Dzięki niemu i takim podróżom mamy czas tylko dla siebie, na długie rozmowy, wygłupy i może to banalne ale ciągłe budowanie relacji opartej na prawdziwej miłości.
Lubię go za to że ma swoje „skromne” 140 KM i niezły moment obrotowy. Że dzięki niemu kilka razy udało mi się uniknąć poważnego wypadku samochodowego. Za to, że lubię jego dźwięk, szczególnie kiedy wrócę z dłuższej delegacji/urlopu – wtedy uruchamia się z bardzo stęsknioną nutą charakterystycznego warkotu. Za to, ze pomimo sporej mocy, nie płaczę podjeżdżając pod dystrubutor na stacji benzynowej.
Mam z moim silnikiem w aucie podobne upodobania. Lubimy dalekie podróże, długą jazdę nocą i dniem, postoje na przydrożnych parkingach (z zajazdami). Obydwoje natomiast zdecydowanie nie lubimy wizyt w serwisach samochodowych. Mój silnik nie lubi, jak obce ręce grzebią mu we wnętrznościach i poufale dotykają (też tego nie znoszę)- ja dodatkowo nie lubię rachunków za te poufałe dotyki. Obydwoje też nie lubimy hałasu, i nie lubimy hałasu generować- dlatego silnik cichutko pomrukuje, a ja mu to wynagradzam tylko odrobinę głośniejszą muzyką, odtwarzaną z mojego samochodowego pendraczka.
Silnik w moim aucie lubię z kilku powodów. Największa jego zaletą jest oszczędność. Bo gdy jadę nawet dynamicznie to nie przekroczył 10l mało tego nigdy nawet 8-ki z przodu nie zobaczył. Drugi powód to to że jest dynamiczny, mimo 12lat mojego auta to dalej mogę wyprzedać większość aut na drogach i to bez problemu.
Za to, że to właśnie on nadaje charakter całemu autu. Mógł być spokojnym ułożonym grzybem, a jest skurczybykiem, który na każdym kroku mnie podpuszcza i swoją chrypą namawia do hałasowania…
To prawdziwa miłość, bo… nie umiem mu odmówić.. Im wyżej wskazówka na obrotomierzu, tym bardziej bydlak jest zadowolony… i ja też, bo to szczęśliwy związek. Ja mu kupuję paliwo, dużo paliwa, a on mi daje radość ;)
Na początek wyjaśnienie – silnik to znane 1,4 K16 Rovera napędzające ulepioną replikę Poloneza Coupe. Silnik uwielbiam za: Stosunkowo duża moc jak na tą pojemność, wystarczająca żeby pojawił się uśmiech szczególnie mając napęd na tył. Odcięcie zlokalizowane dopiero na poziomie 7200 rpm powodujące że uśmiech jest wyjątkowo szeroki. Świetne brzmienie pustego układu dolotowego przy nabieraniu obrotów od dołu aż do końca na każdym biegu – uśmiech może przerodzić się głośny śmiech!
Za to, że jest ze mną od 12 lat i na trasie zawiódł mnie tylko raz. Jednakże dzięki temu, zatrzymał się facet, który pomógł mi uruchomić moją strzałę. Od tamtego pamiętnego dnia idziemy z Kamilem przez życie razem. A w nagrodę moją peugeocinkę zimą zawsze trzymam w garażu. Niech wie jak jestem jej wdzięczna :)
W moim silniku lubię to, że póki co ma moc całkiem wystarczającą, a jak jej zabraknie, to zniesie wyższą. Lubię go za to, że bulgocze niczym gorące źródła na Islandii tuż przed erupcją, a redukcja do trójki w tunelu potrafi doprowadzić do orgazmu nawet najbardziej zatwardziałe stare panny i samotne nauczycielki. Jaram się nim, bo połowa naszych „mechaników-wymieniaczy” nie potrafiłaby znaleźć swiec zapłonowych.
Lubię tego małego żwawego gnoja za to, że się nie chce zepsuć po zakupie. Dalsza część opisu będzie wyglądała jakbym go nie lubił,ale to pozory. Serio. Kupiłem ostatnio to eczysześ znowu z 1,6 pod maską no i wrzucłbym ISa, ale ta pierdziawa dla emerytów się po prostu nie psuje. A jak już się zepsuje to bardziej opłaca się wymienić uszczelkę pod głowicą albo i całą głowicę- w poprzednim M43 kosztowało mnie to jakieś dwanaście groszy i odmrożenia drugiego stopnia na tyłku (tak to jest jak się dokręca głowicę przy -10 na dworze).
Za to że po całonocnej libacji rozebrałem go, bo zrobiło się jasno a spać nadal się nie chce. Na podwórku, na kobyłkach. Że po tygodniu oczekiwania dał się złożyć, choć nie wiedziałem co gdzie było, gdzie odłożyłem i po przestawieniu wałka o 90 stopni nadal jest bezkolizyjny. :) Za to że od tego czasu nie spala oleju, nie grzechocze i ogólnie nawet działa, choć ma parę śrub od Opla a w jednym miejscu nie ma jej wcale. Przez takie sytuacje człowiek się przyzwyczaja do żelastwa.
Za to że jest to rzędowa szóstka? Że pomimo już dawno jest pełnoletni odpala każdego dnia, pracuje że go nie słychać praktycznie, chyba że dodam gazu i wtedy wiem że pod maską jest MOC. Za dzwiek którego słuchasz gdy przeciągnięsz go po obrotach, który jest tak wspaniały że chcesz więcej redukcja i do odcinki prawie
Silnik mojego samochodu najbardziej lubię za to, że jest dynamiczny i spala przy tym niewielkie ilości paliwa. Dzięki temu mogę szybko pokonywać trasy, pędząc autostradą na tempomacie i klimatyzacji, wyprzedzając samochody większe i szybsze, lecz nie tak oszczędne jak mój. Lubię go również za to, że jest bezawaryjny, prosty w obsłudze i naprawach, które mogę wykonać samodzielnie
Mój silnik czyli poczciwe M42b18 uwielbiam za umiarkowaną moc, która wymusza na kierowcy szlifowanie techniki jazdy bez której nie da się wykrzesać 110% z samochodu. Za każdy pieprzony wężyk podciśnienia który zawsze jakiś luźny się wala, za prostą budowę dzięki której widzę gołą pokrywę zaworów, kolektory i przepustnicę.
A ja lubię swojego 2.0 TDI bo dzięki niemu podczas wypalania się DPF mogę dłużej posiedzieć w swoim samochodzie i wsłuchać się w piękny dźwięk rzędowej czwórki z podniesionymi obrotami :)
Kocham swój silnik za to że odpala w każdym najsroższym mrozie oraz w każdych innych warunkach. Mimo że to jest tylko 1.6 w oplu astrze czuje sie jakbym jechała subaru. Uwielbiam jego pomruk i to jak ludzie sie patrzą jak jadę jak błyskawica i wszędzie mimo korków udaje mi się zdąrzyć.
Kocham swój silnik za klasyczne klekotanie- uwielbiam się w nie wsłuchiwać oraz za to że przejeździ niejeden nowoczesny silnik :)
Moje Audi A4 Avant z kochanym silnikiem 1,8 który nigdy mnie nie zawiódł , codziennie gotowy by warknąć na powitanie. Delikatne brzmienie podczas jazdy które uspokaja i relaksuje. To moje drugie ja :).
A ja kocham „serce” mojego samochodu po prostu za dotychczasową nie naganną pracę, którą zawdzięczam po części mojemu ukochanemu osobistemu lekarzowi, który dba o auto i jego dobre samopoczucie. I to jemu na osłodę przypadły prezencik Pozdrawiam!
Ja kocham mój silnik za to,że jest prawdziwym dżentelmenem ,nie okazuje mi gwałtownych uczuć ,ceni ciszę i stabilność,oboje dogadujemy się bez słów,nie pije ,raz na jakiś czas, prosi o Drink Olej ,za co nie jestem zła :) wydaje mi się to normalne i do zaakceptowania.Jest zadbany i czysty ceni sobie miły zapach i nie domaga się dodatkowych kąpieli.Jeździmy wspólnie w długie trasy i zawsze mi podpowiada jakie tempo mam mu nadać,co wypada ,czego nienależny ,miły w obejściu, zasadniczy, troskliwy w stosunku do mnie, nigdy mnie nie zawiódł.Kocham jego mruczenie bo to jest ciała i duszy zniewolenie a każdego kierowcy pragnienie :)
No pomijając kwestię przyspieszeń i frajdy z jady, najbardziej cieszy mnie dźwięk 6 tłoków wkręcających się na wysokie obroty. To chyba daję największą frajdę, gdy nasze uszy słyszą przyjemny rosnący warkot a my sami zostajemy dociskani do fotela. (Aż się chyba pójdę przejechać)
Swój silnik lubię za to, że przy dość dużej mocy spala naprawdę niewielkie ilości paliwa. Lubię też za to, że jest niezawodny. Za to, że odpala za pierwszym razem. Lubię oczywiście także jego cichy, lekko pomrukujący przy odpalaniu dźwięk ;)
Za to że jest nie zawodny i nie muszę do niego zaglądać :) Takie rozwiązania ułatwiają nam współpracę :)
Jest prentki i żwawy mimo, że to nie Ferrari.
Chodzi dynamicznie i swawolnie mimo, że to nie Ferrari.
Niezawodnie od kilku lat toleruje moje wymyślne trasy mimo, że to nie Ferrari.
Nie zamienię go na żaden inny, ale plecak idealnie by do niego pasował…mimo, że to nie Ferrari.
Za zapach benzyny , za cichy równy chód.
Za równą jazdę.Za komfort jaki mi daje.
Za to że się nie psuje , za to że nigdy nie zawodzi.
Za moc wrażeń i emocji.Za zrozumienie w trasie.
Za adrenalinę.Za świst w uszach i wiatr we włosach.
Za przejechane razem kilometry.
Silnik M70B50 jeden z moich ulubionych za co go lubie? Za styl pracy,za harmonie, za to ze nie robi zbednego halasu za to ze jest dostojny niczym ogier w stadzie. Jadac 150km/h wciskam gaz i tam gdzie wszystkim konczy sie moc tam on dopiero ozywa. Lubie go takze dlatego ze w polaczeniu z karoseria BMW E31 jest prawie idealny i to ze przypomina mi o tym kto marzy ten jest wygrany. Przypomina mi takze o moim najwiekszym motoryzacyjnym marzenia o Ferrari Testarossa w ktorym drzemie prawdziwa magia Ferrari i prawdziwa V12 ktora z mechaniki przemienila sie w sztuke.
Muszę przyznać, że odkąd chodzę po tej ziemi interesuje się motoryzacją. Swoją przygodę zacząłem podkradając rodzicom auto jak jeszcze ani nie miałem prawka, ani nawet nie byłem pełnoletni. Wtedy też pojawiła się zajawka na „posiadanie mocy”. Każdy grosz odkładałem, aż w końcu uzbierałem na skuter. Nie był to jednak zwykły rekreacyjny skuter. To była wręcz maszyna, którą poddałem małemu tuningowi, dodając jej mocy. Na drodze odchodziłem dwuśladom:D
Kolejne moje ciężko zarobione pieniążki wydałem na kurs prawa jazdy, po czym od razu uzbierałem na VW Derby. Dni spędzałem w moim technikum motoryzacyjnym, noce zaś w garażu. To były najwspanialsze noce mojej beztroskiej młodości! Odrestaurowałem Derbiaczka i wyjeżdżam nim z garażu „od święta”, gdyż jest to właśnie dla mnie coś odświętnego i wyjątkowego. Sami rozumiecie, że musiałem więc mieć auto na co dzień, więc kupiłem Golfa II. Nie byłbym sobą, gdybym nie pogrzebał w silniku:) Potem doszła Vectra B, a teraz mam A6 C6. Wszystkie moje auta łączyło jedno: tzw gleba, chip, wydech. Uwielbiam motoryzację, kocham poświęcać swoje weekendy na grzebanie w autach. Tym bardziej, że moje „projekty”, to klasa, „ozdoba zlotów”,żaden wieś-tuning.
Nawiązując do tematu konkursu, teraz już wiecie, że dźwięk silnika to płynąca z mojego serca muzyka. I uczciwie, z pasją oddaje się jej w całości.
… chyba za to, że żyjmy w symbiozie … ja o niego dbam, a on mnie lubi i się jakoś nie psuje :):):)
Swój silnik lubię najbardziej za to, że dosyć szybko ucina każdą moją próbę ingerencji pod maską. To daje poczucie bezpieczeństwa: podnoszę maskę, a tu wielka pokrywa silnika. Nie wolno mi nic reperować – jedź do mechanika! Kiedyś wszystko było w polu widzenia, można było poprawić, podkręcić, wymienić. Dziś mój silnik jest cały zakryty. Trochę jak ojciec, który zamyka przed dziećmi szafkę z detergentami. I lubię mój silnik za to, że mogę mu zaufać – on wie, że lepiej się zamykać przed amatorami :)
Pozdrawiam!
Fajne nagrody :)
Może silnik już jest trochę leciwy, ale patrząc na młodsze autka to mój ma cichutkie brzmienie. Można powiedzieć, ze mruczy jak zadowolony kociak. Ponadto nie sprawia praktycznie żadnych problemów. Może co prawda kapkę oleju raz na kwartał wleję, ale każda bryka potrzebuje nasmarowania :)
Mój silnik to M50B20 od BMW, czyli 2-u litrowe, 6-o cylindrowe 150 koni na legendarnym żeliwnym bloku, w sedanie BMW E36
ALE NIE BĘDĘ się tutaj nad nim rozczulał i pisał wyszukanych epitetów o tym jaki on jest fantastyczny, jak buczy, jak „ciągnie od dołu” i jak równo pracuje.
Lubię go za to, że wiernie i bezawaryjnie służy, podczas gdy fundusze zbierają się na zastąpienie go 6-o cylindrowym 2.8 ze strokerem na 3.0 – 3.2 %-)
Silnik czyli K-seria z Rovera lubię za to, że mimo upływu lat mocy mu nie brak, za to, że facetom w podeszłym wieku w bmw pokazuje się gdzie ich miejsce. Lubię go nawet za to, że spala potężne ilości paliwa jak na 1.6, a nawet za to, że co 5 lat trzeba wymienić uszczelkę pod głowicą…
A kocham go za to, że nigdy nie zawodzi!
N62B44
za to, że nie przekraczająć 1500 obrotów wyprzedzam 95% tych co się chcą pościgać.
za to, że robiąc kickdown uciera nosa tym którzy chcieli by nas przyblokować
za to, że 200 to kwestia sekund
no i to Vrumrurururum
Mój ulubiony silnik 2,0 8V w Renault Espace za co lubię najbardziej. Otóż za to, że cierpliwie znosi mój frywolny styl napraw, to jest na przykład: poksilinę na pękniętej misce, przewody zapłonowe od poloneza, „akcesoryjny” alternator od matiza, klej do szyb w poduszkach skrzyni i tak dalej i tym podobne. Mimo wszystko wiem, że on też mnie lubi, gdyż od dwóch wymian oleju jest karmiony helixem ultra 5W40 i zapitala jak należy. Targa klamoty, przyczepy i różne tam inne akcje.
Nie lubię mojego silnika… – ja go kocham, tak jak cały mój samochód! Zdrowe 3S-GE pracujące pod maską mojej Toyoty Celiki GT to prawdziwa japońska rzędówka o nieograniczonym potencjale i iście rasowym brzmieniu! Kocham ten silnik za to, że daje mi do dyspozycji aż 204 dzikie, brutalne, nieokiełznane i pewne siebie niczym samiec alfa konie mechaniczne. Kocham też za to, że powyżej 5 tys. obr/min wydaje z siebie przeraźliwy rykoświst, który przypomina odgłos jakiegoś drapieżnego zwierza walczącego o pokarm dla swojego stada. Kocham go za to, że shifta z trójki na czwórkę mogę robić przy 180 km/h. To wszystko powoduje, że w chwili, kiedy 3S-GE dochodzi do końca (czyli około 7200 obr/min)… dochodzę również ja. Związek idealny i na całe życie!
W sumie to ja swojego silnika nie lubię. Za co niby mam go lubić? Za 130KM przy 900kg? Za to że odcinka jest dopiero przy 7200RPM? Za to że się na obroty wkręca bez problemów? Za to że oleju nie bierze? Za to, że ma podwójny wałek rozrządu i 16 zaworów? Za to że jak idę po części do sklepu to trzeba się wykłócać bo ‚panie, ale tam to yno 1.8 dyzel był, kaj tam bynzyna i jesce 130 kunia w takym ałcie, pacz pan, tu w katalogu yno dyzel je’? To wszystko nie zmienia faktu, że i tak prędzej auto ulegnie biodegradacji niż go komuś oddam :)
Kocham swój silnik za to, że nigdy mnie nie zawiódł. Gdy go zapalam, słyszę ten cudowny klekot TDCI, na wtryskach common rail, czasem przy gorszym oleju napędowym, potrafi pofalować obrotami, co znaczy, że prosi o lepszy posiłek dla siebie. Ostatnimi czasy – drży, co nie znaczy, że mu zimno, po prostu prosi o nową poduszkę dla siebie – już niedługo mój 1.8, tylko na konto zawita wypłata a będzie Ci miękko. Mimo, częstych podróży na trasie, nigdy mnie nie zawiódł, dbanie o niego jest dla mnie najważniejsze!
Swój silnik uwielbiam za to, że podczas poślizgu na lodzie i uderzenia w drzewo nic mu się nie stało a jedyny koszt naprawy to zakup nowej osłonki! Pozdrawiam Kinga
Za co najbardziej lubisz silnik swojego samochodu?
Najbardziej lubię w moim silniku mruczenie z wydechu, W końcu rzędowa szóstka ma piękną mowę nawet przy stockowym wydechu. Lubię w nim to że jak coś zacznie się psuć to jest proste w naprawie i sprawia przyjemność przy majsterkowaniu. To że wieczorem odpalę go i mogę jechać bez celu bez obaw że mnie zawiedzie.
Stary, prosty, niezawodny – mój silniczek 8-zaworowy!
Kocham mój silnik za to że nie zawodzi mnie w sytuacjach kryzysowych gdy trzeba kogoś wyprzedzić w krótkim czasie. Że nie spala dużo paliwa a ma 115 koni. Wielu facetów się nie raz zdziwiło gdy próbowali się ze mną scigać. Myśleli że jakimś słabym turbodislem jadę a tu wielka niespodzianka . Najlepsza jest ich mina gdy odjeżdżam im w siną dal. Za to kocham ten silnik. Gaz w podłodze i nie ma mocnych na niego :) Odkąd nim jeżdżę nic nie bylo robionę z silnikiem . Jest żyleta :)
Kocham to mało powiedziane, uwielbiam swój silnik za jego brzęczenie:-). Uwielbiam jak głośno warczy, bo kocha to mój synek, który na odpalenie auta krzyczy TITI….:-) a po 10 minutach jazdy zasypia. Najlepsza kołysanka dla dziecka…brzęczący silnik…a dla młodej mamy radość z jazdy takim autem :-)
Najbardziej silnik swojego samochodu lubię za jego dźwięk. W moim Nissanie Skyline posiadam silnik 2.0l RB20DE NEO I6, 240 KM – piękny warkot silnika i czego chcieć więcej? Uwielbiam jego świst przy zmianie biegów. Pamiętam, gdy jeździłem nim w grze i już wtedy moim marzeniem stało się być jego posiadaczem, zakochałem się w jego wyglądzie i dźwięku. I oto jest – niebieska bestia stoi w moim garażu. Dodatkowo samochód ten jest stosunkowo ekonomiczny oraz bezawaryjny, co bardzo cenię.
1-2-4-5-3, 1-2-4-5-3, 1-2-4-5-3… właśnie tę kolejność kocham, a najbardziej to kocham trzeci cylinder, w którym mieszanka odpalana jest na końcu, dzięki czemu pomruk motoru jest zupełnie nieadekwatny do wyglądu auta – rodzinnego kombi. Ten dźwięk uzależnia – nie potrafię oprzeć się pokusie głębszego wciśnięcia pedału, aż do odcięcia, aż ciary przechodzą… A kiedy odwożę chłopaków do szkoły to wciąż słyszę to samo pytanie: „Tata, czy już silnik się nagrzał, czy już możesz zrobić WRĘ WRĘ?”
Posiadam samochód z szarganą opinią wśród polskich kierowców, a jest nim FIAT BRAVO 1998r. (12V 85KM). Niniejszym komentarzem postaram się obronić jego dobre imię:
Po primo: Fakt jego posiadania wpłyną na moje życie towarzyskie, częste wizyty na stacji benzynowej pozwoliły mi podwoić liczbę znajomych na facebook’u.
Po sekundo: Dzięki jego mocy czuje się bezpiecznie, a kontakty z organami ściągani ograniczyłem do minimum.
Po tercjo: To on jest moim bodźcem rozwojowym, wciąż zmusza mnie do poszerzania wiedzy z zakresu mechaniki.
Może w swojej opinii jestem nieco stronniczy, ale PIERWSZA miłość nie rdzewieje. Ciao :-)
Za te dreszcze, które przechodzą całe moje ciało od koniuszków palców po czubek głowy, przy wciskaniu pedału gazu. Nie da się tego opisać słowami ale jestem pewien, że każdy z Was doskonale wie o co mi chodzi :)
Kocham wszystkie razem, lubię każdy z osobna:
M52B28 (BMW) – za wrażenia werbalne dostępne w całym zakresie obrotów,
4M40 (Mitsu) – za moment dostępny od samego dołu, z którym nie straszna mu żadna górka,
2G (VW) – za to, że podczas gdy w pierwszym padnie czujnik poł. wału,
w drugim obróci się panewka na wałku balansującym,
on odpali po roku stania w krzakach i zawiezie moje cztery litery gdzie tylko zapragnę.
Lubię silnik mojego samochodu za to,że jest niezawodny i technologicznie doskonały.Zaraz,zaraz…wróć,a raczej cofnij-powinnam powiedzieć-w języku samochodowym :-)Wcale taki nie jest,ale to SERCE mojego kochanego samochodu,więc powiem inaczej:zawsze mogę na niego liczyć.Dobra…tak już zupełnie szczerze?SERCE podpowiada mi co innego,ale to już moja tajemnica.
Ja cenię swój silnik (M50B20 BMW) za to jakie ciarki przechodzą mnie i wszystkich pasażerów gdy tylko ruszam. A poza tym za wspaniałą, płynną jazdę.
Swoje M52B25 uwielbiam za miłą dla ucha grę szklanek i spalanie oleju. Po 10000 km, po dolewkach, mam już praktycznie nowy olej.
Mój silnik jest bardzo ładny:). Co więcej, gdy wsiadam do mojej ukochanej rakiety – Opla Astry – mruczy jak kot, żeby dać mi do zrozumienia jak bardzo za mną stęsknił. Ja i moja Asterka tworzymy zgrany, żeński duet.
Silnik w moim starym „Mondku” uwielbiam za to, że przez te 10 lat i 150 tyś. przebiegu zawsze mogłem na niego liczyć. Bez względu na mróz, czy piekielny upał zawsze jest w wysokiej dyspozycji. Nie mogłem czuć pełni dumy ze starej konstrukcji, ale to uczucie, kiedy mijałem kilkuletnie auta z maską w górze było bezcenne.
Za co cenie swój motor ?
Posiadam awaryjnego cudownego Twin. Sparka więc najbardziej cenię w mojej Gtv to , że jeszcze jest sprawny , nie stuka , nie puka , nie kaszle :D Jeździ ! :D
Serduszko jest całkowicie sprawne, odpycha się na prawdę dobrze i daje dużo frajdy z jazdy ,a to chyba jest najważniejsze? :D krótko i zwięźle … za dynamikę, za to ile daje zabawy i że ciągle i cały czas od 16 lat służy <3 !
a Gadżety Ferrari – włoskiej marki idealnie pasowałyby do mojej Alfy :D
Moja bestia jest prawdziwą bestią, mimo że nikt nie spodziewałby się zgrabnej zwrotności po silniku 1.1 to jednak ona to potrafi. W sumie to on. Dużo razem przejechaliśmy … kilometrów :) A jego silnik najbardziej kocham za niezawodność – przejechaliśmy razem wiele zim i jeszcze ani razu mnie nie zawiódł. Zawsze odpala. :)
Mój silnik lubię za jego niezawodność,pomruki,bzyczenie,lekkie zgrzyty i oszczędność w spożyciu oleju – nie to co ten opój bak !!! można lać i lać …..
A ja cenię swój silnik za to , że zawsze zapali . Obojętne czy jest skwar czy też mróz -25 stopni Celcjusza mój mąż walczy ze swoim bezyno-gazownikiem pół dnia , a u mnie tylko cyk , i w drogę :)
Ja mojego benzynowca nie uwielbiam za coś. Ja go uwielbiam mimo wszystko. Mimo chrobotania, humorów godnych baby w wysokiej ciąży i tajemniczych skoków spalania. Ale jeździ, odpala na mrozie i przechodzi przeglądy:)
Mój silnik cenię za:
-prostotę obsługi – skoro odpala go blondynka to znak że prostszy w obsłudze być nie może
-głośne działanie – nawet jak kierowcy obok „rzucają we mnie mięsem” to ja i tak się uśmiecham bo nic nie słyszę :)
-sprzyjanie moim kontaktom towarzyskim – poznałam już wszystkich mechaników w okolicy
-kojenie moich nerwów- jego dźwięk zagłusza nawet skrzecząco-śpiewający głos mojej teściowej, która co 100 metrów udziela mi rad jak jechać
-bycie moim znakiem charakterystycznym – już z daleka mąż wie że wracam i wstawia wodę na kawę :)
Za kocham silnik? oto jest pytanie!
Sam Szekspir by nie znał odpowiedzi na nie…
A, że ja kobieta, to słów nie brakuje…
Zaraz Wam odpowiedz pięknistą zmaluje!
Kocham swój silniczek za to jak rozmawia!
Oj , co się dziwicie? Mój do mnie przemawia!
Co rano jak wsiądę jeszcze niewyspana,
mówi wrrrrrr „Dzień dobry, moja ukochana”!
Tak pięknie mi mruczy , że aż słuchać miło..
Gdyby mąż tak mruczał fajnie by mi było..
I nawet jak ględzę, narzekam i tupie…
mój silniczek znosi me humory głupie.
Druga rzecz to kolor – i co się śmiejecie?
Dla kobiety kolor – najważniejszy w świecie!
No i, że się błyszczy jak go poleruje
jak jakiś klejnocik w słońcu połyskuje..
No i wierności wspomnieć też wypada..
Nigdy nie zawodzi…tak jak czekolada..
I jak lampka wina gdy taka potrzeba..
Właśnie tak mój silnik uchyla mi nieba.
Ja i mój silniczek duet doskonały..
Wcale nie narzekam, mimo, że jest mały..
Cóż mi więcej trzeba , jak mnie zawodzi,
Lubi blondyneczki , ten mój samochodzik..
Mój silnik lubię za to, że to prawilne 3,0 R6 bez żadnej turbałki z prawilnym LPG jedynej prawilnej marki osiedlowych sebixów. :D Za to, że cieknie z niego z każdej strony i mam co robić co tydzień. Za to, że chleje olej i mogę sobie dolewać do niego prawilnego Shella (bo Castrol już nie jest prawilny). Za to, że po wymianie ch**ch kolektorów wydechowych przybyło mu z 15KM. A przede wszystkim za to, że mogę objeżdżać januszy w swoich nowych suvach. ;)
Dobry przyjaciel nigdy nie powinien nas zawieść. Zawsze przyjdzie nam z pomocą i można na niego liczyć. Jest z nami na dobre i na złe. Taki jest silnik mojego samochodu. Pomimo upływu lat, wielu wiosen na karku i całej „niewdzięczności” z mojej strony on nigdy mnie nie zawiódł. Wiele wspólnych kilometrów za nami i mam nadzieję, że jeszcze więcej przed nami!
Za co najbardziej lubisz silnik swojego samochodu?
Jakbym miała bardzo bym kochała swój samochodzik bardziej niż męża, ale jak narazie nie mam, więc musze się pocieszać obecnośćia meża :) ha ha ha
Za co mogę lubić mój silnik?
Za jego odgłos, gdy pracuje prawidłowo…
Za jego moc, dzięki której auto rusza naprzód…
Za jego wytrzymałość nawet w największe mrozy.
Silnik mojego samochodu lubię za to, że jeśli już uda mi się go uruchomić, to wiem że mogę śmiało ruszyć z mojego parkingu i po raz setny zacytować kultowy tekst: Nu Kaźmirz! Wicia już wierzchem jedzie….
Ja swój silnik lubię za to(jeden z dwóch):
-że linkę gazu mogłem zastąpić drutem spawalniczym i działało to przez 5 lat
-że przerwę na Iskrach ustawiałem na oko, i chyba dostawał wtedy 2 koma 7 konia więcej
-dźwięk przelotu brzmi tak doskonale, strzela prawie marchewami (filmik u spalacza)
-czasami udało się odpalić go miotłą
-dostawał zagranicznej czystej wahy, olej do diesla zmieniany co 3 tysiące
Moje kochane 650cc z Fiata 126p.
Swój silnik lubię za to (drugi z dwóch):
-że moje sześć cylindrów w żeliwnym bloku, połączone z trzy barową pompą są odpowiedzialne za powstanie czarnej dziury wszędzie tam gdzie wskazówka obrotomierza przekroczy trzy cholerne tysiące
-że ostatnio spala oleju 1 lytr na dwa tysiące driftów , test wygranego w konkursie shella 5w40 na m50b20 zdaje się być skuteczny, nie wiem czy to jest spowodowane koniecznością wymiany uszczelniaczy zaworowych czy zbyt częstego łutututu (a może jedno i drugie?)
-jako jedyny z moich znajomych cieszę się na widok srogo padającego śniegu
-pali czasami 14l/100km, mieści prawie 12 litrów płynu chłodniczego, wyżej wymieniona pompa czerpie z 65 litrów czystego podatku i akcyzy, silnik wyjada olej z miski mieszczącej prawie 8 litrów oleju, poczciwy ojciec Wiesław jeżdżący 1,9tdi łapie się za głowę widząc te wartości
-za to, że daje mi niekończącą się radość dłubania
Moje ulubione empięćdziesiąt.
Kocham Passacika za 150 koni,
110 kW wystarczy by wszystkich dogonić,
za zapach benzyny
i gwizd turbiny.
Chociaż warczy mocno stęka
jest jak skała i nie pęka.
Leje zawsze olej Shella,
bryka śmiga jak cholera.
Obecnie jeżdżę dieselem R4 po przesiadce z benzynowego R6, więc nie jest łatwo wskazać co lubię, no ale nie bądźmy pestycydów…
Za co więc lubię obecny silnik? Jak wspomniałem to diesel, co w obecnych warunkach pogodowych zdecydowanie skraca czas potrzebny na poranne odśnieżanie auta – robi to w dużej mierze sam ;)
Do tego jest w zdecydowanej większości przed przednią osią, przez co przyjemnie się prowadzi i skręca.
I mimo, że ma dwa cylindry mniej niż poprzedni to ma zdecydowanie więcej niutków, a przy tym mniej pali – dzięki temu zostaje kasa na felgi i inne zabawki :)
Moj silniczek to 1.9 tdi AFN 110km, nazywany przez mnie kopciuszkiem, z rana gdy jest -15 modle sie byle by odpalil, gdy jade do pracy i wlaczam ogrzewanie to czuje sie jak bym byl w lodowce, mimo porannej laciny jezykowej przy odpalaniu i mrozu w aucie podczas grzania w drodze do pracy, to i tak go kocham za osiagi, jest oszczedny (6.5l ropki), dzwiek klekoczenia to muzyka dla uszu, a sama moc potrafi zadziwic, no i oczywiscie bezawaryjnosc ( masz pewniaka ze bedzie wierny, nie obrazi sie jak go bedziesz chcial wymienic na wiekszy, spedzi z toba cale zycie, i nie bedzie nic chcial wzamian, chyba ze litra ropki na pobudzenia)
Lubię go za to, że w ogóle stać mnie na niego,że gdy jadę nim sama -gdy słyszę jak mruczy – już sama nie jestem. I wie, że o niego się dba – nie dopuszcza do „lekkiego nawet przeziębienia” – i odpłaca mi się swoją bezawaryjnością
Po jego remoncie, który trwał całe wieki i kosztował więcej niż cały samochód, kocham go za to, że wreszcie gdzieś jadąc mogę spokojnie pozbierać myśli, czy posłuchać ulubionej muzyki bądź wiadomości w radiu. Wcześniej słyszałam tylko głośne stukanie i czułam się jak podczas jazdy traktorem na wykopki.. ☻ Mimo to nie mam na co narzekać, bo zepsuł się w połowie trasy ( Polska-Belgia) i dowiózł mnie na miejsce i z powrotem, dopiero potem trafił w ręce mechanika, który niczym najlepszy specjalista uleczył Jego serduszko! ♥ Tak więc, kocham mój silnik za to, że pomimo wszystko, pomimo tego jak nie było źle – NIGDY MNIE NIE ZAWIÓDŁ I ZAWSZE DOWIÓZŁ NA MIEJSCE CAŁĄ I ZDROWĄ!
Lubię go za to, że jest jedyną częścią, która w moim samochodzie jeszcze nie została wymieniona
Kocham mój silnik za to że dzieki niemu mogę pracować na samochodach ciężarowych
Za co najbardziej lubisz silnik swojego samochodu?
Nie wiem, gdyż nie mam swojego samochodu.
Gdybym miała, to z pewnością bym napisała- za to, że JEST.
Macie Państwo bardzo fajne plecaki, jak zauważyłam, do rozdania, a że nie lubię wszechobecnej przemocy („… jest o co walczyć”), to po prostu zgłoszę się z prostą ręką wysoko w górze. ^^
Mój silnik to: wydajność (na trasie pali 7 litrów w benzynie, co pasuje mi); pomimo 1,6 ma dobre, zrywne przyspieszenie; to serce mojej kochanej Foni (Ford Focus hatchback 1,6 5 drzwiowy mK2 2005 rok)
Za sprawą mojego silnika
samochód pędzi i znika.,
choć niż jeżdżę
-prawie łażę:
50 w obszarze.
Silnik, inaczej motorek,
radzi sobie, gdy jest korek.
i nigdy mnie nie oleje,
bo karmię go dobrym olejem.
najlepszy silnik to detal,
kiedy za kółkiem : KOBIETA!
Za to, że mnie jeszcze nigdy nie zawiódł i odpala za pierwszym razem, za to, że nie słyszę jak pracuje i mogę się skupić na jeździe, a również za to, że nie pozwala prowadzić siebie innym. Jednym słowem uwielbiam swój silnik za to, że po prostu jest. Jest mój i można powiedzieć, że rozumiemy się bez słów, a co najważniejsze nigdy się na nim nie zawiodłam. Tak więc, mój silnik samochodowy jest lepszy od mojego faceta! :)
Wiadome jest, że serce i miłość nie wybiera. Ja za to, wybrałem silnik, którego dźwięki potrafią mnie uspokoić i, zarówno w przenośni, jak i dosłownie, otulają mnie swoim brzmieniem, wibracjami i nieziemskim hukiem. Jest on dla mnie ostatnią deską ratunku, kiedy to mając złe i niechane myśli w głowie, zasiadam za kółkiem, w wygodnym fotelu, otwieram okna samochodu i rozkoszuję się dźwiękiem, wyruszając w podróż, nie odliczając czasu i nie mierząc odległości. Uwielbiam go za to, że potrafi zatrzymać dla mnie czas, odciągając moje myśli w ponad czterolitrowej przestrzeni, w której wszystkie niepowodzenia i smutki zanikają w magiczny sposób.
Najbardziej lubię mój silnik za linkę gazu ;) Tak jestem dziwny.
A tak całkiem serio. Jest to na tyle nowoczesna konstrukcja, by posiadała elektroniczny wtrysk wielopunktowy. Jednocześnie jest on na tyle stary, że ma ową linkę gazu i aparat zapłonowy z kopułką, a sama idea konstrukcji jako takiej pamięta jeszcze Golfa 1 generacji (prawie identyczny blok, tylko bebechy inne). Nie jest to żaden wyszukany motor, nie ma potężnej mocy ani sześciu cylindrów. Mimo tego myślę, że między mną a tymi jego czterema tłokami panuje taka mała przyjaźń. Wsiadam do kabiny, odpalam i czekając aż olej się dobrze rozprowadzi obmyślam trasę kolejnej zupełnie bezcelowej wycieczki. I tak codziennie. Lubię ten samochód, mimo że nie trudno spotkać na drodze identyczny. Lubię nim jeździć, mimo że moc jest dwucyfrowa. I choć nie wpadnę nim w zakręt w chmurze dymu, to jest coś co sprawia że jadąc nawet w zwykłą trasę do pracy zastanawiam się gdzie skręcić, żeby przejechać choć kilometr więcej. Wystarczy zobaczyć w tej kupie stali na kołach coś więcej niż tylko przyrząd do przemieszczania się. I czerpać radość z każdego kilometra. A to wszystko dzięki temu sukinsynowi na benzynę, którego bardzo lubię.
Za co? Za to, że jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, nie muszę się martwić, że coś z nim jest nie tak, że jest za głośny albo humorzasty jak baba w ciąży i nie odpala.
A jakby ktoś był ciekawy, to to wszystko dlatego, że nie mam silnika ;)
Kocham swój silnik za to iż dzięki niemu pokochałem BMW, za to że dzięki niemu nauczyłem się wielu rzeczy.
Kocham go za bezproblemowe podnoszenie mocy, za to że robi sobie kle kle i nie przynosi przy tym dzieci pod drzwi – a może to w kapuście one leżą.. nieważne.
Kocham go za to, że z dołu jest spokojnie, a po przekroczeniu pewnych obrotów daje mnóstwo zabawy.
kocham go za każdy Niutek i koń mechaniczny, za każdy moment przy którym brudzę przy nim ręce.
Kocham go za to, że znosi moje gorsze dni i dzielnie znosi każdą trasę i naprawę – bez znieczulenia :)
Lubie swój motor za jego głęboki i wulgarny bełkot. Za bulgot który powoduje butthurt babć już w momencie odpalania (serio). Za to że generuje wystarczająco spalin, żeby przejeżdzając koło panien podskakiwały im cycki od ciśnienia akustycznego, a one same ze strachu. Za to, że po kolejnych 230 km okazało się że całe 85 litrów wlanego podtlenku gazotu poszło w atmosferę, ale i tak jedziesz na stację i tankujesz pod korek, bo chce się go słuchać i jeździć. Za to, że w końcu mogę jeździć tam gdzie nie wjadę na glebie ochlapując się i auto tonami błota. I na końcu za to, że jest amerykańskim V8, które kupiłem za śmieszne pieniądze :))
Jednak w sumie głównie za to, że to V8
Nawet wyjący most nie potrafi zepsuć tego pięknego dźwięku xD
Wszyscy zachwycają się swoimi wspaniałymi silnikami, mój jest inny. Lubię go za to ,że kupiłem go na złomie i ciągle stoi na palecie ;) Za to ,że nie do końca wiem w jakim jest stanie. Że buduję go od zera ,i nie do końca wiem czy kiedykolwiek odpali. Za to ,że każdy mówi: wkładaj r6, r4 to bubel w bmw, a r4 turbo to kwadratowa głupota . W końcu za to ,że jest urzeczywistnieniem moich marzeń, prostych marzeń, przerośniętego przedszkolaka lubiącego umazać się po uszy.
P.s Dzięki Tommy za ten konkurs, bo miałem chwilę zwątpienia w to czy warto go wskrzeszać , zastanawiając się nad tym co napisać doszedłem do wniosku ,że jednak lubię tą moja kupę żeliwa z domieszką aluminium ;)
Co lubię w silniku mojego auta to na pewno brak awaryjności i niezawodność a dlaczego pytacie bo tak na prawdę nie mam samochodu do pracy jadę rowerem a do przyjaciół autobusem a na imprezy taxi wiem że pewnie nie wygram ale nie mam zamiaru kłamać tak jak pewnie niektórzy liczę na farta i pozdrawiam
Lubię mojego Zeteca za 125 mustangów mechanicznych ,których nic nie chce zabić ,serio.
Jak oglądałem swój samochód,oględziny pod maską zacząłem ,od sprawdzenia poziomu oleju.
Wyciągam bagnet ,normalnie.Wycieram ,chusteczką ,normalnie.Wkładam i wyciągam i bagnet suchy normalnie.Patrzę namiętnie w oczy pięknej właścicielce ,a ona(pytającym tonem nie ukrywając zdziwienia):
-trzeba dolać?
Myślę no to teraz zobaczymy jaki jesteś twardy.Przegoniłem spragnione Shella mustangi po jakiejś polnej drodze i skumajcie ,że ich to nie zabiło.Słyszałem jak szeptały mi do ucha. Wincyj! Wincyj gazu! To też jak wracałem do domu nowym nabytkiem nie żałowałem obrotów. Dzisiaj nie ma lżej ,bo zbiornik z płynem chłodzącym jest jak flaszka w barku rodziców kiedy masz naście lat ,ubywa z niej i ubywa ,mimo tylu imienin ojciec nie wie gdzie się podział ten cały kolorowy płyn co był tu jeszcze przed chwilą.
A tak poza tym,
Legenda głosi ,że został zbudowany z lekkich stopów ,więc auto jest cudownie nadsterownie ,nie nudnie podsterowne.
Spalanie w trasie 6,5l przy 160 ,piękna sprawa
Przy eko-jeździe w mieście można zejść do 8l
A przy umiarkowanej zabawie chlupnie dychę
No jak go tu nie kochać.
Za to, że poprzez szperę napędza tylne koła i wyjazd nocą w góry przypomina przyprowadzenie seksownej koleżanki i oznajmienie swojej kobiecie „kochanie dziś będziemy mieć trójkąt” – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem będziesz się dobrze bawił
Moja audi A4 B7 lubie za silnik 3.0 tdi, który kulturą i dźwiękiem zawstydzi niejedną benzynę, a na autostradzie przy 180 km/h ciągłej jazdy zadowoli się 9l Ropy. Po prostu jak na diesla jest bardzo cichy i ekonomiczny a zarazem bardzo cieszy mnie swoją niezawodnością wśród modeli diesla którego nie zamienił bym na żaden inny.
Ja swój silnik lubię za dźwięk który wydaje, to najpiękniejsza muzyka dla mych uszu. Taką muzyką mógłby się zachwycić Beethoven, Mozart. Nawet Pan Adam Sztaba nie miałby się do czego doczepić, a Pani Zapendowska, nie słyszała jeszcze tak pięknego głosu.
Za ryk gdy wciskam pedal gazu , za moc dzieki ktorej czuje sie pewnie na kazdej drodze ,za kazdy dzwiek ktory z siebe wydaje moja audiczka
W słowniku silnika mojego auta nie ma słowa PROBLEM.
Jest muzykiem, który nieustannie kreuje piękne, harmonijne dźwięki.
Mogę na niego liczyć nawet, gdy pogodzie odbija i na termometrze jest – 25.
Nie zawodzi nawet wtedy, kiedy przy piekielnie trudnych warunkach się tego spodziewam.
Ani razu nie poprosił niespodziewanie o odpoczynek w warsztacie, biorąc urlop na żądanie.
Jest pracoholikiem. Nigdy nie narzeka, że za dużo, za mocno, za daleko… Robi swoje.
Jestem szczęściarzem, Dobrze trafiłem, więc cenię go bardzo wysoko i dbam o niego najlepiej jak potrafię.
kocham a nie lubie prycha prycha i jedzie mykam jak ta lala i sie wszyscy ogladaja bo jestem mega fajna lala w rozmiarze xl ale glos silnika sprawia ze muj rozmiar spada do L no i to wszytko dzieki silnikowi 1,6 brum brum
ZA małe spalanie,za ciszę podczas jazdy, które daje mi 1,1 w mojej czerwonej strzale przez producenta brzydko nazwanym „seicento” ;)
Za to, że Mi zawsze odpala, nawet w taki mróż. A jestem z tego powodu bardzo dumna, gdyż mój mąż ma ogromny problem z ruszeniem swojej fury podczas zimy, a co dopiero w takiej pogodzie!!! :D Wtedy nawet nie podchodzi!
Mój silnik lubię za to, że mnie jeszcze nie zawiódł i zawsze gdy chcę odpalić samochód on zawsze zamiast hrrr robi brum brum i w drogę. Dzięki temu, że jest sprawny mogę jechać do pracy, zarobić pieniążki i o niego odpowiednio zadbać, lejąc mu np. odpowiedni olej, tak więc koło się zamyka :)
Konia z rzędem dla tego, kto kiedyś mnie namówił na taki silnik, jaki mam teraz. Wiem, że wybierając moje 127 KM postawiłam na dobrego konia. Z poprzednim autem biegałam galopem do warsztatu, co chwila, a pan mechanik mówił „oj, oj dała się pani z tym silnikiem zrobić w konia”. I miał rację. Jaki koń był, każdy widział – silnik nie odpalał, krztusił się, rzeził. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy – zakup tamtego silnika to historia, że koń by się uśmiał. Więc teraz silnik mam nowy: niezawodny, elastyczny, ekonomiczny i nawet dźwięk ma piękny. I za to go kocham.
Choć to symbol polskiej wsi, kocham moje TDI
Koni ma ze sto trzydzieści, 1,9 litra mieści
Choć więcej niż piątkę spali, każdy ekonomię chwali
A ja myślę, tak po cichu, jak zejść do tego wyniku…
Alternator mam już trzeci, jakoś szybko mi to leci
Jednak mimo ciężkich mrozów, pali jak syn parowozu
Tylko z pół minuty kręcę i już w miasto z dymem lecę!
Asfalt zwija ta maszyna, lepszej w świecie od niej ni ma!
Kiedyś, dawno, za malucha, każdy szczotką go rozruszał
Potem w ślicznej mej lagunie dwa litry pędziły niunię
Była kia trzylitrowa i porażka trzycylindrowa
Co się fabią małą zwała i nie bardzo hamowała
W końcu auto mam z rozsądku, silnik także ma w porządku
A do tego po tuningu, bo pokrywa w mym silniku
Ma naklejkę! Autosport! To jest lepszy diesla sort!
Żona też go lubi, nie bez przyczyny:
No bo jak na klekota podrywać dziewczyny?