Od paru dni, podczas ruszania zacząłem wyczuwać delikatny luz w napędach. Taki tyci-tyci. Szczególnie zauważalny podczas ruszania od górkę. I pomimo, że nie zaglądałem jeszcze pod samochód, jestem praktycznie pewien, że to przegub na prawej półosi – najprawdopodobniej ten zewnętrzny.
I teraz chwila ciszy i pomyślcie proszę gdzie ja przez te ostatnie dziesięć lat właściwie zabrnąłem.
Iza nie ma pojęcia o czym mówię. Dość często korzysta z mojego e36, a mimo to nie wie nic o żadnym luzie na półosi. Null. Zero. Nic. Patrzy tylko na mnie jak zwykle tym swoim pełnym zrozumienia i troski spojrzeniem i kiwa śliczną główką sprawiając wrażenie, że doskonale wie o czym mówię. Choć nie wie. I nie żeby była tym samym jakąś ignorantką – o nie. To nie ten typ kobiety, która potrafi przejechać 400 kilometrów z urwanym kołem „bo nie zauważyłam”.
Ona po prostu nie ma prawa tego wyczuć, bo samo w sobie przypomina to próbę sprawdzenia czy ta biegająca po podłodze mrówka nie ma przypadkiem płaskostopia.
Chodzi o to, że po kilku latach spędzonych na rozbudowywaniu, odbudowywaniu, przebudowywaniu i przede wszystkim – jeździe moim samochodem, zgrałem się z nim do tego stopnia, że wszelkie najdrobniejsze zmiany w jego zachowaniu wyczuwam tak jakby chodziło o moje własne narządy i kończyny. Jeśli w przednim lewym kole pojawia się jakiś luz, czuję go tak wyraźnie jak gdyby chodziło tu o moje lewe kolano, a nie jakiś abstrakcyjny sworzeń wahacza.
Zwykły człowiek w życiu nie wyczułby tej delikatnej pauzy pomiędzy puszczeniem sprzęgła, a naprężeniem się całego układu napędowego.
A ja wiem, że ona tam jest i ta świadomość od kilku dni nie daje mi spokoju. Pośladkami podpiętymi do skórzanego recaro sonduję samochód tak dokładnie, że jestem nawet w stanie określić z dokładnością do jednego centymetra, w którym miejscu ten luz się pojawił. Sam nie wiem czy powinienem się z tego faktu cieszyć, czy płakać.
Czasami zdarza mi się rozmawiać z innymi ludźmi posiadającymi podobne do mojego BMW i z reguły przyłapuję się na tym, że gdy dyskusja schodzi np. na sterowanie skrzynią biegów, wcale nie muszę rysować sobie przed oczami jakichś abstrakcyjnych schematów z katalogu real oem.
Stary, nie musisz mówić – wiem jak to wygląda.
Rozbierałem to w zeszłym tygodniu.
Najlepsze jest to, że w moim samochodzie demontowałem i wymieniałem już chyba wszystko. Ale tak na serio wszystko – nie wyłączając podsufitki, zawieszenia, skrzyni biegów czy ukrytego pod deską rozdzielczą wentylatora. Rozbierałem nawet fotele. Wiem co jest pod wykładziną, jak wygląda tylna strona zegarów i którędy jest poprowadzona wiązka przewodów do pompy paliwa.
Pompę paliwa też miałem w rękach. Podobnie jak znajdujący się w gnieździe po drugiej stronie zbiornika pływak i kilka innych pomniejszych elementów.
Kiedy ktoś zastanawia się czy da radę samodzielnie wymienić, dajmy na to – dyferencjał, ja jestem w stanie w kilka sekund przedłożyć mu szczegółową procedurę serwisową wraz ze zwróceniem uwagi na jakieś sprytne patenty i trudności.
Wiem co dokładnie trzeba w tym celu zdemontować i w jakiej kolejności. Z głowy podaję numery nasadek i kluczy, ilości śrub do odkręcenia i ich umiejscowienie. Pamiętam nawet, że odkręcając lewą śrubę trzymającą dyferencjał do wózka lepiej nie używać grzechotki z nasadką bo w pewnym momencie zakleszczymy się o wnękę koła zapasowego i nie będziemy mogli jej zdjąć.
Lepiej użyć tam łamanego klucza oczkowego.
Jakież to dziwne – zaawansowana pamięć ejdetyczna u człowieka, który średnio piętnaście razy dziennie zastanawia się, gdzie do cholery położył swój telefon.
Potrafię zgubić się w sklepie spożywczym i nadal nie pamiętam, którym przyciskiem na pilocie włącza się tryb AV, ale szczegółową procedurę wymiany kolektora dolotowego w silniku M52 wyrecytuję Wam nawet kiedy wyrwiecie mnie ze snu w samym środku nocy.
Gdybym równie dobrze jak wiedzę techniczną przyswajał sobie chociażby historię albo wzory matematyczne, byłbym dziś nowym Einsteinem, a nie gościem, który wie jaką śrubką jest przykręcona pompa wspomagania w Fordzie Escorcie, ale nie ma zielonego pojęcia jaki nosi rozmiar spodni.
Podobnie wygląda to w innych dziedzinach życia. Listę zakupów Iza pisze mi drukowanymi literami. Bóg mi świadkiem, że poważnie rozważa malowanie na niej dodatkowych obrazków bo nawet wysyłając mnie po chleb i masło istnieje wysoki stopień ryzyka, że wrócę do domu z piwem i puszką groszku.
Czasami rozbieram różne rzeczy tylko dlatego, bo ciekawi mnie jak działają.
A potem już nie działają.
W ten sposób popsułem w BMW pompę wspomagania. Dwa razy. Złożyłem ją jak należy dopiero kiedy uzyskałem wiedzę pozwalającą mi wyświetlić w głowie projekcję 3D uwzględniającą kierunek przepływu płynu hydraulicznego, zakresy ruchu poszczególnych elementów i działanie wszelkich zapadek czy trybów. Dopiero wtedy mogłem poskładać ją do kupy, a materiał o zasadach jej działania włożyć na półkę w moim umysłowym archiwum.
Aż sam boję się siebie na starość bo wszystko wskazuje na to, że jedyną istotą, z którą będę się w stanie wtedy dogadać będzie robot z taśmy montażowej w fabryce Fiata…
Ja tak mam po wymianie kół na zimowe w samochodzie mojej żony – jeżdżę nim od czasu do czasu, ale mógłbym sobie dać coś uciąć, że w prawym przednim kole jest coś nie tak, coś obciera. Posłuchałem, jak się samochód wolno toczy – nic, pomacałem felgę po kilku kilometrach jazdy – zimna. Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale coś mi nie pasuje…
Każdy petrolhead tak ma. W pewien sposób nienawidzę wracać po zakupie nowym autem. Tyle dźwięków, których jeszcze nie znam, wścieku dupy można dostać!
Bardzo dobrze Cie rozumiem :D i mam tak samo :D czasem nie pamiętam co do mnie ktoś chwilę wcześniej mówił ale to jak i co robiłem w samochodzie to pamiętam bardzo dobrze :D
A tak w ogóle skoro mówisz o dyferencjale :D wyjmowałeś może cały wózek tylny? bo mnie czeka wymiana wszystkiego i złożenie na poliuretanach.
Głupie pytanie ;D To była chyba druga rzecz, którą wymontowałem po kupnie bordowej (wymieniałem wtedy wszystkie gumy i tuleje w tylnym zawieszeniu i wszystko lakierowałem). Nie polecam jednak robić tego w pojedynkę – tym bardziej jeśli chcesz zdjąć i założyć potem cały zawias z wózkiem w jednym kawałku (ileż ja się z tym utargałem…) ;}
przyjmę chętnie wszelkie wskazówki dotyczące tego manewru jeśli to możliwe :D
Kwinta i esencja. Lubię jeździć „rozpracowanym” samochodem, współodczuwać bolączki, wiedzieć na co mogę sobie z nim pozwolić a czego nie nadwyrężać. I oczywiście dopieszczać, wiedzieć gdzie przykleić plasterek i jaki podać syropek. To jak ze starym ukochanym kundlem, nikt go nie zrozumie tak, jak właściciel. O, tu moje trzy z moich siedmiu kundli: :)
@zyga, łooo stary, srogie masz dyliżansy w stajni. Matra Espace i Szewrolet Żukiette to nie byle pikuś ;)
Ten chart (prawie chart) najszybszy ze wszystkich! :)
I pewnie najrzadziej się psuje : D
Ale za to płynów gubi najwięcej.
Nie byłbym taki pewien, prawiechart leje tylko jak stoi, żuk jak i jak stoi i jak jedzie ;)
Petrolhead, fajne określenie.
Czyli jednak od dawna coś ze mną ‚nie tak’, posłali mnie do sklepu po margarynę, przyniosłem masło i nie wiedziałem, czemu nikomu taki stan rzeczy nie pasuje…
Ale doznać olśnienia w środku nocy jak coś zrobić, a potem biegusiem do garażu sprawdzić, czy w praktyce to się sprawdzi, to jak najbardziej…
Oj tak – te nagłe olśnienia też mi się zdarzają (najczęściej kiedy coś co poskładałem nadal nie działa i łażę przez kolejne 2 dni jak w transie nie myśląc o niczym innym)
Tak jak piszą inni :) Kto ma do tego dryg, i jest zżyty z tym czym jeździ, wyczuwa wszystkie stuki, inny dźwięk pracy zawieszenia kiedy się kulamy przez guliki czy kocie łby. „Na prostej w tych koleinach coś jest nie tak”.
A z wiedzą mam podobnie ale nie do końca :D Jestem mistrzem wiedzy bezużytecznej, czyli wszystko to co potencjalnie w życiu jest mało przydatne. Pierdoły, co jak działa, jak jest zbudowane, kto co gdzie i kiedy, znam jakieś fakty i detale o rzeczach których normalni ludzie nawet nie dostrzegają. =]
Najgorsze jest, jesli masz tak z kilkoma rzeczami i raptem zaczną Ci się zlewać w jedną całość. Ja na ten przykład doskonale pamiętam, w którym miejscu w w grze (w WoWie, a jakże) spotkałem konkretną postać o konkretnym nicku i kim ona była dla całego Lore. Ok, zdarza się, grałem w to kilka lat. Znam tam kazdy zakamarek.
A do cholery ulic w moim rodzinnym mieście, ich nazw w sensie, do tej pory nie potrafię zapamiętać. Znam miejsce, nazwy za to ni cholery.
Boję się, że jak zacznę remontować to, co chce remontować, to skońcy się to źle. Już teraz zapominam o połowie zakupów które miałem zrobić.
Ja znam na pamięć VIN do berliny sportivo, a z numerem rejestracyjnym mam problem :D.
Ja znam na pamięć VIN i numery rejestracyjne samochodów, a nie pamiętam PIN-u do komórki : /
To akurat może być wybawieniem, jak idziesz się spotkać wieczorem z kolegami :D.
Kiedy idę spotkać się wieczorem z kolegami, nigdy nie zabieram ze sobą telefonu;}
Kurde. Ja pamiętam kazdy pin jak tylko na niego spojrzę.
A rejestracji się uczę kilka miesięcy. Debilizm.
oj nie debilizm tylko pamięć wybiórcza :D
Mam tak samo, mimo że mam swojego Golfa od roku, już zdążyłem go w całości rozebrać. Tylko jeszcze nie poskładałem bo zawsze są ciekawsze rzeczy do roboty niż wnętrze. Coś pod maską albo zawieszenie :P
Wszystko pamiętam gdzie i jakimi śrubkami było przykręcone, a kumple korzystają ze mnie jak z wikipedii :O
No to trafił swój na swego :) Też raz rozkręciłem golfika, tylko po to żeby go potem skręcić :) Nie wymyślono chyba lepszego sposobu na wypoczynek, a ile wiedzy to daje dodatkowo :D