Zawsze miałem opory przez zakładaniem opon zimowych.

Dopóki natura nie obdarowała nas śniegiem na tyle bogato, że dojście do śmietnika w kapciach wymagało nadludzkiego sprytu i determinacji, koła zimowe leżały w garażu schowane pod grubą warstwą części, brudu i tego co kiedyś przypominało jedzenie (mam nawyk zostawiania wszędzie starych kanapek).

Zawsze było mi szkoda tych milimetrów mięciutkiego bieżnika wycieranych na suchym asfalcie…

Być może było to spowodowane faktem, że nigdy nie było mnie stać na opony o wysokości bieżnika większej niż jakieś 5mm. Druga rzecz to, że nowe opony nie miały dla mnie sensu, bo nieraz rozrywałem koła na jakichś „brudnych” cięciach, kamieniach, poboczach i krawężnikach…

Od jakiegoś jednak czasu przekonałem się do zakładania opon z odpowiednim zapasem czasu.

Z jednej strony pewnie dlatego, że przestało mi się uśmiechać zasuwanie z lewarkiem o 7 rano, żeby po spadnięciu pierwszego śniegu jakoś dotrzeć do pracy. Druga rzecz to to, że od czasu jak pracuję w biurze, czasem zdarza mi się jeździć w stanie porannego zamulenia (to ten okres rano, kiedy jesteś w stanie umyć zęby pilotem od DVD, albo pomylić kota z torbą na laptopa i nawet się w swym błędzie nie zorientować).

W tym czasie niespodziewany atak konfidenckiej, prawicowej podsterowności nie jest najprzyjemniejszym doznaniem.

Tak więc ostatnio kupiłem sobie komplet używanych opon o dość dobrej aparycji, i założyłem je na świeżutko lakierowane felgi z BMW e32. Nie czekając na fikuśne anegdoty i przysłowia Jarosława Kreta o zbliżającej się zimie założyłem je od razu na samochód.

Dzięki temu mogę ze spokojną głową wpadać rano w zjazd na krzyżówce, na końcówce zielonego światła i nie grozi mi nieplanowane zwiedzanie miejskich terenów zielonych.

Nawet Kebab – jamnik spacerujący jak co dzień po osiedlowych uliczkach w poszukiwaniu tyłków do obwąchania poczuł się dużo bezpieczniej.

Jeśli masz w garażu komplet opon i wciąż zastanawiasz się, czy warto go już założyć na samochód, mam dla Ciebie jeszcze jeden dobry powód, dla którego powinieneś to zrobić. Wyobraź sobie co będzie się działo za jakieś dwa tygodnie pod pobliskim serwisie oponiarskim.

Kilometrowe kolejki ciągnące się przez góry, pola i lasy. Rozbite na każdym kroku namioty, śpiewy przy ognisku i wspólne tańce… Gorące wino w glinianych dzbanach, kobiety w zwiewnych sukniach pląsające po delikatnej, okraszonej rosą trawie.. w promieniach wschodzące…

Kurde…

Trochę się chyba zapędziłem.

Jeśli jesteś cwaniak i masz komplet na osobnych felgach to Ciebie ten problem nie dotyczy. Jesteś debeściak, i Twoja fura też.

Na pewno, te parę milimetrów bieżnika nie jest warte wylądowania w rowie, kiedy zapomnisz się z opóźnionym hamowaniem. Przyczepność jest zdradliwa, niczym kobieta o zielonych oczach. Szanuj ją, bo szczególnie w chłodne, listopadowe dni robi się markotna i chętnie znika w najmniej odpowiednim momencie.

Można oszczędzać na jedzeniu, płynie do mycia naczyń albo bawełnianych skarpetach. W najgorszym wypadku schudniesz, umyjesz jedną kroplą 15 talerzy, albo wyjdziesz na fleję, kiedy ktoś zaprosi Cię do mieszkania.

Ale nie stracisz życia na przydrożnym drzewie, nie zabijesz bogu winnego Kebaba, biegającego sobie beztrosko po osiedlu i nie stracisz nowiutkiego zderzaka z M-pakietu parkując na poboczu po przestrzelonym zakręcie.

Ja już zmądrzałem.

Ty też nie wyceniaj swojego życia na parę opon.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *