Nie da się ukryć, że ostatnimi czasy nieco oddaliłem się w swoich wywodach od tematyki motoryzacyjnej. Ma to duży związek z nawałem różnego typu spraw, które musiałem doprowadzić do końca i przez które nie miałem zbyt wiele czasu na moje garażowe posiedzenia (tak, tylne zawieszenie BMW nadal czeka na montaż).

Żeby jednak nie pojawiały się głosy, że prentki zmienia branżę, postanowiłem poruszyć kwestię zainteresowania płci pięknej tematyką motoryzacyjną.

Dzięki temu będę miał okazję poruszyć wątek samochodów, a przy okazji podzielić się z Wami paroma spostrzeżeniami, które przez ostatnie kilka lat udało mi się zanotować. A więc po kolei – przede wszystkim nie jest żadną tajemnicą, że większość kobiet odnosi się do tematu motoryzacji w sposób, który można co najwyżej określić mianem „subtelnej obojętności” bądź też „umiarkowanej ignorancji”.

W prostszym tłumaczeniu oznacza to, że silniki i wałki rozrządu obchodzą je równie mocno co nas wiosenne trendy w kolorystyce damskich torebek. Jedynym wyjątkiem jest sytuacja, kiedy proponujecie im jako prezent urodzinowy czerwoną mazdę MX5.

Wtedy mogą się poświęcić na tyle, żeby przeglądnąć folder ofertowy i wybrać kolor tapicerki oraz ilość uchwytów na kubek z kawą. W pozostałych wypadkach ich zainteresowanie samochodem ogranicza się do poinformowania Was, że po ostatnim uderzeniu w krawężnik odpadło im kółko albo, że „ta czerwona kontrolka co się od miesiąca świeciła coś chyba jednak oznaczała bo dzisiaj silnik zgasł i nie chce zapalić”.

Tak naprawdę spotkanie kobiety, która podczas rozmowy przy drinku poruszyła by temat gaźników bez przymusu w postaci pistoletu magnum przystawionego do jej głowy wydaje się być równie realne co wizyta Zygmunta Chajzera, który z uśmiechem na twarzy chciałby wyprać Wasze skarpetki.

Nie twierdzę, że takich kobiet nie ma – one na pewno istnieją. Podobnie jak wysokie zarobki, kosmici i moment obrotowy w silnikach hyundaia. Wszyscy wiedzą, że istnieją ale cały problem polega na tym, że nikt ich jeszcze nie widział. Ale wracając do głównego wątku – z całą pewnością zainteresowanie statystycznej kobiety tematem motoryzacji nie jest zadaniem prostym.

Przypomina trochę próbę przekonania szympansa, że ta bułka z pasztetową jest zdecydowanie smaczniejsza i bardziej zajmująca niż te jego oklepane, pospolite banany.

Nie oznacza to jednak, że nie jest to możliwe – wystarczy przypomnieć sobie jak jakiś czas temu pewien łysiejący gość w okularach przekonał kilkanaście milionów ludzi, że przerośnięty palmtop jest wart czterokrotność ich miesięcznych zarobków tylko dlatego, że nie mieści się do kieszeni, jest biały i ma na początku nazwy literkę „i”.

Z całą pewnością nie jest dobrym sposobem próba rzucenia kobiety na głęboką wodę podsuwając jej pod nos jakieś skomplikowane pytanie. Tekst w stylu „Kochanie, a może pomogłabyś mi dopasować wałki rozrządu z coswortha?” może i ją zainteresuje, ale tylko do momentu, w którym zorientuje się ona, że wałek rozrządu nie służy do układania włosów, a „cosworth” to nie nazwa nowego sklepu w centrum.

Również wciągnięcie jej podstępem w jakieś garażowe zadanie nie jest dobrym pomysłem, bo jedyne co możecie uzyskać to popsucie tego co miało być naprawione, pogubienie połowy kluczy i foch jakiego świat nie widział od czasu kiedy pewien mieszkaniec Płocka swej kobiecie kupił na urodziny duże, ekonomiczne opakowanie proszku do prania.

Przede wszystkim musicie pamiętać, że hobby jakim jest motoryzacja jest przeznaczone dla osób, które pociągają różnego rodzaju sztuki manualne. Nie przekonasz do szlifowania pokrywy zaworów człowieka, który ze względu na niechęć do używania narzędzi wzywa fachowca do wymiany żarówki w toalecie.

Motoryzację można traktować jak rękodzieło. Jak sztukę na poziomie równie ważnym co rzeźbienie w drewnie, projektowanie i szycie ubrań czy też malowanie pejzaży. Tak – motoryzacja jest dziedziną sztuki.

I jak to w sztuce bywa podstawowym i najważniejszym motywatorem do kolejnych działań jest ich efekt końcowy.

Jeśli przekonasz swoją drugą połówkę, żeby pomogła Ci w odnowieniu i zamontowaniu dwu tłoczkowych hamulców, to nie licz na to, że da się namówić ponownie na podobne zadanie jeśli po wszystkim założysz na nie stalową, zasłaniającą wszystko felgę albo nie pozwolisz jej przejechać się po krętej trasie, żeby poczuć różnicę między nowym zestawem, a starymi i rozpadającymi się tarczami.

Efektem swojej pracy trzeba się cieszyć. Oglądać go… Wręcz się nim upajać.

Kiedy uda mi się odnowić i założyć do samochodu nowe felgi to przez kolejny miesiąc przechodząc koło niego zawsze przystaję na chwilę, aby nacieszyć się swoim triumfem. Siedzę i gapię się na te koła z wywieszonym jęzorem jakby oczekując, że zaraz zamienią się w cycki.

Albo ciasto czekoladowe z marcepanem.

Ale wracając do głównego wątku. Pewnie często zdarza się Wam pochwalić swojej kobiecie, że ten kolektor 4-2-1, który przed chwilą założyliście genialnie podciągnął wykres w górę, albo że te dunlopy SP na na mokrym kleją się równie dobrze co taśma izolacyjna marki tesco. Macie tak prawda? W związku z tym mam dla Was cenną radę.

Nie róbcie tego.

Ona i tak Was nie słucha.

A jeśli jakimś cudem słucha to i tak kompletnie jej to nie interesuje.

W takich rozmowach możecie co najwyżej liczyć na rzucone od niechcenia „aha… to fajnie” albo „mhhhmmm…”. Już nawet kiedy zobaczy Waszą zawiedzioną minę zbitego gazetą szczeniaka to będzie ją stać co najwyżej na „to cudownie kochanie!” które będzie brzmiało równie szczerze i naturalnie co cedzone przez łzy „i tak przyjechałem tu tylko po to, żeby się dobrze bawić” wypowiedziane w jakimś teleturnieju.

Tego typu opowieści nigdy nie zainteresują osoby, która nie ma pojęcia o czym właściwie do niej mówicie.

Przeciętna kobieta wie, że kiedy wciśnie się pedał gazu to samochód jedzie. Mówienie jej o przebiegu krzywej momentu obrotowego i to jeszcze uproszczonym slangiem przypomina próbę zainteresowania worka cementu nowym menu pobliskiej pizzeri. Założę się, że pozostanie obojętny na wasze starania.

Podsumowując – nie mam zielonego pojęcia jak zachęcić kobietę do zainteresowania się samochodem. Z całą pewnością wiem jak tego nie robić. Ale może warto spróbować wrabiając ją do pomocy przy jego porządnym umyciu.

Obecnie moje BMW jest brudne jakby dopiero wróciło z rajdu Pa-Dak. Dlatego mam zamiar chytrze wkręcić moje nieprzeczuwające podstępu kochanie w jego kompleksowe wysprzątanie. Myślę, że po tym sama stwierdzi iż przekładka silnika wcale nie jest taka zła.

Jeśli znajdą w lesie moje zakrwawione zwłoki z rurą odkurzacza wsadzoną w tyłek to znaczy, że trochę przesadziłem.

Pozdrawiam,
Tommy

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *