Jak wiecie od jakiegoś czasu, w ramach współpracy z marką Shell Helix dokształcam się intensywnie w tematyce olejów silnikowych. W swoich beemkach testuję sobie różne rodzaje „Helixów”, czytam co ciekawsze materiały, a specjalistę od olejów czyli Czarka, molestuję pytaniami o życie, wszechświat, stukające zawory i całą resztę.
Z jednej strony jest to bardzo fajne, bo Shell Helix daje mi dostęp do swojej wiedzy, specjalistów i zaplecza – i zachęca, żebym trochę się tam rozejrzał i pobawił.
Tak bez spiny.
Z drugiej strony wciąż jest sporo rzeczy, które mnie intrygują, a do których trudno przebić się przez te wszystkie kolorowe komunikaty prasowe i oficjalne, wyselekcjonowane zdjęcia.
Wiecie – wspaniały, złoty olej, uśmiechnięci ludzie w białych kitlach, tonące w bieli laboratoria i przypięte do aparatury podtrzymującej życie silniki napędzane futurystycznymi, inteligentnymi molekułami rodem z reklam wybielających past do mycia zębów.
Jak to jednak wygląda naprawdę?
Wiecie o co chodzi – skąd właściwie mamy wiedzieć, że te wszystkie wymienione w ulotkach superlatywy nie są tylko pustymi, marketingowymi obietnicami bez pokrycia? To trudne bo zwykle w kwestii dowodów możecie liczyć tylko na wygładzone do granic absurdu opisy i komunikaty zawierające zdecydowanie zbyt dużo słów takich jak „innowacyjny” „rewolucyjny” czy „wysokiej jakości”.
W niektórych aspektach przypomina to więc trochę próbę dowiedzenia się czegoś o dziewczynie wyłącznie poprzez przeglądanie jej profilu na fejsie.
Bo tam niby wszystko jest takie atrakcyjne, zgrabne, uśmiechnięte i w ogóle to promienie zachodzącego słońca, a kiedy spotkacie tę ślicznotkę w realu (czy tam innej biedronce) to może okazać się, że tak naprawdę ma ona na imię Janusz i nałogowo zbiera pokemony. No i serio nieźle wciąga brzuch, sprawnie goli nogi i najwyraźniej potrafi też obsługiwać painta.
Jak więc przekonać się co jest prawdą, a co pospolitym matrixem zarządzanym bezpośrednio z działu PR?
Najfajniej byłoby sprawdzić to na własną rękę.
I tak się złożyło, że dostałem taką możliwość.
Widzicie, jakiś czas temu wspólnie z Blogomotive, Spalaczem i Sebastianem z Motofilmu polecieliśmy do laboratorium Shella w Hamburgu. Shell zaprosił nas tam, żebyśmy mogli bez tego internetowego, PR-owego filtru przekonać się jak właściwie działa całe to związane z olejami silnikowymi zaplecze badawczo-rozwojowe.
Innymi słowy co się dzieje zanim olej trafi do butelki, którą możecie zamówić sobie na allegro.
Od początku więc.
Na wycieczkę zabrał nas zespół Shell Helix, towarzyszył nam również wspomniany wcześniej ekspert od olejów – Czarek Wyszecki. Wspólnie wyruszyliśmy z lotniska w Warszawie i po kilku godzinach spędzonych na przechodzeniu przez różne bramki i skanery, późnym popołudniem dotarliśmy do Hamburga.
Do laboratorium mieliśmy udać się nazajutrz więc korzystając z chwili wolnego postanowiliśmy przysiąść sobie na chwilę przed hotelem i trochę pogadać.
A to jest moment, w którym Blogo zorientował się, że niektóre zaściankowe blogery (znaczy się, że ja) zachowały się bardzo nieprofesjonalnie i zamiast kawy zamówiły sobie w barze zimne piwo:
Patrzył tak na mnie przez cały wieczór.
Następnego ranka zjedliśmy wspólnie śniadanie, a potem pozbieraliśmy się z hotelu i busikiem (jak przystało na rasowych blogerów motoryzacyjnych byliśmy zafascynowani zamontowanymi w nim automatycznie wysuwanymi uchwytami na kubki) pojechaliśmy do laboratorium (swoją drogą, Hamburg – mega piękne miasto).
Tam czekała na nas sala z takim oto bajeranckim wyświetlaczem przy drzwiach (planuję zamontować sobie taki przy wejściu do garażu):
W sali zaś sporo przekąsek z dodatkami, których nijak nie byłem w stanie poprawnie zidentyfikować.
Wiecie o co chodzi – z natury jestem nieufny, a, że nic nie przypominało kotleta schabowego to wolałem nie ryzykować i zabrałem tylko coś do picia.
Spalacz był jednak bardziej odważny – nie zdziwcie się więc jeśli za niedługo, znajdując się pod wpływem zdrowej żywności sprzeda on swoje Audi, zacznie słuchać piosenek grupy Coldplay i biegać nago po łące…
Wracając jednak do samego laboratorium – już na wejściu powitał nas silnik Audi V12 TDi wyjęty z wyścigówki startującej w LeMans:
Nawiasem mówiąc układ paliwowy wyglądał trochę jak tył mojego amplitunera (szukaliśmy nawet gniazdka do podłączenia xboxa):
Potem Spalacz zaczął nosić damską torebkę, co jednogłośnie uznaliśmy za pierwsze efekty działania kanapek:
Za drzwiami stało jednak kilka fajnych eksponatów więc na całe szczęście jego organizm zaczął się bronić.
I teraz tak – cały ośrodek jest naprawdę spory, a na jego terenie znajduje się cała masa różnego rodzaju hamowni, laboratoriów, mieszalni, stacji, budynków administracyjnych i tak dalej. Żebyśmy w ogóle mogli wejść na teren ośrodka, musieliśmy założyć kitle, specjalne buty, okulary ochronne, a w niektórych miejscach nawet kaski.
Najwyższa dawka BHP przyjęta od lat – po powrocie do domu musiałem to odreagować przez kilka godzin szlifując progi gumówką bez osłony.
W tych strojach większość z nas czuła się jak Clooney w ostrym dyżurze, Blogo jednak zdecydowanie inspirował się innym doktorem:
Później jednak niechcący odstawił typową pozę „na plakat rekrutacyjny prywatnej uczelni”:
i ten… no…
Wracając jednak do naszej wycieczki – z początku chyba wszyscy byliśmy nastawieni do tego dość sceptycznie. Wiecie – zabiorą nas do jakiejś salki z zamontowanymi pod sufitem świetlówkami, pokażą kilka propagandowych plakatów i wykresów, jakiś pokój z dużą ilością przycisków, kilka beczek z olejem i dziękujemy, blogery do domu.
Przynajmniej ja czegoś takiego się spodziewałem.
Co jednak fajne – pozwolono nam intensywnie i bezpośrednio się z wszystkim zapoznać. Trafiliśmy na przykład do laboratorium, w którym samodzielnie przygotowaliśmy olej według indywidualnych wytycznych. Wiadomo, że było to zadanie bardziej dla sportu (chodziło po prostu o wymieszanie ze sobą kilku różnych składników) ale przy tej okazji tej zabawy dowiedzieliśmy się sporo o tym z czego właściwie składa się gotowy olej silnikowy i jak te składniki się łączy.
Warto zaznaczyć, że już na starcie złapaliśmy opóźnienie bo Spalacz dobre pół godziny zastanawiał się czy buty ochronne, które dostał nie pasują mu do torebki:
W każdym bądź razie było to na serio fajne – takie małe Centrum Nauki Kopernik dla krnąbrnych blogerów ;)
Wytyczne dotyczące oleju wyglądały tak:
Zrozumiałem z tego datę i swoje imię.
A to już nasz opiekun, doktor Helmut tłumaczący co właściwie znajduje się w tych buteleczkach (niektóre składniki miały takie nazwy, że nie byłem nawet w stanie poprawnie ich przeczytać, a co tam dopiero zapamiętać i poprawnie użyć):
Co dalej – na pierwszy ogień poszedł Blogo, który w stroju ochronnym wyglądał zupełnie jak gość z filmu „Epidemia”:
Ja tymczasem po drugiej stronie laboratorium odkrywałem właśnie, że przez pół godziny mieszałem ze sobą nie te składniki co trzeba:
Spalacz tymczasem wciąż przechodził wywołany humusem kryzys egzystencjalny:
W końcu jednak udało nam się połączyć wszystko jak należy:
I kolejny kadr rodem z „Epidemii” (poważnie rozważam sprzedawanie tej fotki na stocku)
A to zdjęcie poniżej będę pokazywał w przyszłości dzieciom jako ściemę, że tatuś uczył się tak pilnie, że prawie, że został lekarzem.
To moja ostatnia deska ratunku bo jak znajdą moje świadectwa maturalne to po mnie:
W razie czego mam jeszcze to, ale je zostawię na czarną godzinę:
I teraz tak – co ciekawe, nie jest to wcale jakieś oderwane od rzeczywistości laboratorium pokazowe.
W tym miejscu przygotowywane i kontrolowane są próbki olejowe chociażby dla zespołu wyścigowego F1 Ferrari. Oczywiście za przesuwaną ścianą znajdowało się znacznie więcej skomplikowanego sprzętu, rur i zaworów, ale gdybym spróbował wejść tam z aparatem fotograficznym, najpewniej już byście mnie więcej nie zobaczyli.
Wolałem więc nie ryzykować.
Wracając jednak do naszej zabawy – na koniec przygotowane przez nas próbki zostały zmiksowane, podgrzane i przekazane do kontroli:
Na koniec dnia mieliśmy dostać wyniki i przekonać się kto z nas ma szansę dostać pracę jak już znudzi się mu blogowanie ;)
Co dalej – obeszliśmy praktycznie cały teren laboratorium i powiem Wam szczerze, że dało mi to trochę do myślenia
No bo zobaczcie sami.
Ośrodek w Hamburgu jest naprawdę wielki, a wcale nie jest jedynym tego typu obiektem Shella. Pracuje w nim masa ludzi noszących białe kitle i z pewnością nie są to osoby, które zarabiają najniższą krajową. Na terenie znajduje się też kilka laboratoriów, magazyny (pod kluczem trzymają w nich między innymi olej przygotowany do F1), kilka hamowni, blendownie, biura, warsztaty i tak dalej.
Cała masa ludzi i okrutnie drogiego sprzętu, a to przecież ośrodek badawczy, a nie typowo produkcyjny.
Nie mam pojęcia ile musi kosztować utrzymanie takiego nie przynoszącego bezpośredniego zysku kompleksu, ale podejrzewam, że są to kwoty, które dla małych producentów olejów zakrawają na jakąś oderwaną od rzeczywistości abstrakcję.
Była tam na przykład hamownia zbudowana od zera tylko po to, żeby przetestować konkretny olej do konkretnego typu silnika. Serio nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak jakiś mały producent oleju miałby udźwignąć takie coś.
Wydaje mi się, że jedyną opcją byłoby tu zatrudnienie noszącego aksamitną koszulę gościa imieniem Maciej, żeby ten siedział przy wirówkach i stawiał wytypowanym próbkom oleju tarota.
Inna sprawa, że większość małych producentów wcale nie robi własnego oleju od zera, tylko kupuje gotową bazę oraz dodatki i po wymieszaniu ich ze sobą przelewa gotowy olej do pojemników z własnym logiem. To ogranicza koszty związane z badaniem i rozwojem samej bazy ale też praktycznie wyklucza możliwość ingerowania w skład oleju na poziomie, który dla firm takich jak Shell jest po prostu standardem.
Pomyślcie choćby o uzyskaniu dostępu do prototypowych silników czy dotyczących ich informacji technicznych.
Wydaje mi się, że gdybym poszedł dzisiaj do Volkswagena i powiedział, że potrzebuję 10 silników do Golfa, którego wypuszczą za 4 lata, bo chcę wyprodukować sobie do nich fajny olej, uśmiechnięta dziewczyna za ladą uznałaby mnie za debila i natychmiast wezwała ochronę.
Dla przykładu – tak wygląda jedna ze znajdujących się w obiekcie hamowni, do których zajrzeliśmy:
Silnik jest spięty ze skrzynią i mostem, a te dwa białe wynalazki po bokach to silniki elektryczne symulujące opory na kołach. W ten sposób sprawdza się tu oleje do ciężarówek w warunkach, które ciężko byłoby uzyskać nawet w normalnym świecie (trzeba by chyba na okrągło haratać załadowanym tirem po Salmopolu). Silnik pracuje w różnych warunkach przez miesiąc czy dwa, a następnie trafia do innej części laboratorium gdzie jest rozbierany na części i szczegółowo oceniany pod kątem zużycia.
Następnie do receptury olejowej wprowadza się odpowiednie poprawki, montuje się kolejny silnik (często są to warte astronomiczne kwoty prototypy) i zaczyna się testy od nowa.
Oglądaliśmy trochę zużytych części (niestety zabronili nam zrobić zdjęcia) i naprawdę nie uwierzylibyście jaką różnicę potrafi zrobić 1 czy 2% jakiegoś obecnego w oleju składnika. Oglądaliśmy też silniki z autobusów komunikacji miejskiej, które w ramach testu jeżdżą na olejach Shell Rimulaa po Hamburgu. Silniki klepią po pół miliona kilometrów, a potem trafiają pod lupę.
Co dalej – zajrzeliśmy też do znajdujących się obok hamowni dla osobówek (było ich tam kilka). W jednej z nich od kilkudziesięciu godzin komputer piłował jakąś Astrę.
Co prawda zabroniono nam pokazywać na zdjęciach odczyty z ekranów ale jakoś sobie z tym poradziłem :v
Co jeszcze – zwiedziliśmy też kilka znajdujących się na terenie kompleksu budynków. W jednym z nich wyczaiłem takie oto bajeranckie tablice:
Za niedługo rozdam Wam kilka takich w konkursie ;)
Na miejscu mieli też takie fajne modele, ale niestety żaden nie chciał zmieścić się pod tym białym fartuchem :v
Ciekawostka jest taka, że z powodu braku oleju ten model może pracować na sucho maksymalnie kilkadziesiąt sekund.
Później by się zatarł dlatego włącza się go tylko na krótką chwilę.
Co jeszcze – dowiedziałem się na przykład, że Shell we współpracy z Volkswagenem przygotowuje tu obecnie olej do silnika, którego prototyp powstanie najpewniej dopiero gdzieś w okolicach roku 2019.
Pomyślcie jaki to Star Trek – pracują tu nad olejem do silnika, który jeszcze nie istnieje. A w zasadzie to podpowiadają Volkswagenowi jak powinien wyglądać ten silnik, żeby działał on dobrze w połączeniu z olejem, który będzie spełniał normy jeszcze kilka lat temu ocierające się mocno o tematykę science-fiction.
To trochę taki mindfuck bo nie zakładałem, że przygotowywanie i testowanie olejów to aż tak złożona i droga w organizacji impreza (spodziewałem się raczej jakichś prostych testów z papierkiem lakmusowym oceniających lepkość i ewentualnie wypuszczenia na ulice paru testówek).
To naprawdę daje do myślenia.
Na koniec mam jeszcze foto Rafała w niebieskim kasku:
(Możecie ustawić sobie na tapecie – za niedługo to też będę sprzedawał na stocku)
Mam też wersję klasyczną:
I dowód na to, że dobry bloger potrafi blogować wszędzie i o każdej porze.
Chociaż tutaj sądząc po minie chyba akurat oglądał jakieś niemieckie pornuchy ;)
Co jeszcze – powoli zbliża się termin kolejnej wymiany oleju w złotej – przy okazji tej wymiany chcę rozkminić szerzej kwestię tego jak można organoleptycznie ocenić czy olej, który mamy w silniku jest dobrej jakości (i analogicznie – w jakiej kondycji jest sam silnik). Zachowałem też trochę oleju z poprzedniej wymiany (tej, którą przeprowadzałem tuż po jej zakupie) więc może uda mi się zrobić jakieś porównanie,
Na pewno przyjrzę się też kwestii szlamów i nagaru w silniku bo w sumie w złotej mam z tym problem – będę więc ponownie molestował pytaniami Czarka i na pewno opiszę Wam co z tego właściwie wyniknie.
I to chyba tyle na dziś.
Kolejne wieści wkrótce.
Pozdrawiam,
Tommy
Spieszę z odpowiedzią, jak się utrzymuje takie rzesze ludzi w kitlach i ich drogą aparaturę – otóż ich zadaniem i sensem istnienia jest przy zachowaniu ceny sprzedaży zejść z kosztem produkcji jak najniżej – żeby tymi oszczędnościami wykazali sens swojego istnienia i zapracowali na swoje wynagrodzenie.
Ergo – żebyś płacił za coraz większe g***o, które wpychają do tych butelek i które spełnia określone normy, ale tak minimalnie i ledwo ledwo :).
Myślisz strasznie jednowymiarowo :)
Jestem z wykształcenia (i doświadczenia zawodowego) ekonomistą – takie skrzywienie zawodowe…
Ekonomista z wykształcenia i doświadczenia i kupił starą Alfę? W chwili podpisywania umowy musiałeś być chyba konkretnie wstawiony ;D
Widzisz – ja od liczenia i przejmowania się tymi wszystkimi nudnymi, „ważnymi” sprawami mam Izę. Mogę więc bez oporów patrzeć na życie jak typowy labrador :)
Zdecydowanie nie doszacowałem strony „koszty”… Stopa zwrotu z inwestycji mknie ku zeru coraz bardziej.
Nie chcę nic mówić ale moje doświadczenia jednoznacznie wskazują, że zero to mega wyśmienity wynik ;D Ja mam większy deficyt niż Południowy Sudan :v
Nie, żebym się czepiał (z wykształcenia ekonomista, z doświadczenia częściowo też, aczkolwiek ostatnio z odchyłami w kierunku marketingu i R&D), ale tu już nawet nie chodzi o nieoszacowanie kosztów, bo się zdarza najlepszym, ale jak można użyć określenia „stopa zwrotu” w tym samym zdaniu, co „Alfa Romeo”?
Hahahahahahahaha
Takie komentarze są kurwa mać żenujące… Zwłaszcza na stronie motoryzacyjnej. We wrześniu tego roku Alfa Romeo 8C 2900B Lungo Spider została sprzedana za niecałe 26 mln USD i została najdroższym w historii samochodem sprzed II WŚ sprzedanym na aukcji:
http://europe.autonews.com/article/20160930/CANADA/160939986
Jakie inne ceny osiągają Alfy na aukcjach, można sobie poguglować. Uprzedzając kretyńskie uwagi, że Alfa 75 to nie rarytas sprzed wojny, proponuję również prześledzić ruchy cenowe tego modelu na Zachodzie.
Jak mawia stare przysłowie – lepiej milczeć i wyglądać na idiotę, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Radosuaf – do 75 nie musisz przekonywać chyba nikogo kto tu zagląda ;) Nie oburzaj się – po prostu żarty o alfie są tak żenującym poziomie, że idealnie wpisują się w klimat prentkiego ;)
No właśnie jak bym chciał czytać aż tak żenujące gówno, to bym wszedł na onet. Wymagajmy od siebie pewnej dozy szacunku :). Ja się przekomarzam na temat Escorta i E36, ale wszystko w rozsądnych granicach.
Żeby wymagać szacunku wypadałoby go najpierw okazać. W moim środowisku nie służy do tego „kurwa mać” ani „kretyńskie uwagi”. Ale ja na wschodzie mieszkam, to co ja tam wiem.
Mam aktualnie 3 samochody, z czego dwa są oznaką absolutnej motoryzacyjnej ignorancji i się ich nie kupuje (ford i francuski), trzeci to archetyp buractwa, czyli BMW. Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy w taki sposób reagować na żartobliwe docinki, ktorych z racji „kolekcji” słyszę niemało!
Najzabawniejsze, że właśnie negocjuję zakup Busso. Mam nadzieję, że aż tak mnie nie zmieni…
P.S. 75 (i jeszcze 155) uwielbiam od kiedy zacząłem jednocześnie dosięgać kierownicy i pedałów i tak naprawdę mam nadzieję, że miałeś po prostu gorszy dzień w pracy / gorszą noc z żoną, stąd overreacting ;-)
W sumie jakoś nie mogłem się powstrzymać… Sprawdzasz rano internety, a tam:
http://sosnowiec.wyborcza.pl/sosnowiec/1,93867,20814772,nowiutkie-bmw-w-drodze-na-wesele-spadlo-ze-skarpy-przy-nemo.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,20818918,jechali-bmw-z-popsutymi-wycieraczkami-i-dlatego-wpadli-w-ich.html
:)
To ja dodam jeszcze, że dzisiaj rano wyjeżdżając czorną z osiedla, działając w warunkach recydywy, nie włączyłem kierunkowskazu ;)
@radosuaf: o tym fenomenie już Prentki kiedyś pisał – najtęższe łby nie potrafią wytłumaczyć, dlaczego w prasowych informacjach o wypadkach prym wiedzie BMW mimo, że w policyjnych statystykach zostaje daleko w tyle za skodami, fałwejami, łoplami i reno…
@Tommy: i twoje szczęście, jakbyś włączył, to by cię na pewno panowie z Insigni ścignęli i byś się musiał gęsto tłumaczyć. A w świetle linków radosuafa kto wie, co by przy tobie znaleźli? W sumie to chyba nawet nie chcę wiedzieć ;-)
OK, a więc wojna.
A to Ty znajdziesz w ogóle czas na wojnę między lepieniem pierogów i harataniem na deskorolce? ;)
A nie myślałeś o użyciu jakiejś płukanki? Np. Liquid Molly Engine Flush?
Ja do siebie 2 miesiące temu przed wymianą wlałem, silnik jakby ciszej, kulturalniej pracuje (choć to może efekt placebo). To co z niego wyleciało były takie… grudy? Co myślisz?
Generalnie boję się trochę tych płukanek bo kiedyś jedna prawie zrobiła mi ała w Escorcie (po zakupie nastawiałem się na swapa bo silnik był w słabym stanie, ale postanowiłem spróbować trochę go przepłukać żeby dociągnął jeszcze chociaż sezon lub dwa). Efekt był taki, że po paru dniach góra silnika zaczęła mi grać na ciepłym – winny okazał się najprawdopodobniej filtr oleju, który zapchał się takim miękkim glutem (olej musiało wywalać zaworem ciśnieniowym spowrotem do miski zamiast podawać go na górę).
Trudno powiedzieć czy to efekt samej płukanki czy płukanki, masakrycznego zabrudzenia silnika i jakiegoś badziewnego filtra ale obecnie wolę płukać silnik samym olejem bo to po prostu bezpieczniejsze.
Wiadomo, że nie działa tak mocno jak płukanka ale liczę, że po 4-5 wymianach będzie już widać jakieś efekty.
wiedzialem, ze tematyka oleju to szeroko pojety temat.. nie wiedzialem, ze az tak. To wszystko na zdjeciach to jakis kosmos :p
Zalej „Zlotą” tym olejem co se tam sam wybełtałeś w tym Hamburgu:)
Mam tylko małą buteleczkę, ale traktuję ją jako sekretny składnik – dodaję kroplę pipetą do każdej wymiany ;D
-Tato, Tato, ale na tym zdjęciu gdzie byłes prawie doktorem, masz jakieś inne nazwisko?!
-Ale przecież jest zdjęcie z Doktorem House, prawda? Patrz synku
:)
I ten Chiński Diesel! :D Splendor!
Jeśli dzieciaki wdadzą się we mnie, a nie w Izę, to na zdjęciu równie dobrze mógłbym po prostu owinąć się w białe prześcieradło – i tak nie skumają :v
@YatzeK:
Jako właściciel AR od 8 lat nasłuchałem i naczytałem się takiej ilości kretyńskich docinków, zawsze tak samo nudnych i na tak samo niskim poziomie, że próg wrażliwości mi się mocno obniżył…
Gdybym pod każdym postem Prentkiego pisał: „a kiedy zrobisz przezroczyste drzwi, żeby było widać paski?, „czemu jeszcze nie ogoliłeś głowy, nie pasuje do BMW” albo „a kiedy tuba w bagażniku?”, „a gdzie dresik?”, to też byście mnie uznali za idiotę.
Dodatkowo mam jeszcze Peżota, wszystkie samochody w benzynie, więc wśród ludu mam opinię turbo kretyna motoryzacyjnego, co każdy próbuje mi notorycznie udowodnić.
Jestem w stanie przetrawić (ciężko) takie żenujące uwagi od dyletantów motoryzacyjnych (uwielbiam zwłaszcza od taksówkarzy, którzy wiozą mnie jakimś starym merolem z 7 kontrolkami na desce i pytają, jaki mam samochód), to oczekiwałbym (może naiwnie), że u Prentkiego takie teksty nie będą się pojawiać – zwłaszcza w kontekście dyskusji o AR z datą produkcji <1991.
Ale mój tekst w zadnym wypadku nie miał być docinkiem, bardziej może żartem ostrzejszym niż gdzie indziej, bo umówmy się, nie kupiłeś 75 mając w perspektywie stopę zwrotu. A z kolei u Prentkiego właśnie spodziewałbym się zwiększonej tolerancji dla takich zartów ;-)
Co do bycia turbokretynem, to masz rację – ja mam Forda w TDCI (rodzinofirmowóz do dużych przebiegów, więc wiadomo, dizel musi być, poza tym 360Nm przy 1750rpm naprapwdę fajnie jeździ :-)), Peugoeota 206 w 1.4 benzynie (auto żony do miasta, więc pakowanie tu LPG mija się z celem, (ale spróbuj to sąsiadom wytłumaczyć…) i BMW 3.0 V8 również bez gazu („ale jak to, jak tym jeździć, przecież to pali jak smok?”) – więc jestem w stanie zrozumieć, co przechodzi właściciel Alfy (szczególnie, że Busso, którego zakup rozważam, też nie ma LPG, nie ma również jednej uszczelki pod czapką i wysprzęglika, po zakupie zapewne okaże się, ze paru innych rzeczy też…).
Do tego parę lat temu, mając E34 i pracując w hurtowni opon i felg miałem dobre deale na w/w, z czego korzystałem namiętnie zmieniając koła 4 razy do roku :-) Wyobraź więc sobie komentarze ze strony „kolegów” z pracy dotyczące szklanych drzwi oraz wiadomych rozmiarów, jak w ciągu roku z 16 cali na oponach 205 doszedłem do 19″ i 255 ;-)
Tyle, że mój próg tolerancji pozostaje na niezmiennie wysokim poziomie, właśnie po to, żebym się nie musiał niepotrzebnie denerwować tymi, którzy niekoniecznie zasługują, żeby się nimi przejmować. A że i komentuję tu znacznie rzadziej niż ty, to i nie dałem się wystarczająco dobrze poznać :-)
OK, widzisz, ja jestem ze ściany zachodniej i tutaj uwielbienie dla koncernu VAG i wszytkiego co niemieckie jest w stężeniu ciężkim do zniesienia. Zdaje się, że ściana wschodnia to jednak więcej Francuzów, Japończyków i ogólnie różnorodności motoryzacyjnej.
W Wielkopolsce koleś, który 2 miesiące temu wydał 7 tys. zł na remont TSI w swoim Golfie śmieje się ze mnie, że kupiłem Alfę (autentyk). Naprawdę trudno przy tym wszystkim zachować spokój.
Postaram się zluzować następnym razem.
3.0 V8 aż musiałem sprawdzić, rzeczywiście BMW wyprodukowało coś takiego. Niby blogasek dla ludzi palących gumę pod Lidlem, a jednak bawiąc uczy.
Jako właściciel AR od 8 lat powinieneś waćpan być zaimpregnowany na różne docinki i stereotypowe żarty. Swoją drogą ilość tych tekstów przebija tylko liczba odpowiedzi na zapytanie „TFSI problem” w Google.
Mnie to nawet bawiło jak miałem BMW i słyszałem coś tam o dresach. Kiedyś, w sumie niechcący ale kapnąłem się dużo później, ruszyłem w dość długą trasę tym BMW w dresie, bo jeansy uciskały w ten, no, portfel i nie chciałem się męczyć od 6 do 23 (to była naprawdę długa trasa). Kilka dni wcześniej ściąłem się na krótko, jak wysiadłem na stacji benzynowej i zobaczyłem swoje odbicie w szklanych drzwiach, to nie wytrzymałem ze śmiechu. Postaw się teraz w sytuacji pracownika obiektu – zajeżdża BMW, wysiada dresiarz brzydki jak kupa z włosem, tankuje do pełna i potem chichrając się bezsensownie płaci gotówką, ani chybi kradzioną. Prawdziwy dresiarz, szybko, złap się za guzik!
Teraz mam dwa bezsensowne samochody, ale w sumie nic ciekawego na ich temat nie słyszę, ot giełdowo-biesiadny standard – po co ci ten SUV, SUVy są dla idiotów, a coupe to wynik ani chybi kryzysu wieku średniego, wiadoma rzecz. Też śmieszne, choć wkładu własnego w tym niewiele.
Na to się nie da zaimpregnować. Tzn. jak wiem, że ktoś ma problem z myśleniem i się go nie przekona, to opowiadam, że mam już trzeci silnik przy 15.000 km (autentyk, łykają bez problemu), ale jak się pojawiam na szanowanych powszechnie blogach motoryzacyjnych (nie, Prentki nic mi nie dał w łapę za to, chociaż liczę na coś), to bym jednak nie chciał czytać takich historii ;).
Ode mnie już nie będziesz, obiecuję ;-)
Ale ten jeden ostatni raz mi musisz wybaczyć: https://www.youtube.com/watch?v=W-bXPhUwldc :-)))
Sorry, nie mogłem się powstrzymać. Ale jako świeżo upieczonemu już prawie posiadaczowi Busso to chyba wolno mi juz nieco więcej?
;-)
@jonas: ano widzisz, było takie V8 3.0 – wiem, że małe, ale cóż, trafiło się jakiś czas niejeżdżone auto w dobrym stanie, fajnym wyposażeniu to grzech było od wrastania w naturę nie uratować. Niestety (na szczęście?) okazało się, że na jednym garnku słaba kompresja więc w zależności od diagnozy – jak się okaże, że blok do remontu to będzie swap na 4.0 :-)
Widziałem. I wiem również, jak są traktowane te samochody. Generalnie nie wiem, co za palant wpadł na pomysł, żeby szeregowych policjantów wyposażyć w takie samochody…
Znaczy, nie wiem kto, ale wiem jak. Smaczku historii dodaje fakt, że firma, która sprzedała te Alfy straciła ze 2 lata temu autoryzację całej grupy Fiata…
Kiedyś pan w tym serwisie wmawiał mi, że moja Alfa jest uderzona, bo nie umiał prawidłowo ustawić świateł :).
Chyba wszyscy wiemy jak działają takie zamówienia publiczne ;)
@jonas: „po co ci ten SUV, SUVy są dla idiotów, a coupe to wynik ani chybi kryzysu wieku średniego”. Poza tym „po cholerę ci tyle samochodów, przecież naraz nimi i tak nie pojedziesz?”, nie lepiej było kupić X6? MIałbyś i SUVa i „coupe” w jednym – nadal bez sensu, ale przynajmniej taniej, bo jedno auto zamiast dwóch ;)
Po pierwsze potrzebne mi są dwa samochody, bo jeden zabieram do roboty na dwa lub trzy tygodnie, a drugim jeździ żona. Wolałaby coupe, ale nie widzę pakowania dziecka na fotelik do tyłu na tą ławeczkę.
Po drugie X6 jest nie bezsensowne, tylko idiotyczne – łączy wady SUVa i coupe nie posiadając przy tym zalet. Samochód to jednak również narzędzie, musi mieć jakieś cechy użytkowe.
Po trzecie za dużo tego jeździ, w leasingu i bez, na co drugim parkingu bym się motał klikając pilotem na oślep które to moje. A tak tylko się motam jak mi coupe zasłoni byle osobówka, bo jest niskie. SUVa zasłoni tylko dostawczak, zresztą ma charakterystyczny pudełkowaty kształt, trudny do pomylenia tylko z Jeepem Cherokee, których jeździ niewiele.
:-)
Pomijając całą waszą dyskusję o Alfie, bmw, stereotypach i niskim progu wytrzymałości na heheszki, dodam tylko że w każdym bmw jakie miałem remontowałem silnik od podstaw bez szczególnego powodu. Ot tak przy wymianie rozrządu stwierdziłem: dobra, rozbieramy go na śrubki i składamy od nowa. Czy to mi się zwróciło? Czy słuchałem o tym jaki jestem głupi i co mogę kupić za to? Czy były ciągłe śmiechy że i tak to nie jedzie jak trzeba? A czy mnie to interesuje co inni myślą i mówią? :)
Na swoje nieszczęście mam teraz 4.4 V8, i właśnie wpadłem na pomysł że w sumie węże od chłodzenia wymagają zmiany, więc może by tak cały układ zrobić, a przy okazji już rozrząd, a jak rozrząd to w sumie sie znajdzie kilka innych drobiazgów.
Wracając do tematu oleju, fajnie że takie rzeczy się dzieją i są takie profesjonalne miejsca, ciekawe tylko czy za kilka lat to serio będzie coś dawało poza marketingiem i te słąbej jakości silniki po downsizingu wzruszą się na info o oleju specjalnie do nich.
Pamiętam jak kiedyś dawałeś link do wyszukiwarki shella żeby dobrać olej. No i mam reklamację.
Podało mi że do mojego silnika trzeba Helixa 5w30, lub standard i ekonomiczny 5w40
Po przestudiowaniu forum, rozmowie z kilkoma użytkownikami v8, oraz wreszcie po podjęciu tematu z ludźmi co na naprawach bmw zjedli zęby wnioski są takie:
5W40 do tego silnika się nie nadaje ze względu na to jaką ma temperaturę pracy.
5W30 to optymalne rozwiązanie do normalnej jazdy
10W60 to opcja jak ktoś trochę bardziej szaleje i ciśnie fałkę
0W30 niektórzy to leją jak już na prawdę auto nie ma lekko.
Ja się w końcu zdecydowałem na Motula Xclean 5W30 ale trochę już się sugerowałem opinią dwóch kumpli którzy latają na tych olejach któryś sezon.
Kilka tygodni temu zrobiłem drugą wymianę od kupna auta (zmieniam co 10tyś) i też wpadł motul.
Jak żyć? Co robić? i przede wszystkim, Jaki olej brać?
P.S. Widzę niezdrowe zainteresowanie Rafałem, tylu zdjęć mu chyba nawet żona nie zrobiła co Ty :D
„5W40 do tego silnika się nie nadaje ze względu na to jaką ma temperaturę pracy.
5W30 to optymalne rozwiązanie do normalnej jazdy”
Please elaborate, bo nie bardzo to ogarniam…
Silnik M62 ma temperaturę pracy 110stopni, i niby ( powtarzam, jestem w tym totalnym laikiem) olej 5w40 się nie nadaje właśnie przez to w jakiej temperaturze musi pracować i że nie daje wtedy z siebie wszystkiego. Podobno nie daje dobrej ochrony jak jest zimny silnik tuż po odpaleniu.
5W30 ma niby dawać lepszą ochronę po odpaleniu ale też nie być za rzadkim jak silnik jest gorący. NIe wiem, leje to co polecają długoletni użytkownicy tego silnika. A chciałbym wiedzieć dokładnie co i jak, i nie powtarzać głupot czy nie robić błędów :)