Zwykle gdy ktoś po raz pierwszy wsiada do już nie bordowej, dziwi się, że jestem w stanie bez większego problemu funkcjonować z tym ascetycznym i hałaśliwym rupieciem na co dzień.

I to od jakichś siedmiu lat.

Chodzi o to, że większość moich znajomych – nawet tych interesujących się motoryzacją, nie ma stałego kontaktu z samochodami pozbawionymi wygłuszeń, części tapicerek i elementów wyposażenia. Z samochodami posiadającymi twarde zawieszenia, niskoprofilowe opony i poliuretanowe tuleje wahaczy.

I brzmiącymi na bruku równie subtelnie co zrzucony z Kasprowego Wierchu Fiat Seicento.

Wypełniony garnkami.

Poza tym już nie bordowa ma to do siebie, że zaczyna obracać się wokół własnej osi za każdym razem kiedy tylko zrobi się choć odrobinę wilgotno.

Albo zimno.

Albo kiedy doda się odrobinę za dużo gazu.

Albo za szybko się go odejmie.

Myślę, że rozumiecie o co mi chodzi…

Zmierzam do tego, że większość normalnych ludzi używa na co dzień samochodów wyposażonych w centralny zamek z pilotem, wygodne fotele i klimatyzację. Niektóre z tych aut mają mocne silniki, inne napęd 4×4, jeszcze inne całą masę uchwytów na kubki, skórzane fotele albo panoramiczny dach (pozwalający zorientować się w porę, że z góry nadjeżdża jakaś bordowa Tesla ze sporym przebiegiem).

Bywają różne, ale to wciąż wyposażone w wycieraczki i gniazdko zapalniczki odpowiedniki statecznej, zrównoważonej psychicznie i oszczędzającej prąd pani domu.

To z kolei sprawia, że głośny i posiadający problemy z jazdą na wprost rupieć pokroju prentkiego 328i może wydawać się nieco zwariowany i intrygujący.

Może wydawać się fajny.

Jest trochę jak tajemnicza dziewczyna o ciemnych oczach, która przez cały wieczór zerka na was zalotnie znad swojego drinka. Wiecie, że w jej oczach czai się jakaś gruba, psychodeliczna inba. Widzicie siniaki na jej ramionach i wystający z torebki składany nóż.

Wiecie też, że w garażu czeka na was zawsze wierna i niezawodna żona, która robi świetne kotlety, pierze wam skarpetki i pali tylko siedem na sto.

A mimo to co rusz zerkacie na dziewczę, które intryguje tymi swoimi smukłymi liniami i czarującym niskim głosem. I mimo tych wszystkich ale macie ogromną ochotę, żeby podejść i porwać ją na szalone i spontaniczne bara-bara.

Nie martwcie się jednak – bo mimo, iż ogołocona do cna, stara tylnonapędówka może wydawać się Wam równie pociągająca co rubaszne figle z Gal Gadot, to w praktyce obcowanie z nią będzie przypominało raczej ostry seks z biciem po twarzy i podduszaniem.

Z Andrzejem Gołotą.

No bo owszem – w pierwszym kontakcie z już nie bordową jest naprawdę rewelacyjnie. Jest cholernie zwarta i precyzyjna, a na dokładkę nie trzeba wiele wysiłku, żeby wrzucić ją w kontrolowany poślizg i utrzymywać ją w nim tak długo, że aż ogarnie was nuda.

W sumie to chyba największa zaleta tego samochodu – możecie poruszać się płynnymi poślizgami nawet kiedy turlacie się niespiesznie do pobliskiej biedronki.

W większości seryjnych aut przejście z przyczepności do kontrolowanego poślizgu jest równie płynne i przewidywalne co upadek ze schodów – wszystko odbywa się z w akompaniamencie szarpnięć, pisku opon, gwałtownych przechyłów nadwozia i napierającej na zwieracz kupy złożonej z czystego strachu i resztek wczorajszego kebsa.

Tymczasem w już nie borowej po prostu skręcacie kierownicę, wbijacie gaz w podłogę i już po chwili mkniecie ku bramom nieba w akompaniamencie ryczącego wydechu, pisku opon, krzyków świętego Krzysztofa i swojego histerycznego śmiechu. Kiedy jednak minie początkowa euforia, zaczną docierać do was dźwięki i odczucia, z których w pierwszej chwili nie zdawaliście sobie sprawy.

Na przykład hałas.

Niskoprofilowe opony w połączeniu z brakiem większości wygłuszeń i izolacji sprawiają, że przejeżdżając po leżącej na ulicy ulotce z chińskiej knajpy jesteście w stanie bez większego problemu odczytać poprzez wibracje ile kosztuje w niej kurczak po tajsku.

Z kolei gdyby ktoś złożył tę ulotkę na pół, przywalilibyście o nią z takim impetem, że złamałby się wam kręgosłup.

Tak twardy jest ten wóz.

Poza tym od przelotowego Eisenmanna oddziela Was tylko cieniutka podłoga bagażnika – a to w połączeniu ze wspomnianym brakiem wygłuszeń sprawia, że obchodzi się on z Waszymi uszami równie subtelnie co mina przeciwpiechotna. W tle słychać jeszcze między innymi głośne zawodzenie odsłoniętej pompy paliwa, skrzypienie tapicerki, szum opon, huk wiatru i metaliczne puknięcia dobiegające z naprężającego się przy starcie napędu.

No i kliknięcia skróconego lewarka skrzyni, ale to akurat jest fajne.

Inne wady? Z moich kalkulacji wynika, że bordowa pali więcej niż startująca rakieta Falcon Heavy, nie jest w stanie wjechać na krawężnik o wysokości większej niż 5 milimetrów i jest równie dyskretna co nalot dywanowy.

Spróbujcie przyspieszyć nieco bardziej dynamicznie, by zmienić pas ruchu, a ludzie w promieniu dwóch kilometrów natychmiast wyciągną swoje smartfony i zaczną kręcić krótkometrażowe filmy fabularne o pewnym „sebixie w rozklekotanym e36 z wieśniackim spoilerem”.

Zapewnilibyście sobie lepszy PR nawet gdybyście wybiegli na ulicę nago – życie z tym autem to naprawdę nie jest raj. Szczerze mówiąc trudno podciągnąć je nawet pod czyściec… Jazda nim przypomina bardziej tanie, niemieckie porno z kategorii BDSM.

Albo rozwożenie pizzy po Aleppo.

17 Komentarzy

  1. Urwis 9 lutego 2018 o 20:40

    Dodatkowo stare Bmw ma kilka zalet : Policja troszczy się o stan Twojego ogumienia, gaśnicę i trójkąt :D Z szeregu innych aut to właśnie Twoje najbardziej im się podoba i to właśnie je zatrzymają. Gdy odwalisz jakiś numer na drodze, czy nawet nie odwalisz przechodnie jako Twoi fani na pewno uwiecznią go i przekażą potomnym z dopiskiem: Debil z BMW :v. Media również kochają nazwę BMW, zawsze zaznaczając w tytule artykułu. Po prostu wszystko kręci się wkoło tych pospolitych aut z szachownicą, widocznie każdy marzy ale nie każdy ma tyle odwagi by poruszać się nimi na co dzień ;)

    1. Prentki 12 lutego 2018 o 15:17

      To jest w sumie ciekawe, bo jak dotąd ani razu nie zostałem zatrzymany do kontroli w 328i – a jeżdżę nim na co dzień. Za to Ibizą zdarzyło mi się już ze 3 razy – i to pomimo, że wsiadam do niej może 10-15 razy na rok.

  2. Wojtek3er 9 lutego 2018 o 21:00

    Gal Gordat. Szanuje ! ;)

  3. maxx304 9 lutego 2018 o 23:26

    Tak go sobie zrobiłeś, więc widocznie tak miało być :) Ja nie mam takich zapędów, wolałbym sobie spokojnie dłubać i przywrócić wóz do stanu fabrycznego, żeby cieszyć się jazdą przez następne 20 lat. Ale co kto lubi, pełna dowolność. Bardzo chciałbym posiąść E36 Compact 323TI, ale szansa na trafienie fajnego egzemplarza za dobre pieniądze jest niewielka… A może warto wziąć 316/318IS i przełożyć silnik? Co myślisz, Tommy?

    1. Kacper 12 lutego 2018 o 12:58

      Ja powiem tak:
      Kup gotowca.

      Serio, kupując gotowca musisz go odgruzować bo wiadomo do czego służył ,ale można się cieszyć jazdą.

      A składając swojego to wygląda tak:

      1.Trzeba kupić bazę ,tylko że 316 i 318 są tak samo gruzowane. Czemu? Bo jeżdżą nimi goście których nie było stać na 325/328 ,albo ludzie którzy nic nie wiedzą o serwisowaniu samochodu (ważne że bmw) tudzież że mają tylny napęd i może ich obrócić. Więc przepłacisz strasznie za coś co się nadaje na bazę.

      2.Tak naprawdę to przy swapie ,większość bebechów trzeba wypieprzyć i wstawić te od mocniejszej wersji.

      3. Szukanie dobrego silnika – to też jest wyzwanie.

      4. Zadaj sobie pytanie ile to wszystko potrwa. Ile kosztuje .Weź pod uwagę fuckupy. Lepiej jakieś gotowce pooglądać ,jak pasuje to kupujesz jak nie pasuje to szukasz dalej.

    2. Prentki 12 lutego 2018 o 15:18

      Moim zdaniem pomysł nie jest głupi, ale wkładając jakieś R6 zastanowiłbym się już nad B28 – pracy tyle samo, wartości kolekcjonerskiej i tak miał nie będzie więc przynajmniej zrekompensujesz sobie dodatkową mocą i momentem ;)

      Co do gotowca – jeśli tylko trafi się coś z sensownie założonym motorem (bez grubego drutu) to jak najbardziej jestem na tak. Zwykle gotowe swapy da się kupić taniej niż zbudować więc na dzień dobry masz jakieś oszczędności na poprawienie błędów i partactwa.

      1. maxx304 23 lutego 2018 o 21:36

        Najgorsze jest to, że w temacie BMW jestem jak baba wybierająca poszewki na poduszki w salonie.
        E36 318is? Nie no, odejście będzie miało, silnik wytrzymały… Co? 323Ti? Oooo tak, compact z mocnym silnikiem, fajna linia, chcę compacta! Cholera… A może compact 1,6 i swapa zrobić? Nie, chyba lepiej 318is. A widzisz… tego compacta e46 mi nie pokazywałeś. No ładny ma ten front, ładny. I nowsze w sumie. Co mi tu pokazujesz? E39? Nie no, ładne. COOOOO? V8 3,5? Bierz nerkę i dawaj auto!

        Szlag by to…

  4. Dapo 10 lutego 2018 o 21:20

    Fajne są takie auta, pod jednym warunkiem: ze nie musisz nim jeździć na co dzień. Chciałbym.

    1. Prentki 12 lutego 2018 o 15:19

      Jeżdżę nim na co dzień. Jest fajnie. Niełatwo ale jest fajnie ;)

      1. Kacper 15 lutego 2018 o 18:37

        Ja mam odwrotne przemyślenia. Na codzień ,praca>dom>po bułki super ,dopiero jak trzeba w trase pojechać to marzy się o cywilizowanym daily. Ach…. a potem przypomina mi się ucieka ze mnie życie kiedy muszę pożyczyć Land Rovera ojca gdy mój bolid jest unieruchomiony. Straszne uczucie :)

  5. Escobar1 12 lutego 2018 o 17:41

    Mam podobnie na codzień touring 328 wcale nie jest niełatwo , w niedziele 328 coupe…. i tez jest łatwo …

  6. REMIQ 18 lutego 2018 o 22:57

    Ja jeszcze w zeszłym roku przelatałem 12tys. km białym 3-drzwiowym Citroenem Saxo z 1998r. Ten niesamowity wyposażony w osiągający śmiercionośne 58KM silnik wysokoprężny francuski pomiot jakiejś mocno wyeksploatowanej dziwki, pozbawiony wygłuszeń, wykładziny (bo lała się gdzieś do środka woda i zgnił), wspomagania kierownicy i godności dał mi taką jakąś głupią dawkę radochy z jazdy, że ciężko mi w to uwierzyć, a co dopiero zrozumieć. Nie ważne, czy wiozłem nim meble, haratałem do roboty czy 170km do kumpla na weekend, banan na ryju 24/7.
    Samochód jest tak statystycznie bezsensowny, że oczy wylatają, a jednocześnie jest taki kochany. I upalałbym go dalej, gdyby nie to, że wszedłem w etap „Janusz-mode lvl milion” i przesiadłem się do… eee… B5… no ten… z dieslem… i kombi. Przepraszam :(

    Wracając jednak do tematu, to pomimo moich 35 lat, ja mam dziecięcego rogala na pysku kiedy wsiadam do czegokolwiek, co mogę poczuć wszystkimi moimi 3 zmysłami (pozostałe nie działają). Czy to jest Saxo, czy moje Audi 80 z roz*ebanym zawieszeniem i bez hamulców z tyłu (jak to fajnie dupą rzuca na zakrętach), czy inny maluch, to ja się tym jaram jak kot światełkiem z lasera.

    P.S.
    I jeszcze raz przepraszam za Passata…

  7. Marcin 19 lutego 2018 o 13:12

    Heh, świetnie napisane!

  8. iParts 20 lutego 2018 o 08:12

    Jak zwykle wpis taki, że aż chce się czytać! Swoją drogą… niby stare BMW, ale jednak ma to coś czego nie ma żona.

  9. Klakiernik 20 lutego 2018 o 10:59

    Świetny wpis, z lekkim przymrużeniem oka. ;) Wiele motoryzacyjnych świrów nie oddałoby swojego starego „złomka”, w końcu ile wspomnień z nim związanych, ile kilometrów przejechanych, ile dziewczyn wożonych… :)

  10. superparts.pl 27 marca 2018 o 13:34

    Świetny materiał Kolejny szanujący;)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *