Jeśli mam być szczery, to większość współczesnych samochodów rozpala moje zmysły równie skutecznie co elektryczny, podszafkowy podgrzewacz wody.

Albo Ewelina Lisowska.

Z tego powodu, mimo, że w teorii jestem blogerem od aut, to w praktyce cholernie słabo orientuję się w aktualnej ofercie modelowej większości producentów. Nie mam na przykład zielonego pojęcia jaka generacja Renault Clio jest obecnie dostępna w salonach. Nie wiem też jakie silniki montują teraz w Passatach, ani jakie jest oznaczenie kodowe najnowszego BMW serii 3.

Tak naprawdę nie jestem nawet do końca pewien, czy w BMW dalej produkują serię 3 – bo narobiło się tam tyle „iksów”, „emów” i dziwnych cyferek, że nie zdziwiłbym się gdyby stara, dobra trójka nazywała się teraz X2M4.

Wersja „xD”

Czasami też, kiedy stoję w korku i patrzę na jakieś nowsze BMW sunące niespiesznie przede mną, zastanawiam się co właściwie oznacza 320i przyklejone na jego tylnej klapie. Wiem, że nie wszyscy tutaj interesują się beemkami dlatego pozwólcie, że wyjaśnię wam jak to kiedyś działało – otóż pierwsza cyfra oznaczała serię modelu, a kolejne dwie pojemność silnika.

320i oznaczało więc najczęściej BMW serii 3 z 2-litrowym silnikiem.

Takim na wtrysku bo „i”.

Potem jednak BMW do projektowania oznaczeń modeli zatrudniło tego siwego gościa, który losował kiedyś piłeczki z numerkami na polsacie i teraz, jak wynika z informacji na stronie BMW liczba 340i oznacza wersję z 3-litrówką, 330i z 2-litrówką, a 330D – z 3 litrówką.

To bardzo logiczne zważywszy na fakt, że modele 316d, 318i i 320d mają 2-litrowe silniki.

Tak samo jak 325d.

Idąc dalej – niedawno musiałem zamówić nową rolkę paska wielorowkowego do naszego nowego hatczbecka. Operacja z pozoru niezwykle prosta ale wierzcie mi lub nie – dobre pół godziny zajęło mi rozkminienie do jakiej generacji modelowej należy w ogóle nasz samochód.

Serio.

To może wydawać się wam śmieszne ale kiedy zacząłem grzebać w internecie to okazało się, że w roku, z którego pochodzi nasze auto produkowano dwie generacje, a na dokładkę obie wyglądają dokładnie tak samo.

Zastanawiam się co za debile świadomie kupują tę droższą.

Serio.

Dobre dziesięć minut gapiłem się na zdjęcia obu aut i jeśli chodzi o różnice to wyłapałem jedynie odrobinę inny kształt przednich reflektorów. Pewnie pomyślicie sobie, że przesadzam ale musicie wiedzieć, że podobnie jak większość mężczyzn, na przestrzeni lat rozwinąłem niesamowicie umiejętność wyłapywania najsubtelniejszych różnic w wyglądzie różnych obiektów. To w końcu cecha niezbędna dla przetrwania naszego męskiego gatunku.

Kiedyś chroniła nas przed zjedzeniem niewłaściwego grzyba i pomagała wypatrzeć ukrywającą się w zaroślach dziką zwierzynę, a dziś chroni nas przed zostaniem zatłuczonym na śmierć łyżką do butów bo nie zauważyliśmy, że nasza druga połówka wydała właśnie 300 złotych na przefarbowanie włosów z koloru brązowego na brązowy.

Wracając jednak do samochodu – samo ustalenie wersji modelowej było już jakimś tam sukcesem ale później okazało się jeszcze, że w danym roczniku występuje kilka rodzajów napinaczy, a ich przyporządkowanie do poszczególnych kodów silnika jest równie logiczne co aktualna polityka podatkowa.

Przeglądając oferty napinaczy uświadomiłem sobie jednak pewną rzecz – bo widzicie, w całej tej mojej samochodowej ignorancji kryje się pewna ciekawa analogia.

Otóż jeszcze 15-20 lat temu byłem jednym z najlepiej zorientowanych w tematyce sprzętu komputerowego dzieciaków w okolicy. Wiedziałem doskonale jaka karta graficzna jest potrzebna, żeby włączyć mojej kuzynce Sims 2, wiedziałem czy lepszy jest Pentium IV czy może poczciwy Celeron i byłem w stanie przewidzieć jaką pojemność dysku powinienem wybrać żeby wystarczyło mi miejsca na te wszystkie zgrywane od kumpli gry i pornosy w rozdzielczości 640×480 pikseli.

Wiedziałem jakiej marki kości RAM są warte uwagi, aktualizowałem BIOS-y, śledziłem premiery nowych procesorów i z wypiekami na twarzy czekałem na moment, w którym będzie mnie stać na dwurdzeniowy procesor.

Później jednak odkupiłem od znajomego styraną konsolę Playstation i za sprawą Gran Turismo 2 i Harvest Moon’a na mniej więcej rok wyleciałem z tej hardłerowej karuzeli spierdolenia.

Zamiast gonić za tymi wszystkimi FPS-ami, megahercami i gigabajtami pojemności po prostu wkładałem do napędu płytę CD i dobrze się bawiłem.

Po części dlatego bo za nadwyżkę kasy kupowałem różową Fantę, komiksy z Dragon Ball i chrupki bekonowe.

Mniej więcej dwa lata później chciałem wymienić kilka części w moim zapomnianym nieco komputerze – tak, żeby uruchomić na nim nową ścigałkę, którą przy jakiejś okazji podrzucił mi mój znajomy. Kiedy jednak zacząłem przeglądać czarno-białą gazetkę z pobliskiego sklepu komputerowego, okazało się, że wszystko co wiedziałem o parametrach sprzętu komputerowego jest na ten moment równie aktualne co żółta książka telefoniczna rocznik 1986 leżąca gdzieś pod naszą szafką na TV.

Uświadomiłem sobie wtedy, że żeby mój komputer nadawał się do uruchomienia czegokolwiek bardziej wymagającego od Scremera 4×4 musiałbym wydać na części więcej niż zarobiłbym na okolicznych budowach przez najbliższe 15 lat.

Olałem więc temat, płytę z nową grą rzuciłem w kąt, kupiłem sobie piwo i jak zwykle włączyłem Gran Turismo.

I naprawdę dobrze się bawiłem.

W efekcie mimo że kiedyś byłem prawdziwym ekspertem od komputerów to dziś nie mam zielonego pojęcia jakie parametry ma laptop, który jakiś czas temu sobie kupiłem. Serio – te wszystkie taktowania, rdzenie i SS-deki są dla mnie dziś tak bardzo niezrozumiałe, że nie chciało mi się nawet przeczytać do końca specyfikacji.

Poszedłem więc do sklepu i zapytałem sprzedawcę czy na tym sprzęcie da się uruchomić porno w HD.

On powiedział że tak.

Dałem mu więc moje pieniądze.

On dał mi laptopa.

Widzicie – chyba zaczynam rozumieć dlaczego mam stare BMW, a nie Opla w dieslu z otwieranym stopą bagażnikiem i kamerą cofania.

I dlaczego tak dobrze się w nim bawię…

16 Komentarzy

  1. Ferest 13 lipca 2018 o 16:22

    Jakie piękne i prawdziwe
    Od długiego czasu zajmuję się zawodowo serwisem sprzętu komputerowego oraz sieciami – powoli sam przestaję ogarniać co się na rynku dzieje.

    Swoją drogą coś w tym jest.

    Ostatnio jak zajrzałem pod maskę kompakta to przestałem kląć na montaż przewodów paliwowych w Omedze tak, że prawie nie da się wytargać cewki lub na umiejscowienie wlewu oleju.

    1. Prentki 16 lipca 2018 o 07:54

      Ciesz się chwilą, bo lepiej czy prościej już raczej nigdy nie będzie ;)

      1. Ferest 16 lipca 2018 o 22:53

        O tym bardzo dobrze wiem, że łatwiej nie będzie ;)

        Z tego powodu cieszę każdym kilometrem przejechanym tym tapczanem oraz każdym innym autem, które nie wtrąca mi się w jazdę i daje naprawić się bez telefonu do NASA.

  2. Tomek 13 lipca 2018 o 16:26

    Dobrze napisane.

  3. Artur 13 lipca 2018 o 20:24

    Szczera prawda. Prawdziwe to wszystko do bólu. Cieszę się że nie tylko ja tak mam. :) Podniosłes mnie na duchu, myślałem że stałem się w szybkim tempie starcem .

  4. Radek 15 lipca 2018 o 00:25

    Za wspomnienie Screamera 4×4 masz u mnie (kolejne) piwo. :)
    Leczyłem się tą grą po sprzedazy mojego LandCruisera LJ70.
    Nie muszę mówić, że do sprzedaży „namówiła mnie” Koleżanka-Małżonka…

    1. Ferest 16 lipca 2018 o 22:59

      Teraz czas odegrać się i trzeba zbudować replikę Hiluxa BigFoot.

      Z tego powodu cieszę się, że jestem sam.

  5. Mateusz 15 lipca 2018 o 20:33

    Propo opla w dieslu :D kumpel wczoraj kupił Astrę GTC w 1.9 i kurde miałem kryzys czy czegoś podobnego nie szukać, ale jednak (jeszcze) Adrianowy Rurek oferuje więcej :D

    1. Prentki 16 lipca 2018 o 07:57

      Wszystko zależy od tego, czego oczekujesz od samochodu. Dla dwóch różnych osób to samo auto może być odpowiednio wspaniałe i okropne – i oboje będą mieli rację. Ot kwestia indywidualnych preferencji ;)

  6. Kristo 16 lipca 2018 o 11:44

    dyplomatycznie.. ;)

    1. Prentki 16 lipca 2018 o 12:40

      Wiesz – ja uważam, że nie zna życia ten kto nie piłował ogołoconej z wszystkiego, starej tylnonapędówki po deszczu ale rozumiem jakimi motywami kierują się ludzie świadomie rezygnujący z życia ;D

  7. Piotrek 16 lipca 2018 o 12:20

    No z doborem części jest śmiesznie. Do grand scenica 3 małżowiny szukałem na portalach zderzaka przód. Naliczyłem 24 wersje.

  8. Moni 6 sierpnia 2018 o 12:58

    Wpisałam w Google ‚blogerka felietony’. Bardzo miło się czyta Twoje felietony. Przeczytałam już drugi. Nawet nie przeszkadza mi, że nie jesteś blogerką.
    Pozdrawiam, Moni

  9. Michał 7 sierpnia 2018 o 14:02

    Wszystko fajnie, ale… obecnie oferowane 318i ma 3 cylindry i pojemność 1.5l. I kiedyś rozważałem, że sobie takie kupię. Wydawało mi się, że 1.8 to będzie jakoś jechać. A potem dostałem w twarz tymi 3 cylindrami. I już nie chcę. :D

    Świetny tekst, uwielbiam tu wracać. Tu jest dużo fajniej niż u takiego jednego starszego pana. :D

  10. Adrian Kamiczyk 25 września 2018 o 14:14

    Szczerze powiedziawszy nie dziwię Ci się kompletnie. Zarówno rynek komputerowy jak i motoryzacyjny poszedł tak do przodu, żeee nie da się tego opisać. Sam jeszcze parę lat temu byłem w stanie na odległość zobaczyć auto i wymienić jego podstawowe parametry aa teraz.. pożal się boże. W sumie temat opisałeś idealnie :D A co do komputerów to nie warto się tym interesować bo zabraknie Ci życia na poznanie wszystkich nowości ;p

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *